Reklama

Niedziela Łódzka

Tu spotykam człowieka

Z prof. dr hab. Edwardem Kowalczykiem, który kilka tygodni temu z rąk prezydenta Andrzeja Dudy odebrał profesorski akt nominacyjny, jedynym profesorem pracującym w bonifraterskim ziołolecznictwie, rozmawia Anna Skopińska

Niedziela łódzka 30/2018, str. 6

[ TEMATY ]

wywiad

ziołolecznictwo

Archiwum prywatne

Prof. E. Kowalczk z synem i Prezydentem RP podczas uroczystości odebrania aktu nominacyjnego

Prof. E. Kowalczk z synem i Prezydentem RP podczas uroczystości odebrania aktu nominacyjnego

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Anna Skopińska: – Co profesor robi w poradni ziołoleczniczej? I czy Pan Profesor wierzy w zioła?

Prof. Edward Kowalczyk: – O dziwo – tak. Gdybym nie wierzył, nie byłoby mnie tutaj. Co prawda naukowo zajmuję się farmakologią, a więc sensu stricte akademicką medycyną, jednak widzę duży potencjał również w ziołach. I dlatego jestem tu od tylu lat i myślę, że jeszcze trochę, jak zdrowie pozwoli.

– Od tylu, czyli ilu?

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

– Od ponad dwudziestu.

– I robi Pan to z przekonaniem?

– Tak. Z przekonaniem takim, że tu w poradni ziołoleczniczej zobaczyłem swoich nauczycieli również. Nauczycieli akademickich, którzy o ziołach w zeszłym wieku mi nie mówili, a którzy przyszli tutaj, jako pacjenci.

– Do Pana?

– Dokładnie. Przecierali oczy ze zdziwienia i myślę, że oni bardziej się krępowali niż ja.

– Ale nadal studentom medycyny nie mówi się o ziołach...

Reklama

– Nie mówi się, bo to jest może nie na czasie...? Ale może też z innego powodu akademicko się nie mówi. My nie lubimy preparatów, które działają, a nie potrafimy powiedzieć, dlaczego. Nie znamy mechanizmu ich działania. Nie potrafimy ocenić ich wpływu na komórkę, a chcielibyśmy, by dokładnie sprecyzować jego działanie i przewidzieć skutki tego działania. Tego w przypadku ziół nie da się powiedzieć. Przy związkach chemicznych – wiadomo. Można stworzyć inteligentne leki, ale o rumianku mówimy ogólnie, a nie o jakimś wybranym elemencie z tego rumianku.

– Czyli to się tak trochę na wiarę przyjmuje?

– Nie zawsze. Aczkolwiek mogę powiedzieć, że czasami wiara czyni cuda – przy ziołach, jak i przy lekach. Widzę takich pacjentów, którzy jak nie wierzą, to im nawet najcudowniejszy lek nie pomoże. A on powinien pomóc, bo tak mówi medycyna. Więc gdzieś ta wiara w terapii jest ważna.

– Namawia Pan swoich znajomych i pacjentów spoza poradni na zioła?

– Zdarzają się tacy, którzy rozkładają ręce przy tradycyjnej medycynie, ale droga daleka, by sięgnęli po zioła. Współczesny człowiek chce czegoś wygodnego, a u bonifratrów nie mamy preparatów wygodnych. Mamy zioła do parzenia. To nie jest coś na szybko, co przekonuje każdego człowieka. Więc do picia takich zestawów i mieszanek chyba trzeba dojrzeć. Niektórzy stoją pod ścianą i dojrzewają, niektórzy szukają i żadna medycyna nie jest im w stanie pomóc. Ani żaden profesor nie jest w stanie ich rozpoznać. Mam takich pacjentów, którzy przychodzą tu z wynikami, na podstawie których wszyscy im mówią, że jest ok. A ja zadaję pytanie – czy jestem w stanie go wyleczyć? Rodzi się pytanie – jakiego leczenia on potrzebuje?

– I jakiego? Znajduje Pan odpowiedzi?

Reklama

– Właśnie tutaj mam czas. W POZ-cie nie miałbym czasu. Tu mogę porozmawiać o wszystkim. Dowiaduję się o życiu, bo tutaj pacjent często opowiada o rzeczach niekoniecznie medycznych. I często to zagubienie się w świecie jest przyczyną, że szukamy, cierpimy. Czasami dusza cierpi, a nie ciało. Nie radzimy sobie. Ale niebezpiecznie jest powiedzieć pacjentowi: – słuchaj, chyba się zagubiłeś i może niekoniecznie szukasz pomocy tam, gdzie należy.

– Niebezpiecznie, ale Pan czasem tak mówi?

– Czasami tak. Ale muszę wyczuć, czy mogę to powiedzieć. Bo gro osób nie lubi, jak im się powie, żeby zwolnili, żeby skupili się na sobie, na swoich potrzebach, a nie tylko na tym, co inni chcą od nich. Żeby nie gonili do końca tam, gdzie ktoś z nich zrezygnuje, bo przyjdzie lepszy, mocniejszy, zdolniejszy, ładniejszy. Żeby mieli umiar, a tego umiaru często teraz brakuje. Chcemy szybko, naraz, teraz, już.

– Bonifratrzy są dumni z profesora wśród nich, a Pan Profesor z tego, że jest niejako bonifratrem, też?

– Gdybym nie był dumny, to nie pracowałbym tu na pewno. Bo ktoś by powiedział – profesorze, no przecież u ciebie wizyta gdzieś w gabinecie kosztowałaby tyle, że tego ci tutaj bonifratrzy nie dadzą. Ale tu spotykam ludzi. Tu spotykam często takich, których nigdzie bym nie spotykał. I tu często potrzeba serce, a nie wiedzy.

– Ale wiedza też wspomaga...

Reklama

– Oczywiście. Pod warunkiem, że mam taką wiedzę, która pozwala mi z ludźmi na różnym poziomie rozmawiać. Bo tu spotykam pacjenta i bardzo inteligentnego, z pierwszych stron gazet celebrytę, jak i takiego, o którym świat zapomniał. W świecie profesorskim takiego człowieka, o którym świat zapomniał, nikt nie widział. Bo jego nie stać byłoby na to, by przyjść do mnie... A lekarz musi takiego też widzieć.

– Czyli tu też uczy się Pan ciągle tego swojego powołania?

– Tutaj znalazłem swoje miejsce w szyku. Tutaj nie mówię: jesteś Kowalczyk po to, żeby tylko brylować, tylko: jesteś tu po to, by widzieć drugiego. Drugiego człowieka. A czy mi się udaje? Nie wiem.

– O to chyba trzeba spytać pacjentów....

– Rożnie to bywa. Na pewno są tacy, którzy są niezadowoleni z tego, co ja im mówię, inni docenią fachowość, często przychodzą po to, by dowiedzieć się, czy iść na zabieg, czy słusznie i prawidłowo są leczeni. Bywa tak, że jesteśmy jak wyrocznia. I dla niektórych jesteśmy takim ostatnim sitem, które mówi: dobrze robię czy źle.

– A są takie sytuacje, że rozkłada Pan ręce?

– Tak, ale rozkładam ręce i czasami widzę cuda. Bo cóż mogę powiedzieć, jeśli medycyna akademicka pacjentowi mówi: zostało panu pół roku życia, a on po trzech latach do mnie przyjeżdża i mówi: to nie duch, to ja, z krwi i kości! Co go trzyma przy tym życiu? – rodzi się takie pytanie. Można by powiedzieć: pewnie zioła, a może ta wiara go trzyma? Dla mnie nieważne. Ważne, że on jest, że egzystuje, że w miarę swoich możliwości żyje. I przez lata mojej pracy tutaj wiele takich osób widziałem. Czy to jest cud? Akademicko powiedziałbym – chyba z pogranicza cudu.

Reklama

– Profesura to ukoronowanie Pana kariery naukowej?

– Tak. Jest zwieńczeniem tego, co robię naukowo. Wiadomo, że bonifratrzy to jest taka moja odskocznia, mój relaks. Taka prawdziwa medycyna to jest medycyna akademicka. To jest moje hobby, moje życie, mój świat. Mogę śmiało powiedzieć: do bonifratrów przychodzę odpocząć. A na takim full pracuję naukowo.

– Czyli jest Panu potrzebne to miejsce...

– Traktuję je w pewnym sensie jako swoją terapię. Aby działać długo, muszę korzystać z różnych poziomów. Czyli tam, gdzie na maksa potrzebuję – maksymalnie wykorzystać swój umysł, a tutaj – pacjenci często nie wymagają ode mnie skrupulatnej wiedzy medycznej. Oni wymagają ogólnych wskazówek. Często empatii, porozmawiania, zrozumienia, współczucia. I tutaj to znajduję.

– A ziololecznictwo ma przyszłość?

– Trudne pytanie. Chyba będzie to zależało od wielu osób. Dzisiaj chcemy terapii inteligentnej. Zioła tego nie przyniosą. A z drugiej strony, weźmy pod uwagę, że to rośliny są często źródłem pozyskania leku.

– Ale ten nasz powrót do natury...

Reklama

– On jest, tylko my za daleko poszliśmy już w chemię. W żywność przetworzoną, w to wszystko, co nas otacza, więc boję się, że młode pokolenia do tego już nie będą wracały. My wchodząc w nowoczesną medycynę, w naukę, zatraciliśmy źródło. Tak, jak urbanizacja, przemysł straciły wieś i to, co ta wieś dała, tak w medycynie uwierzyliśmy firmom farmaceutycznym i uwierzyliśmy lekom. A z tej wiary i powtarzania, że to jest skuteczne, dobre, jedyne, trudno się wycofać. I kto miałby to zrobić?

– Może lekarze z takich poradni?

– Jest dużo ośrodków, które zajmują się ziołolecznictwem, fitoterapią. Natomiast tak, jak powiedziałem – świat potrzebuje medycyny opartej na dowodach i faktach. Tam musi być twardy dowód – stosuje się, już działa, pomaga w jakimś procencie. A tu?

– Też mówimy, że działa...

– Nie można tego zanegować, oczywiście. Widzę sytuacje, w których ewidentnie te preparaty i zioła są czasami lepsze niż kolejne preparaty farmakologiczne przyjmowane przez pacjentów. Ale do tego każdy powinien dojrzeć. Do picia ziół, jak i przyjmowania leków. Tak, jak powiedziałem – lek pomoże, jeśli wierzysz lekarzowi, że on chce dobrze. A jeżeli ty masz swoją wiedzę, swoją informację na temat choroby i szkodliwości leków, to ci chyba ten cudowny lek nie pomoże.

– A Panu Profesorowi z poradni ziołoleczniczej warto uwierzyć? Trzeba uwierzyć?

– Nie mam interesu kłamać. To jest pierwsza rzecz, bo wiadomo, że nie mam od sprzedanej ilości ziół zarobku. Muszę wyważyć pomiędzy leczeniem farmakologicznym a ziołami. Chciałbym, aby z moich porad korzystali pacjenci i wiedzieli, że chcę dla nich dobra. Chcę spokojnie patrzeć w lustro, że nikogo nie oszukałem.

– Patrzy Pan spokojnie.

– Póki co, tak.

2018-07-25 11:42

Ocena: 0 -1

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Energetyczne „pieremyczki”

Niedziela Ogólnopolska 20/2013, str. 36-37

[ TEMATY ]

wywiad

polityka

Domink Różański

WIESŁAWA LEWANDOWSKA: - Co się stało, Panie Pośle, że nagle w Polsce zapanował „energetyczny strach”? Dość beztroski dotychczas rząd zaczyna wreszcie poważnie mówić o energetycznym bezpieczeństwie kraju, o zagrożeniach, które przecież nie pojawiły się nagle...
CZYTAJ DALEJ

Papież obchodzi 55. rocznicę święceń kapłańskich

Ojciec Święty obchodzi dziś rocznicę święceń kapłańskich, które przyjął w 1969 r. Były one zwieńczeniem drogi seminaryjnej, którą rozpoczął w wieku 21 lat, ale której pragnienie zrodziło się, gdy jako siedemnastolatek Jorge Mario Bergoglio doświadczył osobistego spotkania z Bogiem podczas spowiedzi. Było to wezwanie podobne do tego, jakie przeżył św. Mateusz – biblijna scena, która od początku towarzyszy duchowej drodze obecnego Papieża.

„Ojciec... wolę być nazywany ojcem, bo to, co lubię najbardziej, to bycie księdzem” – powołanie do kapłaństwa, które doprowadziło go do święceń, przyjętych 55 lat temu, 13 grudnia 1969 r., to ta część osobistych doświadczeń Ojca Świętego Franciszka, która, pomimo upływu lat, wciąż napełnia go wzruszeniem. Dziś pochodzący z Argentyny Papież obchodzi 55. rocznicę dnia, w którym arcybiskup Kordoby Ramon José Castellano nałożył dłonie na 33-letniego wówczas Jorge Maria.
CZYTAJ DALEJ

Pierwszy list pasterski nowego metropolity warszawskiego

2024-12-13 17:25

[ TEMATY ]

List Pasterski

Abp Adrian Galbas

Łukasz Krzysztofka/Niedziela

Słowo do wiernych archidiecezji warszawskiej na III Niedzielę Adwentu – Niedzielę Gaudete – skierował abp Adrian Galbas. Nowy metropolita warszawski wyjaśnia w nim m.in. symbolikę swojego herbu biskupiego oraz wskazuje, co będzie wyznaczać wspólną drogę, którą chce kroczyć z Kościołem Warszawskim.

„Z Dobrą Nowiną więc do Was przychodzę; jej chcę z Wami słuchać, ją głosić, nią się napełniać. Nie mam innego celu, bo wszystko inne musi być drugorzędne! Wszystko inne dostaniemy, zdobędziemy lub osiągniemy gdzie indziej. Dobrą Nowinę możemy dostać tylko w Kościele. I tu ją musimy dostać!” – napisał abp Galbas.
CZYTAJ DALEJ
Przejdź teraz
REKLAMA: Artykuł wyświetli się za 15 sekund

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję