Kilkuset osób. Ich znakiem rozpoznawczym były żółte kamizelki. Zawsze w cieniu, ale w każdej chwili gotowi nieść pomoc. Pracowali w kilku diakoniach: logistycznej, muzycznej, liturgicznej czy medialnej. Wolontariusze ŚDM – to młodzi, którzy bezinteresownie pracowali dla młodych.
Ks. Przemysław Superson, koordynator biura ŚDM w diecezji legnickiej, nie kryje radości i dumy z pracy swoich podopiecznych. – O ocenę naszej pracy trzeba zapytać gości. Robiliśmy wszystko, co możliwe, żeby czuli się u nas dobrze i mam nadzieję, że nam wyszło – mówi ks. Przemysław. Wolontariusze spisali się na medal. Podczas rozmów z zagranicznymi gośćmi słychać było jedynie pochwały. – Nasi wolontariusze, to wspaniali młodzi ludzie, którzy ofiarowali swój czas, serce, umiejętności, żeby nasi goście czuli się u nas jak we własnym domu – podkreśla kapłan. – Wszyscy czujemy smutek, że ta część spotkania już za nami. Choć kosztowało nas to wiele wysiłku, warto było. Poczuliśmy taką uniwersalność Kościoła, wielką radość z tego, że łączy nas jedna wiara. Przekonaliśmy się, że dzięki młodym ludziom świat może stać się lepszy – kończy ks. Superson.
Bardzo ważną rolę podczas spotkania pełniła diakonia muzyczna. Ci młodzi muzycznie utalentowani ludzie animowali wspólne zabawy, spotkania i modlitwę. Katarzyna Wojtaszewska z diakonii muzycznej opowiada, że w scholi, orkiestrze i zespole uczestniczyło prawie 70 osób. Pielgrzymi byli pod ogromnym wrażeniem talentu i profesjonalizmu swoich kolegów. – Przygotowywaliśmy się do tych dni poprzez warsztaty muzyczne. Chcieliśmy pokazać, że Polacy potrafią pięknie śpiewać i grać, i tworzyć piękne rzeczy – zaznacza Katarzyna.
Barbara Hul przyjechała do Legnicy z Kudowy. Z urodzenia jest legniczanką. Kiedy jej siostra bliźniaczka powiedziała, że współorganizuje to wielkie wydarzenie, nie zastanawiała się długo. Pełniła rolę tłumaczki języka angielskiego. Miała pod opieką dużą grupę Amerykanów z kilku stanów. – Jestem zadowolona z tego spotkania. To dla mnie ogromne przeżycie. Jestem szczęśliwa, że to było nie tylko tłumaczenie, ale okazja do nawiązania wspaniałych relacji z innymi. To na długo pozostanie w mojej pamięci – mówi Barbara.
Do grona wolontariuszy włączyła się także Oliwia Gudziewski. Urodziła się w Kanadzie, niedaleko Toronto. Jej rodzice są Polakami. Zdecydowała się przyjechać do Polski na wakacje i włączyć się do wolontariatu przygotowującego Światowe Dni Młodzieży w diecezji legnickiej. Dzięki doskonałej znajomości języka angielskiego i polskiego była tłumaczem dla grup anglojęzycznych. Oliwia tłumaczyła też m.in. kazanie biskupa Zbigniewa w Krzeszowie, katechezę w parku miejskim w Legnicy, wraz z Maćkiem prowadziła koncert kończący Dni w diecezji. – Dla mnie to wielkie przeżycie. Bardzo dobrze się tu czuję. Dzięki pracy tłumacza sama wiele się nauczyłam np. o historii Legnicy czy Krzeszowa” – przyznaje Oliwia.
Jutro TVP 1 o godz. 11. 35 wyemituje film Krzysztofa Żurowskiego "Raban Miłosierdzia", dokumentalną impresję znanego reżysera o ubiegłorocznym przesłaniu papieża Franciszka do młodych, ze Światowych Dni Młodzieży w Krakowie.
Film Żurowskiego pokazuje jak Franciszek podczas Światowych Dni Młodzieży w Krakowie namawia młodzież do robienia "rabanu" w Kościele. Młodzi z Polski, Palestyny, Algierii, Niemiec, Korei, RPA, Tajwanu i Mongolii zastanawiają się, co znaczy ta szokująca zachęta papieża. Mocne wypowiedzi papieża wzbudzają w młodych refleksje i entuzjazm. Młodzi tańczą, hałasują, ewangelizują, przeżywają Drogę Krzyżową i spektakle plenerowe i czuwają pod gołym niebem na całonocnej adoracji.
To - wbrew pozorom - bardzo trudne i poważne pytanie. Przecież w głowie się nie mieści zestawienie razem dwóch słów: „dobry” i „łotr”. Za życia byłem pospolitym kakoűrgos, czyli kryminalistą i recydywistą zarazem. Byłem po prostu ZŁOCZYŃCĄ (por. Łk 23,39-43). Wstyd mi za to. Naprawdę... Nie czyniłem dobra, lecz zło. Dlatego też do tej pory czuję się zażenowany, kiedy ludzie nazywają mnie Dobrym Łotrem... W moim życiu nie mam właściwie czym się pochwalić, więc wolę o nim w ogóle nie mówić. Nie byłem przykładem do naśladowania.
Moje prawdziwe życie zaczęło się dopiero na krzyżu. Faktycznie zacząłem żyć na parę chwil przed śmiercią. Obok mnie wisiało Dobro Wcielone - Nauczyciel z Nazaretu, który przeszedł przez życie „dobrze czyniąc” (por. Dz 10,38). Zrozumiałem wtedy, że aby naprawdę ŻYĆ, to wpierw trzeba po prostu umrzeć! I ja umarłem! Naprawdę umarłem! Wtedy wreszcie dotarło do mnie, że totalnie przegrałem życie... Właśnie w tym momencie Jezus wyciągnął do mnie pomocną dłoń, choć ta nadal tkwiła przymocowana do poprzecznej belki krzyża. Właśnie w tej chwili poczułem na własnej skórze siłę miłości i przebaczenia. Poczułem moc, którą dać może tylko świadomość bycia potrzebnym i nadal wartościowym, nadal użytecznym - człowiekiem... W końcu poczułem, że ŻYJĘ naprawdę! Wcielona Miłość tchnęła we mnie ISTNIENIE!
Może więc dlatego niektórzy uważają mnie za pierwszego wśród świętych. Osobiście sądzę, że to lekka przesada, lecz skoro tak myślą, to przecież nie będę się im sprzeciwiał. W tradycji kościelnej nadano mi nawet imię - Dyzma. Pochodzi ono z greki (dysme, czyli „zachód słońca”) i oznacza: „urodzony o zachodzie słońca”. Przyznam, iż jest coś szczególnego w znaczeniu tego imienia, bo rzeczywiście narodziłem się na nowo, właśnie o zachodzie słońca, konając po prawej stronie Dawcy Życia.
Jestem patronem więźniów (również kapelanów więziennych), skazańców, umierających, pokutujących i nawróconych grzeszników. Oj! Sporo ludzi obrało mnie za orędownika. Ci pierwsi wydają nawet w Polsce specjalne pismo redagowane właśnie przez nich, które nosi tytuł... Dobry Łotr.
Sztuka przedstawia mnie na wiele sposobów. Raz jestem młodzieńcem, innym razem dojrzałym mężczyzną. W końcu zaś mam wygląd zmęczonego życiem starca. Co artysta to inna wizja... Któż może nadążyć za sztuką?.. Na pewno nie ja!
Zwykle moim jedynym strojem bywa opaska na biodrach lub tunika. Natomiast na ikonach jestem ubrany w czerwoną opończę. Krzyż, łańcuch, maczuga, miecz lub nóż stały się moimi atrybutami.
Cóż takiego mogę jeszcze o sobie powiedzieć? Chyba tylko tyle, że Bóg każdemu daje szansę. KAŻDEMU! Skoro dał ją mnie, to może również dać ją i Tobie! Nikt nigdy przed Bogiem nie stoi na straconej pozycji! I tego się w życiu trzymajmy!
Z wyrazami szacunku - św. Dobry Łotr
Justyna Święty-Ersetic wróciła z halowych mistrzostw świata w Nankinie ze srebrnym medalem w sztafecie 4x400 m. "W sporcie trzeba mieć szczęście i wiedzieć jak wykorzystać swoją szansę. Uważam, że z dziewczynami bardzo dobrze to zrobiłyśmy" - powiedziała lekkoatletka.
32-latka pod nieobecność Natalii Bukowieckiej była liderką polskiej sztafety i biegła na pierwszej zmianie. Wraz z nią startowały 23-letnia Aleksandra Formella, 25-letnia Anna Gryc i 17-letnia Anastazja Kuś.
W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.