Pani Niedzielowa w przeciwieństwie do swego męża była jeszcze „na chodzie”. Pan Niedziela pierwszy rok wcześniejszej emerytury poświęcił ukochanemu wnukowi i tu poczuł się spełniony... Przynajmniej tak mówił. A skoro „stało się, jak się stało”, Pani Niedzielowa energiczniej zajęła się swoimi sprawami zawodowymi. Wcale nie zabiegała o nowe „konfitury”, ale „stało się, jak się stało”, i została szefem swojego działu w przedsiębiorstwie, w którym pracowała od zawsze. Mąż natychmiast naburmuszył się srogo, jak to mąż, któremu odebrano pierwszeństwo w zapewnieniu dobrobytu rodzinie.
– No i jak tam w pracy? – padło pytanie, które miało się powtarzać jeszcze przez jakiś czas.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
– Normalnie – odpowiedziała Niedzielowa mężowi.
Nagle mąż zaczął doceniać to, co robiła dotychczas żona. Dotąd w swym męskim świecie decyzji i odpowiedzialności pomijał fakt istnienia kobiety, która tkwiąc u jego boku, ułatwiała mu bieżące zawodowe życie. Dlatego z trudnością przyszło mu zaakceptować nową rzeczywistość.
– Nie masz za dużo obowiązków? Może potrzebujesz wsparcia? – troska przebijająca się przez pytania męża była dla Pani Niedzielowej irytująca.
Reklama
Wokół żony Niedzieli zakręciła się karuzela doradców i fachowców, przyjaciół od zawsze sprzyjających. Niedzielowa, mając ogromne doświadczenie w kontaktach z innymi i swoją kobiecą intuicję, dała dzielny odpór wszystkim życzliwym. Najgorzej jednak było z mężem, którego nie mogła potraktować sposobem retorycznej i sytuacyjnej dezynwoltury.
– Myślę – mówił mąż – że jednak będę musiał ci pomóc, chociaż na początku.
– Dam sobie radę – odpowiadała. – Przez trzydzieści lat dawałam sobie radę, to i na stare lata tym bardziej mi się uda. Nie mam nic do stracenia.
Przed oczami Niedzielowej przebiegały obrazy trudnych zawodowych momentów, w których próby samodzielności przeplatały się z modlitwą.
– Przecież widzę, że się przejmujesz – zagadywał Niedziela.
– Jak ktoś odpowiada za tak wiele, to trudno, aby był beztroski – mówiła Niedzielowa.
– Co sprawia ci największą trudność w kierowaniu? – nieustępliwie pytał Niedziela.
– Nieumiejętność zrozumienia przez niektórych nowej sytuacji. To tak jak przed zaborami. Wielu z książąt Rzeczypospolitej nie zdawało sobie sprawy z dramatyzmu sytuacji i dopiero kiedy doszło do upadku ojczyzny, przejrzeli. Ale było już za późno – i dla książąt, i dla Polski! Nie wiem, czy nie mamy tego w genach narodowych – kąśliwie zakończyła Niedzielowa.
– To jak mam ci pomóc? – zapytał jeszcze raz Niedziela.
– Nie przeszkadzaj – odpowiedziała szczerze małżonka.