Podczas tegorocznej wyprawy do Kenii grupa katechetów naszej archidiecezji z ks. dr. Pawłem Płaczkiem, dyrektorem Papieskich Dzieł Misyjnych, na czele odwiedziła Kipsing, gdzie znajduje się placówka misyjna sióstr felicjanek Jest to osada położona na pustyni, w afrykańskim buszu, oddalona 60 km od miasta Isiolo. Drogę tę pokonuje się (słowo: „jedzie się” tutaj nie pasuje) w czasie 3-4 godzin, pod warunkiem, że koryta rzek, które trzeba „przekroczyć”, są całkowicie suche. Jeżeli jest w nich choć trochę wody, nie dojedzie się do celu.
Reklama
Kipsing – to piękne miejsce na ziemi z punktu widzenia turysty – gościa, który przyjedzie na kilka dni, zazna gościnności gospodarzy, wzruszy się pięknym śpiewem i tańcem członków plemienia Samburu, popatrzy na malowniczy krajobraz, wygrzeje się w afrykańskim słońcu, zachwyci rozgwieżdżonym niebem i… wróci do domu, chwaląc się zrobionymi przez siebie zdjęciami. Gdyby przyszło nam tam żyć, pewnie to samo miejsce opisalibyśmy nieco inaczej: otwarta przestrzeń z kolczastymi kępkami, które przy wielkiej wyobraźni można nazwać zielenią; czerwona ziemia, która jest bardzo wysuszona i nie chce rodzić niczego, co nadawałoby się do zjedzenia, nie mówiąc już o kwiatach, które mogłyby cieszyć nasze oko, ale ich tam nie ma. Są kłopoty z prądem, brakuje bieżącej wody, nie ma dostępu do Internetu, a telefon komórkowy służy tylko do robienia zdjęć (dopóki bateria się nie wyczerpie). W tamtejszej szkole podstawowej ok. 600 dzieci uczonych jest przez 5 nauczycieli opłacanych przez rząd, siostrę felicjankę i dorywczo-wolontariuszy.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
W Kipsing istnieje parafia pw. św. Pawła Apostoła, której proboszczem jest kenijski ksiądz Jeremy Kabuga. Jego zadaniem, jest nie tylko sprawowanie liturgii na miejscu, ale przede wszystkim odwiedzanie członków plemienia Samburu tam, gdzie mieszkają, czyli w buszu. Nie jest to łatwe, bo są to ludzie, którzy żyją w warunkach bez śladu cywilizacji w naszym rozumieniu tego słowa. Wielu z nich nigdy nie słyszało o Panu Jezusie, Kościele czy Dekalogu. Żeby zacząć im o tym mówić, trzeba najpierw wzbudzić ich zaufanie, czyli z nimi przebywać, rozmawiać, interesować się ich życiem, nakarmić i ubrać ich dzieci. Dopiero potem można próbować ich ewangelizować.
Ks. Jeremy właśnie to robi, budując we własnym kraju Kościół misyjny. Przez trzy dni byliśmy gośćmi księdza proboszcza i czterech sióstr felicjanek posługujących w Kipsing. W czasie wieczornych spotkań, upływających na rozmowach, śpiewie i modlitwie, padały też pełne nadziei słowa o ponownych spotkaniu. Wszyscy chcieliśmy wierzyć, że będzie to możliwe, ale nie spodziewaliśmy się, że zobaczymy się tak szybko. Po powrocie z Kenii wszyscy odczuwaliśmy konieczność mówienia o tym, czego doświadczyliśmy. W szkołach odbyły się liczne prezentacje, na szeroką skalę ruszył program „Adopcji ucznia” – opłacenie kosztów rocznej nauki i utrzymania kenijskiego dziecka, uczącego się w szkole w Kipsing.
Reklama
Ks. Paweł Płaczek zwrócił się do katechetów i księży naszej archidiecezji z propozycją zaproszenia ks. Jeremy’ego do nas, co miało się wiązać z pokryciem kosztów otrzymania wizy, biletów lotniczych, ubezpieczenia i miesięcznego utrzymania. Propozycja została przyjęta z wielkim entuzjazmem, co zaowocowało zebraniem funduszy na ten cel podczas Szczecińskich Dni Katechetycznych. Ruszyły przygotowania do wizyty: katecheci zgłaszali chęć zaproszenia kenijskiego gościa do swoich szkół, księża zobowiązali się zapewnić mu noclegi, poczęstunek i transport, spotkania z parafianami, możliwość sprawowania Eucharystii.
30 września br. ks. Jeremy Kabuga wylądował w Berlinie, a następnie przybył do Szczecina. Przebywał w naszej archidiecezji miesiąc, spotykając się codziennie z ludźmi o wielkich sercach, którzy chcieli dowiedzieć się czegoś o mieszkańcach Kipsing, ale przede wszystkim chcieli pomóc kenijskim uczniom. Kapłan spędził niedziele w parafiach: św. Mikołaja w Wolinie, Niepokalanego Serca NMP w Barlinku, św. Stanisława BM w Szczecinie i św. Antoniego na szczecińskim Warszewie, gdzie na każdej Mszy św. głosił słowo Boże, a w jednej z nich ochrzcił też trójkę dzieci. Pieniądze tam otrzymane mają być przeznaczone na budowę kościoła w Kipsing (teraz jest tam tylko prezbiterium). Codziennie sprawował Eucharystię w innym kościele, więc wielu ludzi spotkało się z nim, mając okazję „na żywo” dowiedzieć się czegoś o kenijskim Kościele misyjnym, który jest Kościołem młodym, zaledwie stuletnim.
Reklama
Księża goszczący go na plebaniach oraz parafianie spotykający się z nim, poszerzyli swoją wiedzę o misjach, ale również ich gość mógł zapoznać się z naszą kulturą, polską gościnnością i pobożnością. Na pewno po powrocie do swojego kraju będzie dzielił się tym doświadczeniem ze swoimi rodakami. Jednak głównym celem wizyty ks. Jeremy’ego były spotkania z uczniami naszych szkół (odwiedził 63 szkoły). Katecheci zapraszali go do swoich szkół, gdzie razem z innymi nauczycielami (czasem też z rodzicami), przy wsparciu dyrekcji, przygotowywali z dziećmi przedstawienia, prezentacje, wystawy, dekoracje i poczęstunek. Kenijski kapłan przedstawiał prezentację multimedialną ukazującą warunki życia jego parafian oraz warunki nauki uczniów w Kipsing. Opowiadał, odpowiadał na pytania, uczył dzieci śpiewać w języku angielskim i suahili, zwiedzał szkoły.
W wielu szkołach i parafiach w dniach poprzedzających jego przyjazd organizowane były festyny rodzinne oraz kiermasze z ciastami i innymi wyrobami, z których dochód przeznaczony był na potrzeby dzieci ze szkoły i przedszkola w Kipsing lub na edukację konkretnego „adoptowanego” ucznia. Ks. Jeremy odwiedził też Wydział Teologiczny Uniwersytetu Szczecińskiego i w ramach wykładu ks. dr. Pawła Płaczka spotkał się ze studentami, zapoznając ich z programem „Adopcja ucznia” oraz opowiedział o pracy misyjnej w swoim kraju. Jeden dzień swojej wizyty ks. Jeremy spędził w Szkole Podstawowej w Marianowie, do której na spotkanie z uczniami i nauczycielami oraz kenijskim gościem przybyli: bp Henryk Wejman, Kurator Zachodniopomorskiego Kuratorium Oświaty p. Magdalena Kulesza-Zarębska, ks. dyr. Paweł Płaczek, s. Agnieszka Piątkowska, wizytatorka diecezjalna. Uczniowie zaprezentowali wzruszające przedstawienie o św. Janie Pawle II, podkreślające jego działalność misyjną, a ks. Jeremy, tak jak w innych szkołach, opowiadał im o ich rówieśnikach z Kenii, śpiewał razem z nimi i dziękował za zaproszenie i adopcję kilkorga uczniów z Kipsing. Podobne spotkanie z Panią Kurator i przedstawicielami Wydziału Wychowania Katolickiego odbyło się ostatniego dnia wizyty gościa w naszej archidiecezji. Miało ono miejsce w Katolickiej Szkole Podstawowej im. św. Stanisława Kostki w Szczecinie.
Reklama
Ks. dr Paweł Płaczek podsumował całą wizytę, podziękował wszystkim, dzięki którym doszła ona do skutku i miała tak wspaniały przebieg oraz ks. Jeremy za świadectwo swojego życia i przybliżenie nam obrazu Kościoła pierwszej ewangelizacji w Kenii.
Reklama
Ks. Jeremy Kabuga podziękował „wszystkim za wszystko”, a szczególnie „za pomoc dzieciom w Kipsing, które dzięki przyjaciołom z Polski mogą zdobywać wykształcenie”. Mówił, że widząc w naszych szkołach zdjęcia przedstawiające Kipsing, czuje się blisko domu, a patrząc na s. Agnieszkę, „widzi” felicjanki, z którymi pracuje w Kenii i dlatego czuje się bardzo dobrze, jak wśród przyjaciół. Nie mogło też zabraknąć innego ważnego spotkania (wszystkie były ważne, ale to było szczególne). Dzięki gościnności s. Miriam w Domu Pielgrzyma „Totus Tuus” odbyło się spotkanie „sentymentalne” – ks. Jeremy spotkał się z grupą katechetów, którzy w lutym byli jego gośćmi w Kipsing, czyli z tymi, od wizyty których zaczęła się jego przygoda z Polską. Przybyli też sponsorzy, którzy „adoptowali” kenijskich uczniów. W czasie Mszy św. dziękowaliśmy Bogu za naszą wyprawę do Kenii, za przyjazd ks. Jeremy do Szczecina, za wszystkich ludzi, którzy otwierają serca na potrzeby Kościoła misyjnego i biorą udział w programie „Adopcja ucznia”. Po Mszy św. spotkaliśmy się przy stole (tak samo jak w Kipsing), jedząc, rozmawiając, wspominając i snując plany na przyszłość. Ks. Jeremy powiedział: „kiedy polscy katecheci zjawili się w mojej parafii, widziałem ludzi, którzy chcieli pomóc, głosić Dobrą Nowinę i pomagać biednym”. Przy pożegnaniu były uściski i słowa zapewniające o wzajemnej przyjaźni, pamięci i modlitwie oraz te, które wypowiadaliśmy z wielką wiarą: „do zobaczenia”. Ci, którzy w lutym byli w Kenii, doskonale wiedzą, że Kipsing leży bardzo blisko Szczecina, jeżeli odległości nie mierzy się kilometrami, tylko biciem serca na dźwięk nazwy tej miejscowości.
Chyba jest jeszcze za wcześnie, żeby ostatecznie podsumowywać tę wizytę i mówić o jej owocach. Niektóre już są widoczne, na inne trzeba będzie poczekać, a wielu nie zobaczymy, bo zrodzą się w ciszy ludzkich serc. Ci, którzy już wcześniej „adoptowali” dzieci, utwierdzili się w tym, że ich decyzja była słuszna. Wiele osób podjęło postanowienie o adopcji w czasie spotkania z kenijskim kapłanem, a pewnie jeszcze inni zrobią to w najbliższym czasie. Nasze dzieci nauczyły się, że dawanie przynosi radość; zetknęły się z inną kulturą (kolor skóry, język, instrumenty, śpiewy, elementy tańca); doświadczyły tego, że warto się uczyć obcych języków, żeby móc się z kimś porozumieć. Nasza archidiecezja ma w tej chwili 192 adoptowanych uczniów tylko z Kipsing, ale pomoc otrzymuje od nas o wiele większa liczba dzieci, ponieważ wiele osób złożyło ofiarę lub konkretny dar z przeznaczeniem: „dla dzieci w Kipsing”.
Nie da się policzyć, ile dzieci będzie nakarmionych, ile pozna litery napisane kredą kupioną z naszych ofiar przez s. Casty, felicjankę, na tablicy postawionej pod drzewem, albo ilu uczniów będzie czerpało radość z kopania otrzymanej od nas piłki. Nigdy się nie dowiemy, w ilu kenijskich sercach zrodzi się wiara w dobrego Boga, który otworzył serca swoich wyznawców w Polsce i uwrażliwił ich na potrzeby ich braci w dalekiej (a może jednak bliskiej?) Kenii. Tylko Pan Bóg wie, ile korzyści duchowych ta wizyta przyniosła i jeszcze przyniesie nam – tym, którzy dawali. Każdy z nas dobrze wie, że w tym czasie więcej otrzymał niż dał. To taka dziwna, Boża matematyka…