Uroczystości milenijne były trudnym zmaganiem się miłości chrześcijańskiej i nienawiści. Władze komunistyczne Polski, uzależnione od Moskwy, nie wydały nawet zgody na przyjazd Ojca Świętego Pawła VI na Jasną Górę, na centralną uroczystość milenijną, 3 maja 1966 r. Ksiądz Prymas Stefan Wyszyński i biskupi polscy oskarżani byli publicznie o zdradę stanu z powodu orędzia do biskupów niemieckich.
Cały Rok Milenijny można odczytać jako szkołę dojrzałości chrześcijańskiej. Ten trudny, ale niezwykle ważny program dojrzałej, przebaczającej miłości, przenikającej życie osobiste, rodzinne i społeczne, stał się zadaniem pierwszych lat pracy Kościoła w Polsce w nowym tysiącleciu wiary.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Traktat o miłości
List pasterski prymasa Wyszyńskiego na Wielki Post 1967 r. jest jak traktat o miłości. O naszym jej pragnieniu, zmaganiu się o nią. O źródle miłości, którym jest Stwórca. A przede wszystkim – o miłości ujętej w najszerszym, społecznym wymiarze życia ludzkiego.
Reklama
„Któż z nas, najmilsi, nie pragnie być miłowany? Pomimo tak zwanych «trzeźwych czasów» o miłość rodziców zabiegają dzieci, walczą o jej wzajemne dochowanie rodzice, oczekują jej różne warstwy i klasy społeczne, całe narody, a nawet ci, co narodami rządzą, świadomi nieskuteczności paragrafów domagają się od nas miłości. Słowem, cała ludzkość trwa w powszechnym pragnieniu miłości. Co więcej, cały świat wyczuwa w niej swój ratunek”.
Prymas Wyszyński z niesamowitym wyczuciem odnajduje w sercu Boga początek i źródło miłości. Postrzega je wręcz jako dziedzictwo, które Bóg nam zostawił.
„Bóg-Miłość nasz Ojciec jest przyczyną naszego zaufania w zbawczą potęgę miłości, jest rodowodem naszej miłości, bo «Bóg sam pierwszy nas umiłował» (1 J 4, 19). Odczuwana przez nas miłość jest niejako dowodem osobistym naszego pochodzenia z Boga-Miłości, jest znakiem rozpoznawczym naszego synostwa Bożego, a więc naszego w Nim spokrewnienia i braterstwa”.
By jednak w pełni zrozumieć to dziedzictwo i odnaleźć własną spuściznę, musimy poznać prawdziwego Boga.
Między obrazem a karykaturą
„O cóż idzie? – Przede wszystkim o to, byśmy sprostowali nasz sąd o Bogu, byśmy «uwierzyli miłości» (1 J 4, 16), byśmy w sądach naszych nie krzywdzili Boga, tworząc sobie pojęcie o Bogu na obraz i podobieństwo nasze, byśmy powierzyli się miłości Boga i bardziej Go miłowali, a mniej się Go lękali. (...) Wtedy nieco odetchniemy i odczujemy na sobie dobre oczy Ojca naszego, który jest w niebie. Tę osobistą ulgę odczuje z kolei całe nasze otoczenie”.
Aby nasz obraz Boga mógł być prawdziwy, a my byśmy mogli stać się Jego obrazem, dostaliśmy doskonały przykład miłości i człowieczeństwa – Jezusa Chrystusa. Syn Ojca Niebieskiego jest najwymowniejszym znakiem miłości Boga do człowieka.
Reklama
„Stał się On dla nas zwiastunem miłości Ojca i dał najdoskonalszy wzór, jak należy łączyć miłość ku Bogu z miłością ku ludziom. (...) To Chrystus postawił przed rodziną ludzką tak wysoki ideał miłości społecznej, który zmusza ludzi do podejmowania nieustannych prób okazywania coraz to większej miłości”.
Od Boga człowiek otrzymał zdolność miłowania. Bez Jego pomocy nie byłby w stanie zdobyć się na miłość do drugiego człowieka.
„Dopiero w obliczu Boga, który jest miłością, rodzi się wytrwała miłość nasza we wszystkich okolicznościach życia, o czym tak wymownie pisze św. Paweł w swym hymnie o miłości: «Miłość cierpliwa jest, łaskawa jest (...)». To jest wyposażenie człowieka miłującego, z którym wyrusza ku braciom swoim”.
Chrystus pozostawił na ziemi widzialny znak trwającej na ziemi miłości – Kościół święty.
„Kościół narodził się z największej miłości w momencie, gdy Chrystus na krzyżu życie swoje oddał za braci (por. J 15, 13). Dlatego obowiązkiem Kościoła jest głosić Ewangelię i doprowadzić ludzi przez chrzest do nadprzyrodzonej jedności w miłości Boga i ludzi”.
Sobór Watykański II był próbą ukazania światu prawdziwego obrazu Kościoła jako żyjącego na ziemi Chrystusa. Historia bowiem naniosła wiele zniekształceń na ten obraz.
„Najważniejsze swoje zadanie Kościół widzi w głoszeniu zbawczej miłości Boga, która skutecznie ogarnia wszystkich ludzi. (...) Kościół niósł miłość Bożą wszystkim wiekom, ludom i ustrojom, chociaż nie zawsze wszyscy chcieli z niej korzystać”.
Reklama
Ksiądz Prymas zwraca uwagę, że miłość jest najskrytszą potrzebą współczesnego świata. Gdy zawodzą traktaty i umowy międzynarodowe, pozostaje jeszcze moc płynąca z miłości. Ona może popchnąć nas do heroizmu. Najlepszym przykładem takiego działania są św. Franciszek z Asyżu czy św. Wincenty à Paulo.
O rodzinę chrześcijańską
„Przez drogę krzyżową boleści, zawodów, klęsk światowych ludzkość dochodzi do wniosku, że trzeba porzucić błędne ścieżki filozofii, która tyle podziałów namnożyła między ludźmi, między warstwami społecznymi i narodami. Poprzez zrozumienie własnej winy ludzkość poczyna doceniać wartość jedności i w ten sposób zwycięża prawo miłości.
Przez sponiewieranie bowiem prawa miłości społecznej, przez wybujały indywidualizm w wielu dziedzinach życia ludzie doszli do absurdu samounicestwienia, wyniszczenia rodziny, więzi społecznej, narodowej i ogólnoludzkiej”.
Kard. Wyszyński dotyka z głębokim zrozumieniem i troską dramatyczne sytuacje niszczące życie rodzinne.
„Brak odpowiedzialności człowieka przed Bogiem i społeczeństwem doprowadził do rozbicia rodziny przez stosowanie rzekomego prawa do rozwodów, jak gdyby rodzina była tylko osobistą sprawą dwojga, jak gdyby dzieci nie miały prawa do ogniska domowego, a naród nie był zainteresowany tym, co dzieje się w kolebce jego istnienia, jak gdyby twórca rodziny – Ojciec życia – nie miał tu nic do powiedzenia”.
Dramat rozbicia dotyczy wszystkich dziedzin życia. Słowa pisane 50 lat temu nic nie straciły na aktualności.
Reklama
„Wynaturzony indywidualizm – pisze Prymas – doprowadził również do rozbicia życia społecznego, zawodowego, gospodarczego i współżycia warstw społecznych, wprowadzając wszędzie zamiast współpracy w duchu wzajemnych praw i wypełnianych obowiązków nieludzką zasadę walki społecznych interesów, wojny wszystkich ze wszystkimi”.
Ogłaszając Społeczną Krucjatę Miłości, prymas Wyszyński ukazuje w swoim liście nie tylko źródło miłości, którym jest sam Bóg, nie tylko zagrożenia niszczące jedność między ludźmi, ale też różne płaszczyzny życia ludzkiego stanowiące szkołę miłości społecznej. Na pierwszym miejscu stawia nasze człowieczeństwo: „Serce człowieka – istoty rozumnej i wolnej – jest pierwszym schronieniem Bożej miłości na ziemi i pierwszą szkołą miłości”.
Zacząć od siebie
Społeczna Krucjata Miłości staje się mapą, na której prymas Wyszyński wyznacza szlak drogi do Boga przez miłość i do miłości przez Boga. Fundamentem wszystkiego staje się Bóg jako źródło. Z Niego i przez Niego dokonuje się zmiana w naszych sercach. Przez miłość przemieniamy siebie i przestrzeń wokół nas. Bo nie ma nic mocniejszego od miłości.
Reklama
Kiedy dojrzewały w naszej Ojczyźnie przemiany społeczne, wszyscy oczekiwali przede wszystkim przebudowy ustroju. A Prymas Tysiąclecia mówił wtedy: „Nie trzeba się oglądać na innych, na tych lub owych, może na polityków, żądając od nich, aby się odmienili. Każdy musi zacząć od siebie, abyśmy prawdziwie się odmienili. A wtedy, gdy wszyscy będziemy się odradzać, i politycy będą musieli się odmienić, czy będą chcieli, czy nie. Nie idzie bowiem w tej chwili w Ojczyźnie naszej tylko o zmianę instytucji społecznej, nie idzie też o wymianę ludzi, ale przede wszystkim o odnowienie się człowieka”.
Prymas dostrzegał, że tylko dzięki miłości możemy dokonać prawdziwej przemiany.
„Idzie o to, aby człowiek był nowy, aby nastało «nowych ludzi plemię». Bo jeżeli człowiek się nie odmieni, to najbardziej zasobny ustrój, najbardziej bogate państwo nie ostoi się, będzie rozkradzione i zginie”.
Ciągle zmagamy się o miłość i sprawiedliwość sięgającą sumienia człowieka. Wciąż jeszcze nie umiemy wskrzesić w sobie tej miłości, o której pisał sługa Boży Stefan Kardynał Wyszyński. Warto więc wrócić raz jeszcze do programu Społecznej Krucjaty Miłości i odczytać go na nowo.