„Jesteśmy w trakcie rozmów, jednak nie należy oczekiwać jakichś ogłoszeń w rozmowie z mediami. Kwestia zadośćuczynień nie jest też związana z jakąś konkretną datą” – mówi niemiecki ambasador. Temat reparacji, czy jakiegokolwiek zadośćuczynienia od Niemiec dla Polski jednak zniknął, tak jakby niemieckie zbrodnie, w swoich skutkach również społecznych, infrastrukturalnych, przemysłowych, architektonicznych, gospodarczych i kulturowych nie dotknęły całego narodu.
Reklama
Niestety po zmianie władzy w Polsce tylko prezydent Andrzej Duda broni prawa Polaków do reparacji. „Wybaczenie i uznanie winy to jedno, a zadośćuczynienie za szkody to drugie. I ta sprawa cały czas jeszcze nie jest załatwiona. I nigdy nie była załatwiona” – mówił prezydent w trakcie swojego wystąpienia na Westerplatte w 85. rocznicę wybuchu II wojny światowej. o odpowiedzialności Niemiec za II wojnę światową. Trudno nie zgodzić się z głową państwa, gdy mówi, że „odpowiedzialność za rozliczenie tych krzywd spoczywa na polskich władzach i polskie władze powinny się tego domagać”. Co więcej, dwa lata temu Sejm (nie tylko głosami prawicowej większości) przyjął uchwałę, w której posłowie stwierdzili, „państwo polskie nigdy nie zrzekło się roszczeń wobec państwa niemieckiego” i wezwało rząd Niemiec do przyjęcia „odpowiedzialności politycznej, historycznej, prawnej oraz finansowej za wszystkie skutki spowodowane w wyniku rozpętania II wojny światowej”.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Ważny polityk Platformy Obywatelskiej, po zmianie władzy minister, a teraz europoseł Platformy Obywatelskiej, Borys Budka w sferze deklaracji szedł nawet dalej. Polityk w jednym z wywiadów radiowych zapowiedział, że nie tylko w przypadku przejęcia władzy przez Platformę będą kontynuowane działania zmierzające do wypłaty Polsce tych odszkodowań, ale tylko ona jest w stanie je Polakom załatwić. Budka podkreślał wręcz, że uzyskanie reparacji od Niemiec możliwe jest tylko w przypadku zmiany rządu. - To jest możliwe tylko wtedy, kiedy zmieni się ta władza, bo przecież Jarosław Kaczyński za granicą nie załatwi niczego - powiedział były szef Platformy Obywatelskiej.
Dlaczego w takim razie dziś już ani strona niemiecka, ani polski rząd nie mówią o reparacjach, tylko o ochłapach dla pozostałej resztki żyjących i to i tak w dalszej, niedoprecyzowanej przyszłości? Przecież to była do niedawna sprawa oczywista dla wszystkich stron.
Reklama
Jak się okazuje: niekoniecznie. Słowa Donalda Tuska, który w marcu 2023 r. na jednym ze spotkań z wyborcami rzucił do pytającego go o reparację mężczyzny „Z jakiej paki miałby pan dostać reparacje wojenne?” okazały się prorocze. Tym słowom, które obecny premier rzucił do człowieka, który opowiadał o krzywdach ze strony Niemiec, jakie doznała jego rodzina towarzyszyła inna, kluczowa z obecnej perspektywy wypowiedź. „Jeśli ja będę w jakimś stopniu odpowiadał za rząd Polski, to oprócz pieniędzy europejskich dostaniemy też to, co się należy od Niemców, jeśli chodzi jeszcze żyjące ofiary” – zapowiedział tego dnia w Bytomiu Donald Tusk. Mówił więc nie o całym narodzie, który do dziś ponosi skutku niemieckiej agresji, ale tylko o „żyjących ofiarach”.
Wyraz temu stanowisku Tusk, już jako premier dał w kwietniu i lipcu, gdy w trakcie spotkań z niemieckim kanclerzem Olafem Scholzem stwierdził, że reparacje Polsce się nie należą.
Czyli dokładnie to, co twierdzą Niemcy, mimo iż nie ma jednego dokumentu potwierdzającego takie rzekome zrzeczenie się reparacji. To stanowisko niemieckie, które mówi, że może owszem trzeba zapłacić, ale tylko żyjącej garstce – powtarzane jest za każdym razem. Ostatnio, w swoim wystąpieniu na obchodach 80. rocznicy Powstania Warszawskiego, również prezydent Niemiec, Frank-Walter Steinmeier powiedział, że „w przygotowaniu jest wiele innych działań, także z myślą o żyjących jeszcze ofiarach niemieckiej okupacji”. Znowu: odszkodowania dla „żyjących jeszcze ofiar”, nie całego narodu.
Straty nie tylko materialne
Dlaczego należy podtrzymywać, że szkodę ponieśli nie tylko żyjący w okresie 1939-45 obywatele polscy, ale cały kraj? Bardzo celnie na ten temat wypowiedział się na Westerplatte prezydent Andrzej Duda, który podtrzymał polskie żądania zadośćuczynienia w wysokości ponad 1,5 bln euro.
– Jeżeli ktoś myśli, że to są w większości straty dosłownie materialne w postaci zniszczonych budynków, zniszczonych aktywów, to się myli. W większości ta kwota to strata dorobku, który dla Rzeczypospolitej dałoby te ponad 5 mln zamordowanych ludzi – co ci ludzie jeszcze wypracowaliby w swoim życiu, gdyby żyli, gdyby wciąż byli żywymi, aktywnymi obywatelami Rzeczypospolitej.
W istocie nie ma w tej kwocie tak naprawdę nawet tego, że znaleźliśmy się właśnie przez tamtą napaść później w sowieckiej strefie wpływów. Bo gdyby tej napaści w 1939 roku nie było, tobyśmy w niej nie byli pewnie; to II Rzeczpospolita trwałaby pewnie nadal i bylibyśmy dzisiaj wspaniale rozwiniętym, prosperującym państwem z ogromnym społeczeństwem, jednym z większych w Europie. Tego wszystkiego, co straciliśmy przez ponad 40 lat bycia za żelazną kurtyną, nikt nam nie rozliczy i nikt nam nie wyrówna. Ale za te wyliczalne straty, które ponieśliśmy w wyniku wojny i napaści, zadośćuczynienie nie tylko jest możliwe, ale jest należne. I my, Polacy, go oczekujemy – stwierdziła głowa państwa.
O ten nierówny wyścig właśnie chodzi. Straty wobec żyjących – tak, ale szkody ponieśliśmy my wszyscy. Gdy Polacy przez dziesięciolecia naprawiali to, co Niemcy zniszczyli albo odbudowywali skradzione majątki – zachodni sąsiedzi korzystali ze skradzionych w trakcie wojny dóbr i budowali swoje bogactwo za zachodnie pieniądze. Tak, przecież na Planie Marshalla, czyli amerykańskim wsparciu dla Europy po wojnie skorzystały również Niemcy. Pieniądze poszły na odbudowę infrastruktury, modernizację przemysłu, rolnictwo i produkcję żywności, handel i eksport, wsparcie dla sektora finansowego, rozwój społeczny i edukację. Dzięki tym inwestycjom, Niemcy Zachodnie w relatywnie krótkim czasie przekształciły się z kraju zrujnowanego wojną w jedną z najsilniejszych gospodarek w Europie, co z kolei ma znaczący wpływ na rozwój i polityczną siłę w regionie. Polska nawet tego została pozbawiona, więc dziś jest ofiarą komunistycznej okupacji i niemieckiej bezduszności. Ktoś powie: to walczmy o odszkodowanie również od Rosji. Słusznie, tylko takie postawienie sprawy już potwierdza, ze nasi rzekomi „przyjaciele” gdy chodzi o odpowiedzialność wobec sąsiada mają stanowisko bardzo zbliżone do wrogów wolnego świata, czyli Rosjan. Gdyby Niemcy byli prawdziwymi przyjaciółmi – nie negowaliby faktów i potrzeby zadośćuczynienia, usiedliby do stołu, żeby omówić jej skalę oraz własne możliwości. Zamiast tego jest obsztorcowanie prezydenta za jego słowa na Westerplatte i sprowadzanie całego problemu tylko do „żyjących ofiar”.
To niesprawiedliwe, szczególnie że nie ma wyznaczonego czasu zakończenia ustaleń o sposobie wypłaty odszkodowania, a każdy z ocalałych ma już swój wiek, więc może się okazać, że wielu z nich nie dożyje jakiejkolwiek formy rekompensaty za to, co go spotkało ze strony Niemiec. A „przyjaciele” będą czekać aż do ich śmierci.