Reklama
Msza św. w kościele Dominikanów w Brukseli. Kościół pięknie położony obok dużego parku, stosunkowo blisko szklanych domów - siedzib władz i urzędów Unii Europejskiej. To klasztor belgijski, ale są tam i dominikanie z Polski, zatem jest i Msza św. po polsku, w każdą niedzielę o godz. 10. Połowa sierpnia, wakacje, moi przyjaciele mówią mi, że w ciągu roku ludzi na Mszy jest dużo więcej. Tak czy owak - kościół jest pełen, niemal wszystkie miejsca siedzące zajęte. Trudno się zresztą zorientować, bo część uczestników liturgii jest w ciągłym ruchu - dominują młode małżeństwa z małymi dziećmi. Patrzę na zgromadzonych, na ich uczestnictwo i pierwsze uczucie, to żal. Większość z nich zapewne do Polski już nie powróci, zapuszczą tu korzenie, biegające po kościele maluchy będą jeszcze znały język polski, ale bliżej im będzie do francuskiego i angielskiego, ich dzieci język polski będą znały pewnie tylko ze słyszenia. Jako kraj nad Wisłą tracimy wspaniałych ludzi… Myślę też sobie o tym, jak to jest, że tutaj tych polskich dzieci rodzi się więcej niż w Polsce - oczywiście nie w liczbach bezwzględnych. Dlaczego mamy takie problemy w tworzeniu prorodzinnej opinii publicznej, dlaczego ciągle tak kiepska jest polska polityka rodzinna. Pocieszam się, że jest tu przestrzeń do dobrej pracy - w końcu po coś stworzyliśmy Związek Dużych Rodzin Trzy Plus, mam nadzieję, że uda nam się wpłynąć i na opinię i na politykę. Powstają też i działają pięknie inne stowarzyszenia prorodzinne, więc perspektywy są.
Reklama
Jest też inna myśl, daleko bardziej optymistyczna. Ci młodzi ludzie modlący się wraz z dziećmi w kościele w centrum laicyzującej się Europy to ważny polski dar dla całej europejskiej wspólnoty. Można przecież mieć nadzieję, że w swoich działaniach - zapewne wielu z nich pracuje w instytucjach europejskich w Brukseli - pamiętają o chrześcijańskich korzeniach Europy, że w codziennych decyzjach w pracy o wartościach nie zapominają, że nawet w towarzyskich rozmowach w przerwie w pracy wprowadzają elementy dobrej duchowości. „Lawina bieg od tego zmienia, po jakich toczy się kamieniach” - to jeden z najbardziej znanych cytatów z twórczości Czesława Miłosza. Pocieszaliśmy się nim w czasach komuny, sądząc słusznie, że nasze drobne działania powodują erozję systemu, który w końcu z trzaskiem upadnie. Ku naszej radości system upadł, a trzask był dużo mniejszy niż się obawialiśmy. Teraz wielu Polaków pracuje w instytucjach europejskich - jedni na wysokich stanowiskach, większość na niskich. Ale także na tych niskich trwa praca, toczą się rozmowy, powstaje klimat, który buduje współczesną Europę. Mam nadzieję, że wpływ uczestników dominikańskiej Mszy św. w Brukseli będzie na jej kształt coraz większy. Kiedyś o Polakach mieszkających w Wielkiej Brytanii, Belgii czy Francji mówiliśmy, że mieszkają na obczyźnie. W tym słowie „obczyzna” była tęsknota za ojczyzną, było poczucie obcości, czasem odrzucenia, bycia obywatelem gorszej kategorii. Wszystko to się zmienia w szybko malejącym świecie, w zjednoczonej Europie o otwartych granicach, szybkich połączeniach komunikacyjnych, Internecie pozwalającym na czytanie polskich gazet na bieżąco. Nie wiem, czy Polacy w krajach Unii nadal mają „szklany sufit” nad głową, czy mogą awansować tylko do pewnego momentu, a potem jest miejsce już tylko dla miejscowych. Coraz więcej osób świadczy o czymś zupełnie innym…
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Piszę ten felieton 15 sierpnia, w kościele słucham o „Niewieście obleczonej w słońce i księżyc pod jej stopami, a na jej głowie wieniec z gwiazd dwunastu”. Wokół co krok łopoczą flagi z tym właśnie symbolem, z wieńcem z dwunastu gwiazd na błękitnym, maryjnym tle. Biblijne źródła naszej europejskiej flagi są niewątpliwe, w końcu ojcowie zjednoczonej Europy starali się ją budować właśnie na chrześcijańskich fundamentach. Tyle że w publicznej przestrzeni europejskiej dominują teraz głosy przeciwne tym fundamentom, szlachetne ideały przeradzają się w swoją karykaturę, wolność wykrzywia się w błazeńskich paradach i „manifach”. Któregoś dnia ze smutkiem przechadzaliśmy się po pięknej Antwerpii całej zawieszonej flagami o barwach tęczy… Obawiam się, że nie był to starodawny znak przymierza Pana z jego ludem. Uczestnicy antwerpskiej manifestacji zdawali się raczej kpić z Bożych przykazań, piękny symbol został nam skradziony. Być może więc jest tak, że ci młodzi uczestnicy niedzielnej Mszy w Brukseli są na tej obczyźnie bardzo potrzebni? Kto wie - może sami o tym nie wiedząc - są tam posłani przez Pana, który pisze prosto na zawiłych liniach ludzkich decyzji? Czas pokaże, jakie jest ich zadanie…
* * *
Przemysław Fenrych
Historyk, felietonista, z-ca dyrektora Centrum Szkoleniowego Fundacji Rozwoju Demokracji Lokalnej w Szczecinie