Reklama

Msza św. na "dachu Europy"

Niedziela legnicka 49/2001

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

AGNIESZKA ZAKRZEWSKA: - Podczas tegorocznych wakacji zdobył Ksiądz najwyższy szczyt Kaukazu, przez niektórych uważany za najwyższy szczyt Europy - Elbrus (5642m npm). Zanim jednak Ksiądz zdobył Elbrus, przemierzył wiele górskich szlaków i zdobył wiele polskich szczytów. Kiedy u Księdza zrodziła się ta fascynacja górami?

KS. MICHAŁ GOŁĄB: - Każdego człowieka fascynuje otaczający go świat, jedni zakochani są w morzu, inni w jeziorach, lasach, łąkach czy górach. Ja należę do tej grupy ludzi, których fascynuje krajobraz górski. Pamiętam takie zdarzenie z mojego życia, kiedy to przebywałem jako sześcioletnie dziecko w sanatorium w Janowicach Wielkich. Z tego pięknego miejsca roztaczał się widok na Karkonosze. Niejednokrotnie dziecięcymi oczami patrzyłem na te jakże "odległe góry", które były dla mnie symbolem niedostępności. Była wtedy wiosna, siedziałem na łące pełnej kwiatów i świeżej zieleni, a Karkonosze spowijał jeszcze zimowy krajobraz. Myślałem wtedy, że w tych górach znajduje się prawdziwy " koniec świata", że wchodząc w te góry, można zobaczyć, co jest po " drugiej stronie". Góry kojarzyły mi się wtedy z czymś niedostępnym, przekraczającym możliwości człowieka, z czymś definitywnym, z prawdziwym końcem wszelkiej możliwej wędrówki. Dopiero później odkryłem, że góry są prawdziwym "końcem świata". W wymiarze horyzontalnym ziemski " koniec świata" nie istnieje, zawsze można pójść jeszcze dalej, ale taki "koniec świata" istnieje w wymiarze wertykalnym (pionowym), są bowiem miejsca na ziemi, gdzie nie można już pójść wyżej, gdzie człowiek dotyka pewnego kresu, jakiegoś "końca". I to właśnie w górach jest bardzo fascynujące.

Już jako dziecko wyjeżdżałem w góry, najpierw poznałem Rudawy Janowickie, póżniej Karkonosze. Będąc na studiach w Wyższym Seminarium Duchownym w Legnicy, odkryłem Tatry. Te góry prawdziwie mnie zafascynowały swoim pięknem i historią. Tu odkryłem, że najważniejszy w górach jest człowiek, który w nich przebywa i je poznaje. Góry są najwspanialszym prezentem, jaki otrzymaliśmy od Pana Boga, tu możemy poznać siebie i drugiego człowieka.

"Jeśli przyjaciel wydaje ci się ani przyjacielem, ani wrogiem, a ot tak - weź go w góry, zaryzykuj, tam zrozumiesz, kto to taki..." - radził Włodzimierz Wysocki. Rzeczywiście, w górach człowiek uczy się samego siebie, rozpoznaje to, co jest w nim cenne i jednocześnie odkrywa coś, co należy w sobie zmienić. W górach nie jest ważny czas, lecz człowiek, który w nich przebywa i odkrywa ich piękno. One pozostają niezmienne i piękne, a my patrzymy na nie z tym samym zachwytem, co nasi przodkowie. Tak jak kiedyś Klemens Bachleda, Mieczysław Karłowicz, ks. Gadowski czy ks. Stolarczyk, tak teraz my podziwiamy je, odkrywamy i kochamy, chwaląc przy tym Boga za piękno stworzenia.

- W jaki sposób zrodził się pomysł wyprawy na Kaukaz?

- Studiując filozofię na KUL-u, poznałem harcerzy z ZHR-u, którzy na wakacje planowali dwie górskie wyprawy: jedną w góry szkockie, drugą na Kaukaz. Do Szkocji jako "duchowy opiekun" jechał ks. Piotr Stolecki z diecezji włocławskiej. Brakowało księdza, który zgodziłby się wyjechać w góry Kaukazu. Bez wahania zgłosiłem się do tej wyprawy. W ten sposób mogło spełnić się moje marzenie wyjazdu w wysokie góry i sprawdzenie siebie na znacznie większych wysokościach niż tatrzańskie. Tak więc może był to przypadek, choć chyba bardziej do tej sytuacji pasują słowa ks. Zenona Stonia, który często powtarza, że "ten światek (górski) ma swoje drogi" i jeśli człowiek już raz zdecyduje się po nich chodzić, to spotka tam odpowiednich ludzi, którzy pomogą mu zrealizować marzenia.

- Ile trwały i jak wyglądały przygotowania do wyprawy? Kto towarzyszył Księdzu w tej wyprawie?

- W wyprawie ostatecznie towarzyszyło mi dwóch harcerzy: Wojtek Biela, student informatyki i filozofii na Uniwersytecie Wrocławskim i Michał Karnawalski, który studiuje ekonomię i filozofię na KUL-u. Na początku czerwca tego roku rozpoczęły się nasze przygotowania do wyprawy. Najpierw podzieliliśmy zadania między siebie, tak, aby wszystko zostało przygotowane. Musieliśmy załatwić wszelkie potrzebne formalności urzędowe, zabrać ze sobą dobre mapy, zgromadzić prowiant oraz skompletować sprzęt zimowy, w tym odpowiednie buty, do których można by przypiąć raki, czekan, odpowiednie ubrania do niskich temperatur, specjalny namiot do noclegów na lodowcu, kuchenkę gazową. Pod koniec lipca wszystko było już gotowe i mogliśmy wyruszyć w drogę.

- Jak minęła Wam podróż z Polski do stóp Elbrusa?

- Mieliśmy przed sobą kilka tysięcy kilometrów do przebycia. Moja podróż rozpoczęła się w Jeleniej Górze, skąd wyjechałem do Lublina, by spotkać się z moimi współtowarzyszami wyprawy i wyruszyć do Terespola. Tam przekroczyliśmy granicę Polski i dalej pojechaliśmy do białoruskiego Brześcia. Stamtąd jechaliśmy pociągiem przez trzy dni do Mineralnych Wód; jest to miejscowość położona nieopodal Kaukazu. Pociąg jechał bardzo sprawnie i punktualnie, co było dla nas miłym zaskoczeniem, a wagony były przygotowane do tak długiej podróży. Do Mineralnych Wód przyjechaliśmy bardzo zmęczeni a tam musieliśmy sobie załatwić transport. Najpierw pojechaliśmy do Nalczika. Autobus, którym jechaliśmy, tylko z zewnątrz przypominał ten pojazd, gdyż w środku nie miał tradycyjnych siedzeń tylko skrzynie i nie dziwiłoby nas to tak bardzo, gdyby nie dokładnie podane numery miejsc na biletach. Z Nalczika dojechaliśmy busem do Terskołu, głównej miejscowości w górze doliny Baksan, i tam nocowaliśmy. Jest to ostatnie miasteczko w tym regionie liczące ok. tysiąca mieszkańców. Znajduje się tam baza turystyczna, która najprężniej działa w okresie zimowym, gdyż jest to bardzo atrakcyjny rejon dla narciarzy. Tam zorganizowaliśmy miejsce noclegowe i rozpoczęliśmy przygotowania do wejścia na Elbrus.

- Elbrus jest jednym z pięciotysięczników. Jego zdobycie musiała poprzedzić tzw. aklimatyzacja. Czy mógłby Ksiądz wyjaśnić to pojęcie?

- Ogólnie przyjmuje się, że na szczyty o niewielkiej wysokości (np. takie jak w Polsce) można wejść bez aklimatyzacji tzn. niemalże z "biegu". Należy jednak pamiętać o tym, że w samych Tatrach aklimatyzacja jest również potrzebna, bo niestety zdarzały się śmiertelne wypadki, gdzie ginęli doświadczeni taternicy, którzy zlekceważyli tę zasadę. Mówiąc "fachowo", aklimatyzacja polega na przystosowaniu organizmu do przebywania na większych wysokościach, gdzie mniejsza zawartość tlenu w powietrzu może, zwłaszcza na początku, wywołać różne niekorzystne objawy w organizmie, do choroby górskiej włącznie. Aklimatyzacja polega na zmianach w procesach fizjologicznych ( np. w sposobie oddychania) i na zmianach morfologicznych (np. zachodzących we krwi). Po wejściu na dużą wysokość sprawność organizmu od razu jest obniżona i dopiero po aklimatyzacji, która wymaga czasu, wraca do normy lub przynajmniej się poprawia. Na wysokości 5000 m npm ciśnienie wynosi ok. 500 hPa. Normalnie jesteśmy przyzwyczajeni do dwukrotnie wyższego ciśnienia, możemy więc sobie wyobrazić, co czuje człowiek, który znajdzie się na wspomnianej wysokości. W naszych miastach ciśnienie waha się 10 hPa w górę lub w dół, a my od razu czujemy się ospali, zmęczeni i wszelkie niedostatki organizmu tłumaczymy niskim ciśnieniem, a w wysokich partiach gór hektopaskali jest o połowę mniej.

- Jak zatem przebiegała Wasza aklimatyzacja przed wejściem na Elbrus?

- Do wejścia na szczyt można przygotowywać się w bardzo różny sposób. Najczęściej odbywa się to poprzez wahadłowe wchodzenie na coraz to większą wysokość i zakładanie tam obozu. Bardzo ważne bowiem jest spanie i regeneracja sił na coraz to wyższych wysokościach, wtedy aklimatyzacja przebiega prawidłowo. My obraliśmy właśnie tę drogę. Aby się trochę rozruszać i przestawić na chodzenie po górach, po kilku dniach podróży weszliśmy na Czeget, który leży nieopodal Terskołu. Wyprawa ta pozwoliła nam po raz pierwszy zobaczyć cel naszej wspinaczki: Elbrus - olbrzymi dwuwierzchołkowy wulkan, wygasły w trzeciorzędzie, a także przyjrzeć się tym najpiękniejszym szczytom Kaukazu: Nakra Tau i Donguzorun. Po dwóch dniach od wyprawy na Czeget wyruszyliśmy na Elbrus, gdzie przez cały czas aż do dnia poprzedzającego wejście na szczyt przygotowywaliśmy nasze organizmy do tego, by podołały trudom wspinaczki. Pierwszym celem było zdobycie wysokości 3500 m npm. Tam znajdowała się rosyjska stacja kolejki linowej, zwana "Mir" i tam też był nasz pierwszy nocleg. Mimo, że byłem po raz pierwszy na takiej wysokości, mój organizm funkcjonował normalnie, co było bardzo dobrą zapowiedzią na przyszłość. Następnego dnia weszliśmy na wysokość 4150 m npm i obok schroniska "Priut 11" założyliśmy nasz kolejny obóz. Pierwsze minuty na tej wysokości było dla nas bardzo trudne. Wszyscy funkcjonowaliśmy jakby w zwolnionym tempie, samo rozłożenie namiotu zajęło nam 45 min, gdy normalnie potrzebne jest na to kilka minut. Szczęśliwie, po półtorej godzinie wszystko zaczęło wracać do normy, co oznaczało, że nasze organizmy powoli przyzwyczaiły się do wysokości, na której przebywaliśmy.

- Elbrus to szczyt o wysokości 5642 m npm. Czy mógłby Ksiądz opisać nam tę górę?

- Potężny masyw Elbrusa z dwoma bliźniaczymi wierzchołkami - wyższym zachodnim (5642 m npm) oraz niższym wschodnim (5633 m npm) wznosi się nad doliną Baksana. Oba szczyty przykryte są czapami lodowymi, przechodzącymi poniżej w spływające jęzorami w doliny lodowce. W dawnych czasach Elbrus nazywany był Mangui Tai, co znaczy Biała Góra. Ta stara nazwa wspaniale opisuje wrażenie powstałe przy oglądaniu Elbrusa.

- Jak wyglądało zdobycie tego szczytu?

- Aby zdobyć tak wysoką górę, trzeba wyjść bardzo wcześnie, jeszcze przed wschodem słońca. Droga na Elbrus wiedzie od schroniska Priut 11 na wysokości 4160 m npm, następnie pomiędzy dwoma wyraźnymi skalnymi graniami do tzw. Skał Pastuchowa (4800 m npm), skąd stromymi polami firnowymi na przełęcz pomiędzy wierzchołkami ( 5350 m npm). Na szczyt podchodzi się mieszanym lodowo skalnym terenem o nachyleniu ok. 40 stopni. Najwyższy punkt Europy wyznacza przysadzisty, sięgający mniej więcej do pasa monolit z kamienia wulkanicznego, ozdobiony rosyjską flagą oraz licznymi emblematami. Z wierzchołka przy odrobinie wyobraźni można zobaczyć olbrzymi zamarznięty krater, ukształtowany jak półksiężyc; szczyt wznosi się na jego zachodnim krańcu.

- Elbrus zwany jest przez Bałkarów "Władcą Wiatrów" ze względu na panujące tam warunki pogodowe. Czy podczas wspinaczki pogoda była Waszym sprzymierzeńcem?

- Największym problemem w zdobyciu Elbrusa, oprócz aklimatyzacji, jest pogoda, która jest w tym rejonie wyjątkowo niestabilna. Elbrus wznosi się nad otaczające go szczyty od 1500 do 2000m. Jest bardzo wyeksponowaną górą. Bliskość Morza Czarnego wpływa na dużą wilgotność powietrza w jego rejonie. W wypadku tak zwanego załamania pogody wieją tu huraganowe wiatry, podczas których temperatura gwałtownie spada. Jest to tym bardziej niebezpieczne, że na olbrzymich polach lodowych Elbrusa trudno znaleźć schronienie przed szalejącymi żywiołami. Najbardziej stabilna pogoda panuje w lipcu i sierpniu, dlatego właśnie ten czas wybraliśmy na zdobycie Elbrusa. A pogoda nam sprzyjała, bo trzy tygodnie, które spędziliśmy w górach Kaukazu, naznaczone były tylko jedną burzą, a w pozostałe dni świeciło słońce i było bardzo upalnie. Szczególnie wielkie wrażenie zrobiła na nas szalejąca burza, którą mogliśmy obserwować z wysokości 4200 m npm, oraz wspaniały wschód słońca w dniu naszego wejścia na szczyt.

- Co Ksiądz czuł, będąc na najwyższym szczycie Kaukazu, i czym była dla Księdza Eucharystia odprawiona na Elbrusie?

- Podczas tej wyprawy cały czas pamiętałem o tym, że jestem księdzem, i że jestem nim dla wszystkich tych, których spotkam na Kaukazie. Wśród samych mieszkańców Republiki Kabardyno-Bałkarskiej nie spotkaliśmy chrześcijan tylko muzułmanów. W promieniu setek kilometrów nie ma żadnego katolickiego kościoła, a w miejscowościach, w których przebywaliśmy, wznosiły się muzułmańskie meczety. Dlatego tak wielkim i miłym zaskoczeniem było dla mnie spotkanie dwudziestoosobowej grupy polskich turystów. Dla tych to osób odprawiłem na lodowcu niedzielną Eucharystię. Było to zarówno dla nich, jak i dla mnie niezapomniane przeżycie, które na długo pozostanie w pamięci. Idąc na Elbrus, do końca nie wiedziałem, czy będę mógł, stojąc na jego szczycie, odprawić Mszę św. Moje marzenie jednak się spełniło 8 sierpnia br. Był to wielki prezent od Pana Boga, bo ani dzień wcześniej, ani dzień później nie byłoby to możliwe ze względu na złe warunki atmosferyczne, między innymi bardzo silny wiatr. Eucharystię na Elbrusie odprawiłem w intencji mojego zmarłego kolegi, kleryka Marka Krzystka, który kilka lat wcześniej podczas naszej wyprawy zginął w Tatrach.

Oczywiście, samo zdobycie szczytu napełniło mnie nie lada radością, bo cel mojej wyprawy został osiągnięty.

- Co zatem pozostało po wyprawie na Kaukaz?

- Na pewno przeświadczenie, że prawdziwa przygoda jest możliwa, i że jeszcze wiele takich przygód przygotował dla nas Dobry Bóg. Olga Tokarczuk w swojej książce Podróż Ludzi Księgi zapisała takie słowa: "Kiedy wyrusza się w podróż, należy pamiętać, że mimo wszystkich przygotowanych tras, map, zarezerwowanych noclegów oraz przypadków i nieprzewidzianych wydarzeń, to Bóg rozwija przed nami ścieżki. To On stwarza bezdroża, żebyśmy mogli wytyczyć przez nie drogi, On wyznacza granice, żebyśmy mogli je przekraczać. On, jakby przez nieuwagę, pozostawia między szczytami przełęcze i przez strumienie przerzuca pnie zwalonych drzew. To On, budząc w nas niepokój i poczucie niespełnienia, wyprawia nas w drogę." O prawdzie tych słów przekonają się wszyscy ci, którzy zdobędą się na trud przemierzenia górskich szlaków, nie tylko w wysokich ale w każdych górach, do czego wszystkich gorąco zachęcam.

- Dziękuję bardzo za rozmowę.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

2001-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Jezus kochał Judasza do końca

[ TEMATY ]

homilia

rozważania

pl.wikipedia.org

Rozważania do Ewangelii Mt 26, 14-25.

Środa, 27 marca. Wielki Tydzień

CZYTAJ DALEJ

Pogrzeb bez Mszy św. w czasie Triduum Paschalnego

[ TEMATY ]

duszpasterstwo

pogrzeb

Eliza Bartkiewicz/episkopat.pl

Nie wolno celebrować żadnej Mszy świętej żałobnej w Wielki Czwartek - przypomina liturgista ks. Tomasz Herc. Każdego roku pojawiają się pytania i wątpliwości dotyczące sprawowania obrzędów pogrzebowych w czasie Triduum Paschalnego i oktawie Wielkanocy.

Ks. Tomasz Herc przypomniał, że w Wielki Czwartek pogrzeb odbywa się normalnie ze śpiewem. Nie wolno jednak tego dnia celebrować żadnej Mszy Świętej żałobnej. W kościele sprawuje się liturgię słowa i obrzęd ostatniego pożegnania. Nie udziela się też uczestnikom pogrzebu Komunii świętej.

CZYTAJ DALEJ

Kongres Eucharystyczny zainaugurowany

2024-03-28 17:43

Biuro Prasowe AK

Mszą Świętą Krzyżma w sanktuarium św. Jana Pawła II na Białych Morzach został dziś zainaugurowany Kongres Eucharystyczny Archidiecezji Krakowskiej.

– Bardzo pragnąłem sprawować tę dzisiejszą Mszę Świętą Krzyżma razem z wami. Poprzez nią bowiem rozpoczynamy Kongres Eucharystyczny Archidiecezji Krakowskiej – mówił na początku homilii abp Marek Jędraszewski, nawiązując do słów Jezusa wypowiedzianych do Apostołów podczas Ostatniej Wieczerzy. Metropolita krakowski zwrócił uwagę, że wyjątkowy charakter tej Mszy św. podkreśliło poświęcenie kapłańskich stuł z symbolami kongresu. – Przez jednakowy kształt tych stuł pragniemy wyrazić naszą jedność – jedność prezbiterium Świętego Kościoła Krakowskiego – dodawał arcybiskup zaznaczając, że nie chodzi przede wszystkim o zewnętrzny i estetyczny, ale eklezjalny wymiar jedności.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję