Reklama

Polityka

O polityce nie rozmawiamy

O przyczynach społecznych frustracji i potrzebie prawdziwie patriotycznego wychowania z prof. Mikołajem Cześnikiem rozmawia Wiesława Lewandowska

Niedziela Ogólnopolska 14/2017, str. 38-39

[ TEMATY ]

polityka

Grzegorz Boguszewski

Dr hab. prof. Mikołaj Cześnik, prof. Uniwersytetu SWPS

Dr hab. prof. Mikołaj Cześnik,
prof. Uniwersytetu SWPS

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

WIESŁAWA LEWANDOWSKA: – Badania socjologiczne pokazują, że pośród państw byłego bloku komunistycznego Polska znajduje się na ostatnim miejscu pod względem udziału obywateli w życiu politycznym. Jak bardzo czarno to wygląda, Panie Profesorze?

PROF. MIKOŁAJ CZEŚNIK: – Biorąc pod uwagę uczestnictwo w wyborach, które w naszych demokracjach są najbardziej oczywistą formą aktywności obywateli, faktycznie jesteśmy najgorsi; mamy porównywalnie niską frekwencję w wyborach parlamentarnych, trochę lepiej jest w wyborach samorządowych i prezydenckich. W wyborach do parlamentu europejskiego gorsi od Polaków byli tylko Słowacy... Małą popularnością cieszą się też w Polsce referenda – w ostatnim, we wrześniu 2015 r., udział wzięło zaledwie 6 proc. dorosłych obywateli. Także zaangażowanie w partiach, uczestnictwo w innych formach aktywności politycznej – np. udział w manifestacjach – są bardzo niewielkie.

– Niewielkie? Politycy wciąż chwalą się, że wyciągają na ulice wielkie rzesze...

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

– To dlatego, że u nas za dużą demonstrację uważa się taką z udziałem 50-70 tys. osób. Tymczasem we Włoszech, w Hiszpanii czy we Francji, w społeczeństwach niewiele większych od polskiego, w ważnych dla obywateli sprawach potrafi się zgromadzić milion osób.

– To tak jak u nas z okazji ważnych wydarzeń religijnych.

– O dziwo – mimo zlaicyzowania – tam także wielką moc mobilizacyjną mają ruchy katolickie, ruchy obrony życia. U nas tak liczne rzesze gromadziły się podczas pielgrzymek Jana Pawła II czy na pogrzebie ks. Jerzego Popiełuszki. Jednak ogólnie rzecz biorąc, zdolności mobilizacyjne zbiorowych aktorów życia publicznego w Polsce są nieporównanie mniejsze niż w innych krajach.

– Jakie są źródła społecznej i politycznej gnuśności Polaków?

– Niewątpliwie bieżąca polityka i politycy w jakiś sposób przeszkadzają ludziom bardziej się zaangażować... Ale powody są głębsze. Faktem jest, że w pamięci Polaków tkwią jeszcze czasy komunizmu, w których władza, wprawdzie coraz łagodniejsza, była jednak do końca groźna i potrafiła nawet zabijać, np. niepokornych księży (Stefan Niedzielak, Stanisław Suchowolec)... W latach 80. ubiegłego wieku w życiu każdego Polaka pojawiła się furtka, możliwość usunięcia się w cień, bo już wtedy można było nie chodzić na pochody pierwszomajowe czy wybory bez przykrych konsekwencji.

– Dziś Polacy zachowują się tak, jakby w Polsce wciąż był komunizm...?

– Coś w tym jest... Stawiam tezę, że główną przyczyną obecnego stanu rzeczy jest właśnie charakter polskiego komunizmu, szczególnie z lat 80., kiedy to liczne grupy społeczne nauczyły się żyć z boku życia publicznego, choć nadal trwał rytualny, masowy udział w wyborach. Frekwencja wyborcza zaczęła nieco spadać dopiero pod wpływem nawoływań opozycji, Solidarności do bojkotu. Gdy w Czechach, Rumunii, Bułgarii ludzie do końca komunizmu chodzili masowo na wybory, to w Polsce w ostatnich wyborach PRL-u do rad narodowych w 1988 r. oficjalna frekwencja wyniosła zaledwie ok. 55 proc.

– Po 1989 r. nie nastąpiło obywatelskie przebudzenie? Dlaczego?

– Może po to wywalczyliśmy sobie wolność, żeby móc nie chodzić na pochody i wybory? Ludzie wprawdzie jeszcze pamiętali, że w czasach Solidarności polityka była ujmowana w kategoriach powinności moralnej, „etycznego społeczeństwa obywatelskiego”, jak to nazywała prof. Jadwiga Staniszkis, ale coraz częściej już zauważali, że to wszystko pozostało w sferze solidarnościowej teorii...

– Byli po prostu zdegustowani?

– I to coraz wyraźniej. Z wcześniejszej walki dobra ze złem w ocenie zwykłych ludzi niewiele pozostało; dawni opozycjoniści zaczęli się zachowywać jak komunistyczni aparatczycy, załatwiając wspólnie rozmaite małe interesiki, wykorzystując urząd publiczny dla prywaty, wszystko jawiło się jako brudne, zbrukane... Bardzo szybko zaczęto zauważać, że polityka, która nastała po 1989 r., nie dorasta do wyidealizowanych wyobrażeń o pięknym, wspaniałym świecie. Już w wyborach w 1989 r. nie wzięła udziału jedna trzecia uprawnionych.

– Może dlatego, że nie były to jeszcze prawdziwe wolne wybory?

– To prawda, niektórzy liderzy komunistycznej opozycji namawiali wtedy do bojkotu. Wyjątkiem okazały się wybory do gmin w maju 1990 r., w których lokalni działacze Solidarności brali sprawy w swoje ręce. Dzięki temu powiodła się późniejsza reforma samorządowa.

– Większość jednak ostatecznie wytracała solidarnościowy entuzjazm?

– To ewolucyjna polska transformacja spowodowała, że nie widać było od razu istotnych zmian. Czegokolwiek dobrego by o niej nie mówić, to jednak niekoniecznie okazała się sprawiedliwa. Na najniższych szczeblach drabiny społecznej zaczęła się rodzić frustracja, pogłębiało się uczucie niesprawiedliwości. Transformacja nie przyniosła tym ludziom tego, co miała przynieść.

– I tę frustrację do dzisiaj odczuwamy?

– Mimo że w latach 1989-97, czyli do uchwalenia konstytucji, zaszło najwięcej fundamentalnych zmian, to większości obywateli nie wydawały się one ważne. Nawyk odrzucenia polityki, który w owym czasie mocno się zakorzenił, trwa do dzisiaj; jeśli ktoś wtedy postanowił nie głosować, do dziś nie głosuje, nie głosują także jego dzieci. Jeśli łódzka włókniarka „obraziła się” na ten nowy świat i w latach 90. uważała, że „byli czerwoni, a teraz przyszli czarni”, to przekazała tę „prawdę” swoim dzieciom... Itd., itp. Z tego obniżonego nastroju oczywiście chętnie korzystali populistyczni politycy, a – i to jest najsmutniejsze – pewna część obywateli została wyłączona lub sama się wyłączyła z życia politycznego i żyje na peryferiach, na uboczu głównego życia społecznego, niemal w „gettach”.

– Dlaczego Polacy w III RP tak łatwo i chyba dość trwale obrazili się na państwo?

– To długie trwanie wykluczenia społecznego i politycznego spowodowane jest, oczywiście, pewnymi predylekcjami, skłonnościami. Jednak te skłonności mogliby – i powinni już do tej pory – przezwyciężyć mądrzy nauczyciele, wychowawcy, księża, wszyscy liderzy społeczni na lokalnym poziomie; powinni tych ludzi wyciągnąć z apatii i wepchnąć w obywatelskość.

– Nie starają się tego robić?

– Niedostatecznie. A zdarza się nierzadko, że sami kierują się jakimiś partykularnymi interesami i co najwyżej namawiają do głosowania, gdy „brat chce zostać wójtem”... Kościół głosi, że aktywność obywatelska jest powinnością chrześcijanina, a rzesze Polaków trwają w apatii. Jak widać, nawet Jana Pawła II słuchaliśmy i słuchamy powierzchownie, na pokaz.

– Bo w Polsce wszyscy chyba są tak mądrzy, że nikt nikogo już nie słucha, Polacy nie znoszą być pouczani...

– Być może po trosze dlatego, że mamy w sobie wybujały, egoistyczny indywidualizm, odziedziczony po tradycjach Polski sejmikowej, który przeszkadza widzieć wspólnotę. Ożywa ten nie najchlubniejszy archetyp kulturowo-społeczny, który szkodzi wspólnocie; małostkowa kłótliwość, pieniactwo, niezdolność wzniesienia się ponad małość nawet w sprawach najważniejszych. Ale to, że tak często większość nie uczestniczy w wyborach, nie oznacza, że jest całkowicie wyłączona, obojętna...

– ...i nierozumiejąca tego, co się dzieje?

– Aż tak źle nie jest. Trwale „wyłączonych” jest tylko 10-20 proc. społeczeństwa; ci nie rozumieją nawet tego, że są obywatelami i powinni myśleć nie tylko o własnym pełnym brzuchu, ale również o tym, że istnieje jakaś Rzeczpospolita, są inni obywatele, że jest dobro wspólne.

– Wydaje się, Panie Profesorze, że ostatnimi czasy tych „nieobywateli” jednak przybyło; w Polsce zapanowała szczególna odmiana poprawności politycznej – nierozmawianie o polityce w towarzystwie.

– To dość smętna prawda. W naszych badaniach na temat wiedzy politycznej w Polsce odpowiadano niemalże w tym tonie, że „przy dzieciach o polityce nie należy rozmawiać, bo to coś bardzo nieprzyzwoitego”.

– Młodzi ludzie często zasłaniają się brakiem czasu nawet na zastanawianie się nad tym, co się dzieje w kraju!

– Rzeczywiście, często padały odpowiedzi w rodzaju: „Mam małe dziecko, nie mam czasu, żeby drążyć, dowiadywać się czy szukać”. Ale i takie: „Zgodnie z kulturą staram się za dużo o polityce nie rozmawiać”; „Ja sama w pewnym środowisku, nawet wśród bliskich, nie zawsze do końca chcę szczerze się wypowiadać, ponieważ uważam, że lepiej unikać konfliktów”; „U mnie w rodzinie są prości ludzie i my takimi rzeczami, polityką, za bardzo się nie interesujemy, nie patrzymy, żyjemy dniem dzisiejszym, każdy patrzy, jak tu koniec z końcem związać; jak słyszę coś o polityce, to zazwyczaj przestaję słuchać, nie chcę się wtrącać”.

– Na ile jest to wina języka polityki, postaw polityków, mediów?

– Z pewnością na ten stan rzeczy „uczciwie” zapracowali sami politycy, a przede wszystkim media, które też już dawno wyrzuciły etykę i misję edukacyjną na rzecz zwiększania własnych zysków.

– Czy w związku z tym, że w Polsce mamy gorszy stan świadomości i gotowości politycznej społeczeństwa niż w innych krajach, mamy też bardziej ułomną demokrację?

Reklama

– Trudno o sprawną demokrację bez oświeconych demokratów. Jeżeli więc mówimy dziś o porażkach polskiego systemu oświatowego, to zwróćmy uwagę przede wszystkim na to, że nie potrafiliśmy wychowywać obywateli w duchu prawdziwie patriotycznym, czyli obywateli, którym na sercu leży dobro ich własnej wspólnoty, Rzeczypospolitej.

– To po prostu zakrawa na wielką głupotę!

– Powiedziałbym, że jest to kwestia pewnej wizji wolności bez odpowiedzialności. Winiłbym za to także naszą historię: bywało, że tę wolność w bardzo konkretnych warunkach społecznych pojmowano jako wartość bezwzględną. Nie zawsze jednak można sobie przecież pozwolić na „wolność szlachcica na zagrodzie”. Dzisiaj człowiek zachowujący się jak ów szlachcic jest, delikatnie mówiąc, co najmniej nieroztropny. W naszym kręgu kulturowym mamy wprawdzie liczne zachęty do tego, żeby być altruistycznym, ale jeśli na drugiej szali można położyć piękną tradycję szlachecką, która daje możliwość bycia kompletnym egoistą albo pieniaczem, to chętnie się ją wybiera...

– ...nie wiedząc, ile naprawdę się traci?

– A rezygnując z dbania o wspólnotę, traci się naprawdę wiele. Nie znam polskich badań na temat np. życia sąsiedzkiego, jakości relacji międzyludzkich w małych społecznościach. O Skandynawach, Holendrach np. wiadomo, że żyją bardzo harmonijnie sami ze sobą – choć wobec obcych są dość nieufni – że dbają o wspólne dobro, co stanowi ważny zasób społeczny, którego my mamy tak mało.

– Można w jakiś sposób naprawić te wadliwe relacje polityczno-społeczne w Polsce?

– Można. I to mimo bardzo głębokiego kulturowego zakodowania tego zła, które dzisiaj z takim niepokojem obserwujemy. Oprócz odpowiednich struktur niezbędne jest tzw. podmiotowe sprawstwo, czyli wola kogoś, kto jest w stanie działać, stosując odpowiednie techniki, lub wymuszać działania. Taką moc działania mają liderzy religijni, mieli ją niewątpliwie kard. Stefan Wyszyński, a później Jan Paweł II, ale także – choć zapewne z różnymi, niekoniecznie do końca uczciwymi lub mądrymi zamiarami – czołowi politycy III RP oraz, oczywiście, wybitni artyści.

– Najwyższy czas na dobrą zmianę społeczną? Ostatnia chwila?

– Ta zmiana zostanie wymuszona. Trzeba tu, oczywiście, przyjąć perspektywę długiego trwania. W Polsce, a nawet w całym naszym kręgu cywilizacyjnym jesteśmy w przededniu zredefiniowania demokracji. Czy to będzie demokracja elektroniczna, czy partycypacyjna, czy – nie daj Boże! – nie demokracja, lecz jakiś rodzaj oligarchii, tego nie wiem. Nie tylko w Polsce, ale na pewno również w Europie i na świecie czeka nas jeszcze kilka „demokratycznych dołków” – oby nie były tak bolesne jak te w XX wieku...

* * *

Dr hab. prof. Mikołaj Cześnik,
prof. Uniwersytetu SWPS Socjolog i politolog, zajmuje się badaniami opinii społecznej i wyborów politycznych, analizą systemów politycznych, w szczególności demokracji. Dyrektor Instytutu Nauk Społecznych na Uniwersytecie SWPS w Warszawie

2017-03-29 10:06

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Dlatego lubię być pogodny

[ TEMATY ]

polityka

prezydent

Archiwum Wiesława Kamińskiego

Anna Jadachowska: - Tegoroczny Wielki Post będzie chyba dla Pana wyjątkowym przeżyciem.

Wiesław Kamiński: - Czemu tak Pani myśli? Od zawsze, czyli odkąd pamiętam, czas duchowego przygotowania do świąt Zmartwychwstania Pańskiego był dla mnie wyjątkowy. I nie inaczej jest w tym roku. Zresztą myślę, że to charakterystyczne dla życia każdego katolika. Wielkopostna pokuta zbliża nas do Boga, jednocześnie inspirując do pokonywania własnych słabości; wreszcie walki ze złem.

A.J.: - No tak, tylko że w tym roku przed Panem dodatkowo walka w wyborach uzupełniających, w których radomszczanie zdecydują, kto ma przez najbliższe 2, 5 roku być prezydentem ich miasta.

- To rzeczywiście można nazwać walką. Ale ja i tym razem wolę „jasną stronę”, więc wolę mówić o pracy. Jeżeli zatem nawiązujemy do mojego kandydowania, to raczej bardziej ucierpiał na tym tegoroczny karnawał. Nie było zbyt wielu sposobności na jego szaleństwa (uśmiech). Niemniej tegoroczna kolęda była dla mnie niezwykle ciekawa, bo wspólnemu radowaniu i przeżywaniu świąt towarzyszyło wiele bardzo ciekawych i ważnych rozmów, które niezależnie od tego, co będę dalej robił, czynią mnie mądrzejszym i chyba lepszym. Myślę, że taka pokora w kontakcie z ludźmi powinna w ogóle znamionować świat polityki. Wtedy lepiej moglibyśmy służyć ludziom. Dzisiaj ciągle zbyt wielu chce władzy dla samej władzy, i dlatego gubi ich grzech pychy i zaniechania.

A.J.: - Proszę powiedzieć, po co znakomitemu menedżerowi, z wieloma zawodowymi sukcesami, nagle potrzebna jest polityka.

- Dziękuję, że taktownie nie dodała Pani „na stare lata” (znów uśmiech). Ale to doświadczenie, które jest we mnie uzupełnia się z mnóstwem dobrej energii. To mieszanka w sam raz na tak wyjątkowy czas, gdy po wyborach Prezydentem RP został Andrzej Duda, gdy większość parlamentarna pozwoliła na samodzielne stworzenie rządu przez Prawo i Sprawiedliwość, i gdy posłem na Sejm wybrana została poprzednia prezydent Anna Milczanowska. Jestem przekonany, że razem damy radę zrobić naprawdę bardzo dużo rzeczy, na które czekają mieszkańcy mojego miasta. Radomsko, ze swą 750-letnią historią, potencjałem gospodarczym, a nade wszystko wspaniałymi ludźmi, zasługuje na najlepsze rozwiązania. Kandyduję, ponieważ razem z radomszczanami chcę rozwijać nasze miasto i wspólnie z tego rozwoju korzystać. Razem cieszyć się z dużych zadań, np. dokończenia pełnej obwodnicy miejskiej czy rozkwitu strefy przemysłowej, basenu, ale i tych najdrobniejszych, kawałka chodnika, czystego skweru, dodatkowego przystanku autobusowego czy ławki. Bo o jakości naszego życia nie decydują jedynie rzeczy wielki, ale często drobiazgi. To mówią mieszkańcy i chcą, aby o tym pamiętać. I ja im to przyrzekam.

A.J.: - Często w naszej rozmowie odwołuje się Pan do ludzi.

- Oczywiście, bo to oni są najważniejsi. A ja mogłem w swoim życiu dzięki Bogu mieć styczność ze wspaniałymi ludźmi, wartościowymi, mądrymi. Także teraz, podczas pełnienia funkcji prezydenta Radomska i podczas przygotowania do wyborów. Niezliczona już dzisiaj liczba spotkań, rozmów, a nawet wspólnych działań, to znakomity kapitał. Przecież cały projekt „zostań doradcą prezydenta Kamińskiego” był takim motorem napędowym, ale tych kontaktów z radomszczanami było dużo więcej. I z dużą przyjemnością stwierdzam, że kilka rzeczy już razem zrobiliśmy. Dzieje się tak również dlatego, że przez te dwa miesiące miałem przyjemność pracować ze znakomitymi ludźmi. Myślę tu zarówno o urzędnikach, jak i partnerach z Prawa i Sprawiedliwości oraz Forum Samorządowo-Gospodarczego. Jeżeli do tego dodam, że ogromną siłę do pokonywania trudności daje mi rodzina, która jest dla mnie prawdziwym fundamentem. To na nim budujemy. Dlatego naszym obowiązkiem jest zapewnienie godnej pracy, miejsca do życia i wypoczynku. Ale wracając do ludzi, to w oparciu o wymienione przeze mnie grupy mogę śmiało i z nie skrywaną radością stwierdzić, że miałem w życiu ogromne szczęście do ludzi. Moja praca jest zatem w dużym stopniu ekwiwalentem za ten otrzymany dar.

A.J.:- Chce Pan powiedzieć, że w politycznych grach dominuje Dekalog, zasady przyzwoitości i kultura...

- (Uśmiech) O bardzo chciałbym tak móc powiedzieć, ale oczywiście nie mogę, bo mam świadomość otaczającego mnie świata. Jednak to, jaki on jest, nie zwalnia nas samych od przyzwoitości. Dlatego zaproponowałem radomszczanom uczciwą i skuteczną prezydenturę. Mam nie tylko dobry pomysł na Radomsko, ale także potrzebną do tego konkretną wiedzę, doświadczenie w pracy z ludźmi i wreszcie wsparcie Pani Premier Beaty Szydło, która powierzyła mi pełnienie funkcji Prezydenta Miasta Radomska oraz Pana Prezesa Jarosława Kaczyńskiego, który uznał, że jestem godnym kandydatem, by reprezentować w samorządowych wyborach w Radomsku wartości, którym od lat wierne jest Prawo i Sprawiedliwość. Jestem z tego zaufania bardzo dumny i pozwala mi to z podniesionym czołem prosić dzisiaj o zaufanie radomszczan. 21 lutego, wrzucając kartę do głosowania do urny wyborczej. Możemy zdecydować o najlepszej zmianie dla Radomska. Jestem przekonany, że głos na jedynego w tych wyborach przedstawiciela Prawa i Sprawiedliwości, otwiera przed nami ogromną szansę.

CZYTAJ DALEJ

W siedzibie MEN przedstawiono szokujący ranking szkół przyjaznych osobom LGBTQ+

2024-04-24 13:58

[ TEMATY ]

LGBT

PAP/Rafał Guz

„Bednarska" - I społeczne liceum ogólnokształcące im. Maharadży Jam Saheba Digvijay Sinhji w Warszawie zostało najwyżej ocenione w najnowszym rankingu szkół przyjaznych osobom LGBTQ+. Ranking przedstawiła Fundacja "GrowSpace" w siedzibie Ministerstwa Edukacji Narodowej.

Ranking w gmachu MEN został zaprezentowany po raz pierwszy.

CZYTAJ DALEJ

148. Zebranie Plenarne Konferencji Wyższych Przełożonych Żeńskich Zgromadzeń Zakonnych w Polsce

2024-04-25 18:17

[ TEMATY ]

zakony

zakonnice

Karol Porwich/Niedziela

Posługa władzy w zgromadzeniach zakonnych, nowelizacja regulacji dotyczących ochrony małoletnich przed przemocą oraz przygotowania do przyszłorocznego Jubileuszu Życia Zakonnego - były głównymi tematami 148. Zebrania Plenarnego Konferencji Wyższych Przełożonych Żeńskich Zgromadzeń Zakonnych w Polsce, które odbyło się w dniach 23-25 kwietnia w Licheniu.

Mszy św. na rozpoczęcie Zebrania Plenarnego przewodniczył abp Antonio Guido Filipazzi, nuncjusz apostolski w Polsce. W wygłoszonej homilii wskazał, jak czytamy w komunikacie po zakończonych obradach, „na ideał życia konsekrowanego, jakim jest zdolność do ofiary całopalnej, na wzór Jezusa Chrystusa, który ofiarował się swemu Ojcu całkowicie i bez zastrzeżeń”.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję