Reklama

Jasna Góra

Idą do Matki

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Przyzwyczaili się [Polacy] ze wszystkim przychodzić na Jasną Górę, aby mówić o wszystkim swojej Matce - Tej, która tutaj nie tylko ma swój Obraz, swój Wizerunek, jeden z najbardziej znanych i najbardziej czczonych na całym świecie, ale która tutaj w jakiś szczególny sposób jest. Jest obecna.
(Bł. Jan Paweł II, Jasna Góra, 1979 r.)

W poniedziałek 22 lipca br., kilkanaście minut przed godz. 18, kiedy już zbierałem się, aby pójść do kościoła, rzuciłem okiem przez okno i dostrzegłem mężczyznę z plecakiem, podpierającego się wyższym od niego kosturem. Wszedł do kościoła. - Kto zacz? - pomyślałem, wychodząc na wieczorną Eucharystię. Pan Wojtek, który pełni funkcję zakrystiana, z nieukrywanymi emocjami, ale i z radością w oczach oznajmił mi zaraz po wejściu do zakrystii: - Mamy pielgrzyma. I nie przesadzał. Trafił do nas prawdziwy pielgrzym.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Pielgrzym w dom - Bóg w dom

Z naszego miasta wychodzą co prawda dwie pielgrzymki na Jasną Górę, ale jeszcze nie zdarzyło się, żeby jakakolwiek przyszła na nocleg. Tym razem nie było grupy, tylko jeden pątnik, który - jak się wkrótce okazało - samotnie szedł polskim szlakiem pątniczym św. Jakuba.

Reklama

Luka jest Włochem. Ma ok. 30 lat. Dokładnie nie wiem ile, bo akurat o to go nie spytałem. Pochodzi z Palermo na Sycylii. Studiował w Trieście, a pracuje jako tłumacz w Berlinie. Szedł ze Zgorzelca do Krakowa i tak trafił do Będzina. Przyjęliśmy go, jak mogliśmy. Niestety, niewiele mogliśmy, bo Luka jest wegetarianinem. Nie ruszył nawet porannej jajecznicy na bekonie, zadowalając się jedynie serkiem. Na koniec pobytu serdecznie uściskaliśmy się i wyprawiony Luka wyruszył w drogę.

Jego pielgrzymowanie, oficjalnie nazywane z hiszpańska cammino, różni się od naszego pielgrzymowania. Cammino odbywa się raczej samemu, choć bywa, że w małych grupkach. Nasze pielgrzymowanie jest drogą, którą przebywa się we wspólnocie. Cammino jest ciche, nasze z kolei jest, w porównaniu z pielgrzymowaniem hiszpańskim, raczej głośne.

Wracając do pątnika, któremu mogłem dać gościnę, naprawdę ucieszyłem się na jego widok. Gdy zastanawiałem się, skąd takie dziwne uczucie, doszedłem do wniosku, że traktowałem ten fakt jako wyróżnienie. To była łaska. Tak jakby nasze domostwo, czyli plebanię, nawiedził sam Bóg. Te skojarzenia wyniosłem z dzieciństwa i pierwszych doświadczeń pielgrzymowania. W domu w parafii był swoisty kult pielgrzymowania i pielgrzyma. Pielgrzym to był ktoś - ktoś będący blisko Pana Boga.

Bębny i kościelne dzwony

Reklama

Pierwszym - kiedy tak szukam w pamięci - doświadczeniem pielgrzymkowym był bęben. Zawsze pod koniec maja albo na początku czerwca zapowiadał on w dużej, dwutysięcznej wsi przybycie pielgrzymki z Łowicza. Odległe lata 70. ubiegłego wieku, koniec maja lub początek czerwca, cicha wieś z rzadko przejeżdżającymi wtedy drogą samochodami, i nasłuchiwanie bębna, który dudniąc, zapowiadał przybycie pierwszej w sezonie, pieszej pielgrzymki na Jasną Górę. Pielgrzymka łowicka szła wtedy na uroczystość Zesłania Ducha Świętego, jako pierwsza. Gdy tylko we wsi usłyszano bęben, zaraz rozlegało się witalne bicie naszych trzech kościelnych dzwonów. Wieś wychodziła na Rynek, pod kościół, i częstowano pielgrzymów, czym chata bogata. Pątnicy nie spali w naszej wsi. Na chwilę nawiedzili kościół, nawet nie odpoczywając, i zaraz szli dwa kilometry dalej na nocleg.

