Reklama

Kościół

Świadomi bohaterowie

O niezłomnym abp. Antonim Baraniaku, postawach, które dają siłę, wybaczeniu i pamięci z abp. Markiem Jędraszewskim – metropolitą łódzkim, zastępcą przewodniczącego Konferencji Episkopatu Polski – rozmawia Anna Skopińska

Niedziela Ogólnopolska 39/2016, str. 36-37

[ TEMATY ]

abp Marek Jędraszewski

Bożena Sztajner/Niedziela

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

ANNA SKOPIŃSKA: – Wyklęci bohaterowie, niezłomni. Tak o nich mówimy. Żołnierze, cywile, ale też księża. Wśród nich poznański hierarcha – abp Antoni Baraniak. Więziony i brutalnie przesłuchiwany przez niemal trzy lata. UB go nie złamało. Czemu milczy się o tej postaci?

Reklama

ABP MAREK JĘDRASZEWSKI: – Dlaczego się milczy? To bardzo złożona sprawa. Bo on sam milczał. W jego sylwetce, człowieka niezwykle skromnego, było coś takiego, że nigdy nie stawiał się w pierwszym szeregu. Był wiernym współpracownikiem, do końca pozostającym w cieniu, kard. Stefana Wyszyńskiego. A kard. Wyszyński w dużej mierze to, że został prymasem Polski, jemu zawdzięczał. Gdyby ks. Antoni Baraniak nie przekazał Stolicy Apostolskiej życzenia umierającego kard. Augusta Hlonda, aby jego następcą został biskup lubelski Stefan Wyszyński, to by nie doszło do jego wyniesienia. Mimo że ks. Baraniak był dyrektorem Sekretariatu Prymasa Polski, a później pełnił ten urząd jako sufragan gnieźnieński, to nigdy nie powiedział kard. Wyszyńskiemu o zleconej mu przez kard. Hlonda misji. Prymas dowiedział się o tym całkiem przypadkowo, gdy wrócił z internowania w Komańczy, w 1956 r., do Warszawy. Wtedy też na Miodową powróciła większość dokumentów, które UB „zaaresztowało” w noc aresztowania kard. Wyszyńskiego i bp. Baraniaka. Przeglądając je, kard. Wyszyński natrafił na dokumenty mówiące o misji ks. Baraniaka. Milczenie bp. Antoniego świadczy o klasie tego człowieka, o jego wielkości. Zresztą on rozumiał, że w Polsce tamtych czasów potrzebny był jeden symbol nieugiętego wobec komuny Kościoła – kard. Stefan Wyszyński. Przecież także kard. Karol Wojtyła pozostawał w jego cieniu. To były świadome wybory tamtych prawdziwie wielkich ludzi.

– Może teraz jest dobry czas, by mówić o takich postaciach, by ludzie wiedzieli, jakich mieli pasterzy? Książka Księdza Arcybiskupa „Teczki na Baraniaka” i drugi już film o nim Jolanty Hajdasz „Żołnierz Niezłomny Kościoła” przecież o tym mówią. I ukazują fakty.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

– Rzeczywiście, przyszła pora na to, aby przywrócić pamięć o abp. Antonim Baraniaku. Na początku lat 90. ubiegłego wieku papież Jan Paweł II zapytał mnie: „Co robicie w Poznaniu w sprawie abp. Baraniaka?”. Wtedy nie było jeszcze szans na to, aby pokazać jego bohaterstwo: nie było Instytutu Pamięci Narodowej, brakowało możliwości dotarcia do odpowiednich dokumentów, a przede wszystkim nie zdawaliśmy sobie sprawy, że takowe w ogóle istnieją. Jednak kiedy powstał już IPN, kiedy rozpoczęła się też wielka nagonka na Kościół i księży w latach 2005-2006, choć przecież ustawa lustracyjna ich nie dotyczyła, gdy pojawiły się oskarżenia o kolaborację kleru katolickiego z UB, doszedłem do wniosku, że najlepszą odpowiedzią na te w ogromnej większości bezpodstawne zarzuty jest pokazanie prawdziwego bohatera. Wiedzieliśmy przecież, że abp Baraniak przeszedł bardzo trudny okres w więzieniu UB na Rakowieckiej w Warszawie. Dzięki temu, że jako profesor tytularny miałem formalne podstawy, by ubiegać się o kwerendę w IPN-ie, mogłem te dokumenty zobaczyć. I dlatego powstała książka.

Reklama

– Gdy zobaczymy te dokumenty, poznamy historię abp. Baraniaka, jego niezłomność, ale też postawy innych bohaterów – „Inki”, „Zagończyka” i tych wszystkich brutalnie doświadczanych w ubeckich katowniach – to jak mamy patrzeć na tych, którzy w tamtych czasach podpisywali lojalki?

– Trudno patrzeć na wszystkich tak samo. Nie wiem też, czy lojalka lojalce jest równa. Czasem aresztowany AK-owiec, który przeszedł przez tortury w kazamatach UB, nie załamał się i nie poszedł na współpracę, otrzymywał jeden warunek wypuszczenia z więzienia – że będzie milczał.

– I on to wtedy podpisał...

– Dziwi się Pani, że to podpisał?

– Nie. Ale chodzi mi o tych, którzy bez tortur, bez przesłuchań i aresztowań zgadzali się na współpracę.

– Niektórzy poszli na współpracę, inni nie. Ponadto nie wszystko jeszcze wiemy. Choćby ostatnia historia z dwoma głównymi szefami Związku Powstańców Warszawskich. Okazuje się, że byli współpracownikami SB i jeden z nich mówił o drugim, że działał na rozkaz nie wiadomo jakich władz, by będąc w strukturach SB jako TW chronić swoich. Trudno przyjąć taką wersję.

– Po to, by nie było takich zaskoczeń, potrzebne są rozliczenia i rzetelna lustracja?

Reklama

– Lepiej podkreślać rolę tych bohaterów, którzy się nie załamali i pozostali wierni do końca. Przecież nikt z nas, i Bogu dzięki, nie zna granicy wytrzymałości swojego bólu. Ona jest bardzo indywidualna. Dlatego łatwo przychodzi nam oskarżać innych, zwłaszcza tych, którzy byli torturowani. Znam też historię niektórych kapłanów, którzy po wojnie należeli do tzw. księży patriotów. Część z nich była dawnymi więźniami KL Dachau. Oni przeszli tam przez takie piekło, że bali się kolejnego. I ulegali, idąc na współpracę z UB.

– To może usprawiedliwiać?

– Rozróżniłbym usprawiedliwienie od próby zrozumienia. Nie chcę usprawiedliwiać zła. Ale próbuję zrozumieć konkretną sytuację. I powstrzymuję się od łatwych wyroków. Dlatego zawsze na tym tle trzeba podkreślać rolę bohaterów.

– A co z tymi, którzy byli po drugiej stronie? Z ich katami. Mamy im wybaczać?

– Pan Jezus wybaczał, więc my nie możemy inaczej postępować.

– Jeszcze kilka lat temu żyli ci, którzy znęcali się, rozpracowywali i przesłuchiwali abp. Baraniaka – nieskazani, bo „nie udowodniono im winy”. Więc mamy tak po prostu przebaczyć?

– Nie chodzi o to, by zapomnieć. A wybacza się komuś, kto o wybaczenie prosi. Także Chrystus wybaczał tym, którzy go o to prosili. Ale modlił się również za swoich katów, bo oni „nie wiedzieli, co czynią”. Św. Jan Paweł II przebaczył Ali Ağcy, choć on go o to wcale nie prosił.

– To trudne: powiedzieć sobie, że będę modlić się za kogoś, kto torturował, mordował...

Reklama

– Pan Jezus umarł za wszystkich. Nie nam sądzić, kto ma być zbawiony, a kto nie. Sam coś takiego osobiście przeżyłem, gdy po raz pierwszy przewodniczyłem Mszy św. za dzieci z obozu na Przemysłowej. Wtedy powiedziałem, że musimy modlić się także za ich katów. Ale bardzo wiele mnie to kosztowało. A dziś uważam, że tak, tak trzeba było powiedzieć. My za tych katów mamy nie tylko prawo, ale i obowiązek się modlić, pozostawiając wszystko Bożemu miłosierdziu. Bo to Pan Bóg ocenia i do Niego należy sąd – nie do nas. I to jest niełatwe w chrześcijaństwie, ale najpiękniejsze...

– Czy to, że jesteśmy tylko ludźmi, może w jakiś sposób tłumaczyć naszą niechęć, by przebaczyć katom?

– To prawda, wielokrotnie pragniemy tak właśnie siebie usprawiedliwiać. Ale Pan Jezus uczy nas czegoś wręcz innego. W Modlitwie Pańskiej każe nam mówić do Boga Ojca: „odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom”. Przyjęcie takiej postawy domaga się wewnętrznego nawrócenia. Jeśli ktoś to nawrócenie naprawdę przeżyje, dopiero wtedy jest chrześcijaninem. Jest prawdziwym uczniem Chrystusa.

– Poznanie historii kapłana, biskupa, z dokumentów jego śledztwa, z przesłuchań – coś zmieniło w Księdzu Arcybiskupie?

Reklama

– Przede wszystkim nie znamy wszystkich dokumentów, bo te od chwili zwolnienia abp. Baraniaka z więzienia na Mokotowie były „porządkowane” przez oficera, który go wcześniej przesłuchiwał. Zapewne zniszczył on wtedy dokumenty, które najbardziej obciążały UB. Nie wiemy więc wszystkiego. Wiemy tylko, o co był pytany podczas ponad 140 przesłuchań, których protokoły podpisał. Dla mnie wstrząsający był widok pierwszego dokumentu podpisanego przez abp. Baraniaka. Bo nie ulegało wątpliwości, że to był jego podpis. Mam przecież dekrety, na mocy których kierował mnie do pierwszej parafii, później na studia do Rzymu, a wcześniej jeszcze podpisany przez niego dokument moich święceń kapłańskich. Będąc w IPN-ie, zobaczyłem ten sam jego podpis na dokumentach Urzędu Bezpieczeństwa. To był dla mnie prawdziwy szok. Jednak by zrozumieć choć trochę z tego, co on tam przeżył, musiałem nauczyć się czytać te materiały. Niewątpliwie mogę z całą mocą stwierdzić jedno: on się nie załamał, co stało się, niestety, nieco wcześniej udziałem bp. Czesława Kaczmarka. A obydwaj przechodzili podobnie okrutne śledztwo. Jednak Pan Bóg dał bp. Baraniakowi szczególną łaskę wytrwania. Siłę, która nie do końca zależy od nas. Być może miał już tę przewagę, że wiedział o procesie bp. Kaczmarka, wiedział, jak może zostać wykorzystany, jak UB-owcy mogą spreparować nie tylko same „dowody”, ale i jego samego. Z drugiej strony zapewne nie wiedział, że miał przeciwko sobie całą machinę UB. W dokumentach IPN-u zachowały się protokoły z jego przesłuchań, ale są tam także informacje mówiące o tym, że co jakiś czas cała „wierchuszka” Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego zbierała się i naradzała, jak ustawić dalszy tok śledztwa, aby ostatecznie złamać bp. Baraniaka.

– Nie złamali, tak jak nie zniszczyli pamięci. Teraz wracamy do tamtych bohaterów... Widać to chociażby po ostatnich uroczystościach pogrzebowych Żołnierzy Wyklętych. To jest ta pamięć?

Reklama

– Ludzie obecni na pogrzebach „Łupaszki”, „Inki” i „Zagończyka” to nie tylko rzesza tych, którzy mają świadomość pewnych faktów dotyczących naszej polskiej historii. Dlatego to nie tylko kwestia pamięci, ale kwestia utożsamienia się z bohaterami, z Polską. Ze świadkami Polski. Świadkami tego, co najbardziej dla naszej Ojczyzny święte. W języku greckim słowo „świadek” tłumaczone jest również jako męczennik, więc chodzi także o utożsamienie się z tymi, którzy swoim cierpieniem, swoją krwią poświadczyli o wartościach. Te świadectwa przemawiają. Kiedy 1 września szkole w Dziewierzewie nadawano imię funkcjonariusza BOR-u ppor. Marka Uleryka, podczas przemówienia prezydent RP Andrzej Duda powiedział, że ten BOR-owiec był odpowiedzialny za Marię Kaczyńską. Gdy nie mógł jej już zasłonić, nie mógł jej bronić, bo zginęli oboje pod Smoleńskiem – Andrzej Duda pojechał niejako w jego imieniu po ciało pani prezydentowej. Pojechał zadbać o to, by jej szczątki wróciły w sposób godny do Ojczyzny. Gdy o tym mówił – płakał. Jego świadoma postawa, której towarzyszą emocje, pokazuje pełne świadectwo człowieka. I myślę, że tacy są ci, którzy, także z Łodzi, wyjechali na pogrzeb „Inki” i „Zagończyka”. Nie tylko o czymś wiedzą, ale całym swoim życiem w tym uczestniczą.

– To głównie młodzi ludzie. Oni idą za ideałami Wyklętych. Kto ich tak formuje?

Reklama

– To jest ich szczęście, że są młodzi. To nowe pokolenie, które nie żyło w czasach PRL-u. Ci, którzy byli w tamtych czasach, wiedzieli, że trzeba się jakoś odnajdywać – nawet za cenę pewnych kompromisów i półprawd. Inni żyli tym, co im podawano w szkole, o czym mówiła komunistyczna propaganda. Nie wszyscy mieli możliwość posiadania własnej sagi rodowej. Rozmawiałem niedawno z przewodniczącym Solidarności Piotrem Dudą. Zapytałem: „Skąd u pana taki patriotyzm?”. A on mi odpowiedział: „To nie z mojego domu. To księża wikariusze, których spotkałem, mnie tak uformowali”. To pokazuje, jak wielkim strażnikiem tradycji był i jest Kościół. To on stanowił tę przestrzeń, gdzie byliśmy – jak mówił św. Jan Paweł II – zawsze wolni. Zwłaszcza na Jasnej Górze, gdzie znajduje się sanktuarium Matki Bożej, ale też sanktuarium polskiej historii – aż po Smoleńsk. Ale nie wszyscy byli ministrantami jak Piotr Duda, nie wszyscy otarli się o Kościół... Dlatego niełatwo pokolenie PRL-owskie, z którego także ja wyrastam, do końca w pełni obiektywnie ocenić. Natomiast młode pokolenie jest o tyle szczęśliwsze, że może poznać prawdę. A w dużej mierze oparło się ono różnym kłamstwom wmawianym nam po 1989 r., zwłaszcza przez ostatnie osiem lat, sprzeciwiło się polityce wstydu za Polskę, za wszystko, co z polskością związane. Nie dało się temu zainfekować. Niektórzy jednak ulegli sączonym im wizjom Kościoła, który ponoć zniewala człowieka. A przecież Kościół w imię autentycznej wolności wzywa człowieka do życia w prawdzie – w konsekwencji stawia mu wymagania.

– Młodzi sprzeciwiają się zatem powiedzeniu, że „Kościół tylko dla moherów”?

– Ojciec Święty Franciszek wzywał młodych, aby słuchali swych dziadków. Ale dziadkowie są różni. Jeśli jednak któryś z tych dziadków jest świadomym świadkiem wartości związanych z Kościołem i miłością Ojczyzny, to w jakiejś mierze należy do pokolenia „moherów”. Myślę, że Ojciec Święty w ten sposób przywrócił im godność.

– W ramach obchodów 1050-lecia Chrztu Polski archidiecezja łódzka ma swoją stację w Konstantynowie, gdzie w czasie II wojny światowej znajdował się obóz koncentracyjny, z którego m.in. wywożono do Dachau kapłanów. Ksiądz Arcybiskup przywraca pamięć o tych kapłanach dachauowcach. Czym dla nas teraz jest to ich świadectwo męczeństwa? Jakim jest zobowiązaniem?

Reklama

– Ich świadectwo jest czymś niezmiernie ważnym. Św. Jan Paweł II w Liście apostolskim z 1994 r. „Tertio millennio adveniente” podkreślał, że wiek XX stał się na powrót wiekiem męczenników, a zadaniem Kościoła jest przywracać pamięć o swoich świadkach wiary, aby z kolei na ich świadectwie budować swoją teraźniejszość i przyszłość. I to staramy się czynić. Gdy w 1991 r. Ojciec Święty był z pielgrzymką po raz pierwszy w wolnej Polsce, to we Włocławku powiedział, że my nie wracamy do Europy, bo zawsze w niej byliśmy – właśnie dzięki naszym męczennikom, w tym również dzięki męczennikom ostatnich dziesięcioleci, aż po ks. Jerzego Popiełuszkę. To jest nasza konkretna obecność w Europie i nasza służba dla niej, nasz wkład. Kościół zawsze budował na świadectwie Chrystusa i zawsze, aż po dzień dzisiejszy, potwierdzało się w naszej polskiej historii starożytne powiedzenie, że zasiewem Kościoła jest krew jego męczenników. Dlatego pamięć o nich jest naszym świętym obowiązkiem.

– Łódź to nie tylko miasto księży wywożonych do Dachau, to także męczeństwo wielu innych ludzi. Miasto męczenników?

– To sformułowanie usłyszałem dwa lata temu od jednego z holenderskich księży, który powiedział o Łodzi: „miasto męczenników i świętych”. Bł. o. Rafał Chyliński, św. Maksymilian Kolbe, św. Urszula Julia Ledóchowska, św. Faustyna, ale też męczennicy z czasów II wojny światowej: dzieci z obozu na Przemysłowej, Polacy z więzienia na Radogoszczy, Żydzi z getta, o. Anastazy Pankiewicz – to postaci, które bardzo mocno wpisały się w historię świętości i męczeństwa tego miasta.

– To dlaczego nie bierzemy ich na sztandary?

– Bierzemy – choć nieraz przychodzi to nam z niemałym trudem. Ciągle trzeba do nich powracać. Zwłaszcza w sprawach społecznych. To o. Rafał Chyliński, męczennik konfesjonału, pokazuje nam, jakimi ludźmi powinniśmy być, jeśli chodzi o wsparcie i pomoc dla ubogich. Nie tylko w wymiarze materialnym, ale przede wszystkim duchowym.

– Kościół a historia naszej Ojczyzny to jedno?

– Od samego początku. Od Chrztu Polski.

2016-09-21 08:53

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Abp Jędraszewski: rządzącym chodzi o ateizację narodu polskiego

[ TEMATY ]

abp Marek Jędraszewski

Kalwaria Zebrzydowska

Archidiecezja Krakowska

- Na tym polega chrześcijańskie rozumienie tego, czym jest ludzkie życie - od początku do końca, czyli do chwały, jaka nas czeka w niebie, staliśmy się we chrzcie świątynią Ducha Świętego i biada, gdybyśmy tę świątynię, jej świętość, jej czystość skalali i w brudzie grzechu trwali na nasze nieszczęście i nieszczęście innych - mówił abp Marek Jędraszewski 18 sierpnia w czasie głównych uroczystości wieńczących odpust Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny w Kalwarii Zebrzydowskiej.

W czasie homilii metropolita krakowski zauważył, że od czasów oświecenia narasta ruch antychrześcijański negujący całą prawdę o Bogu i człowieku. Zaznaczył, że fakt zmartwychwstania wyniósł ludzką cielesność do niezwykłej godności. Św. Paweł nazwał ciało człowieka „świątynią Ducha Świętego”. W tym kontekście arcybiskup nawiązał do dzieci przychodzących do niego po błogosławieństwo. - Czyniłem krzyżyk na ich czołach, bo ich ciała są święte i muszą być otaczane przez nas czcią i szacunkiem, bo jesteśmy wszyscy stworzeni na Boży obraz i Boże podobieństwo - mówił metropolita.
CZYTAJ DALEJ

św. Katarzyna ze Sieny - współpatronka Europy

Niedziela Ogólnopolska 18/2000

[ TEMATY ]

św. Katarzyna Sieneńska

Giovanni Battista Tiepolo

Św. Katarzyna ze Sieny

Św. Katarzyna ze Sieny
W latach, w których żyła Katarzyna (1347-80), Europa, zrodzona na gruzach świętego Imperium Rzymskiego, przeżywała okres swej historii pełen mrocznych cieni. Wspólną cechą całego kontynentu był brak pokoju. Instytucje - na których bazowała poprzednio cywilizacja - Kościół i Cesarstwo przeżywały ciężki kryzys. Konsekwencje tego były wszędzie widoczne. Katarzyna nie pozostała obojętna wobec zdarzeń swoich czasów. Angażowała się w pełni, nawet jeśli to wydawało się dziedziną działalności obcą kobiecie doby średniowiecza, w dodatku bardzo młodej i niewykształconej. Życie wewnętrzne Katarzyny, jej żywa wiara, nadzieja i miłość dały jej oczy, aby widzieć, intuicję i inteligencję, aby rozumieć, energię, aby działać. Niepokoiły ją wojny, toczone przez różne państwa europejskie, zarówno te małe, na ziemi włoskiej, jak i inne, większe. Widziała ich przyczynę w osłabieniu wiary chrześcijańskiej i wartości ewangelicznych, zarówno wśród prostych ludzi, jak i wśród panujących. Był nią też brak wierności Kościołowi i wierności samego Kościoła swoim ideałom. Te dwie niewierności występowały wspólnie. Rzeczywiście, Papież, daleko od swojej siedziby rzymskiej - w Awinionie prowadził życie niezgodne z urzędem następcy Piotra; hierarchowie kościelni byli wybierani według kryteriów obcych świętości Kościoła; degradacja rozprzestrzeniała się od najwyższych szczytów na wszystkie poziomy życia. Obserwując to, Katarzyna cierpiała bardzo i oddała do dyspozycji Kościoła wszystko, co miała i czym była... A kiedy przyszła jej godzina, umarła, potwierdzając, że ofiarowuje swoje życie za Kościół. Krótkie lata jej życia były całkowicie poświęcone tej sprawie. Wiele podróżowała. Była obecna wszędzie tam, gdzie odczuwała, że Bóg ją posyła: w Awinionie, aby wzywać do pokoju między Papieżem a zbuntowaną przeciw niemu Florencją i aby być narzędziem Opatrzności i spowodować powrót Papieża do Rzymu; w różnych miastach Toskanii i całych Włoch, gdzie rozszerzała się jej sława i gdzie stale była wzywana jako rozjemczyni, ryzykowała nawet swoim życiem; w Rzymie, gdzie papież Urban VI pragnął zreformować Kościół, a spowodował jeszcze większe zło: schizmę zachodnią. A tam gdzie Katarzyna nie była obecna osobiście, przybywała przez swoich wysłanników i przez swoje listy. Dla tej sienenki Europa była ziemią, gdzie - jak w ogrodzie - Kościół zapuścił swoje korzenie. "W tym ogrodzie żywią się wszyscy wierni chrześcijanie", którzy tam znajdują "przyjemny i smaczny owoc, czyli - słodkiego i dobrego Jezusa, którego Bóg dał świętemu Kościołowi jako Oblubieńca". Dlatego zapraszała chrześcijańskich książąt, aby " wspomóc tę oblubienicę obmytą we krwi Baranka", gdy tymczasem "dręczą ją i zasmucają wszyscy, zarówno chrześcijanie, jak i niewierni" (list nr 145 - do królowej węgierskiej Elżbiety, córki Władysława Łokietka i matki Ludwika Węgierskiego). A ponieważ pisała do kobiety, chciała poruszyć także jej wrażliwość, dodając: "a w takich sytuacjach powinno się okazać miłość". Z tą samą pasją Katarzyna zwracała się do innych głów państw europejskich: do Karola V, króla Francji, do księcia Ludwika Andegaweńskiego, do Ludwika Węgierskiego, króla Węgier i Polski (list 357) i in. Wzywała do zebrania wszystkich sił, aby zwrócić Europie tych czasów duszę chrześcijańską. Do kondotiera Jana Aguto (list 140) pisała: "Wzajemne prześladowanie chrześcijan jest rzeczą wielce okrutną i nie powinniśmy tak dłużej robić. Trzeba natychmiast zaprzestać tej walki i porzucić nawet myśl o niej". Szczególnie gorące są jej listy do papieży. Do Grzegorza XI (list 206) pisała, aby "z pomocą Bożej łaski stał się przyczyną i narzędziem uspokojenia całego świata". Zwracała się do niego słowami pełnymi zapału, wzywając go do powrotu do Rzymu: "Mówię ci, przybywaj, przybywaj, przybywaj i nie czekaj na czas, bo czas na ciebie nie czeka". "Ojcze święty, bądź człowiekiem odważnym, a nie bojaźliwym". "Ja też, biedna nędznica, nie mogę już dłużej czekać. Żyję, a wydaje mi się, że umieram, gdyż straszliwie cierpię na widok wielkiej obrazy Boga". "Przybywaj, gdyż mówię ci, że groźne wilki położą głowy na twoich kolanach jak łagodne baranki". Katarzyna nie miała jeszcze 30 lat, kiedy tak pisała! Powrót Papieża z Awinionu do Rzymu miał oznaczać nowy sposób życia Papieża i jego Kurii, naśladowanie Chrystusa i Piotra, a więc odnowę Kościoła. Czekało też Papieża inne ważne zadanie: "W ogrodzie zaś posadź wonne kwiaty, czyli takich pasterzy i zarządców, którzy są prawdziwymi sługami Jezusa Chrystusa" - pisała. Miał więc "wyrzucić z ogrodu świętego Kościoła cuchnące kwiaty, śmierdzące nieczystością i zgnilizną", czyli usunąć z odpowiedzialnych stanowisk osoby niegodne. Katarzyna całą sobą pragnęła świętości Kościoła. Apelowała do Papieża, aby pojednał kłócących się władców katolickich i skupił ich wokół jednego wspólnego celu, którym miało być użycie wszystkich sił dla upowszechniania wiary i prawdy. Katarzyna pisała do niego: "Ach, jakże cudownie byłoby ujrzeć lud chrześcijański, dający niewiernym sól wiary" (list 218, do Grzegorza XI). Poprawiwszy się, chrześcijanie mieliby ponieść wiarę niewiernym, jak oddział apostołów pod sztandarem świętego krzyża. Umarła, nie osiągnąwszy wiele. Papież Grzegorz XI wrócił do Rzymu, ale po kilku miesiącach zmarł. Jego następca - Urban VI starał się o reformę, ale działał zbyt radykalnie. Jego przeciwnicy zbuntowali się i wybrali antypapieża. Zaczęła się schizma, która trwała wiele lat. Chrześcijanie nadal walczyli między sobą. Katarzyna umarła, podobna wiekiem (33 lata) i pozorną klęską do swego ukrzyżowanego Mistrza.
CZYTAJ DALEJ

Hiszpania/ MSW wprowadził stan nadzwyczajny w siedmiu regionach

2025-04-29 07:25

[ TEMATY ]

Hiszpania

Portugalia

Prąd

Brak prądu

Karol Porwich/Niedziela

Minister spraw wewnętrznych Hiszpanii Fernando Grande-Marlaska ogłosił w poniedziałek stan nadzwyczajny we wspólnotach autonomicznych Andaluzja, Estremadura, Murcja, La Rioja, Madryt, Galicja i Kastylia-La Mancha w związku z dużą awarią dostaw prądu.

Stan nadzwyczajny został wprowadzony na wniosek wspólnot. Pozwala on rządowi centralnemu na przejęcie kierownictwa i koordynacji działań w sytuacjach kryzysowych o dużej skali, które wymagają nadzwyczajnych środków.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję