Reklama
Święty Brat Albert – Adam Chmielowski (1845 – 1916), założyciel Zgromadzenia Braci i Sióstr Posługujących Ubogim III Zakonu św. Franciszka, swoje ślady pozostawił także na uroczym Roztoczu, w południowo-wschodniej części Polski. Idąc za radą karmelity o. Rafała Kalinowskiego, założył tam pierwsze pustelnie dla swoich braci i sióstr, aby mogli w nich wzmocnić siły duchowe i fizyczne do szlachetnej, lecz wyczerpującej służby najuboższym. Pustelnia dla braci powstała w 1891 r. w Monasterzu k. Werchraty, niedaleko Horyńca-Zdroju (ok. 17 km), w ówczesnej archidiecezji lwowskiej. Na płaskim szczycie wzniesienia (380 m) widniały ruiny monasteru bazylianów (1678 r.) i drewniana cerkiew (XVII wiek), gdzie niegdyś była czczona cudowna ikona Matki Bożej zwana Werchracką. Ikonę tę, po józefińskiej kasacie monasteru (1806 r.), przeniesiono do niedalekiego Krechowa (1810 r.). Cerkiew zaś przetrwała do lat 50. XX wieku. To tam, u podnóża wzniesienia, na niewielkim placu w posiadłości ziemskiej hr. Ludwika Dębickiego, z którym Brata Alberta łączyła bliska znajomość, powstała pustelnia. Okolicznością sprzyjającą było to, że w Horyńcu-Zdroju mieli swoją placówkę franciszkanie konwentualni – duchowi synowie św. Franciszka z Asyżu, do którego reguły Brat Albert nawiązywał. Pustelnia w Monasterzu przetrwała do 1905 r., kiedy to nowy właściciel tamtejszej posiadłości ziemskiej – Emanuel Homoliacz nakazał albertynom opuścić ten teren. Wówczas bracia przenieśli się do Krechowa. Miejsce pustelni w Monasterzu upamiętnia krzyż.
Pod koniec 1891 r. Brat Albert otworzył pustelnię także dla sióstr albertynek w Bruśnie Starym (ok. 8 km od Horyńca-Zdroju), którą w 1897 r. przeniesiono do Prusia k. Werchraty. W 1906 r. wspomniany Emanuel Homoliacz usiłował usunąć stamtąd siostry. Dotrwały one tam jednak do 1914 r., kiedy to wyjechały do Krakowa. Dziś na tym miejscu stoi pamiątkowy obelisk.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Brat starszy
Wspomniane pustelnie, a zwłaszcza tę w Monasterzu, opisał barwnie ks. Jan Gnatowski (ps. Jan Łada) w reportażu (z 1899 r.) pt. „Z Werchraty”, zamieszczonym w „Kalendarzu Brata Alberta (...). Na Rok Pański 1938” (Kraków 1938, s. 125-140). Oto jego fragment: „U stóp wysokiej i stromej góry (...) stajemy przy furcie (...) zbitej z nieheblowanych drążków (...). Otwiera nam chłopczyk czternastoletni, widocznie postulant, bo w sieraku, jaki noszą bracia, ale krótkim po kolana i z zakonnym sznurkiem. Brat przełożony spieszy za nim, uderzając sandałami o żwir, i wita nas serdecznym uśmiechem. Za chwilę wózkiem jednokonnym z drugim braciszkiem powraca z Prusia od sióstr Brat Albert, «brat Starszy», jak go tu nazywają (...), w swym siermiężnym habicie, z krótką siwą brodą i drewnianymi sandałami, z twarzą śniadą, stwardniałą, jakby w brązie odlaną (...).
Reklama
«Cóż! Ciekawi byliście naszej pustelni? Nie ma co widzieć doprawdy» – wita nas tymi słowami, zsiadając z wózka, nie bez trudności, bo jest kulawy. Pięciu braci w takich samych habitach otacza nas, witając gości z serdeczną prostotą, jakby dawnych znajomych.
«Chodźcie zobaczyć naszą nędzę!» (...).
Główny budynek mieszkalny przerobiony ze stajni (...). Z jednej strony refektarz z podłogą z ubitej gliny z dwoma zydlami i stołem. Z drugiej dormitarze (...). Obok głównego budynku małe szopki drewniane, w nich narzędzia, warsztaty różne, przy których pracują bracia, oraz parę celek osobnych dla braci chorych «na piersi» i potrzebujących większej wygody. Te «wygodne» cele wyglądają tak: połowę każdej zajmuje tapczan, czwartą część stół do roboty, a w pozostałej czwartej części, gdy dwóch gości siedzi na tapczanie, jest miejsce dla Brata Alberta, schylonego dobrze z powodu niskości sufitu, ale czwarty, gospodarz, stać musi za progiem (...). Pomiędzy chatkami i warsztatami ogródek, w którym dużo jarzyn i trochę kwiatów, a w środku z kamieni i darni urządzony bardzo prymitywnie mały pagórek z krzyżykiem drewnianym i statuetka Matki Bożej. To jedyna ozdoba pustelni.
A gdzie kaplica?
«Nie ma jej. Bracia modlą się w refektarzu. Ponieważ w cerkiewce jest Najświętszy Sakrament, choć Msza św. bywa tam bardzo rzadko odprawiana, chodzą tam na adorację».
A na Mszę?
«Do Horyńca o dwie mile. Co niedzielę i święto o czwartej rano całe zgromadzenie wyrusza w drogę, bracia postulanci, nowicjusze, a z Prusia dążą znów siostry. Przychodzą do kościoła koło ósmej, spowiadają się, komunikują, a po nabożeństwie wracają do domu».
Reklama
Ale macie przecie konie?
Reklama
«Tak, ale o to właśnie chodzi, aby życie braci było twarde. Dlatego tworząc osadę, nie szukaliśmy jej w pobliżu kościoła, ale przeciwnie, woleliśmy być od niego dalej, aby spełnienie obowiązków religijnych połączone było z pewną ofiarą i aby bracia i siostry przyzwyczajali się obywać bez codziennej Mszy świętej. O cóż nam bowiem chodzi? O spełnienie reguły św. Franciszka w pierwotnej ścisłości i o służenie bliźnim tam, gdzie nikt inny (...) nie przychodzi im z pomocą. Dla spełnienia reguły zachowujemy – jak widzicie – ubóstwo w całej sile. I nie tylko nie mamy nic indywidualnie, ale nie chcemy nic własnego posiadać jako zgromadzenie (...). Potrzebujemy ludzi zahartowanych wyjątkowo i fizycznie, i moralnie. Dlatego ich nowicjat musi być bardzo twardy i surowy, aby wcześnie cofnęły się miększe natury i słabsze dusze. Dlatego i odpoczynek jest dla pracujących w mieście niezbędny od czasu do czasu, ale oczywiście taki, który nie osłabiłby zakonnego ducha. To jest myśl przewodnia, którą mieliśmy, osiedlając się w Werchracie i Prusiu przed siedmiu laty (...). Żadnego dogadzania sobie, nawet w rzeczach godziwych i świętych. Nie przyjmujemy też kapłanów do naszego grona, ani chcemy mieć u siebie tę pociechę, jaką sprawia kaplica i codzienna Msza św. (...). Mają to siostry w Prusiu (...). Ale i one przyzwyczajone są do tego, aby nie żałując trudu, samym iść do księdza, szukać, a nie sprowadzać go do siebie. I tak być powinno, nie tylko ze względu na dziś, ale zwłaszcza na jutro»”.
Rozum i serce
W czasie swego pobytu w Monasterzu i Prusiu Brat Albert odwiedzał księcia Pawła Sapiehę i jego rodzinę w sąsiednich Siedliskach (1900 r.). Chciał i tam założyć pustelnię, do czego jednak nie doszło (Matylda Sapieżyna, „My i nasze Siedliska”, Kraków 2003, s. 56).
13 czerwca 1896 r. Brat Albert wraz z braćmi przybył na uroczystość odpustową ku czci św. Antoniego Padewskiego do Horyńca-Zdroju. I wtedy podeszła do niego Maria Jabłońska (1878 – 1940), pochodząca z niedalekich Pizun (par. Lipsko), z prośbą o przyjęcie jej do zgromadzenia albertynek. Brat Albert wyraził na to zgodę i polecił jej udać się do sióstr w Bruśnie Starym, by tam mogła zapoznać się z ich życiem. 13 sierpnia 1896 r. Maria przybyła do tamtejszej pustelni, gdzie też zastała Brata Alberta. „Długo Brat Albert rozmawiał z nową aspirantką. Mówił jej o biedakach, potrzebie okazania im serca, o trudach albertyńskiego życia i ogromie poświęcenia, jakie ją czeka w nowym środowisku. Celowo, w wyjątkowo czarnych barwach, nakreślił jej obraz życia sióstr, które i bez tego było przerażające, by wypróbować stałość i pewność powołania (...). Rozmowa wypadła dla Marii bardzo korzystnie, bo Brat Albert, wróciwszy do braci, oznajmił im na wieczornej rekreacji, że przyjął kandydatkę, która ma rozum i serce” (Ambrozja Stelmach, „Siostra Bernardyna [Maria Jabłońska 1878 – 1940]”, w: „Nasza Przeszłość”, t. X, 1959, s. 326-327). W maju 1897 r., po postulacie i obłóczynach w Krakowie, przybyła z Bratem Albertem i postulantkami do Brusna Starego na rekolekcje. 3 czerwca otrzymała habit i imię zakonne – Bernardyna. Po nowicjacie w Krakowie i rekolekcjach w Prusiu (1898 r.) otrzymała welon – znak przynależności do zgromadzenia. Następnie została przełożoną przytuliska dla kobiet, a w 1922 r. przełożoną generalną. W 1930 r. złożyła profesję wieczystą. Zmarła 23 września 1940 r. w Krakowie w opinii świętości. 6 czerwca 1997 r. w Zakopanem została beatyfikowana przez papieża Jana Pawła II. Na miejscu domu rodzinnego bł. s. Bernardyny w Pizunach siostry albertynki wzniosły kaplicę i klasztor z domem rekolekcyjnym (1998 – 2007). Zgromadzenie ma swoją placówkę także w Lubaczowie (od 1931 r.), gdzie prowadzi Dom Pomocy Społecznej i realizuje wiernie swój albertyński charyzmat.
Niniejszy artykuł jest fragmentem książki bp. Mariusza Leszczyńskiego pt. „Horyniec-Zdrój. Studia z historii miejscowości i parafii”, Lublin 2016. Zdjęcia: Archiwum bp. Mariusza Leszczyńskiego.