Reklama

Kościół nad Odrą i Bałtykiem

Medyczna i policyjna pasja Jarosława

Niedziela szczecińsko-kamieńska 33/2018, str. VI

[ TEMATY ]

policja

ratownictwo medyczne

Bogdan Nowak

Jarosław Szuba w czasie zajęć z pierwszej pomocy z młodzieżą szkolną

Jarosław Szuba w czasie zajęć z pierwszej pomocy z młodzieżą szkolną

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

W niedzielny poranek doszło do pożaru jednego z mieszkań na szczecińskim poddaszu. Akurat wtedy sierżant sztabowy policji Jarosław Szuba rozliczał się z dopiero co zakończonej kilkunastogodzinnej służby. Nagle w radiu usłyszał komunikat o wspomnianym ogniu trawiącym mieszkanie. Błyskawicznie wraz ze swoim kolegą policjantem wskoczył do radiowozu i pomknęli pod wskazany adres. Przybyła też straż pożarna. Z poddasza domu kłębił się dym wraz z niebezpiecznymi łunami ognia. Przerażeni mieszkańcy wybiegli na zewnątrz wielorodzinnego domu. Na podwórzu policjanci spostrzegli kobietę pochyloną nad mocno poparzonym chłopcem. Ratownik medyczny Szuba szybko ocenił stan zdrowia chłopca; stwierdził nagle zatrzymanie krążenia krwi. Reanimował jego serce przy pomocy defibratora, który zawsze ze sobą zabiera w swoją misję ratunkową. Potem wraz z kolegą opatrywali mu poparzone części ciała. Wreszcie przyjechała karetka pogotowia, która tak przygotowanego pogorzelca zawiozła do szpitala.

Jarosław Szuba dalej uczestniczył w medycznej akcji ratowania ludzi, segregując poszkodowanych i zabezpieczając miejsca zniszczone przez ogień.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Innym razem policjant – ratownik medyczny udzielił skutecznej pomocy mężczyźnie, w którego mieszkaniu wybuchł pożar. Kiedy patrol policyjny dojechał na miejsce dramatu, zauważyli, że z okien ostatniego piętra wydobywały się kłęby dymu. Sąsiedzi tego lokatora, skąd tak bardzo dymiło, nie mogli otworzyć drzwi mieszkania ani w jakikolwiek sposób skontaktować się z ofiarą pożaru. Dopiero policjanci wyważali drzwi i spostrzegli tam leżącego na podłodze starszego mężczyznę. Sierżant sztabowy wyniósł go na klatkę schodową i tam podał mu tlen. Przybyłe pogotowie ratunkowe zabrało go do szpitala.

Takich bohaterskich akcji ratujących ludzkie życie w wyniku niespodziewanych wydarzeń pan Jarek miał sporo. Nigdy w takich momentach nie zastanawia się nad tym, co robi, emocje dopiero przychodzą po wykonaniu misji, wyprzedzającej pomoc lekarza pogotowia ratunkowego przed natychmiastowym zawiezieniem cierpiącego do szpitala.

Reklama

Zawsze odważny, ze swoją nieodłączną kilkunastokilogramową torbą ratownika, stara się być najszybszy, niczym anioł dobroci, do którego opuszczony człowiek woła o ratunek.

– Najbardziej wzruszają mnie dziecięce ofiary rozmaitych katastrof, których przecież sprawcami są dorośli – wyjawia, gdy rozmawiam z nim w jego gościnnym mieszkaniu. – Może dlatego, że one są niewinne swoich nagłych bólów, oparzeń, krwawiących ran i uszkodzeń organów wewnętrznych.

Szczecińskie media słusznie uznały policjanta – ratownika z Komisariatu Policji Komendy Miejskiej Policji Szczecin Nad Odrą Jarosława Szubę bohaterem, wszak życie i zdrowie człowieka jest najdroższym darem, niedającym się w żaden sposób przeliczyć na jakiekolwiek wartości materialne.

On je kocha bardziej niż swoje, bowiem wyjeżdżając na ratunek innym, naraża swoje. Nigdy nie wie, ile musi dać z siebie, by poszkodowanego błyskawicznie przygotować na drogę intensywnej terapii w specjalistycznej karetce do najbliższego oddziału szpitalnego.

Jarek Szuba ma świadomość, że nie każdy może być ratownikiem medycznym, bo do tej służby trzeba mieć szczególne predyspozycje, podobne jak do realizacji powołania lekarskiego. Taki człowiek musi odnaleźć się w trudnych sytuacjach, a nawet często w warunkach ekstremalnych. Powinien więc posiadać bardzo dobrą sprawność fizyczną, odporność psychiczną, umiejętność szybkiej koncentracji, zachowania trzeźwego spojrzenia i analizy danej sytuacji oraz rozważnej obserwacji sygnałów. Ratownik musi również poznać wiedzę z zakresu psychologii, socjologii, etyki, farmakologii w ratownictwie i anatomii oraz wiadomości na temat współczesnych zagrożeń, w tym zwłaszcza niebezpieczeństw samego życia. Od tej pierwszej profesjonalnej pomocy ratownika medycznego często zależy przywrócenie poszkodowanemu życia i zdrowia.

Reklama

Pasjonat służby policyjnej i ratownictwa medycznego jest rodowitym szczecinianinem. Staż Szuby w policji wynosi czternaście lat, natomiast od czterech lat pełni jeszcze wznioślejszą służbę – ratownika medycznego. Te dwa powołania zawodowe całkowicie wypełniły jego interesujące życie, bo robi to, co lubi. W tym czuje się szczęśliwy.

Altruistyczne oddanie mieszkańcom Szczecina w ich dramatycznych momentach docenił Prezydent Miasta, wyróżniając funkcjonariusza Ogniwa Patrolowo-Interwencyjnego sierżanta sztabowego Jarosława Szubę podczas spotkania w magistracie.

Utworzył nawet pierwszą w Polsce grupę ratowników medycznych jednoczących policjantów i cywilnych, miłośników spieszenia z pomocą rozmaicie poszkodowanym, którzy pod jego kierunkiem uczą się teoretycznie i praktycznie udzielać pierwszej fachowej pomocy.

– Zależy mi, aby jak najwięcej mieszkańców Szczecina zostało przeszkolonych w zakresie udzielania pierwszej pomocy – takie życzenie wyjawia zachodniopomorski superman. – Im młodszy słuchacz naszych kursów, tym łatwiej przyswaja sobie wiedzę i medyczne umiejętności, które stają się dobroczynnymi nawykami ratującymi życie. Dlatego takie zajęcia – wraz z kolegą, także policyjnym pasjonatem ratownictwa medycznego – prowadzę w szkołach, gimnazjach, liceach oraz technikach.

Również od czterech lat ten zasłużony policjant o charyzmie ratownika medycznego pełni również dyżury w szczecińskim pogotowiu ratunkowym.

Jarek, będąc też mężem i ojcem, ze szczególną miłością pochyla się nad każdym doznającym przewlekłych bólów wskutek rozmaitych chorób bądź nagłych niebezpiecznych stanów zdrowia, bo każdemu chciałby pomóc ulżyć psychofizycznie w cierpieniu.

Z powagą mówi o naszej cywilizacji śmierci, w której kult zła zdaje się konkurować z coraz bardziej deptanym dobrem.

Reklama

– Święty papież Jan Paweł II był ostatnim autorytetem moralnym dla młodego pokolenia. Obecnie młodzież nie ma takiego moralnego przyjaciela, który byłby słyszany i słuchany. Nie ma duchowych przykładów szlachetnego życia ani w mieście, ani w Polsce, ani w świecie. Tę pustkę wykorzystuje dotąd skrzętnie ukrywające się zło, które za pośrednictwem coraz wszechobecnych środków masowego przekazu wciska się wszędzie. Człowiek ma to do siebie, że w takim powszechnym poddaniu się wszelkim zjawiskom patologicznym chętniej ogląda brutalne filmy, imprezy, wydarzenia, bo w nich ma on możliwość do bezmyślnego i swobodnego wyżycia się, nie bacząc wcale na negatywne skutki. Obojętność na los bliźniego, samotność, kult siebie, bezpardonowa walka o pieniądze, rozmaita przemoc, stawianie dóbr materialnych wyżej niż czczenie Boga to tylko niektóre symptomy naszych liberalnych czasów.

– Czy karetka pogotowia dociera zawsze tam, gdzie jest faktycznie potrzebna? – pytam dociekliwie emanującego stoickim spokojem policyjnego ratownika.

– Społeczeństwo nasze jest coraz starsze wskutek rozwoju medycyny, a tym samym coraz więcej ludzi jest pod opieką lekarską. Seniorzy swoje schorzenia odczuwają dotkliwiej niż osoby młodsze. Bywają dość często wezwania do drobnych dolegliwości czy skaleczeń, które można ukoić domowymi sposobami lub skorzystać z nocnego dyżuru lekarza rodzinnego lub najbliższego szpitala. Nie można blokować karetki pogotowia ratunkowego przed koniecznością udania się do osoby umierającej wskutek nagłego pogorszenia się choroby, wybuchu pożaru czy kolizji komunikacyjnej. Nie wolno służb komunalnych wzywać do błahostek, bo wtedy zamykamy możliwości ratowania drogim sprzętem specjalistycznym i gotowymi do akcji odpowiednio wyszkolonymi ludźmi w miejscach, gdzie trzeba natychmiast na miejscu dramatu udzielić właściwej i skutecznej pomocy ofiarom nieszczęścia.

Reklama

Tej świadomości ciągle brakuje wielu współczesnym traktującym życie bardziej przedmiotowo, mimo że ratownicy wszelkich służb narażają własne życie.

Niestety, ratownictwo medyczne obejmujące cały nasz kraj jest ciągle jeszcze niedoceniane moralnie i finansowo, mimo że jest to służba, a nie praca. A przecież służba to nieustanne trwanie w stanie gotowości udania się z pomocą do każdego, kto jej potrzebuje.

Tak jak to w swoim braterskim umyśle Jarek Szuba, zjawiający się ze swoją nieodzowną torbą ratownika niczym boski posłaniec tam, gdzie jest taka faktyczna potrzeba. On nie pyta, za ile i po co. Jedzie z szybkością rakiety, bo natura obdarzyła go w tak wielki dar odważnego ratowania ludzi, za który odpowiada swoją pracowitością, ewangeliczną dobrocią, szybkością skutecznego działania i bycia tam, gdzie toczy się walka o życie człowieka.

2018-08-14 11:06

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

W czwartek weszły w życie przepisy dotyczące konfiskaty aut nietrzeźwym kierowcom

[ TEMATY ]

policja

Adobe Stock

W czwartek weszły w życie przepisy umożliwiające konfiskatę aut nietrzeźwym kierowcom, jednak nadal nie ma aktów wykonawczych, które umożliwiałyby nakładanie tego typu kar. Resort sprawiedliwości już zapowiedział, że zapisy dotyczące przepadku pojazdów zostaną złagodzone.

W połowie grudnia 2022 roku w Dzienniku Ustaw została opublikowana nowelizacja ustawy Kodeks karny oraz niektórych innych ustaw. Nowela zaostrzyła kary za najcięższe przestępstwa, wprowadziła tzw. bezwzględne dożywocie oraz konfiskatę aut pijanych kierowców lub równowartości takiego pojazdu.

CZYTAJ DALEJ

Marcin Zieliński: Znam Kościół, który żyje

2024-04-24 07:11

[ TEMATY ]

książka

Marcin Zieliński

Materiał promocyjny

Marcin Zieliński to jeden z liderów grup charyzmatycznych w Polsce. Jego spotkania modlitewne gromadzą dziesiątki tysięcy osób. W rozmowie z Renatą Czerwicką Zieliński dzieli się wizją żywego Kościoła, w którym ważną rolę odgrywają świeccy. Opowiada o młodych ludziach, którzy są gotyowi do działania.

Renata Czerwicka: Dlaczego tak mocno skupiłeś się na modlitwie o uzdrowienie? Nie ma ważniejszych tematów w Kościele?

Marcin Zieliński: Jeśli mam głosić Pana Jezusa, który, jak czytam w Piśmie Świętym, jest taki sam wczoraj i dzisiaj, i zawsze, to muszę Go naśladować. Bo pojawia się pytanie, czemu ludzie szli za Jezusem. I jest prosta odpowiedź w Ewangelii, dwuskładnikowa, że szli za Nim, żeby, po pierwsze, słuchać słowa, bo mówił tak, że dotykało to ludzkich serc i przemieniało ich życie. Mówił tak, że rzeczy się działy, i jestem pewien, że ludzie wracali zupełnie odmienieni nauczaniem Jezusa. A po drugie, chodzili za Nim, żeby znaleźć uzdrowienie z chorób. Więc kiedy myślę dzisiaj o głoszeniu Ewangelii, te dwa czynniki muszą iść w parze.

Wielu ewangelizatorów w ogóle się tym nie zajmuje.

To prawda.

A Zieliński się uparł.

Uparł się, bo przeczytał Ewangelię i w nią wierzy. I uważa, że gdyby się na tym nie skupiał, to by nie był posłuszny Ewangelii. Jezus powiedział, że nie tylko On będzie działał cuda, ale że większe znaki będą czynić ci, którzy pójdą za Nim. Powiedział: „Idźcie i głoście Ewangelię”. I nigdy na tym nie skończył. Wielu kaznodziejów na tym kończy, na „głoście, nauczajcie”, ale Jezus zawsze, kiedy posyłał, mówił: „Róbcie to z mocą”. I w każdej z tych obietnic dodawał: „Uzdrawiajcie chorych, wskrzeszajcie umarłych, oczyszczajcie trędowatych” (por. Mt 10, 7–8). Zawsze to mówił.

Przecież inni czytali tę samą Ewangelię, skąd taka różnica w punktach skupienia?

To trzeba innych spytać. Ja jestem bardzo prosty. Mnie nie trzeba było jakiejś wielkiej teologii. Kiedy miałem piętnaście lat i po swoim nawróceniu przeczytałem Ewangelię, od razu stwierdziłem, że skoro Jezus tak powiedział, to trzeba za tym iść. Wiedziałem, że należy to robić, bo przecież przeczytałem o tym w Biblii. No i robiłem. Zacząłem się modlić za chorych, bez efektu na początku, ale po paru latach, po którejś swojej tysięcznej modlitwie nad kimś, kiedy położyłem na kogoś ręce, bo Pan Jezus mówi, żebyśmy kładli ręce na chorych w Jego imię, a oni odzyskają zdrowie, zobaczyłem, jak Pan Bóg uzdrowił w szkole panią woźną z jej problemów z kręgosłupem.

Wiem, że wiele razy o tym mówiłeś, ale opowiedz, jak to było, kiedy pierwszy raz po tylu latach w końcu zobaczyłeś owoce swojego działania.

To było frustrujące chodzić po ulicach i zaczepiać ludzi, zwłaszcza gdy się jest nieśmiałym chłopakiem, bo taki byłem. Wystąpienia publiczne to była najbardziej znienawidzona rzecz w moim życiu. Nie występowałem w szkole, nawet w teatrzykach, mimo że wszyscy występowali. Po tamtym spotkaniu z Panem Jezusem, tym pierwszym prawdziwym, miałem pragnienie, aby wszyscy tego doświadczyli. I otrzymałem odwagę, która nie była moją własną. Przeczytałem w Ewangelii o tym, że mamy głosić i uzdrawiać, więc zacząłem modlić się za chorych wszędzie, gdzie akurat byłem. To nie było tak, że ktoś mnie dokądś zapraszał, bo niby dokąd miał mnie ktoś zaprosić.

Na początku pewnie nikt nie wiedział, że jakiś chłopak chodzi po mieście i modli się za chorych…

Do tego dzieciak. Chodziłem więc po szpitalach i modliłem się, czasami na zakupach, kiedy widziałem, że ktoś kuleje, zaczepiałem go i mówiłem, że wierzę, że Pan Jezus może go uzdrowić, i pytałem, czy mogę się za niego pomodlić. Wiele osób mówiło mi, że to było niesamowite, iż mając te naście lat, robiłem to przez cztery czy nawet pięć lat bez efektu i mimo wszystko nie odpuszczałem. Też mi się dziś wydaje, że to jest dość niezwykłe, ale dla mnie to dowód, że to nie mogło wychodzić tylko ode mnie. Gdyby było ode mnie, dawno bym to zostawił.

FRAGMENT KSIĄŻKI "Znam Kościół, który żyje". CAŁOŚĆ DO KUPIENIA W NASZEJ KSIĘGARNI!

CZYTAJ DALEJ

Bp Miziński: bądźmy wierni dziedzictwu św. Wojciecha

– Dzisiaj musimy się zapytać, co uczyniliśmy z tym dziedzictwem, które przyniósł nam św. Wojciech – mówił w homilii bp Artur Miziński, Sekretarz Generalny Konferencji Episkopatu Polski, który 23 kwietnia w uroczystość św. Wojciecha, patrona Polski przewodniczył Mszy św. w kościele św. Wojciecha w Częstochowie.

– Zapewnienie Chrystusa zmartwychwstałego w słowach: „Gdy Duch Święty zstąpi na was, otrzymacie Jego moc i będziecie moimi świadkami w Jeruzalem i w całej Judei, i w Samarii, i aż po krańce ziemi” zrealizowało się nie tylko w życiu apostołów, ale także w życiu i posłudze ich następców. Św. Wojciech jest tego jasnym przykładem – podkreślił bp Miziński.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję