Kiedy dzień czterdziesty minął,
Józef z chłopcem i Maryją,
Przyszli do Jerozolimy.
A w jedynej tam Świątyni
Przedstawili dziecko Bogu.
Bowiem u tego narodu,
Istniał zwyczaj dziś niemodny
Że, gdy syn jest pierworodny,
Ma kapłanem kiedyś zostać.
Aby temu później sprostać,
Synagorlic wzięli parę.
Oczywiście na... ofiarę.
A gdy przyszła na to pora,
Kapłan w bramie Nikanora
Maryję pobłogosławił
I ofiarny gest odprawił.
Był w Świątyni stary człowiek,
Odpoczywał w kącie sobie.
On Symeon się nazywał,
Święty Duch na Nim spoczywał.
I ten Duch Jemu objawił,
Że nie ujrzy śmierci, zanim
Nie zobaczy wpierw Mesjasza!
Więc w modlitwach to wypraszał.
Starzec będąc już w Świątyni,
Stanął nagle między nimi,
Wziął to dziecko w ręce swoje...
- Spełnia się marzenie moje.
Pozwól umrzeć słudze Twemu,
Bo się stało po Twojemu.
Dziś ujrzały moje oczy
To, co głosili Prorocy!!!
Niech się teraz ktoś wykaże:
Jak na imię miałów Starzec?!
Pomóż w rozwoju naszego portalu