Chyba od połowy lat 80. nocowała w naszej wsi pielgrzymka z Piotrkowa Trybunalskiego. To było prawdziwe święto dla naszej małej miejscowości. W tym czasie (nie wiem, jak jest teraz) nie potrzeba było specjalnych służb kwatermistrzowskich, które szukały noclegów dla pątników. Ci byli wprost porywani spod kościoła, bo jeśli nie każdy, to większość, która miała jakie takie warunki, a w tym czasie było różnie, chciała gościć utrudzonego pielgrzyma, który zmierzał do Najświętszej Panienki.

Pierwsza pielgrzymka

Reklama

Sam też na pielgrzymce byłem 15 razy. Nie były to długie drogi, bo z mojej rodzinnej wsi do Częstochowy jest ponad 60 km. Tyle że wracaliśmy też na nogach, więc tego trudu było więcej. Obserwowałem, jak na przestrzeni lat zmieniały się pątnicze przyzwyczajenia i warunki pielgrzymowania. Na pierwszą pielgrzymkę poszedłem w 1979 r. Skończyłem wtedy siódmą klasę szkoły podstawowej i w domu pozwolono mi wyruszyć na pątniczy szlak pod opieką wujka. Wujek jechał wozem konnym. Tych wozów, obowiązkowo przystrojonych, było kilkanaście. Wiozły one bagaże pielgrzymów i służyły niektórym jako miejsce do spania, i na trasie, i w samej Częstochowie. Pojawiały się już też traktory, ale początkowo były traktowane jako ciało obce. Jechały na końcu karawany. Nasza pielgrzymka szła na święto Matki Bożej z Góry Karmel. Wchodziliśmy do Częstochowy 15 lipca, aby dzień później uczestniczyć w uroczystościach, i 17 lipca rozpocząć drogę powrotną do domu. To chyba najistotniejsze. Pielgrzymka była dla całej parafii ważnym wydarzeniem. Ważnym przede wszystkim ze względów duchowych, bo pątnicy podejmowali trud nie tylko w swoich prywatnych intencjach, ale też w intencjach parafialnych, które zawsze poddawał proboszcz. Świętem było samo wyjście kompanii. Świętem było wejście na Jasną Górę. Od Przeprośnej Górki szliśmy już z całą parafialną asystą, która przyjeżdżała ze wsi, oraz z orkiestrą. Świętem był także powrót do parafii. 18 lipca z parafialnego kościoła wychodziła procesja powitalna na spotkanie utrudzonym pielgrzymom. Dwie grupy spotykały się trzy kilometry przed świątynią.

Pielgrzymkowe zmiany

Pielgrzymowanie zmieniało się wraz ze zmianami zachodzącymi w społeczeństwie. Ubywało wozów konnych, przybywało traktorów. Dziś zresztą też nie ma już traktorów. Jest zazwyczaj jeden samochód, który wiezie bagaże wszystkich pątników. Lepsze i lżejsze jest też nagłośnienie. Lepsza obsługa pielgrzymów z gorącymi posiłkami na trasie, z zaopatrzeniem, a sami pielgrzymi maszerują z lepszym, często trekkingowym ekwipunkiem.

Wszystkie te zmiany mają jednak - w moim przekonaniu - charakter zewnętrzny. To, co wewnątrz, pozostało takie samo.

Reklama

W ubiegłym roku poszedłem na pielgrzymkę po kilkunastoletniej przerwie. Też nie była długa. Trzydniowa, choć trochę się obawiałem, bo kilogramów przybyło. Wszystko, co istotne, było jednak takie samo. Tak samo bolały nogi. Było podobnie gorąco. Podobnie chciało się pić i jeść. Podobne były również niewygody, z którymi trzeba było się zmierzyć. Podobne było wzruszenie na widok machających z sympatią do pielgrzymów ludzi, wynoszących jabłka z ogrodu czy wcześniej przygotowane kanapki oraz napoje. No i to, czego nic nie jest w stanie zastąpić - wejście na Jasną Górę po trzydniowym marszu. Ten chwyt za serce w Kaplicy Matki Bożej. Patrzyłem po twarzach. Myślę, że tak to działa na każdego pielgrzyma. Chwyt za serce dokładnie taki sam jak trzydzieści parę lat temu. Swoiste zadowolenie, że człowiek mimo swoich słabości i ograniczeń, mimo tego, że się nie chce, i po każdym postoju ciężko rozprostować nogi, osiąga cel pielgrzymowania. No i na dodatek ten telefon komórkowy, który zawsze jest pod ręką i kusi, żeby zadzwonić po kogoś z rodziny czy znajomego, no bo tyle to już może wystarczy. Mimo tego wszystkiego człowiek dotarł na Jasną Górę. Tam, gdzie jest Matka. Tam, gdzie jest Matka, nie wstyd ani ściśniętego gardła, ani łez w oczach.

Istota fenomenu pątniczego

Reklama

Gdzie tkwi ten fenomen polskiego pielgrzymowania? Dobrze to wyjaśnił, na swoim przykładzie zresztą, bł. Jan Paweł II, kiedy w 1979 r., podczas pierwszej pielgrzymki do Polski, tak wyjaśnił osobiste motywy swojego pielgrzymowania do Matki Bożej: „A prócz tego polecałem Panu Jezusowi przez Maryję sprawy szczególnie trudne i sprawy szczególnie odpowiedzialne w całym moim posługiwaniu biskupim, potem kardynalskim. Widziałem, że coraz częściej muszę tu przychodzić, bo po pierwsze - spraw takich było coraz więcej, a po drugie - dziwna rzecz - one się zwykle rozwiązywały po takim moim nawiedzeniu na dróżkach. Mogę wam dzisiaj powiedzieć, moi drodzy, że prawie żadna z tych spraw, które czasem niepokoją serce biskupa, a w każdym razie pobudzają jego poczucie odpowiedzialności, nie dojrzała inaczej, jak tutaj, przez domodlenie jej w obliczu wielkiej tajemnicy wiary, jaką Kalwaria kryje w sobie”. Tak, na Matkę Bożą zawsze można liczyć. Polacy o tym wiedzą, co także podkreślił bł. Jan Paweł II podczas wspomnianej pielgrzymki, mówiąc na Jasnej Górze: „Przyzwyczaili się Polacy wszystkie niezliczone sprawy swojego życia, różne jego momenty ważne, rozstrzygające, chwile odpowiedzialne, jak wybór drogi życiowej czy powołania, jak narodziny dziecka, jak matura, czyli egzamin dojrzałości, jak tyle innych... wiązać z tym miejscem, z tym sanktuarium. Przyzwyczaili się ze wszystkim przychodzić na Jasną Górę, aby mówić o wszystkim swojej Matce - Tej, która tutaj nie tylko ma swój Obraz, swój Wizerunek, jeden z najbardziej znanych i najbardziej czczonych na całym świecie, ale która tutaj w jakiś szczególny sposób jest. Jest obecna”.

Zresztą istotna dla człowieka jest sama droga pątnicza do świętego miejsca, co wyjaśnił papież Benedykt XVI, pisząc:

„Podczas Drogi można oddawać się kontemplacji nowych horyzontów, refleksji, które skłaniają człowieka do zrewidowania ciasnoty własnej egzystencji, ale też niezmiernej wielkości, jaką posiada on wewnątrz i na zewnątrz siebie. W ten sposób Droga przygotowuje go do pójścia za autentycznym pragnieniem swego serca”.

A autentyczne pragnienie ludzkiego serca to sam Bóg, bo ludzkie serce jest niespokojne, dopóki w Nim nie spocznie.

2013-08-12 14:15

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Świadectwo żywej wiary

- Życzę Wam, Drodzy Pątnicy, abyście wsparci opieką i wstawiennictwem Maryi - na nowo odkryli wielki dar wiary. Niech wspólna modlitwa i trud pielgrzymowania umocnią Was na drodze dawania świadectwa wiary w rodzinie, w parafii, w szkole i miejscu pracy - mówił 6 sierpnia ks. Stanisław Morawa, gdy w sanktuarium Matki Bożej Bolesnej w Hałcnowie żegnał diecezjalne grupy idące po raz 22. na Jasną Górę

Od plenerowej Mszy św., której w Hałcnowie przewodniczył bp. Piotr Greger, rozpoczęło się pielgrzymowanie diecezji bielsko-żywieckiej. W sprawowanej przez hierarchę liturgii uczestniczyło ok. 1300 pątników, nie licząc odprowadzających ich rodzin i znajomych.
CZYTAJ DALEJ

Radość, która wybija się ponad fiolet. Co powinniśmy wiedzieć o Niedzieli Gaudete?

2025-12-13 20:25

[ TEMATY ]

Niedziela Gaudete

Karol Porwich/Niedziela

W Adwencie jest taki moment, który – niczym pierwsze różowe światło na porannym niebie – przerywa ciszę oczekiwania i zapowiada coś nowego. Trzecia niedziela - nazywana Niedzielą Gaudete - wprowadza w liturgię ton radości, jednocześnie nie odbierając jej powagi. – „Gaudete” to wezwanie „Radujcie się!”. To pierwsze słowo antyfony, która otwiera liturgię tego dnia. Nie przypadkiem Kościół zaczyna właśnie tak: „z radością, która ma płynąć z bliskości Pana” – mówi liturgista, ks. dr Ryszard Kilanowicz.

W trzecią niedzielę Adwentu radość ma swój wyraźny znak – kolor różowy. To – obok Niedzieli Laetare w Wielkim Poście – jedyne momenty w roku liturgicznym, gdy kapłani mogą założyć ornaty właśnie w tym odcieniu. – Różowy to blednący fiolet. Jak niebo o świcie – jeszcze nie pełnia światła, ale już jego zapowiedź, jeszcze nie dzień, ale już nie noc – mówi ks. dr Ryszard Kilanowicz.
CZYTAJ DALEJ

40. Międzynarodowy Festiwal Filmów Maksymiliany 2025 – gala finałowa i werdykty jury

2025-12-14 20:14

[ TEMATY ]

Maksymiliany 2025

Mat.prasowy

We Wrocławiu odbyła się uroczysta gala finałowa 40. Międzynarodowego Festiwalu Filmów Maksymiliany 2025, zamykająca jubileuszową edycję wydarzenia, które od czterech dekad promuje kino inspirowane wartościami chrześcijańskimi, humanistycznymi i personalistycznymi. Tegoroczne hasło festiwalu – „A nadzieja zawieść nie może” (Rz 5,5) – wyznaczyło duchowy i artystyczny wymiar całego programu.

Galę poprowadzili Jerzy Skoczylas i Agnieszka Damrych, łącząc elegancję słowa, refleksję i charakterystyczny dla jubileuszu ton wspólnotowego święta kultury. Oprawę muzyczną zapewnił duet Paulina Jeżewska (wokal) i Olek Misiewicz (fortepian), a także sami prowadzący, wykonując przedwojenne utwory związane z filmem, które nadały wieczorowi szczególny, osobisty charakter.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję