Wieczorem 16 września 1939 r. w ewakuowanym z Warszawy na Wschód sztabie naczelnego wodza marszałka Edwarda Rydza-Śmigłego nastąpiło odprężenie. Po raz pierwszy od ponad dwóch tygodni! Najgorsze już za nami: udało się zrealizować plan minimum – wytrwać przez 16 dni! Teraz – zgodnie z umową sojuszniczą – armie Francji i Wielkiej Brytanii miały zaatakować Niemców.
Grający va banque Niemcy pozostawili na granicy z Francją niewielkie siły. Teraz w pośpiechu powinni zacząć przewozić dywizje na front zachodni, a odciążenie pozwoliłoby Polakom na przegrupowanie i rozpoczęcie kontrofensywy – myślano w obleganej przez Wehrmacht Warszawie. Tak się jednak nie stało. Francuzi i Brytyjczycy umyli ręce, nie ruszyli się z miejsc. Ruszyła natomiast armia sowiecka, która następnego dnia zaatakowała Polskę.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Narada na zamku
Klamka zapadła najpewniej 8 stycznia 1939 r., gdy prezydent Ignacy Mościcki zwołał na Zamku Królewskim w Warszawie naradę. Byli marszałek Rydz-Śmigły, premier Felicjan Sławoj-Składkowski, wicepremier Eugeniusz Kwiatkowski i Józef Beck, szef dyplomacji, odnieśli się do niemieckich żądań na zgodę na włączenie Wolnego Miasta Gdańska do Rzeszy i budowę eksterytorialnej autostrady i linii kolejowej przez Pomorze.
Reklama
Ustalono, że „Jeśli Niemcy podtrzymywać będą nacisk w sprawach dla nich drugorzędnych, jak Gdańsk i autostrada, to nie można mieć złudzeń, że grozi nam (Polsce) konflikt w wielkim stylu, a te obiekty są tylko pretekstem; wobec tego chwiejne stanowisko z naszej strony prowadziłoby nas na równię pochyłą, kończącą się utratą niezależności i rolą wasala Niemiec”.
Decydując się na odpowiedź odmowną, Polska nie była bez szans w konfrontacji z państwem Adolfa Hitlera. Miała przecież przyjaciół..., którzy umacniali ją w postawie oporu wobec Niemiec.
Brytyjska gra
To umacnianie miało odegrać ważą rolę w zobowiązaniach Francji i Wielkiej Brytanii wobec Polski. Nasza decyzja o podjęciu walki z Rzeszą dawała zachodnim mocarstwom gwarancje, że Hitler nie uderzy całością sił na Francję. Dawało to możliwość szybkiego pokonania agresora.
Takie intencje mogły przyświecać Brytyjczykom, gdy 31 marca 1939 r. złożyli Polsce gwarancje niepodległości. Polska miała przyjąć na siebie pierwsze, najpotężniejsze uderzenie III Rzeszy. Wiele wskazuje na to, że aż do tego momentu Hitler planował zaatakowanie w pierwszej kolejności Francji. Brytyjska gra udała się: Polska podpisała z Wielką Brytanią 6 kwietnia 1939 r. układ sojuszniczy. Niemcy mogli się teraz obawiać walki na dwa fronty. Bardziej prawdopodobne było to, że Polska rzuci się na pomoc sojusznikom, niż to, że sojusznicy wspomogą zaatakowaną Polskę. 11 kwietnia Hitler zmienił kolejność planowanego ataku: wydał dyrektywę o przygotowaniu planu napaści na Polskę.
Pomocy nie udzielą
Reklama
Gdy 16 września w ewakuowanym z Warszawy sztabie naczelnego wodza odprężano się szampanem – z okazji zrealizowania planu minimum– nikt nie wiedział o francusko-brytyjskich ustaleniach, które podjęto kilka dni wcześniej w Abbeville. Premierzy obu państw – Eduard Daladier i Neville Chamberlain – choć losy wojny obronnej Polski z Niemcami nie były rozstrzygnięte – postanowili, że pomocy Warszawie nie udzielą.
– Jest rzeczą jasną, że sojusznicy nie mogą uczynić tego, co mogłoby zapobiec opanowaniu Polski – miał powiedzieć Chamberlain. A gdyby Polska zdołała utrzymać się dłużej, niż to pierwotnie zakładano? – Zaoszczędzi to jedynie więcej drogocennego czasu Francji i Wielkiej Brytanii na przygotowania i przeszkodzi Niemcom w przerzuceniu swych sił z frontu wschodniego na zachodni – oceniał francuski głównodowodzący gen. Maurice a Gamelin. Przypieczętowało to los Polski.
Bezczynne dywizje
Polscy historycy są zgodni, a niektórzy nie przebierają w słowach. Decyzja z Abbeville była zbrodniczo głupia i nie da się usprawiedliwić. – Gdyby Francuzi natarli, Niemcy mogli im przeciwstawić tylko pozory obrony – mówił potem feldmarszałek Wilhelm Keitel, dowódca Wehrmachtu. – Rzesza uniknęła katastrofy dzięki bezczynności 110 dywizji francuskich, które nie natarły na 23 dywizje niemieckie – ocenił gen. Alfred Jodl, jeden z najwyższych oficerów niemieckich sił zbrojnych.
„Ten nieszczery, wręcz kłamliwy, nie liczący się z jakimikolwiek zobowiązaniami stosunek władz politycznych i wojskowych Francji i Anglii we wrześniu do Polski – może być nazwany jednym tylko, wystarczająco precyzyjnym terminem; była to felonia – zdrada sojusznika na polu walki” – pisał Leszek Moczulski, historyk Września`39. Zdrada to główna przyczyna klęski wrześniowej. Ale są też inne.
Ojcowie niepodległości
Reklama
Uczestnicy wspomnianej narady na Zamku Królewskim – Rydz-Śmigły, Sławoj-Składkowski, Kwiatkowski i Beck, jak wielu innych przedstawicieli elit państwowych, aktywnych przed i po wrześniu 1939 r., mieli za sobą chlubną przeszłość pionierów II Rzeczypospolitej, żołnierzy Legionów, POW, uczestników wojny polsko-bolszewickiej. Przyczynili się – bez dwóch zdań – do odzyskania niepodległości i tak ich też – jako ojców naszej niepodległości– postrzegano.
Gorzej z oceną ich późniejszych działań. Dowódcy, którzy świetnie dowodzili w wojnie polsko-bolszewickiej, nie idąc z duchem czasu, oparci na starych schematach dowodzenia oraz prowadzenia wojny byli skazani na klęskę. Ich dziełem były błędne założenia planu strategicznego, który objawiał się nadmiernym oczekiwaniem na wsparcie sojuszników. Nie wykorzystano potencjału wojska, które miało potężne wsparcie w postaci rezerw, brakiem kompletnego przygotowania potężnych punktów umocnień, na których mogła się oprzeć zaciekła obrona.
Bezpośrednia odpowiedzialność za nieprzygotowanie kraju do obrony spada na marszałka Rydza-Śmigłego. Jedną z najważniejszych przyczyn klęski była słabość potencjału wojennego, złe wyposażenie i zacofanie techniczne armii. U podstaw takiego stanu leżało z kolei rażące zacofanie ekonomiczne kraju, które nękało nas w zasadzie od momentu odzyskania niepodległości w 1918 r.
Do walki z doskonale wyposażoną, zmechanizowaną i prawie dwukrotnie większą armią niemiecką stanęło słabe, nie do końca przygotowane wojsko polskie. Opóźnienie mobilizacji powszechnej na żądanie Francji i Anglii spowodowało, że zdołano zmobilizować tylko trzy czwarte planowanych sił polskich. Reszta żołnierzy i dowódców nie zdążyła dotrzeć do swoich jednostek.
Kapitulacja Warszawy
Reklama
Decyzję o kapitulacji Warszawy podjęto 26 września 1939 r. podczas posiedzenia rady wojennej z udziałem dowódców i przedstawicieli Wydziału Wykonawczego Rady Obrony Stolicy. Obradom przewodniczył dowódca Armii „Warszawa” gen. Juliusz Rómmel, bohaterski dowódca w największej bitwie konnicy w wojnie polsko-bolszewickiej, pod Komarowem.
Przeważyła ocena, że brak jest jakichkolwiek perspektyw na osiągnięcie sukcesu. Ludność cywilna znajdowała się w bardzo ciężkim położeniu. Straty ludności cywilnej wynosiły ok. 19 tys. zabitych i 59 tys. rannych, wojska zaś 2 tys. zabitych. Niemcy zniszczyli 10 proc. miasta. Postanowiono zaprzestać walk i wszcząć rozmowy z Niemcami.
Kapitulacja została podpisana w autobusie, na terenie fabryki „Skoda” na Rakowcu. Dowództwo niemieckie gwarantowało zwolnienie do domu wszystkich szeregowych broniących Warszawy, natomiast oficerowie o końcu 20 lat wyszarpanej niepodległości mogli myśleć w niewoli.