Przy okazji 100-lecia Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego przypomniało mi się, jak pewien mój kolega, zresztą świetny specjalista od terapii uzależnień, zwykł mawiać: Jednych uczy życie, innych – uniwersytety. I zaznaczał, że on właśnie kształcił się na uniwersytecie, w odróżnieniu od osób, które poznały problem uzależnienia na własnej skórze. Zresztą nie negował ich kompetencji, tylko podkreślał różne drogi, jakimi dochodzi się do mistrzostwa zawodowego. Otóż różne bywają szkoły, te nasze życiowe uniwersytety. Powszechnie przyjęty tok kształcenia przeciętnego człowieka to przeważnie szkoła podstawowa i średnia, a potem czasami – wyższa. Te ostatnie bywają różne, od kształcących w jakimś konkretnym, czasem wąskim zawodzie, aż po takie, które otwierają drzwi do kariery naukowej. Tak się więc zdarza, że jakiś student wyrastający ponad rówieśników doktoryzuje się, habilituje i idzie w profesory. I teraz on staje się tym, który uczy innych, tzn. inni uczą się od niego. I to jest wielka odpowiedzialność. Bo prawdziwy mistrz nie może prowadzić swoich uczniów na manowce, błędnymi ścieżkami. Potem szkoły szczycą się swoimi uczniami, którzy porobili różne kariery, bo to jest taka zachęta, że każdy może coś wielkiego osiągnąć. Ale także – sławnymi wykładowcami i profesorami. Lecz jest taki jeden przypadek, który wymyka się wszelkim kategoriom i klasyfikacjom. To Karol Wojtyła, późniejszy papież Jan Paweł II, a obecnie już święty. Wszystkie szkoły, w których się uczył lub w których nauczał, mogą powiedzieć, że one to dopiero miały szczęście.
Autorka w każdą niedzielę w ramach bloku programowego pt. „Familijna Jedynka” w Programie I Polskiego Radia (od godz. 6.00 do 9.00) w cyklu „Kochane życie” (godz. 6.15) prezentuje listy, które przychodzą do redakcji radiowej i do redakcji „Niedzieli”.
Pomóż w rozwoju naszego portalu