Reklama

Wiadomości

Honor polskiej nauki

Niedziela Ogólnopolska 42/2013, str. 36-37

[ TEMATY ]

nauka

katastrofa smoleńska

Dominik Różański

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

WIESŁAWA LEWANDOWSKA: - Panie Profesorze, Pana książka „Ideas of Quantum Chemistry” należy do kanonu obowiązkowych lektur dla doktorantów m.in. Uniwersytetu Kalifornijskiego w Berkeley w USA, jest Pan uznanym w świecie uczonym w dziedzinie chemii kwantowej, ale też np. członkiem rady naukowej Interdyscyplinarnego Centrum Modelowania Matematycznego i Komputerowego. Ponieważ jednak nie jest Pan „specjalistą od wypadków lotniczych”, nie powinien się Pan wypowiadać w sprawie badania przyczyn katastrofy smoleńskiej - byłoby to, jak obwieściła niedawno minister nauki i szkolnictwa wyższego, naruszenie kodeksu etycznego polskiego naukowca...

PROF. LUCJAN PIELA: - Nie zamierzam przyjmować tej dość osobliwej wykładni, bo mam inną. Nie byłoby powodu do mojego wypowiadania się, gdyby - zgodnie z regułami sztuki - wrak samolotu pieczołowicie składano w Mińsku Mazowieckim z milionów kawałków, wykonano natychmiast 96 autopsji, a pani minister zachęcała polskie instytucje naukowe do wyjaśnienia istotnych aspektów tej katastrofy. Obecna jej determinacja w przeciwnym kierunku niesie duży i ważny ładunek informacji, o którym może pani minister nie miała czasu pomyśleć.

- Od początku zapewniano, że badająca katastrofę komisja rządowa składa się z „wybitnych specjalistów od wypadków lotniczych”, potem dodano, że to jedynie oni mają prawo do wypowiadania się na temat jej przyczyn. Jak rozumieć pojęcie „specjalista od wypadków/katastrof lotniczych”?

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

- Proszę tylko przez chwilę wyobrazić sobie, czym taki specjalista miałby się konkretnie zająć po rozpoczęciu swojej pracy i czy ta praca została wykonana w tym przypadku. Przecież taka specjalizacja zawsze musi być wpisana w fizykę, a w niej w mechanikę, dynamikę, wytrzymałość materiałów, elektronikę, telekomunikację itd., itp. Interdyscyplinarność badań to elementarz współczesnej nauki, monodyscyplinarność wiąże się często z „zafiksowaniem” umysłu na jednym aspekcie, co może oznaczać manowce nauki.

- A zatem rozumowanie w kategoriach zaścianka, a może i ciemnogrodu, Panie Profesorze?

- Przypuszczam, że po spokojnym zastanowieniu (zwłaszcza w Brukseli) pani minister przyznałaby nam rację, że istotą działania współczesnej nauki jest interdyscyplinarność, spojrzenie z wielu punktów widzenia na ten sam obiekt badań, także współpraca międzynarodowa, a nie zamykanie się w jednej specjalności i w kręgu nauki etnicznej. Myślę, że zbyt wielkie wrażenie wywarłaby tam deklaracja, że my w Polsce walczymy z interdyscyplinarnością w nauce. A papiery? Czasem coś mówią, ale nie zawsze, np. to kanonik z Fromborka odkrył rewolucyjną prawdę o ruchu Ziemi dookoła Słońca. Pani minister Barbara Kudrycka odesłałaby go do kruchty, bo przecież nie tylko nie miał odpowiednich papierów, ale i te, które miał, były bardzo niedobre! W takie sprzeczności popadamy, gdy mówimy nie to, o co nam naprawdę chodzi.

- Rektor Politechniki Warszawskiej mówi nawet o naukowej wojnie smoleńskiej, winę za jej wywołanie przypisując właśnie tym, którzy nie mają odpowiednich papierów.

- Myślę, że i on, po zastanowieniu, zgodziłby się z nami, że popełnił błąd. Takich określeń w odniesieniu do nauki nie wolno używać. Nauka jest zaprzeczeniem wojny, to spokojne rozumowanie. Właśnie z powodu nauki nie musimy walczyć ze sobą, tylko przypatrujemy się argumentom i akceptujemy prawdziwe. Jeśli pan rektor chce się zbliżyć do prawdy, to nie powinien ogłaszać wojny, tylko, jak na uczonego przystało, zaproponować rozliczne badania materiałowe, wykorzystując potencjał PW. Niestety, panowie rektorzy PW i AGH nie dostrzegają, że takimi nieprzemyślanymi słowami narażają na szwank dobre imię swoich uczelni o wspaniałej tradycji.

- Trudno tu jednak marzyć o „spokojnym rozumowaniu”, gdy jedna ze stron przyznaje sobie prawo do jedynie poważnych badań, jedynie słusznych wyników, a drugiej zarzuca amatorszczyznę, czyli uzyskiwanie wyników w oparciu o wątpliwe przesłanki.

- Od dyskusji naukowej nie możemy się uchylić, bo w ten sposób wykluczamy się z naukowej wspólnoty. Szacunek dla prawdy w nauce mierzy się także szacunkiem dla badań wykonanych przez innych. W naukach ścisłych nie spotykamy się z obrażaniem, argumentami ad personam, z podniesionym tonem. Odejmijmy emocje i ton, a zobaczymy, co zostaje.

- Oficjalni badacze katastrofy smoleńskiej z przekąsem nazywają badania prowadzone przez ekspertów Zespołu Parlamentarnego „alternatywnymi”, z góry zakładając ich mniejszą wartość...

- Nie widzę w tym określeniu niczego obraźliwego, nauka „żyje” z alternatywności, z obalania ugruntowanych poglądów, które okazały się nieprawdziwe lub niepełne, to chleb codzienny nauki. Natomiast ironia, brak szacunku dla dokonań innych i brak chęci współpracy nie są w środowisku nauki rzeczą normalną. To bardzo niezwykła rzecz.

- Alternatywnym badaczom zarzuca się „brak doświadczenia w badaniu katastrof i wypadków lotniczych”. Czy, zdaniem Pana Profesora, fizyk, chemik czy też matematyk może kompetentnie wypowiadać się w badaniu tak specyficznego zjawiska, jakim jest katastrofa lotnicza?

Reklama

- Gdy w Ameryce wydarzył się wypadek promu kosmicznego Challenger, natychmiast do komisji badającej przyczyny tej katastrofy zaproszono prof. Richarda Feynmana, znakomitego fizyka teoretyka, laureata Nagrody Nobla. I nikt w środowisku naukowym się temu nie dziwił, o czym mogę zaświadczyć, gdyż działo się to w czasie mojego pobytu w Cornell University.

- Dlaczego zaangażowano właśnie prof. Feynmana, specjalistę od... relatywistycznej elektrodynamiki kwantowej (QED)?

- No właśnie, dlaczego? Przecież nie był „wybitnym specjalistą od badania wypadków promów kosmicznych” (bo takich nie było), nie był także nawet „wybitnym specjalistą od badania wypadków lotniczych”, nawet nie był lotnikiem. Dodam, uprzedzając fakty, że Feynman nie był także „wybitnym przedstawicielem nauk hydraulicznych” ani nawet hydraulikiem, ani także „wybitnym specjalistą w dziedzinie uszczelek”. Ot dyletant, prawda? Nikt jednak jakoś nie wyśmiewał się z prof. Feynmana, także rektor jego uczelni nie odciął się publicznie od jego amatorszczyzny i nie napisał listu, że Feynman reprezentuje poglądy Feynmana. QED to wysublimowana fizyka teoretyczna cząstek elementarnych, ale aby być w niej mistrzem, Feynman musiał rozumieć całą fizykę, a słowo „rozumieć” znaczy wiele. I dlatego to właśnie jemu udało się wykryć mechaniczny defekt - znalazł uszczelkę, która w temperaturze tamtego feralnego poranka stała się krucha i to ona była malutką przyczyną tej wielkiej katastrofy! Tak więc przy badaniu tak wielowymiarowego zdarzenia, jakim jest wielka katastrofa, normalne i oczywiste powinno być zaangażowanie współpracujących ze sobą przedstawicieli bardzo wielu, i to szerokich, dziedzin nauki.

- I właśnie takiej metodyki, zdaniem Pana Profesora, zabrakło przy badaniu przyczyn katastrofy smoleńskiej?

- Tak, i to od początku, zaczynając od praktycznego przypatrzenia się prawu zachowania masy („masa samolotu po wypadku nie może się zmienić”). Ze zdumieniem przeczytałem odpowiedź „naczelnego specjalisty” na szczegółowe pytanie o moment bezwładności samolotu; oświadczył, że moment bezwładności samolotu nie był im do niczego potrzebny. Pomyślałem: „Jak to, przecież to elementarne do oceny wykonalności obrotu samolotu, a tam obrót był!”. Do tego, do zgrubnej (podkreślam: zgrubnej) oceny rzędu wielkości tego momentu dla samolotu Tu-154M wystarczyłby kalkulator i, powiedzmy, jedna godzina pracy. Specjalista od katastrof musi znać fizykę. Jeśli zna ją tylko w sposób skrajnie uproszczony (w postaci prawa fizycznego „jak rąbnie, to urwie”), to daleko mu do miana specjalisty od czegokolwiek. Dr Glenn Jorgensen uspokoił mnie ostatnio, bo on od razu zaczął od oceny momentu bezwładności Tu-154M.

- Jednak szeroko zakrojona dociekliwość alternatywnych badaczy jest mocno krytykowana, przede wszystkim jako teoretyzowanie, jako badania prowadzone z dala od przedmiotu badań. Czy takie badania rzeczywiście są mniej warte, Panie Profesorze?

- Badacze powinni mieć bezpośredni dostęp do obiektu badań. Jednak niewątpliwie niezwykłe jest to, że wszyscy badacze - także ci oficjalni - mieli ograniczony dostęp do przedmiotu badań. Nie ma najmniejszego powodu, aby dane nie były dostępne dla wszystkich tych, którzy mają możliwość prowadzenia specjalistycznych badań i chcą je prowadzić. Jaki sens ma utajnienie danych? Żadnego. Brak pewnych danych jest jednak faktem. A mimo to jest ogromna istotna różnica między materiałem np. z katastrofy na Gibraltarze i tej w Smoleńsku. Dziś podobne zdarzenie zostawia olbrzymią liczbę rejestrowanych śladów (satelity, zapisy komunikacji radiowej, GPS, zdjęcia, telefony komórkowe, filmy, badania fizykochemiczne o nieosiągalnej jeszcze niedawno dokładności itd., itp.), są dostępne gigabajty informacji. Niektóre z tych szczegółów mogą wysunąć którąś hipotezę lub hipotezy na miejsca czołowe. Hipoteza najbardziej prawdopodobna musi oprzeć się konfrontacji z dziesiątkami tysięcy szczegółów. Hipoteza nieprawdziwa nigdy nie da sobie z tym rady. Gdzieś znajdzie się coś, co ją sfalsyfikuje.

- Tymczasem niemożliwa jest nie tylko wymiana danych, ale nawet rzeczowa debata, gdyż jedna ze stron uznała sprawę za pomyślnie zakończoną.

- Nieprzejednanie jest dalekie od standardów pracy naukowej, a właściwie jest poza standardami! Jeśli jestem pewien swych argumentów, swych obliczeń, to wystarczy je pokazać i spokojnie przekonać innych. Nawet gdyby przy tej okazji wykryto jakiś błąd w tych opracowaniach, to żaden odpowiedzialny naukowiec nie powiedziałby, że dr Lasek i jego eksperci są dyletantami, ale co najwyżej, że się pomylili. Bo w nauce, na trudnej drodze do poznania prawdy, każdy ma prawo do pomyłki i pomyłkę razem korygujemy. Rzetelne zbadanie tej katastrofy powinno być dziś honorem polskiej nauki, do której przecież i dr Lasek należy.

- Rok temu, z grupą uczonych UW, wyraził Pan swe zaniepokojenie co do przebiegu badań nad przyczyną katastrofy smoleńskiej. Obecnie wydaje się, że środowiska naukowe nie są już skłonne tak otwarcie manifestować tego rodzaju krytyki. Dlaczego?

- Nie sądzę, aby nastąpiła tu jakaś zmiana. Natomiast sygnały stały się wyraźniejsze: udział w alternatywnych badaniach smoleńskich może spowodować nieżyczliwość wyrażoną przez nieprzyznanie grantu lub obcięcie pieniędzy na już prowadzone badania. Bardzo to dziwne.

- Czy - zdaniem Pana Profesora - z tego głównie powodu niemożliwa jest rzeczowa debata naukowców w tej niepoprawnej politycznie sprawie?

- Rzeczowa debata między naukowcami nie tylko zawsze jest możliwa, ale zawsze będzie się toczyła, jest nieunikniona. Co więcej, jest zawsze jedyną rozsądną alternatywą dla każdego zacietrzewienia. Środowiska izolujące się wokół „swojej wersji” i odmawiające debaty w nauce idą w niebyt, z bardzo prostego powodu: debata jest sercem naukowego postępu, a przybliżanie się do prawdy jest weryfikowane każdego dnia.

- Czy można powiedzieć, że mamy tu do czynienia z odgórnie narzuconym wyrazem pogardy dla alternatywnych badaczy?

- A jakie miałyby być podstawy merytoryczne demonstrowania tej wyższości? Nie ma żadnych. Wyśmiewanie się ma cel bardzo praktyczny, choć dość prymitywny (niestety, biorą w tym udział i niektórzy profesorowie): za wszelką cenę próbować ukryć pustkę i brak argumentów. Tak zawsze było, ustroje rozmaitego rodzaju nigdy nie miały kłopotów ze znalezieniem takich uczonych.

* * *

Prof. Lucjan Piela
Znany w świecie uczony w dziedzinie chemii kwantowej, członek rady naukowej Interdyscyplinarnego Centrum Modelowania Matematycznego i Komputerowego (ICM) w Warszawie

2013-10-14 13:05

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Nowy kierunek studiów na Uniwersytecie

[ TEMATY ]

nauka

Wrocław

pl.wikipedia.org

W październiku Uniwersytet Wrocławski otworzy kierunek, który może przyczynić się do rewolucji w polskim systemie rehabilitacyjnym. O tym, dlaczego zmiany są potrzebne i jaką rolę w ich wprowadzeniu pełnić będą specjaliści ds. zarządzania rehabilitacją, rozmawiamy z dr Aliną Czapigą, prodziekanem ds. dydaktycznych i socjalnych Wydziału Nauk Historycznych i Pedagogicznych.

: „Wdrożenie nowego modelu kształcenia specjalistów ds. zarządzania rehabilitacją jako element systemu kompleksowej rehabilitacji w Polsce” – co kryje się pod tą nazwą?

Dr Alina Czapika - To projekt dydaktyczny, którym kieruję z ramienia Uniwersytetu Wrocławskiego, współfinansowany ze środków Unii Europejskiej, w ramach Działania 4.3 Programu Operacyjnego Wiedza Edukacja Rozwój. W jego ramach będziemy kształcić na studiach podyplomowych specjalistów ds. zarządzania rehabilitacją.

Projekt realizujemy wspólnie z Gdańskim Uniwersytetem Medycznym, Uniwersytetem Warszawskim i Uniwersytetem Medycznym w Lublinie. Naszymi partnerami społecznymi są PFRON, ZUS oraz DGUV – Deutsche Gesetzliche Unfallversicherung e.V. – niemiecka organizacja centralna ds. ubezpieczeń. Współpracujemy również z przedstawicielami organizacji pozarządowych i pracodawcami. Razem przygotowaliśmy model kształcenia.

Inspiracją do realizacji projektu była potrzeba zapewnienia dostępu do kompleksowej rehabilitacji, dającej szansę na powrót do aktywności społecznej i zawodowej osobom, które w wyniku różnych zdarzeń losowych stały się niepełnosprawne lub u których nastąpiło pogorszenie stanu zdrowia, uniemożliwiające – trwale lub okresowo – aktywność zawodową i społeczną.

Kluczową rolę w procesie aktywizacji odgrywa specjalista, który zarządza procesem rehabilitacji – organizuje go, angażując do współpracy wielu ekspertów. W Polsce bardzo potrzebne są studia przygotowujące do pełnienia tej roli. Dotychczas nie powstał taki zawód czy specjalizacja, dlatego opracowaliśmy cały związany z tym model kształcenia.

Pomimo znacznego wzrostu wydatków publicznych na aktywizację zawodową osób z niepełnosprawnością w Polsce, większość tych osób pozostaje poza rynkiem pracy. Według Narodowego Spisu Powszechnego z 2011 roku liczba osób z niepełnosprawnością ogółem wynosiła blisko 4,7 mln. Około 3,1 mln osób posiadało prawne potwierdzenie niepełnosprawności. To mniej więcej 12 proc. ludności kraju. Według danych z Badania Aktywności Ekonomicznej Ludności za II kwartał 2017 roku około 70 proc. z 1 705 tys. osób niepełnosprawnych w wieku produkcyjnym było biernych zawodowo. Tylko 27 proc. pracowało. Pozostałe ponad 2 proc. posiadało status osób bezrobotnych.

Nasze studia wpisują się w zmieniający się naszym kraju system rehabilitacyjny. Obserwuję odchodzenie od systemu azylowego, działającego na zasadzie: „Zaopiekujemy się pacjentem/klientem, bo potrzebuje pomocy, ale zrobimy to z dala od środowiska”. Odchodzimy od systemu azylowego w stronę systemu środowiskowego, włączającego. Nie chcemy izolować, tylko aktywizować.

Tak to chyba powinno funkcjonować.

- Oczywiście, że tak. Polska nie jest krajem, który nie zajmuje się osobami z niepełnosprawnością, ale system wymaga zmiany. Moim zdaniem wracamy do koncepcji kompleksowej rehabilitacji, którą w Polsce zapoczątkował prof. Wiktor Dega. Czy pan wie, że pierwsza na świecie Katedra Medycyny Rehabilitacyjnej powstała na Akademii Medycznej w Poznaniu? A program kompleksowej rehabilitacji WHO uznała za modelowy?

Wyzwanie podjął PFRON, który realizuje duży program związany właśnie z kompleksową rehabilitacją. Do nas należeć będzie kształcenie kadr. W ramach projektu kraj podzielono na cztery makroregiony. Uniwersytet Wrocławski obejmie swoim zasięgiem województwa: lubuskie, dolnośląskie, opolskie i śląskie; w tych regionach będziemy szukać kandydatów. Studia podyplomowe będą bezpłatne dla osób, które pomyślnie przejdą proces rekrutacji. Bardzo zależy nam na utrzymaniu poziomu, dlatego intensywnie pracowaliśmy nad koncepcją kształcenia. Prace merytoryczne zostały poprzedzone badaniami, które umożliwiły diagnozę sytuacji osób z niepełnosprawnością w Polsce oraz analizę obowiązujących rozwiązań w zakresie rehabilitacji i aktywizacji. Model kształcenia był konsultowany z partnerami ze środowiska społeczno-gospodarczego. Bez ich pomocy i opinii wdrożenie planowanych rozwiązań byłoby niemożliwe, a my chcemy, aby specjalista ds. zarządzania rehabilitacją funkcjonował w polskiej rzeczywistości.

Dziś mogę już powiedzieć, że model kształcenia jest gotowy. Przystępujemy do kolejnych etapów procedury uniwersyteckiej, po zakończeniu której – najprawdopodobniej w czerwcu – rozpocznie się kilkuetapowa rekrutacja.

Możemy zdradzić, jak będzie ona wyglądała?

- Dysponujemy tylko dwoma semestrami, dlatego musimy wybrać osoby, które mają już pewne doświadczenia zawodowe i będą u nas poszerzać swoje kompetencje. O rekrutacji za chwilę powiem więcej, ale zacznijmy od najważniejszej sprawy, czyli od wyjaśnienia, kim ma być specjalista ds. zarządzania rehabilitacją. Bo przecież można by powiedzieć: „Zaraz, jak to? W dwa semestry wykształcimy kogoś, kto będzie nadzorował pracę lekarzy, psychologów, terapeutów, rehabilitantów – to się nie uda!”. Nie! Nasz specjalista nie ma zarządzać zespołem – on ma zarządzać procesem rehabilitacyjnym konkretnego pacjenta, czyli ma pozyskać do współpracy zespół specjalistów.

Specjalista ds. zarządzania rehabilitacją nie jest lekarzem, ani pośrednikiem pracy, ale zarządza ukierunkowanym na aktywizację procesem rehabilitacji. Najpierw musi rozpoznać potrzeby pacjenta/klienta, opracować plan rehabilitacji, powołać i zorganizować zespół. A potem zrobić wszystko, by osiągnąć wcześniej założony cel. Nie może na przykład zapomnieć o tym, jak z niepełnosprawnością danej osoby radzi sobie jej rodzina, bo trudno będzie zaktywizować, przekwalifikować pacjenta, jeśli będzie miał szereg problemów rodzinnych wynikających z niepełnosprawności. Nasz „menedżer” musi radzić sobie z kontaktem, komunikacją, ale także z problemami i z konfliktami. Musi potrafić negocjować, dążyć do kooperacji. Nie może powiedzieć: „Trudno, tu nic nie da się już zrobić”. Specjalista ds. zarządzania rehabilitacją ma być łącznikiem pomiędzy wszystkimi osobami zaangażowanymi w proces rehabilitacji. Organizuje współpracę między pacjentem a pracodawcą, instytucjami społecznymi i państwowymi, lekarzami, ośrodkami rehabilitacyjnymi i szeroko rozumianym otoczeniem społecznym, w tym z rodziną.

Program naszych studiów jest bardzo obszerny, ale także spójny. Oczywiście, zanim wybrano nas do udziału w projekcie, musieliśmy udowodnić, że dysponujemy odpowiednią kadrą, infrastrukturą, że mamy zarys koncepcji kształcenia. Ważna rolę w pozyskaniu projektu odegrał prof. dr hab. Ryszard Cach, prorektor ds. nauczania, oraz mgr Emilia Wilanowska, kierownik Biura Projektów Zagranicznych. Gdybyśmy nie skorzystali z tej możliwości – przy naszym, uniwersyteckim i wydziałowym, potencjale – byłoby to dużą stratą.

Jak będzie wyglądała realizacja projektu pod kątem struktury?

- Projekt jest uniwersytecki. Będzie realizowany na Wydziale Nauk Historycznych i Pedagogicznych. Wezmą w nim udział psychologowie – przede wszystkim specjaliści z zakresu psychologii klinicznej, organizacji i zarządzania, bo tacy są potrzebni. Ale są jeszcze inne moduły. Potrzebni będą prawnicy, eksperci polityki społecznej, socjologowie. Jest moduł zarządzania procesem rehabilitacji, moduł medyczny, moduł rehabilitacji zawodowej i społecznej. Właśnie zwróciłam się do dziekanów WPAE oraz WNS z prośbą o pozyskanie pracowników do prowadzenia części zajęć na studiach podyplomowych.

Już poszukuję specjalistów na zajęcia wykładowe i warsztatowe. Niektórzy się do nas zgłaszają, dopytują o szczegóły. Są chętni na studia i do prowadzenia zajęć. Na dwóch ogólnopolskich seminariach w Warszawie, na których prezentowaliśmy studia partnerowi z Niemiec – ale przede wszystkim pracodawcom, którzy mogą wysyłać do nas pracowników lub zatrudniać naszych absolwentów – otrzymaliśmy dużo pytań, sugestii i propozycji współpracy.

Niemcy, na których doświadczeniach opieracie się, tworząc nowy kierunek, mają ściśle określoną specjalizację.

- Korzystamy z doświadczeń niemieckich, ale także z polskiej szkoły medycyny rehabilitacyjnej prof. Degi. Niemcy szkolą ekspertów zajmujących się osobami po wypadkach, które po leczeniu, rehabilitacji i czasem po przekwalifikowaniu zawodowym wracają do wcześniej wykonywanej pracy lub znajdują inną, są aktywni zawodowo. Czyli: aktywizacja i czasem przekwalifikowanie. My chcemy poszerzyć ofertę. Nasz specjalista ds. zarządzania rehabilitacją będzie mógł zająć się także osobami, które są niepełnosprawne ruchowo, mają ograniczenia sensoryczne, niepełnosprawności intelektualnie, chorują psychicznie.

Doprecyzujmy. Wykształcony przez Was specjalista będzie od razu przygotowany do kompleksowego działania na wszystkich przestrzeniach czy będzie zdobywał doświadczenie w obrębie konkretnych specjalizacji?

- Na studiach omówimy zadania kompleksowej rehabilitacji we wskazanych rodzajach niepełnosprawności. Pamiętajmy, że rozmawiamy o projekcie, który w Polsce dopiero rusza. W przyszłości prawdopodobnie zostaną wprowadzone certyfikaty. Stanie się tak jednak dopiero wtedy, gdy specjalista ds. zarządzania rehabilitacją zostanie wpisany na listę zawodów.

W przyszłości bardzo bym chciała – wspomniałam już o tym władzom rektorskim – utworzyć studia magisterskie z tego zakresu. Cztery semestry kształcenia pozwoliłoby na poszerzenie tematyki i pogłębienie rozwoju kompetencji osobistych. Perspektywy są tak duże, jak nasze zaangażowanie w projekt. Udzielił mi się entuzjazm i model pracy moich ekspertek z Instytutu Psychologii. Pierwsza z nich to dr Magdalena Ślazyk-Sobol, specjalizująca się w psychologii zarządzania. Jest konsultantem HR, trenerem; prowadzi zajęcia z zakresu psychologii pracy i organizacji, zajmuje się coachingiem w organizacji, outplacementem, diagnozą kompetencji zawodowych, „train the trainers”; prowadzi warsztaty rozwijające kompetencje interpersonalne i zarządcze. Druga osoba, o której myślę, to mgr Anna Cieślik, trener biznesu. Zajmuje się wspieraniem ludzi w rozwoju osobistym i zawodowym. Specjalizuje się w zakresie doskonalenia umiejętności liderskich, motywowania, zarządzania emocjami oraz rozwijaniem kompetencji komunikacyjnych.

Jesteśmy na początku drogi, to prawda. Ale to jest projekt wdrożeniowy. To nie tak, że wyobrażam sobie, że utworzymy studia podyplomowe, bo wydaje mi się, że są potrzebne…

…i zobaczymy, co będzie dalej? - My wiemy, że ten kierunek jest pożądany. Nie opieramy się na własnych odczuciach. Przeprowadzamy badania potrzeb. Żeby wiedzieć, jak osoby z niepełnosprawnością wyobrażają sobie funkcję specjalisty ds. zarządzania rehabilitacją, robimy badania – zakrojone na szeroką skalę, oparte na reprezentatywnej grupie – w czterech województwach makroregionu. Biorą w nich udział osoby, które przeszły proces rehabilitacji i są już aktywne zawodowo. Pytamy je o to, czego doświadczyli, czego brakowało im w procesie reaktywizacji, i na tym opieramy model kształcenia. O oczekiwaniach wobec menedżerów rozmawialiśmy też z lekarzami i rehabilitantami.

Wróćmy do rekrutacji. Jak dokładnie będzie wyglądała?

- Będzie trzyetapowa. Pierwszy etap to złożenie dokumentów: dyplomu ukończenia studiów pierwszego lub drugiego stopnia, CV, listu motywacyjnego, portfolio zawierającego certyfikaty itp. Etap drugi będzie testem kompetencji, z pytaniami zamkniętymi i otwartymi, z tzw. case’ami, które trzeba będzie skomentować, zinterpretować. Etap trzeci to już rozmowa, która pozwoli ocenić predyspozycje indywidualne i szeroko pojęte kompetencje społeczno-zawodowe kandydatów. Przyjmiemy 25 osób z najwyższą punktacją, może o kilka więcej. Studia rozpoczną się 1 października.

W październiku 2019 roku ruszy druga edycja, która także będzie bezpłatna dla słuchaczy. Model kształcenia będzie poddany ewaluacji, czyli kolejna edycja studiów będzie już „po doświadczeniach” W ciągu dwóch lat w każdym z czterech ośrodków akademickich zostanie wykształconych po 50 osób. W całej Polsce będzie zatem 200 specjalistów ds. zarządzania rehabilitacją.

Jak wyobraża Pani sobie idealnego kandydata?

- Chciałabym, żeby na nasze studia aplikowały osoby z dyplomem studiów pierwszego lub drugiego stopnia z obszaru nauk humanistycznych, społecznych, medycznych. To mogą być rehabilitanci, fizjoterapeuci, lekarze rehabilitacji, psycholodzy, pedagodzy społeczni, terapeuci; również osoby, które mają może inne wykształcenie, ale dysponują wiedzą i doświadczeniem, bo na przykład prowadzą ośrodki rehabilitacyjne albo ośrodki zajmujące się osobami z niepełnosprawnościami. My rozwiniemy ich kompetencje, ukierunkujemy je. Ale żeby osiągnąć dobry efekt, musimy mieć osoby gotowe do współpracy.

Jak będzie wyglądać przyszłość zawodowa Waszych absolwentów?

- To trudne pytanie, bo jesteśmy na początku drogi. Mam nadzieję, że po zmianie systemu rehabilitacji w naszym kraju i odpowiednich uregulowaniach formalno-prawnych, będą oni zatrudniani w PFRON-ie, ZUS-ie, KRUS-ie. Właściwym miejscem mogą być ośrodki rehabilitacyjne, sanatoria oraz Powiatowe Centra Pomocy Rodzinie. Ale specjaliści będą również mogli prowadzić własną działalność gospodarczą, zajmować się procesem rehabilitacji konkretnych osób. Niewykluczone, że zatrudnienie znajdą w firmach, korporacjach, których pracownik uległ wypadkowi.

Wszystko to brzmi niezwykle imponująco.

- Bo nad modelem kształcenia pracował zespół psychologów, lekarzy rehabilitacji medycznej, prawników, pracodawców…

Z niecierpliwością czekamy na efekty tej pracy. I trzymamy kciuki.

CZYTAJ DALEJ

Sekundy, które zmieniają życie

Dariusz Kowaluk zdobył złoty medal podczas Igrzysk Olimpijskich w Tokio w lekkoatletyce, w sztafecie mieszanej 4 x 400 metrów. Czytelnikom Niedzieli opowiada o swoim życiu, wierze, codziennych treningach, nauce i planach na przyszłość.

Krzysztof Tadej: Jak się żyje po zdobyciu olimpijskiego złota?

Dariusz Kowaluk: Radośnie, interesująco. Jestem rozchwytywany przez dziennikarzy i fotoreporterów – to bardzo miłe. Studiowałem dziennikarstwo na Uniwersytecie Kardynała Stefana Wyszyńskiego. Przygotowywałem się do wykonywania zawodu dziennikarza, a teraz mogę zobaczyć, jak to wygląda z drugiej strony, gdy odpowiadam na różne pytania.

CZYTAJ DALEJ

Uroczystości odpustowe w Czerwieńsku

2024-04-24 10:54

[ TEMATY ]

Czerwieńsk

parafia św. Wojciecha

Waldemar Napora

Po zakończonej Eucharystii wokół kościoła parafialnego przeszła uroczysta procesja z relikwiami św. Wojciecha

Po zakończonej Eucharystii wokół kościoła parafialnego przeszła uroczysta procesja z relikwiami św. Wojciecha

Parafianie z Czerwieńska 23 kwietnia przeżywali odpust ku czci św. Wojciecha.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję