„A co wy tam robicie w tym seminarium?” – zapytał mnie kiedyś kolega. Po chwili sam sobie odpowiedział: „Tylko się modlicie i uczycie”. „No, prawie” – skomentowałem z uśmiechem. Opisałem mu wtedy praktycznie całą gamę naszych zajęć – tych „dodatków” do nauki i modlitwy. Dzisiaj chcę porwać się na niemniejszy wyczyn – spróbuję jakoś ogarnąć to, co „przeciętny” kleryk robi już nie „w” seminarium, a „poza” nim. A wierzcie mi, że naprawdę jest tego sporo…
Reklama
Zacznę z grubej rury – i to wcale nie od jakichś wielkich akcji lub rekolekcji. O nich wspomnę za chwilę, a rozpocznę od takiej „działalności”, która nieraz budzi emocje o wiele większe niż najlepsze wyjazdy. No, bo co byście powiedzieli na widok kilkunastu kleryków… we flanelowych koszulach, białych spodniach na szelkach i w gumiakach po kolana – którzy przez kilka godzin… skaczą po kapuście w beczkach, udeptując ją prawie że tańcem?... Tak – praca fizyczna to nieodłączny element kleryckiego życia. I chyba dobrze, bo przecież każdy prawdziwy mężczyzna musi zasmakować w życiu „ciężaru pracy”. Zresztą – nie wolno się jej bać. Dlatego – gdy tylko przełożeni zadzwonią na alarm – ekipa ratunkowa, uzbrojona w grabie i miotły, śpieszy, by uwolnić chodnik zmiażdżony nadmiarem liści bądź przywalony śniegiem. Czasem trzeba z szuflami biegać po dachu – ale cóż to dla nas? Przecież ręce kleryka są zaprawione przerzucaniem kilku ton worków zboża, gdy w październiku zapełniają się seminaryjne spichlerze…
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Pozaseminaryjne życie kleryka można podzielić jeszcze na takie dwie płaszczyzny – duchową i „społeczną”. Jeśli chodzi o tę pierwszą, to trzeba zacząć od wyjazdów wakacyjnych, w czasie których klerycy prowadzą (ściślej rzecz biorąc – pomagają, ale „prowadzą” brzmi lepiej) rekolekcje, kolonie dla dzieci, wyjazdy oazowe i pielgrzymki. Można ich także spotkać na Woodstocku (ściślej: na Przystanku Jezus) i różnych szkoleniach. I to się przydaje nie tylko dzieciom i uczestnikom wyjazdów, ale i nam samym – jest to przecież konkret – praktyka „pracy”, która czeka nas w przyszłości. Ciekawym widokiem jest też sznur alumnów ciągnący się ulicami do katedry – i to przynajmniej kilkanaście razy w roku. Praktycznie każdą ważniejszą uroczystość klerycy spędzają właśnie tam, przygotowując liturgiczną i muzyczną „obstawę”. Podczas Bożego Ciała czy konkretnych okresów liturgicznych bierzemy udział w procesjach i marszach organizowanych dla mieszkańców miasta. Ważne są też „niedziele seminaryjne”, w czasie których kilkuosobowe grupy kleryków rozjeżdżają się do parafii, by cały dzień tamtejszym wiernym towarzyszyć i przybliżać tajemnice powołania i seminaryjnego życia. Przez to poznajemy diecezję, a diecezjanie – nas. Podobnie ma się rzecz z rekolekcjami wielkopostnymi, z tym że takie kleryckie „zespoły” pomagają w głoszeniu nauk przez kilka dni z rzędu.
Reklama
W jakich natomiast „społecznych” celach kleryk opuszcza w ciągu roku swój seminaryjny dom? Choćby po to, by – zwłaszcza w niedzielę – odwiedzić dzieci w domu dziecka, chorych w szpitalach i hospicjach, kapłanów w Domu Księży Seniorów czy bezdomnych w noclegowni. Głos kleryków nieraz dociera „poza” seminarium podczas audycji radiowych czy przez prasę katolicką – także przez własne, seminaryjne periodyki. Starsi klerycy po wielu przygotowaniach wyruszają do szkół na praktyki katechetyczne lub głoszą kazania z ambon kościołów i zakonnych kaplic. I mimo że opisując to wszystko posługuję się doświadczeniem naszego częstochowskiego seminarium, to z całą pewnością mogę stwierdzić, że w większości pokrywa się ono z pozostałymi wyższymi seminariami duchownymi.
Oczywiście nie jesteśmy takimi aniołami, by zawsze wyruszać poza seminarium ze względu na innych. Czasami (tak: już nie „często”, lecz „czasami”) idziemy sobie po prostu do kina, filharmonii czy teatru, albo zwyczajnie na spacer po wałach jasnogórskich lub na kawę. To też jest potrzebne. „Nawet” klerykom. W całym tym żarze gorliwości – potrzebny jest czasem taki zwykły wentyl.
Hmm… A po co to wszystko? Po to, by jak najlepiej przygotować się do kapłańskiej służby i nie odrealnieć w czasie tych kilku lat formacji. Kontakt z ludźmi jest dla nas po prostu bezcenny!
* * *
Kl. Tomasz Podlewski, Student IV roku WSD w Częstochowie