Reklama

Wiadomości

Pszczoły z ulicy Wiejskiej

Małe miejskie pasieki są szansą na przetrwanie pszczół. To ważne, bo jeśli pszczoły zginą, to los ludzi na ziemi też będzie przesądzony – uważał Albert Einstein

Niedziela Ogólnopolska 34/2015, str. 20-21

Andrzej Tarwid

Pasieka przy Sejmie, od lewej: dr Jakub Gąbka i min. Jan Węgrzyn

Pasieka przy Sejmie, od lewej: dr Jakub Gąbka i min. Jan Węgrzyn

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Pierwszy miód dr Jakub Gąbka właśnie odebrał. Nie pierwszy w swoim życiu, bo bakcyla pszczelarstwa „połknął” już wiele lat temu dzięki ojcu. Ale ten miód jest wyjątkowy, bo pochodzi z 10 uli, które pod koniec czerwca stanęły przy gmachu polskiego parlamentu. Wystarczyło niewiele ponad miesiąc i pracowite owady odwdzięczyły się miodem w kolorze ciemnego bursztynu.

– Większość osób zapewne sądzi, że miód z takiego miejsca, jak środek stolicy, jest gorszy. Ale jest dokładnie odwrotnie. Tutaj pszczołowate mają naprawdę doskonałą bazę pożytkową. Tuż obok są kwiaty i krzewy, a za pobliskim płotem jest park, gdzie rosną m.in. klony, akacje i lipy. Jakość warszawskiego miodu potwierdziły też badania. Pokazały, że miód od miejskich pszczół jest zdrowszy od tego zbieranego w niektórych regionach wiejskich – mówi „Niedzieli” dr Gąbka i wyjaśnia: – To skutek tego, że dzisiaj w miastach używa się mniej herbicydów i pestycydów niż na wielu obszarach rolniczych. Ponadto od dawna nie używamy w samochodach benzyny ołowiowej. Wszystko to sprawia, że miód z miejskich uli ma bardzo dobrą jakość.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Na pomysł postawienia pasieki przy ul. Wiejskiej wpadł minister Jan Węgrzyn, zastępca szefa Kancelarii Sejmu. – Wszyscy posłowie chętnie zaakceptowali tę ideę, bo pszczelarstwo nie ma barw partyjnych. I chyba w każdym klubie są parlamentarzyści mający ule – mówi nam min. Węgrzyn, ale od razu podkreśla: – Oczywiście podstawowy cel, jaki nam przyświecał, jest bardzo poważny. Sprowadziliśmy pszczoły na teren Sejmu, bo chcieliśmy przede wszystkim zwrócić uwagę na problem ich wymierania. A także rozpropagować ideę hodowli tych niezwykle pożytecznych owadów w mieście.

Światowy problem

Eksperci mówią, że pszczoły są miernikiem jakości otaczającej nas przyrody. Kiedy środowisko jest nadmiernie zanieczyszczone, pszczołowate giną. A wraz z nimi niezapylone gatunki roślin.

Reklama

Dla przykładu, w Polsce pszczoły zapylają 80 proc. roślin kwiatowych, a na na całym świecie ok. 170 tys. gatunków roślin. – Szacuje się – mówi dr Gąbka, który na co dzień jest pracownikiem naukowym w Szkole Głównej Gospodarstwa Wiejskiego – że gdyby nie pszczoła miodna, na świecie nie istniałoby ok. 40 tys. gatunków roślin.

Jakie mogłoby to mieć konsekwencje dla całego ekosystemu ziemi? Do końca nie wiadomo. Ale coraz częściej nie tylko w środowisku naukowców, lecz i w kręgach politycznych jak memento powtarza się opinię Alberta Einsteina. Ten jeden z najwybitniejszych umysłów w historii ludzkości powiedział: „Jeśli z ziemi zniknie pszczoła, człowiekowi pozostaną tylko cztery lata życia; nie ma więcej pszczół, nie ma więcej zapylania, nie ma więcej roślin, nie ma więcej zwierząt, nie ma więcej ludzi...”.

Wymieranie pszczół jest obecnie problemem globalnym. Najgorzej pod tym względem jest w niektórych regionach Chin. W Internecie można znaleźć filmy pokazujące, jak ludzie sami muszą zapylać rośliny, bo pszczoły na tych terenach wyginęły. W Syczuanie np. tamtejsi sadownicy przy użyciu specjalnych pędzli z kurzych piór wprowadzają do żeńskich kwiatów wysuszony pyłek pozyskany z kwiatów męskich. Grusze mają wysokość do 4 m, więc zapylacze wspinają się po drabinach bądź konarach, aby dosięgnąć do najwyższych gałęzi. Zapylanie ludzką ręką jest najbardziej pracochłonnym elementem produkcji hanyuańskich gruszek, ale jednocześnie niezbędnym, bo pszczoły wyginęły tam w połowie lat 80. XX wieku.

W Ameryce i Europie także padają całe pasieki. W Kalifornii populacja pszczelich rodzin zmniejszyła się w ostatnich kilkunastu latach o 80 proc. Za mało pszczół jest we Francji. Tamtejszy parlament pierwszy zaczął promować ochronę tego zagrożonego gatunku. Polski Sejm jest drugim, który tak robi w Europie.

W naszym kraju jeszcze w latach 70. XX wieku było 2 mln rodzin, dzisiaj jest o prawie 800 tys. uli mniej. – Miałem pasiekę w środku lasu, dookoła pola. Krótko mówiąc – warunki idealne, co przekładało się na duże zbiory miodu. Ale wystarczyła jedna doba, a pszczoły we wszystkich 50 ulach padły. Tak było w 2009 r. Nikt wtedy nie potrafił mi wyjaśnić, co spowodowało ten masowy pomór. Może jakaś choroba? A może chemikalia? – opowiada były pszczelarz spod Malborka.

Reklama

Rzeczywiście, jak na razie naukowcom nie udało się precyzyjnie ustalić, co dokładnie powoduje masowe ginięcie pszczół. Niemniej jednak wiele badań wskazuje, że główną przyczyną jest stosowanie insektycydów (substancji chemicznych i mikrobiologicznych używanych do zwalczania szkodliwych owadów – przyp. at) w ochronie roślin.

Cztery lata temu sprawą zajął się Parlament Europejski. W swoim sprawozdaniu europosłowie wezwali Komisję Europejską do przeprowadzenia obiektywnych badań dotyczących możliwości wystąpienia negatywnych skutków upraw GMO i monokultury dla zdrowia pszczół miodnych. W dokumencie wskazano, że masowe ginięcie pszczół może mieć poważny wpływ na produkcję żywności w Europie. – Cieszę się, że PE zdecydował się zająć problemem sytuacji pszczelarstwa w Europie i tym samym uchwalić sprawozdanie dotyczące ochrony zdrowia pszczół miodnych i wyzwań dla sektora pszczelarskiego – powiedział po przyjęciu dokumentu Janusz Wojciechowski. Zdaniem europosła PiS, rosnąca umieralność pszczół ma wpływ na produkcję żywności i jest „groźną tendencją dla rolnictwa, dla równowagi biologicznej i stabilności środowiska”.

Pasieka na dachu lub w parku

Nacisk ze strony PE sprawił, że w 2013 r. Komisja Europejska wprowadziła czasowy zakaz stosowania niektórych środków owadobójczych. To niewątpliwie korzystnie wpłynęło na środowisko, ale problemu odbudowy liczby pszczelich rodzin nie rozwiązało. Wydaje się, że pewną szansą na przetrwanie pszczół jest zakładanie pasiek w miastach.

Reklama

Badania pokazały, że w USA w miastach przeżywa ok. 60 proc. pszczelich rodzin, a w tym samym czasie na terenach rolniczych ginie więcej niż połowa pszczół. – W miastach nie tylko nie brakuje pszczołowatym bazy pożytkowej, ale jest też cieplej. A to dla pszczół jest bardzo ważne, głównie w okresie zimowym – mówi dr Gąbka.

Turyści, którzy odwiedzili Sztokholm, Londyn czy Nowy Jork, mogli zobaczyć ule na dachach. W Niemczech minipasieki stawiane są także przy placach zabaw. Wszystko po to, aby dzieci mogły podglądać te bardzo pożyteczne owady, a rodziny mieszkać w ekologicznym otoczeniu. Tam, gdzie jest pszczoła, tam zawsze jest dużo kwiatów i bujna zieleń – przypominają eksperci.

W naszych miastach również są pszczoły, lecz zakładanie pasiek jest utrudnione, a czasami wręcz niemożliwe. W stolicy dopiero od roku można łatwiej hodować pszczoły. Wcześniej obowiązujące prawo traktowało miododajne owady na równi z... kozami i świniami, które można trzymać 1 km od osiedli mieszkaniowych.

W Warszawie pierwsza pasieka – na początku dwa ule – stanęła w 2011 r. na dachu hotelu Hyatt (teraz Regent Warsaw Hotel – przyp. at), stojącego obok Łazienek Królewskich. Według ostatnich informacji, na dachu pięciogwiazdkowego hotelu mieszka obecnie 350 tys. pszczół. W ciągu letniego okresu potrafią wyprodukować ponad 300 kg miodu.

To właśnie miód z tego hotelu został gruntownie przebadany przez specjalistów. Wynik zadziwił. Po pierwsze – stwierdzono, że miejski miód ma mniej zanieczyszczeń niż ten, który możemy kupić w niektórych hipermarketach. Po drugie – okazało się, że miód z hotelu jest smaczniejszy od tzw. miodów z terenów monokulturowych, czyli powstałych na bazie jednej rośliny, jak np. miód rzepakowy. Niestety, warszawiacy słoiczków z „Łazienki Gold” nie znajdą w sprzedaży detalicznej. Miód w całości jest bowiem przeznaczany na potrzeby hotelu.

Reklama

Pożyteczne hobby

Miejskie pasieki tworzone są przez hobbystów. Oni nie kupują uli, pszczół i niezbędnego sprzętu z nadzieją na zysk ze sprzedaży miodu. Zazwyczaj mają jedynie po dwie pszczele rodziny. To, co się dla nich liczy, to możliwość obserwowania życia pszczół i spędzanie czasu w bezpośrednim kontakcie z naturą. – Mnie również praca przy pszczołach relaksuje i uspokaja. To naprawdę wspaniałe i pożyteczne hobby. A co ważne, dostępne niemal dla wszystkich, bo tylko osoby uczulone na pszczeli jad powinny unikać tych owadów – mówi dr Jakub Gąbka.

A czego parlamentarzyści mogliby nauczyć się od swoich nowych sąsiadów? – pytam na koniec. – Życie ludzi i życie pszczół bardziej się różnią, niż są do siebie podobne. My tworzymy jednak bardziej skomplikowane społeczności niż te żyjące w ulu – mówi naukowiec i dodaje: – Ale organizacja pracy, jaka istnieje wśród pszczół, może być dla nas wzorem. Nie tylko dla polityków, ale dla nas wszystkich.

2015-08-19 09:30

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Odpustowy weekend u franciszkanów [zaproszenie]

2024-05-04 08:48

ks. Łukasz Romańczuk

ks. Mariusz Szypa wypowiada słowa aktu zawierzenia

ks. Mariusz Szypa wypowiada słowa aktu zawierzenia

Franciszkanie Konwentualni z ul. Kruczej we Wrocławiu zapraszają na dwa wydarzenia, które będą miały miejsce w kościele pw. św. Karola Boromeusza. W sobotni wieczór będzie można posłuchać koncertu organowego, a w niedzielę sumie odpustowej będzie przewodniczył bp Maciej Małyga.

4 maja o godz. 19:00 rusza cykl koncertów organowych „Franciszkańskie Wieczory Muzyczne: Mater Familiae” w Sanktuarium Matki Bożej Łaskawej przy ul. Kruczej we Wrocławiu. Jest to okazja do promocji muzyki sakralnej, a także kultu maryjnego. Pierwszy koncert zagra Tadeusz Barylski, który przez wiele lat posługiwał jako organista w sanktuarium św. Antoniego w Dąbrowie Górniczej. Podczas koncertu zagra m.in utwory: Johanna Sebastiana Bacha – Fantazja G-dur, Improwizację: Fantazja Regina Coeli czy Bogurodzicę. Koncert rozpocznie obchody odpustu ku czci Matki Bożej

CZYTAJ DALEJ

Św. Florian - patron strażaków

Św. Florianie, miej ten dom w obronie, niechaj płomieniem od ognia nie chłonie! - modlili się niegdyś mieszkańcy Krakowa, których św. Florian jest patronem. W 1700. rocznicę Jego męczeńskiej śmierci, właśnie z Krakowa katedra diecezji warszawsko-praskiej otrzyma relikwie swojego Patrona. Kim był ten Święty, którego za patrona obrali także strażacy, a od którego imienia zapożyczyło swą nazwę ponad 40 miejscowości w Polsce?

Zachowane do dziś źródła zgodnie podają, że był on chrześcijaninem żyjącym podczas prześladowań w czasach cesarza Dioklecjana. Ten wysoki urzędnik rzymski, a według większości źródeł oficer wojsk cesarskich, był dowódcą w naddunajskiej prowincji Norikum. Kiedy rozpoczęło się prześladowanie chrześcijan, udał się do swoich braci w wierze, aby ich pokrzepić i wspomóc. Kiedy dowiedział się o tym Akwilinus, wierny urzędnik Dioklecjana, nakazał aresztowanie Floriana. Nakazano mu wtedy, aby zapalił kadzidło przed bóstwem pogańskim. Kiedy odmówił, groźbami i obietnicami próbowano zmienić jego decyzję. Florian nie zaparł się wiary. Wówczas ubiczowano go, szarpano jego ciało żelaznymi hakami, a następnie umieszczono mu kamień u szyi i zatopiono w rzece Enns. Za jego przykładem śmierć miało ponieść 40 innych chrześcijan.
Ciało męczennika Floriana odnalazła pobożna Waleria i ze czcią pochowała. Według tradycji miał się on jej ukazać we śnie i wskazać gdzie, strzeżone przez orła, spoczywały jego zwłoki. Z czasem w miejscu pochówku powstała kaplica, potem kościół i klasztor najpierw benedyktynów, a potem kanoników laterańskich. Sama zaś miejscowość - położona na terenie dzisiejszej górnej Austrii - otrzymała nazwę St. Florian i stała się jednym z ważniejszych ośrodków życia religijnego. Z czasem relikwie zabrano do Rzymu, by za jego pośrednictwem wyjednać Wiecznemu Miastu pokój w czasach ciągłych napadów Greków.
Do Polski relikwie św. Floriana sprowadził w 1184 książę Kazimierz Sprawiedliwy, syn Bolesława Krzywoustego. Najwybitniejszy polski historyk ks. Jan Długosz, zanotował: „Papież Lucjusz III chcąc się przychylić do ciągłych próśb monarchy polskiego Kazimierza, postanawia dać rzeczonemu księciu i katedrze krakowskiej ciało niezwykłego męczennika św. Floriana. Na większą cześć zarówno świętego, jak i Polaków, posłał kości świętego ciała księciu polskiemu Kazimierzowi i katedrze krakowskiej przez biskupa Modeny Idziego. Ten, przybywszy ze świętymi szczątkami do Krakowa dwudziestego siódmego października, został przyjęty z wielkimi honorami, wśród oznak powszechnej radości i wesela przez księcia Kazimierza, biskupa krakowskiego Gedko, wszystkie bez wyjątku stany i klasztory, które wyszły naprzeciw niego siedem mil. Wszyscy cieszyli się, że Polakom, za zmiłowaniem Bożym, przybył nowy orędownik i opiekun i że katedra krakowska nabrała nowego blasku przez złożenie w niej ciała sławnego męczennika. Tam też złożono wniesione w tłumnej procesji ludu rzeczone ciało, a przez ten zaszczytny depozyt rozeszła się daleko i szeroko jego chwała. Na cześć św. Męczennika biskup krakowski Gedko zbudował poza murami Krakowa, z wielkim nakładem kosztów, kościół kunsztownej roboty, który dzięki łaskawości Bożej przetrwał dotąd. Biskupa zaś Modeny Idziego, obdarowanego hojnie przez księcia Kazimierza i biskupa krakowskiego Gedko, odprawiono do Rzymu. Od tego czasu zaczęli Polacy, zarówno rycerze, jak i mieszczanie i wieśniacy, na cześć i pamiątkę św. Floriana nadawać na chrzcie to imię”.
W delegacji odbierającej relikwie znajdował się bł. Wincenty Kadłubek, późniejszy biskup krakowski, a następnie mnich cysterski.
Relikwie trafiły do katedry na Wawelu; cześć z nich zachowano dla wspomnianego kościoła „poza murami Krakowa”, czyli dla wzniesionej w 1185 r. świątyni na Kleparzu, obecnej bazyliki mniejszej, w której w l. 1949-1951 jako wikariusz służył posługą kapłańską obecny Ojciec Święty.
W 1436 r. św. Florian został ogłoszony przez kard. Zbigniewa Oleśnickiego współpatronem Królestwa Polskiego (obok świętych Wojciecha, Stanisława i Wacława) oraz patronem katedry i diecezji krakowskiej (wraz ze św. Stanisławem). W XVI w. wprowadzono w Krakowie 4 maja, w dniu wspomnienia św. Floriana, doroczną procesję z kolegiaty na Kleparzu do katedry wawelskiej. Natomiast w poniedziałki każdego tygodnia, na Wawelu wystawiano relikwie Świętego. Jego kult wzmógł się po 1528 r., kiedy to wielki pożar strawił Kleparz. Ocalał wtedy jedynie kościół św. Floriana. To właśnie odtąd zaczęto czcić św. Floriana jako patrona od pożogi ognia i opiekuna strażaków. Z biegiem lat zaczęli go czcić nie tylko strażacy, ale wszyscy mający kontakt z ogniem: hutnicy, metalowcy, kominiarze, piekarze. Za swojego patrona obrali go nie tylko mieszkańcy Krakowa, ale także Chorzowa (od 1993 r.).
Ojciec Święty z okazji 800-lecia bliskiej mu parafii na Kleparzu pisał: „Święty Florian stał się dla nas wymownym znakiem (...) szczególnej więzi Kościoła i narodu polskiego z Namiestnikiem Chrystusa i stolicą chrześcijaństwa. (...) Ten, który poniósł męczeństwo, gdy spieszył ze swoim świadectwem wiary, pomocą i pociechą prześladowanym chrześcijanom w Lauriacum, stał się zwycięzcą i obrońcą w wielorakich niebezpieczeństwach, jakie zagrażają materialnemu i duchowemu dobru człowieka. Trzeba także podkreślić, że święty Florian jest od wieków czczony w Polsce i poza nią jako patron strażaków, a więc tych, którzy wierni przykazaniu miłości i chrześcijańskiej tradycji, niosą pomoc bliźniemu w obliczu zagrożenia klęskami żywiołowymi”.

CZYTAJ DALEJ

Ks. Węgrzyniak: miłość owocna i radosna dzięki wzajemności

2024-05-04 17:05

Archiwum ks. Wojciecha Węgrzyniaka

Ks. Wojciech Węgrzyniak

Ks. Wojciech Węgrzyniak

Najważniejszym przykazaniem jest miłość, ale bez wzajemności miłość nigdy nie będzie ani owocna, ani radosna - mówi biblista ks. dr hab. Wojciech Węgrzyniak w komentarzu dla Vatican News - Radia Watykańskiego do Ewangelii Szóstej Niedzieli Wielkanocnej 5 maja.

Ks. Węgrzyniak wskazuje na „wzajemność" jako słowo klucz do zrozumienia Ewangelii Szóstej Niedzieli Wielkanocnej. Podkreśla, że wydaje się ono ważniejsze niż „miłość" dla właściwego zrozumienia fragmentu Ewangelii św. Jana z tej niedzieli. „W piekle ludzie również są kochani przez Pana Boga, ale jeżeli cierpią, to dlatego, że tej miłości nie odwzajemniają” - zaznacza biblista.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję