ALEKSANDRA BĄK: – Jak trafiłeś do wspólnoty Cenacolo?
MIŁOSZ PASZKIEWICZ: – Mój pobyt tam był w czasie urlopu dziekańskiego, jaki odbywałem w połowie drugiego roku teologii. Miałem 9 miesięcy na doświadczenie życia we wspólnocie opartej na modlitwie i pracy.
– Cieszyłeś się, że jedziesz?
Pomóż w rozwoju naszego portalu
– Mój pogląd na wspólnotę był bardzo negatywny i napawał mnie lękiem, gdy dochodziła świadomość, że tam spędzę swój urlop dziekański. Wcześniej poznałem tylko niewiele informacji na temat Cenacolo. Tymczasem zobaczyłem we wspólnocie ludzi mocno zmieniających swoje życie, poznałem w pewien sposób jej charyzmat i mogłem być jej częścią, dlatego jest dla mnie tak ważna. Jednym z ważniejszych momentów było spotkanie w Polsce z założycielką wspólnoty – s. Elvirą Petrozzi. Jej dotyk dłoni pamiętam do dzisiaj. Jej pokój serca właśnie dzisiaj pomaga mi w moim zmaganiu się z codziennością.
– Jak wyglądał Twój dzień we wspólnocie?
Reklama
– Zaczynaliśmy o 5.15 na kolanach przed Najświętszym Sakramentem na adoracji, która trwała do 6. Potem poranna toaleta i o 6.15 spotykaliśmy sie znowu przed Jezusem na Różaniec części radosnych. Po nim szliśmy po ciuchy robocze, przebieraliśmy się i było śniadanie. Po posiłku wyczytywano prace na dany dzień i kto gdzie pracuje. Zazwyczaj we wspólnocie pracuje się we dwóch. O 10 była „La merenda”, czyli drugie śniadanie. Na miejsce prac przychodził kucharz i wydawał herbatę i dwie kanapki. Po zjedzeniu, dalej pracowaliśmy. Dzień polegał na pracy do 18-20 z przerwami na posiłki i modlitwę: Różaniec odmawialiśmy w trakcie pracy i po niej, na spacerze. Po nim szliśmy się myć i spotykaliśmy się w kaplicy na dzieleniu się Słowem Bożym i swoim życiem. Każdy miał obowiązek raz na 10 dni przed wszystkimi w kaplicy podzielić się tym, co przeżywa, jakie ma problemy, trudności, ale także i jakie radości. Za trudności i odstąpienia od reguły panującej we wspólnocie przepraszał wszystkich domowników. Potem były kolacja i chwila wolnego na rozmowy z inną osobą aniżeli na obiad. Modlitwy wieczorne przed Najświętszym Sakramentem i koniec dnia, gdy wszyscy kładli się spać. Co sobotę o 2 w nocy każdy ze wspólnoty – wszystkie domy na świecie, a jest ich ponad 60 – wstaje i modli się na godzinnej adoracji za tych, którzy są na świecie i są uzależnieni.
– Podobno nie mogłeś sobie robić samemu odpoczynków, słyszałam też, że nie można nawet usiąść na chwilę w trakcie pracy, to prawda?
– Tak, tam są twarde reguły. Nie można się nawet podpierać w trakcie pracy.
– Nie chciałeś uciec?
– Czasem nie radziłem sobie z podpieraniem i dlatego w trakcie dzielenia w kaplicy, kiedy mówiłem, jak mi się żyje, to musiałem, ale i chciałem przeprosić, że naruszyłem regułę wspólnotową, która mówi, żeby się nie podpierać w trakcie pracy. Nawet nie można mówić słowa „zmęczony”, za to też trzeba przepraszać wspólnotę. To uczy życia w prawdzie i nieukrywania czegoś tylko dlatego, że ktoś nie widział.
– Taki brak robienia sobie przerw czy pozwolenia sobie na chociaż chwilę nudy pomaga Ci w czymś teraz, zaowocowało?
– Odpoczynek był w trakcie spania, po obiedzie i po kolacji. Reszta to czas na pracę i modlitwę. To mi dało siły do wytrwałości i pokazało, że człowiek wiele może, a zmęczenia nie było wiele. Można się przestawić i organizm wtedy naprawdę dobrze funkcjonuje, wtedy to jest właśnie naturalne dla niego.
– Pamiętam, że po oazie i po pielgrzymce zawsze lepiej funkcjonowałam, miałam więcej czasu na wszystko, bo dzień jakiś taki poukładany był, ten rytm na trochę zostawał. Miałeś podobnie?
Reklama
– Dokładnie tak.
– Czego Cię nauczył ten pobyt?
Reklama
– Na pewno nauczył mnie walczyć ze swoimi słabościami. Jest we wspólnocie wiele niewygody, którą można zwalczyć i przełamać. To pokazało mi także, że dzięki modlitwie jestem w stanie zrobić coś więcej, zrobić coś dobrego nie tylko dla siebie, ale i dla tego, który jest blisko mnie. Nauczyło mnie też to wytrwałości w modlitwie mimo zniechęcenia. Kiedy widzi się tych ludzi, jak się zmieniają, walczą ze sobą, walczą o prawdę w swoim życiu i Boga – to pomagało mi wielokrotnie iść do przodu. Nie chciałem się czuć tam lepszy, bo nie byłem narkomanem, tylko chciałem po prostu być także domownikiem, tak jak oni, i dzięki temu żyć prawdziwie we wspólnocie, widząc w nich ludzi, a nie narkomanów. Nauczyło mnie to więc także patrzenia na drugiego człowieka, nie oceniając go od razu. Wiem też, że warto jest walczyć o Boga w życiu i żyć w prawdzie. Właśnie na tym opiera się bycie we wspólnocie: na chęci zmiany swojego życia, byciu w prawdzie przed sobą i innymi i chęć budowania dobra gdziekolwiek się jest. „Wyjście z ciemności do światła” – to zawołanie wspólnoty. Ona mi pokazała radość z bycia chrześcijaninem i moc bycia blisko Jezusa dzięki sakramentom. To właśnie Ci ludzie nauczyli mnie szanować siebie jako wierzącego i cieszenia się tym faktem. To prawdziwa szkoła życia, szkoła prawdy i szkoła prawdziwych wartości, której fundamentem jest Bóg. Moja wiara wzrosła bardzo dzięki temu doświadczeniu bycia tam.
– Każdy może skorzystać z pobytu we wspólnocie?
– Tak. Wspólnota pomaga przede wszystkim narkomanom wyjść z nałogu, ale może tam być każdy. Można skorzystać z tzw. doświadczenia, które trwa minimum 30 dni. Narkomani, którzy chcą tam się zmieniać, mieszkają tam 3 lata. Brak jest tam Internetu, telewizora, telefonu, ale jest drugi człowiek, którego wartość można tam odkryć. Wielką wartością jest towarzyszenie drugiemu, wspólnotowa modlitwa i praca, w czasie której człowiek często się otwiera i leczy swoje rany powstałe w trakcie życia.
Kontakt do wspólnoty: www.nie-narkotykom.sos.pl
Kontakt do Miłosza: dostępny w redakcji „Aspektów”