Postanowiłem samotnie wybrać się Łódzką Koleją Aglomeracyjną do kolegi z Łasku. Sprawdziłem rozkład jazdy, pogodę na niedzielę i dojazd ze stacji na ulicę Jodłową (4,5 km). Miałem obawy co do barier na peronach, i czy mój wózek wytrzyma blisko 12-kilometrową jazdę. Rankiem 12 lipca o godzinie 8.30 wyjechałem z domu, kupiłem bilet w kasie, odjazd miałem o 9.24 z Łodzi Kaliskiej, więc spokojnie udałem się na peron. Sympatyczny kierownik pociągu wciągnął mój 120-kilogramowy wózek windą do pociągu...
Niesamowity komfort, cichutko, klimatyzacja, nie tłukło na boki. Nawet nie zauważyłem, a już o 10.01 byłem w Łasku. Szybciutko wydostałem się na drogę i razem z innym pasażerem – prowadząc rozmowę – spokojnie udałem się w kierunku centrum. Po drodze zrobiłem fotkę Iskrze, i w 45 minut dojechałem do kolegi. Droga powrotna była łatwa, gdy już znałem kierunki i wiedziałem, gdzie wysoki krawężnik, wąskie przejście i dziury na drodze. Dojeżdżam do zamkniętej stacji w Łasku i... nie wiem, z jakiego peronu odjazd pociągu. Na szczęście pojawili się inni pasażerowie i o 14.05 czekałem na pociąg we właściwym miejscu. Na Kaliskim byłem zgodnie z rozkładem o 14.45. Jeszcze tylko poprosiłem SOKistów o pokazanie drogi – skrótu do al. Unii, a chwilę później pędziłem obok Fali na pomidorówkę do domu...
Pomóż w rozwoju naszego portalu