W historii zimowych igrzysk olimpijskich w polskim wykonaniu jeszcze tego nie było. Jak już zdobywać medale, to tylko te z najcenniejszego kruszcu. Po sukcesie Kamila Stocha w skokach narciarskich na normalnej skoczni (9 lutego) i złotym medalu Justyny Kowalczyk w biegu indywidualnym stylem klasycznym na 10 km (13 lutego) przyszedł czas na Zbigniewa Bródkę, przesympatycznego strażaka z Głowna. Dosłownie wybiegał złoto w łyżwiarstwie szybkim na dystansie 1500 m, zostając pierwszym polskim panczenistą, który na igrzyskach zdobył najcenniejszy krążek. Wygrał z drugim na mecie Holendrem Koenem Verweijem dosłownie o włos, bo był szybszy od niego o 3 tysięczne sekundy. Cała Polska cieszyła się z jego sukcesu 15 lutego.
Ten dzień był dla nas wyjątkowo szczęśliwy. Wieczorem bowiem Kamil Stoch potwierdził światową klasę i na dużej skoczni został po raz kolejny na tych igrzyskach mistrzem olimpijskim. Tego również nikt z Polaków przed nim nie dokonał. Gratulacje! Po prostu czapki z głów! Srebro w konkursie wywalczył weteran narciarskich skoczni czterdziestodwuletni Japończyk Noriaki Kasai. Trzeci był Słoweniec Peter Prevc.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Zarówno Stoch, jak i Bródkadostali… kosmiczne medale. Zawierają one fragmenty słynnego meteorytu, który rok temu spadł w rosyjskim Czelabińsku.
To nie koniec naszych medalowych szans. Mam nadzieję, że Bóg da i przywieziemy coś do domu powiedział w poniedziałek 17 lutego Jan Ziobro, nasz skoczek narciarski, przed konkursem drużynowym na dużej skoczni („Niedziela” została oddana do druku przed zakończeniem konkursu). Do zobaczenia na wtorkowej dekoracji! dodał Kamil Stoch, sugerując, że nasi nie powiedzieli jeszcze w Soczi ostatniego słowa. Oby tak było. I oby to były same złote medale!