Reklama

Szabla to broń honorowa

Niedziela Ogólnopolska 1/2015, str. 40-41

Archiwum

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

WIESŁAWA LEWANDOWSKA: – Po ostatnich wyborach samorządowych wielu polityków i sympatyków największej partii opozycyjnej przeżywa frustrację i niemoc. Czy czuje Pan bezradność, daremny trud?

ARKADIUSZ CZARTORYSKI: – Wprost przeciwnie. I to nie dlatego, że w moim okręgu – dzięki pieczołowitemu pilnowaniu przebiegu wyborów – wygraliśmy. Mimo ogólnie niejasnej sytuacji, w jakiej znalazł się PiS, nie można jednak popadać w zniechęcenie i gnuśność. Bynajmniej, trzeba działać! Z radością zauważam, że młodzi ludzie garną się dziś do różnego rodzaju organizacji, stowarzyszeń historycznych i tą drogą trafiają też do PiS...

– Podobnie jak Pan przed laty?

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

– Tego rodzaju głębsze wybory na ogół mają swe źródło w domu rodzinnym. Mój dziadek, który zmarł w wieku 96 lat, mógł bardzo długo swoim wnuczkom opowiadać o marszałku Piłsudskim i zawsze z dumą podkreślał, że jego wszystkie dzieci prenumerowały „Rycerzyka Niepokalanej”... A potem tak się złożyło, że szkołę średnią rozpoczynałem w roku wprowadzenia stanu wojennego, gdy ustrój komunistyczny pokazywał swoje pazury. Wtedy toczyliśmy walkę o powieszenie krzyży w internacie... W końcu był świadomy wybór studiów na KUL-u, a gdy kończyłem studia w 1990 r., otwierały się nowe możliwości przed Polską i przede mną...

– I co Pan wtedy wybrał?

– Wybrałem młodopolskie środowisko Marka Jurka i Wiesława Walendziaka, które miało konserwatywny pomysł na rodzącą się Rzeczpospolitą.

– Zdawał Pan sobie sprawę, że był to wybór trudnej, wciąż opozycyjnej drogi?

– Tak, już wówczas byliśmy w bardzo silnej opozycji do „Gazety Wyborczej”, mającej jeszcze czerwony znaczek „Solidarności”. Wybierając tę konserwatywno-katolicką drogę, wkrótce po studiach trafiłem do Zjednoczenia Chrześcijańsko-Narodowego, które na początku lat 90. było uważane za skrajny ciemnogród, wręcz za sektę. Pracowałem wówczas w Ostrołęce jako nauczyciel historii i to chyba dzięki zawodowemu zaangażowaniu zyskałem zaufanie młodych ostrołęczan; zostałem wybrany na radnego, a później na prezydenta Ostrołęki.

– Jednak ciągle nie było łatwo...

– W latach 90. ubiegłego wieku, gdy przyznawałem się do tego, że jestem członkiem ZChN, zawsze u moich rozmówców pojawiała się konsternacja: Jak to, jesteś normalnym człowiekiem, a należysz do ZChN? Ta partia, za sprawą dominujących już wtedy liberalno-lewicowych mediów, miała bardzo zły piar. W piosenkach straszono: „ZchN już się zbliża!”. Przyprawiono nam straszną gębę, choć przecież w partii było wiele zacnych i światłych osób.

– I potem niemal to samo powtórzyło się w przypadku PiS!

– Tyle że ja byłem już uodporniony. W ZChN przetrwałem aż do 2002 r., kiedy to z całym środowiskiem ostrołęckim przeszedłem do powstającego właśnie PiS. I teraz, po ponad 10 latach, wydaje mi się, że nasza formacja ideowa wreszcie zaczyna wygrywać. Od jakiegoś roku – tak wynika z moich obserwacji – przynależność do PiS lub sympatyzowanie z tą partią nie jest już obciachem, jak chcieli niektórzy wpływowi przedstawiciele „elit” III RP, a przeciwnie – stało się właściwością człowieka myślącego. Dziś poglądy konserwatywne już rzadko wywołują ślepą agresję.

– Kiedy, Pana zdaniem, nastąpił ten istotny mentalny przełom?

– Wydaje się, że proces powolnych zmian zaczął się jakieś 10 lat temu, na skutek kompromitacji rządów lewicy. Wiąże się on niewątpliwie z powstaniem partii PiS, z odważną działalnością Lecha Kaczyńskiego jako ministra sprawiedliwości w rządzie Jerzego Buzka. A już jego zwycięstwo w wyborach prezydenckich dało wprost gigantyczną nadzieję na dobre zmiany w Polsce.

– Na zmiany w konserwatywnym duchu?

– W jakimś sensie tak. Rok 2005 pobudził do poważnej refleksji ogromne rzesze Polaków – odejście Jana Pawła II wywołało narodową zadumę, która jeśli nawet szybko przeminęła, to zostawiła ziarno zmian... Może właśnie w tym momencie – należałoby to pytanie postawić badaczom – myślenie konserwatywne stało się oczywiste, akceptowalne, szanowane, równoprawne...

– I – co ciekawe – trafiło przede wszystkim do młodszego pokolenia.

– To prawda. Wtedy dorosło już nowe pokolenie 18-latków, którzy zainteresowali się „Żołnierzami Wyklętymi”. Ustawa o ustanowieniu Narodowego Dnia Pamięci „Żołnierzy Wyklętych” – wniesiona do Sejmu przez Lecha Kaczyńskiego – dzisiaj owocuje gigantyczną liczbą stowarzyszeń historycznych. W „Gazecie Wyborczej” napisano wprost: przyznajmy się do tego, że straciliśmy młodzież.

– A z drugiej strony ta konserwatywna „historyczność”, to budzenie patriotyzmu i przywiązanie do narodowych tradycji jest wciąż mocno krytykowane.

– Chyba jednak nie aż tak jak wcześniej. Gdy w latach 1998 – 2002 w Ostrołęce powstawało Stowarzyszenie Przyjaciół 5. Pułku Ułanów Zasławskich, naprawdę nie było łatwo. Dziś tego rodzaju stowarzyszenia i rozmaite historyczne grupy rekonstrukcyjne mnożą się jak grzyby po deszczu, a tworzą je ludzie urodzeni już w III RP! To mnie bardzo cieszy, bo sam wiem najlepiej, jaki stąd płynie zapas energii, jakie poczucie sensu.

– Pan przeniósł tę energię na pole polityki...

– Tak, ale tych pozostałych pól nigdy nie porzuciłem. Jako inicjator powstania historycznych grup rekonstrukcyjnych i ostrołęckich klubów sportowych ciągle nad nimi w jakiś sposób czuwam.

– Bo tak w głębi ducha ciągle jest Pan nauczycielem?

– Tak mi się wydaje. Uwielbiam pracę z młodzieżą i chyba dlatego mam jedną z najbardziej aktywnych grup w ramach Forum Młodych PiS. W moim mieście to forum działa znakomicie, ludzie dostają się do Rady Miasta. To moja wielka duma!

– Chwali się Pan też swoimi sportowcami.

– Dwa „moje” kluby sportowe świetnie się rozwijają. Męski klub siatkarski „Pekpol Ostrołęka” założyłem jeszcze, gdy byłem prezydentem miasta; dziś ma on drużynę w pierwszej lidze. Później, już jako poseł – mimo wielu miejscowych oporów – organizowałem żeński klub siatkarski „Nike Ostrołęka” (ponad 100 zawodniczek!), którego dziś jestem już tylko honorowym prezesem, jednak wiernie chodzę na mecze, współorganizuję turnieje siatkarskie... Nasza zawodniczka została powołana do reprezentacji Polski.

– Równie entuzjastycznie wciąż Pan uczestniczy w życiu grup rekonstrukcji historycznej?

– Jak najbardziej! W tej dziedzinie wciąż dzieje się coś nowego. Po Stowarzyszeniu Przyjaciół 5. Pułku Ułanów Zasławskich w Ostrołęce powstała związana z epoką napoleońską Legia Nadwiślańska, a później 4. Pułk Piechoty Xięstwa Warszawskiego i wreszcie grupa rekonstrukcyjna XVI Okręgu Narodowego Zjednoczenia Wojskowego („Żołnierze Wyklęci”). Szacuję, że dziś w Ostrołęce mamy ok. 100 rekonstruktorów; są artylerzyści i historyczne armaty. Mamy najsilniejszą armię w promieniu 100 km! A prezydent miasta zawsze może liczyć na naszą pomoc, nie tylko przy organizacji uroczystości patriotycznych.

– Nic dziwnego, że rząd postanowił wykorzystać tego rodzaju „armie” do Obrony Terytorialnej!

– A jeszcze niedawno nazywano nas przebierańcami, podśmiewano się i z pewnością w żaden, nawet symboliczny, sposób nie wspierano. Teraz ci sami ludzie mówią, że mają na czym budować OT!

– To zły pomysł?

– Zaczynam się obawiać, aby rząd nie zniechęcił rekonstruktorów do rozwijania swych pasji, aby ich potem po swojemu nie spacyfikować. Dla nas ważna jest praca formacyjna i organizacyjna, jednoczenie się w większe organizacje, stowarzyszenia. Powstała już ogólnopolska federacja stowarzyszeń epoki napoleońskiej – której przez pewien czas byłem szefem – Dywizja Xięstwa Warszawskiego. Byłoby źle, gdyby rząd chciał nad tym zapanować...

– Chętnie uczestniczy Pan w wielkich bataliach historycznych? To dobra zabawa?

– Nie nazwałbym tego zabawą! Z chęcią w nich uczestniczę i z przekonaniem, że to coś znacznie ważniejszego niż zabawa.

– Czyli co?

– Nie waham się użyć określenia „misja”. Większość z nas, rekonstruktorów, traktuje to zajęcie jako misję przypominania historii i budzenia w ten sposób refleksji nad teraźniejszością. Szczególnie ważne wydaje się pokazywanie tych bardziej zapomnianych batalii historycznych. I tak np. w 2010 r. postanowiliśmy zrekonstruować bitwę pod Kłuszynem z okazji jej 400-lecia. Poprosiliśmy prezydenta Lecha Kaczyńskiego, żeby objął tę rekonstrukcję patronatem...

– ... nie udało się...?

– Dokumenty o patronacie i dofinansowaniu zostały przez Prezydenta podpisane w przeddzień jego lotu do Smoleńska... Na polach pod Warszawą mieliśmy gościć prezydenta Lecha Kaczyńskiego... Wierzę, że zaszczyciłby nas swą obecnością, gdyż był wielkim promotorem ruchów rekonstrukcji historycznych. W 2009 r. zaprosił wszystkie grupy historyczne na wielką defiladę, a następnie gościł nas w Pałacu Prezydenckim, wręczał Krzyże Zasługi.

– W jaki sposób rekonstruktorzy historyczni mogą służyć obronności kraju?

– Poprzez edukację historyczną i odbudowę świadomości obywatelskiej. Zainteresowanie rosło z roku na rok. Gdy w 2006 r. odtworzyliśmy bitwę pod Pułtuskiem z 1806 r., przybyło tam ok. 40 tys. widzów! Relację na żywo nadawał I program rosyjskiej telewizji – z Rosji przyjechało ok. 1000 osób w mundurach historycznych, żeby ponownie dostać łupnia – a polskie telewizje nas zignorowały, pokazywano tego dnia podobne wydarzenia z Anglii...

– Ukończył Pan wyższy kurs obronny na Akademii Obrony Narodowej. W jakim celu?

– Nie chciałem się tylko bawić w militaria, ale także jak najwięcej o nich wiedzieć. Ten kurs dał mi dużą wiedzę na temat Obrony Terytorialnej i był potem niezwykle pomocny przy wykonywaniu różnych funkcji – w MSW czy na stanowisku prezydenta Ostrołęki. Ale na tym kursie się nie skończyło, poszedłem za ciosem!

– Jak to?

– Gdy koledzy rekonstruktorzy nadali mi tytuł oficera – taki jest tryb awansu w grupach rekonstrukcyjnych – okazało się, że jako pułkownik nie mogę już mieć dużego karabinu, tylko szablę. Postanowiłem, że nauczę się szermierki szablą historyczną.

– Udało się?

– Przez kilka lat pobierałem nauki u znakomitego szablisty Tomasza Abramskiego. Przysporzyło mi to honoru wśród kolegów, że oto jestem oficerem, ale wcale nie malowanym. Jak potrzeba, to naprawdę potrafię wyciągnąć szablę! W rekonstrukcjach ten autentyzm jest bardzo doceniany.

– A w polityce mówi się ironicznie – często pod adresem PiS – o wymachiwaniu szabelką.

Reklama

– Szabla to broń honorowa, stricte polska, nie powinno się więc na jej temat ironizować. Nieraz przychodzą mi do głowy myśli, że chętnie wyzwałbym kogoś na pojedynek, ale chyba nikt w polskim parlamencie nie potrafi posługiwać się tą bronią. A ponadto w naszej polityce bardzo brakuje rycerskości.

– W niezwykle bujnej historii Pana aktywności społecznej był także taniec w Zespole Tańca Ludowego „Ostrołęka”.

– To jest zasługa mojej małżonki, rodowitej Kurpianki! Przetańczyliśmy razem kilka lat i był to znakomity sposób na częstsze przebywanie z żoną. Niestety, kiedy zostałem szefem okręgu ostrołęcko-siedleckiego PiS, członkiem władz partii i szefem sejmowej Komisji ds. Kontroli Państwowej, już nie dałem rady uczestniczyć w próbach zespołu.

– Jak Pan to robi, że jest Pan człowiekiem tak wielostronnie zaangażowanym?

– Odrzucam siedzenie z piwem przed telewizorem i zupełnie nie mam doświadczeń w korzystaniu z nowinek cywilizacyjnych. Zamiast stołecznych salonów, podróży egzotycznych, jachtów wolę namiot pod Ostrołęką, koleżeńską imprezę historyczną, gotowanie prostej strawy na ognisku. Nigdy nikomu nie zazdrościłem, słuchając opowieści z fantastycznych, luksusowych wakacji.

– Za to może oni zazdroszczą Panu życia z pasją?

– Tego nie wiem. Wiem tylko, że tę pasję podziela cała moja rodzina. A córka do tego stopnia, że chodzi na treningi szabli historycznej.

– Czym jest dla Pana polityka w zestawieniu z pasją historyczną?

– Jak to w polskiej historii: polityka to absolutny obowiązek. A zaangażowanie obywatelskie zawsze przynosi dobre skutki. Wiem, co mówię.

Arkadiusz Czartoryski Polityk, samorządowiec, poseł na Sejm V, VI i VII kadencji. Były wiceminister spraw wewnętrznych i administracji (2005-06), prezydent Ostrołęki (1998 – 2002), wicemarszałek województwa mazowieckiego (2004-05).

2014-12-23 12:49

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Wielki Piątek zostawia nas nagle samych na środku drogi... Zapada cisza

Agnieszka Bugała

Te godziny, które dzieliły świat od śmierci do zmartwychwstania musiały być czasem niepojętego napięcia...

Święte Triduum to dni wielkiej Obecności i... Nieobecności Jezusa. Tajemnica Wielkiego Czwartku – z ustanowieniem Eucharystii i kapłaństwa – wciąga nas w przepastną ciszę Ciemnicy. Wielki Piątek, po straszliwej Męce Pana, zostawia nas nagle samych na środku drogi. Zapada cisza, która gęstnieje. Mrok, w którym nie ma Światła. Wielka Sobota – serce nabrzmiewa od strachu, oczekiwanie zadaje ból fizyczny. Wróci? Przyjdzie? Czy dobrze to wszystko zrozumieliśmy? Święte Triduum – dni, których nie można przegapić. Dni, które trzeba nasączyć modlitwą i trwaniem przy Jezusie.

CZYTAJ DALEJ

Całun Turyński – badania naukowe potwierdzają, że nie został wyprodukowany

2024-03-28 22:00

[ TEMATY ]

całun turyński

Adobe.Stock

Całun Turyński

Całun Turyński

W Turynie we Włoszech zachowało się prześcieradło, w które według tradycji owinięto ciało zmarłego Jezusa - Święty Całun. W ostatnich latach tkanina ta została poddana licznym, nowym badaniom naukowym. Rozmawialiśmy o tym z prof. Emanuelą Marinelli, autorką wielu książek na temat Całunu - niedawno we Włoszech ukazała się publikacja „Via Sindonis” (Wydawnictwo Ares), napisana wspólnie z teologiem ks. Domenico Repice.

- Czy może pani profesor wyjaśnić tytuł swojej nowej książki „Via Sindonis”?

CZYTAJ DALEJ

Wielki Czwartek we Wschowie z biskupem Tadeuszem

2024-03-28 22:04

[ TEMATY ]

Zielona Góra

fara Wschowa

Krystyna Pruchniewska

Wschowa

Wschowa

Liturgii Wieczerzy Pańskiej w kościele pw. św. Stanisława we Wschowie przewodniczył biskup diecezjalny Tadeusz Lityński.

Zapraszamy do obejrzenia fotogalerii p. Krystyny Pruchniewskiej:

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję