Zamiast kupować kolejne bmw, postanowiłem zrobić z moimi pieniędzmi coś pożytecznego. Przez całe życie byłem egoistą i teraz chcę zacząć dawać. Moje dzieci wiedzą, że jestem gwiazdą rocka, ale nie zamierzam przynosić im do domu płyt „Korna” i zachęcać do słuchania” – wyznał Brian Welch po tym, jak adoptował całą gromadę indyjskich dzieci. W 2004 r. został sklasyfikowany na 26. miejscu najlepszych heavymetalowych gitarzystów wszech czasów. Urodzony w 1970 r. muzyk przez wiele lat żył zgodnie z hasłem: „Sex, drugs and rock and roll”. Najtrudniejsze było uzależnienie od narkotyków. Żona odeszła od niego po zaledwie trzech latach małżeństwa. Brian pozostał z córeczką. Zabierał ją na koncerty. Podczas jednego z nich doznał szoku – zobaczył, jak jego kilkuletnie dziecko na cały głos wyśpiewuje słowa obscenicznej piosenki. Nie wiedział, co zrobić. Poszedł na Mszę św., podczas której kapłan zapytał go: „Czy chcesz przyjąć Jezusa?” i wręczył mu karteczkę z wypisaną modlitwą. Po przyjściu do domu muzyk zwinął studolarowy banknot w rulonik i, przesypując przezeń biały proszek, zażył kolejną dawkę narkotyków. A potem odczytał na głos modlitwę, w której prosił, by Jezus stał się jego osobistym Panem i Zbawicielem. Przez tydzień czytał Biblię. Pewnego dnia nagle zaczął się trząść, odczuł ciepło w całym ciele... i był wolny od narkotyków. Pojechał do Izraela i przyjął chrzest w Jordanie. Odszedł z zespołu „Korn”, z którym związany był przez lata, by po długim czasie powrócić do niego całkiem odmieniony. Założył także swoją formację pod nazwą „Love and Death”. Wciąż gra ostrego rocka. Na ciele wytatuował sobie imię Jezusa. Dziś z powodzeniem mógłby powtórzyć za Andrzejem apostołem: „ZNALEŹLIŚMY MESJASZA” (J 1, 41).
Pomóż w rozwoju naszego portalu