Reklama

Boże Narodzenie

Dwie Polski przy wspólnym stole

Każdy z nas wie, że święta Bożego Narodzenia mają tradycyjnie rodzinny, wspólnotowy charakter. W Polsce dodatkowo tę wspólnotowość akcentuje Wigilia i zwyczaj dzielenia się opłatkiem

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Dzielenie się opłatkiem symbolizuje wyjątkową jedność, zgodę, otwarcie i życzliwość wobec innych.
Co ciekawe, w ostatnich dekadach zwyczaj dzielenia się opłatkiem przekroczył ściany polskich domów, zagościł w niemal wszystkich państwowych i prywatnych instytucjach, od Sejmu poczynając, na dbających o rodzinną atmosferę firmach kończąc. I nie byłoby w tym nic złego, gdyby naprawdę chodziło o zgodę, a przynajmniej o odrobinę głębszej refleksji nad wszechogarniającą nas właśnie niezgodą, skłóceniem, podziałami społecznymi, które przechodzą dziś w poprzek starych kręgów towarzyskich, przyjacielskich i poprzez rodziny.

Salon i ciemnogród

Socjologowie od kilku lat monitorujący stan polskiego społeczeństwa nie mają wątpliwości: niezgoda wynikająca ze zróżnicowania postaw i zapatrywań dość niebezpiecznie pogłębia się. Na pierwszy plan wysuwają się zdecydowanie podziały światopoglądowe (wynikające ze stosunku do aborcji, eutanazji, mniejszości narodowych, orientacji seksualnych), niejako w ich tle pozostaje narastające zróżnicowanie społeczno-ekonomiczne (konfliktogenny podział na biednych, bogatych, ludzi sukcesu i tych, którzy sobie nie poradzili w warunkach gospodarki rynkowej). Jeśli pojawia się agresja, to przeważnie wynika ona z dominującego dziś w Polsce kulturowo-cywilizacyjnego podziału społeczeństwa. Podziału wszczepianego nam metodycznie – i trzeba to przyznać, bardzo skutecznie – przez lewicowo-liberalne media oraz przez znaczną część polityków.
To media wykreowały i podtrzymują ten podstawowy dziś rozłam wśród Polaków – na tzw. ciemnogród i cywilizacyjnie oświeconych. Ci pierwsi – wyśmiewani – czytają „Gazetę Polską”, prasę religijną, oglądają telewizje Trwam i Republikę, ci drudzy – sami zaliczający się do salonowej inteligencji – oczywiście są wierni „Gazecie Wyborczej”, TVN… Zważywszy na ogólnie malejące w Polsce czytelnictwo, można przyjąć, że politycznie oraz ideologicznie zorientowana agresja i nienawiść sączy się do naszych domów przede wszystkim z telewizji, a wprost kipi w internecie. Trzeba przyznać, że internet jest tu bardziej demokratyczny i wolny, bo sprawiedliwie dopuszcza do głosu obydwie strony. Od wielu lat każdy publiczny spór przedstawia się w mediach jako niepotrzebną kłótnię wywołaną przez tę rzekomo bardziej kłótliwą, prawicową, część społeczeństwa. Dlatego też podstawową zasadą obowiązującą w dzisiejszym „dobrym towarzystwie” jest nieprzyznawanie się do poglądów innych niż lewicowe lub liberalne. Obowiązuje autocenzura podyktowana poprawnością polityczną. Zasada ta nie dotyczy wyłącznie warszawskich salonów; czasem bywa nawet bardziej restrykcyjnie egzekwowana na głębokiej prowincji, gdzie tęsknota za przynależnością do tzw. wielkiego świata jest bardziej nienasycona.
Ostrość dzisiejszych polskich podziałów to niewątpliwie wytwór „niepełnosprawnego” życia politycznego III RP, które, owszem, chętnie poddajemy ogólnikowej krytyce, ale nie chcemy brać w nim udziału, swe polityczne zaangażowanie ograniczając – i to coraz rzadziej – do jałowych kłótni podczas spotkań towarzyskich. Kłótni, z których niewiele wynika, jako że nawet nie chcemy nawzajem słuchać swoich argumentów. Najchętniej powielamy argumentację zaczerpniętą wprost z mediów, czyli propagandowe hasła, myślowe stereotypy, wmówione antypatie. A coraz częściej uciekamy w dyplomatyczne milczenie.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Reklama

Odgórne inspiracje

Polska scena polityczna po 1989 r. nie zdołała osiągnąć właściwej dojrzałym demokracjom struktury – tłumaczą politolodzy – stąd to zamieszanie w umysłach i postawach Polaków (nie wyłączając polityków), dlatego zamiast rzeczowej debaty – nieustanne przekrzykiwanie się.
W uproszczeniu mówiąc, doraźna walka polityczna prowadzona jest w zasadzie przez specjalistów od tzw. czarnego PR, co oznacza brutalne dyskredytowanie oponentów politycznych i całkowite wykluczenie rzeczowej debaty o naprawdę ważnych dla Polski sprawach. Spokojna dyskusja nie wchodzi w grę.
Kiedy doszło do tej blokady? Kiedy i kto na dobre rozniecił społeczną nienawiść? – zastanawiają się socjologowie. Nie wszyscy na szczęście przyjmują podpowiedź mediów i obecnie rządzącej formacji, że to wyłączna wina prawicy uosabianej przez Kaczyńskiego, Macierewicza i całe Prawo i Sprawiedliwość; prawicy coraz częściej ironicznie nazywanej „prawicą smoleńską”.
Wydaje się, że do ostatecznego załamania i tak wątłej już równowagi w debacie społecznej doszło wiosną 2010 r. w czasie prezydenckiej kampanii wyborczej. Dokładnie wtedy, kiedy kwiat polskiej elity zebrał się – jak na elitę przystało – w Pałacu na Wodzie w warszawskich Łazienkach Królewskich, by zaprezentować komitet poparcia dla kandydatury Bronisława Komorowskiego na prezydenta. W Polskę poszedł wówczas jednoznaczny przekaz od najjaśniejszych w kraju autorytetów; Polacy zostali poinstruowani – i to w sposób bardzo niewybredny, w sposób zupełnie nielicujący ani z powagą owych autorytetów, ani z powagą miejsca – kogo mają nienawidzić, z kogo trzeba się śmiać, kogo lekceważyć. Smutne, w jaki sposób czynił to sekretarz stanu w Kancelarii Premiera RP Władysław Bartoszewski, z uwagi na swą powstańczą przeszłość niezmiennie uznawany za jeden z większych polskich autorytetów. W niegodny sposób zdyskredytował kandydaturę Jarosława Kaczyńskiego, który – jak powiedział – ma doświadczenie tylko w hodowaniu zwierząt futerkowych, i za jego sprawą Polska może zejść w opinii świata „na miejsce między Grecją a Bułgarią i Rumunią pod względem stabilizacji, zaufania, szacunku, możliwości”. Tak, tak mówił polski dyplomata, były ambasador i minister spraw zagranicznych III RP!
Tamto pamiętne widowisko w Pałacu na Wodzie wytyczyło standardy debaty publicznej; zdecydowanie dolało wody do mózgu Polaków. Wszystko tam było na luzie; pod publiczkę, w kiepskim tonie. Premier podarował przyszłemu prezydentowi kibicowski szalik, wybitny reżyser Andrzej Wajda radośnie proklamował wojnę domową (po pewnym czasie zaczęto mówić, że to Kaczyński i jego obóz są jej inicjatorami), w której – jak zapewniał – Bronisław Komorowski i PO mogą liczyć na poparcie przyjaciół z prywatnych telewizji, apelował do „niezbyt rzetelnej TVP”, aby zmieniła się na korzyść dla jedynie słusznej opcji… Salon narzucił „poprawny” ton: przeciwnika politycznego trzeba zwalczać wszelkimi dostępnymi metodami.

Reklama

Normalni i psychopaci

Zebrani w 2010 r. w Pałacu na Wodzie luminarze polskiej kultury i polityki uważali – i uważają nadal – że do Polaków można trafić tylko przez dobrą zabawę i igrzyska. Tamto „wzorcowe” spotkanie zostało ukoronowane występem rządowego satyryka, którego okolicznościowe dzieło zakończyło się słowami: „Charyzmę zbyt często mają psychopaci. Więc brońmy Bronka. Naszego. Normalnego”. To miała być aluzja do słów prof. Staniszkis, która oceniała Kaczyńskiego jako polityka charyzmatycznego. Spotkanie „na wodzie” rzeczywiście nie epatowało polityczną charyzmą. Było wyreżyserowane bardziej w konwencji opery mydlanej. A Polacy dali się wciągnąć w oglądanie jej następnych odcinków. I trzeba przyznać, że obsadzano w nich całkiem przednich aktorów. Niezapomniana pozostanie rola polityczna Daniela Olbrychskiego, który ze swadą Kmicica, czy też raczej z zawiścią Azji Tuchajbejowicza, niejeden raz – zawsze w trudnych politycznie chwilach – przekonywał do jedynie słusznych racji aktualnie rządzących.
Wykorzystywanie autorytetów i mistrzów w swoich dziedzinach, czasem bardzo odległych od polityki, ma miejsce wtedy, gdy sami politycy są nieporadni, gdy nie chcą lub nie potrafią dotrzeć do społeczeństwa z merytorycznym, ważnym przekazem. Bywa, że i sami politycy przeistaczają się w pustych politycznych celebrytów. Przyjacielskie media ich kochają, bo są na każde ich skinienie, chętnie wypowiadają się na każdy temat i nie stronią od wulgarnej oceny przeciwnika. Co najsmutniejsze, sądzą, że to właśnie się Polakom podoba…
W ostatnim czasie przybyło też w Polsce uważających się za polityczne wyrocznie dziennikarskich celebrytów. Sami chwalą swój profesjonalizm i obiektywizm, ale nie trzeba wcale profesjonalnego oka, by zauważyć tendencyjność, wybiórczość i miałkość ich przekazu, a przede wszystkim, najczęściej – jadowitość. Rzecz jasna, skierowaną konkretnie przeciwko jednej partii (PiS), przeciwko jednej formacji ideowej (konserwatywna prawica, którą przemyślnie mieszają ze skrajną, „groźną” prawicą). Społeczeństwo odbiera te jednoznaczne sygnały i nie jest w stanie samo się obronić przed ich natarczywością. Poddane medialnej hipnozie jest skłonne podążać za jedynie słusznymi wskazówkami. W takiej sytuacji wypada się jednak cieszyć z istniejących podziałów i kłótni. Dobrze, że jeszcze są.

Trzeci podział – najsmutniejszy

Jak twierdzi w swej „historii politycznej Polski 1989-2012” historyk Antoni Dudek, apogeum emocji politycznych przyniosła katastrofa smoleńska. Tylko przez pierwsze godziny i – niestety – co najwyżej przez pierwsze dni, licząc od 10 kwietnia 2010 panował w Polsce stan ogólnonarodowej jedności. Zarówno w miejscach publicznych, jak i w polskich domach. Nieco ponad miesiąc później odbyło się już symboliczne dla nadchodzącego czasu niezgody spotkanie w Pałacu na Wodzie…
A później już potoczyła się najsmutniejsza z narodowych dyskusji; wielki spór na temat przyczyn narodowej tragedii, w wyniku którego powstały „dwie Polski”. Według Antoniego Dudka katastrofa smoleńska doprowadziła do trzeciego – po pierwszym pokomunistycznym i drugim posolidarnościowym – podziału Polaków.
Ten trzeci podział w dużym przybliżeniu wydaje nakładać się na dwa poprzednie, ale jest znacznie ostrzejszy, bardziej rozpala emocje.
Faktem jest, że od późnej wiosny 2010 r. wyraźnie dzielimy się na tych, którzy uważają, że polski rząd dobrze się spisał i doprowadził do wyjaśnienia przyczyn katastrofy smoleńskiej, i na tych sceptycznych, niezadowolonych, dostrzegających bylejakość smoleńskich dochodzeń i śledztw.
Tak się składa – przekonują o tym niezmordowanie media tzw. głównego nurtu – że ci pierwsi to jaśnie oświecony tzw. salon, a ci drudzy to oczywiście „zapiekły ciemnogród”, z którym nie ma co dyskutować.
Od pewnego czasu media przekonują, że „Polacy są bardzo zmęczeni (i zdegustowani) Smoleńskiem”. Czy to prawda? Prawdą niewątpliwie jest, że aktualna polska poprawność polityczna wyklucza wszelkie rozmowy na ten temat. Także towarzyskie, nawet te w zaciszu domowym, a zwłaszcza przy świątecznym stole. Pouczani przez życzliwe osoby, by dla świętego spokoju nie podejmować tych zbyt drażliwych tematów, starajmy się mimo wszystko pamiętać o wyzwalającej mocy prawdy i obowiązku dążenia do niej w każdej sytuacji. Bo „milczenie jest cnotą głupich”. Zawsze więc warto rozmawiać, ale przede wszystkim – warto słuchać, myśleć i pytać. Unikanie ważnych rozmów i siebie nawzajem – a to, niestety, staje się codzienną i świąteczną praktyką Polaków – to oznaka rozpadu wspólnoty.

2013-12-17 14:34

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Wspólne świętowanie

O świętach Bożego Narodzenia przeżywanych dawniej z Zofią Antonik, 93-letnią mieszkanką Baszni Dolnej rozmawia Adam Łazar.

Adam Łazar: Jest Pani najstarszą parafianką w Baszni Dolnej. Porozmawiajmy zatem o parafii, a zwłaszcza o świętach Bożego Narodzenia w tej miejscowości w okresie Pani dzieciństwa i młodości...

Zofia Antonik: Urodziłam się w 1928 r. w Baszni Dolnej. Wieś ta należała do parafii św. Stanisława Biskupa i Męczennika w Lubaczowie. Do kościoła mieliśmy 11 km. Pierwsza wojna światowa przekreśliła plan budowy kościoła w Baszni. Doczekał się on realizacji w 1937 r. Prace przebiegały sprawnie i szybko. Już w październiku 1938 r. wmurowany został kamień węgielny i poświęcono mury kościoła. Po raz pierwszy na schodach do budującego się kościoła odprawiona została pierwsza Msza św. 26 sierpnia 1939 r. abp Bolesław Twardowski, metropolita lwowski, erygował w Baszni Dolnej parafię św. Andrzeja Boboli. W tym też roku przyszedł do nas proboszcz ks. Tadeusz Lewanderski, który był wcześniej wikariuszem w Lubaczowie. Była to wielka radość dla mieszkańców naszej dużej miejscowości i okolicznych wiosek. Wieś nasza była w większości zamieszkiwana przez Ukraińców wyznania greckokatolickiego. Ukraińcy zwani Rusinami mieli w Baszni Dolnej piękną cerkiew, z której korzystali i Polacy, ze względu na dużą odległość do Lubaczowa. Święta Bożego Narodzenia obchodzone były w innych terminach. Ukraińcy posługiwali się kalendarzem juliańskim, z którego wynikało, że u nich Boże Narodzenie jest 13 dni później niż u nas.

CZYTAJ DALEJ

Wniebowstąpienie Pańskie

Niedziela podlaska 21/2001

[ TEMATY ]

wniebowstąpienie

Monika Książek

Czterdzieści dni po Niedzieli Zmartwychwstania Chrystusa Kościół katolicki świętuje uroczystość Wniebowstąpienia Pańskiego. Jest to pamiątka triumfalnego powrotu Pana Jezusa do nieba, skąd przyszedł na ziemię dla naszego zbawienia przyjmując naturę ludzką.

Św. Łukasz pozostawił w Dziejach Apostolskich następującą relację o tym wydarzeniu: "Po tych słowach [Pan Jezus] uniósł się w ich obecności w górę i obłok zabrał Go im sprzed oczu. Kiedy uporczywie wpatrywali się w Niego, jak wstępował do nieba, przystąpili do nich dwaj mężowie w białych szatach. I rzekli: ´Mężowie z Galilei, dlaczego stoicie i wpatrujecie się w niebo? Ten Jezus, wzięty od was do nieba, przyjdzie tak samo, jak widzieliście Go wstępującego do nieba´. Wtedy wrócili do Jerozolimy z góry, zwanej Oliwną, która leży blisko Jerozolimy, w odległości drogi szabatowej" (Dz 1, 9-12). Na podstawie tego fragmentu wiemy dokładnie, że miejscem Wniebowstąpienia Chrystusa była Góra Oliwna. Właśnie na tej samej górze rozpoczęła się wcześniej męka Pana Jezusa. Wtedy Chrystus cierpiał i przygotowywał się do śmierci na krzyżu, teraz okazał swoją chwałę jako Bóg. Na miejscu Wniebowstąpienia w 378 r. wybudowano kościół z otwartym dachem, aby upamiętnić unoszenie się Chrystusa do nieba. W 1530 r. kościół ten został zamieniony na meczet muzułmański i taki stan utrzymuje się do dnia dzisiejszego. Mahometanie jednak pozwalają katolikom w uroczystość Wniebowstąpienia Pańskiego na odprawienie tam Mszy św.

CZYTAJ DALEJ

Dziękczynienie za Kościół i korzenie

2024-05-11 14:30

[ TEMATY ]

Ośno lubuskie

900‑lecie diecezji lubuskiej

Jubileusz diecezji lubuskiej

Karolina Krasowska

- Przeżywany przez was jubileusz jest okazją, aby dziękować Bogu za korzenie i jest też wezwaniem, aby dziękować za Kościół, który wspólnie stanowimy – mówił abp Wojciech Polak w Ośnie Lubuskim

- Przeżywany przez was jubileusz jest okazją, aby dziękować Bogu za korzenie i jest też wezwaniem, aby dziękować za Kościół, który wspólnie stanowimy – mówił abp Wojciech Polak w Ośnie Lubuskim

- Przeżywany przez was jubileusz jest okazją, aby dziękować Bogu za korzenie i jest też wezwaniem, aby dziękować za Kościół, który wspólnie stanowimy – mówił abp Wojciech Polak w Ośnie Lubuskim, gdzie trwają główne obchody 900-lecia dawnej diecezji lubuskiej.

Za nami wykład, okolicznościowy koncert i uroczysta Msza św. pod przewodnictwem Prymasa Polski abp. Wojciecha Polaka.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję