Już z daleka widać piękną sylwetę kościoła średniowiecznego. W ołtarzu głównym znajdziemy ołtarz pozłacany z wizerunkami Matki Boskiej Szkaplerznej, św. Marcina, św. Franciszka z Asyżu, św. Kazimierza i św. Wojciecha. W podziemiach kościołów – jak to zazwyczaj bywa – chowano plebanów kościoła. Do dzisiaj na zewnętrznych murach świątyni słocińskiej zachowały się dwie tablice epitafijne upamiętniające: ks. Adama Podgórnego (zm. 1629) – proboszcza Słociny oraz Daniela Sulikowskiego (zm. 1892) – kanonika przemyskiego. Spoczywają oni w dawnych kryptach dostępnych jeszcze w starym kościele.
Cudowny obraz patrona od zarazy
Reklama
W kościele znajduje się niezwykły obraz przedstawiający św. Rocha. Jest on orędownikiem w sprawach chorób i zarazy, które tak licznie nawiedzały staropolską Rzeczpospolitą. Obraz św. Rocha znajdował się dawniej w kapliczce postawionej na drodze do Chmielnika, o którym wiemy z osiemnastowiecznych wizytacji biskupich. Kaplicę ufundował w siedemnastym wieku proboszcz słociński. Obraz otaczano kultem i zawieszano przy nim liczne wota, o których wspominają protokoły wizytacji biskupiej. Przemyscy biskupi apelowali do mieszkańców o założenie księgi, w której zapisywano by cuda zyskane za przyczyną świętego. Wizerunek świętego został namalowany na nowo w XVIII wieku i umieszczony w kościele św. Marcina, a starą kapliczkę rozebrano. Na słocińskim obrazie święty przedstawiony jest w kapeluszu z pielgrzymim kosturem wraz z Aniołem. Na obraz nałożono złote i srebrne (Anioł) sukienki. Podczas konserwacji obrazu odkryto sygnaturę Franciszka Dąbrowskiego z Żołyni, który konserwował obraz w 1934 r. i umieścił napis, który wyjaśnia wszystko – „obraz ze starego kościoła”.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Święty legion i słocińscy dziedzice
Reklama
Dzisiejszy kościół powstał dzięki rodzinie Szymanowskich, związanych ze Słociną, których kaplica z herbem Ślepowron (którym się pieczętowali), znajduje się przy kościele. Wewnątrz kaplicy (wystawionej w 1880 r.) znajdujemy obraz św. Maurycego, patrona dziedzica Słociny, Maurycego Korwin Szymanowskiego, świętego żołnierza ubranego w zbroję armii rzymskiej, z krzyżykiem na piersi, trzymającego palmę, symbol męczeńskiej śmierci. Kult św. Maurycego jest związany z niezwykłą historią tzw. legionu tebańskiego. „Legion tebański” stanowił jedyny chrześcijański fragment wojsk armii rzymskiej i... został unicestwiony na osobisty rozkaz cesarza Maksymiana. Ponieważ żołnierze odmówili oddania czci starożytnym bogom i samemu cesarzowi, co dziesiąty z nich został z rozkazu cesarza ścięty. Śmierć znalazł też św. Maurycy, który niósł ponoć włócznię, tę, którą wcześniej przebito bok Chrystusa Ukrzyżowanego. Masakra „legionu tebańskiego” miała miejsce na przełomie III i IV stulecia na terytorium dzisiejszej Szwajcarii. Dzięki temu, że wydarzenie to opisał św. Grzegorz z Tours w swojej „Historii Franków”, opowieść o męczeństwie legionu dotrwała do naszych czasów. Na miejscu zbrodni wzniesiono klasztor, przy którym wybudowano potężne opactwo, skupiające... 900 mnichów, a wokół klasztoru powstało miasto St-Maurice. Wiemy, dzięki wspomnianej relacji, że zabito ok. sześciu tysięcy żołnierzy, będących chrześcijanami.
Opodal kościoła znajduje się zabytkowy dwór w stylu empire z eklektyczną przybudówką Szymanowskich z XIX stulecia z pięknym, choć zaniedbanym parkiem. Około 1846 r. Maurycy Szymanowski z żoną Anną z Zawiskich dobudowali górną część dworu. Ich córka Zofia wyszła za mąż za oficera austriackiego Oliviera Wallisa. Pani Zofia znana była powszechnie z działalności charytatywnej: organizowała w pałacowym parku niedzielne festyny dla dzieci z wieloma nagrodami, a dla najpilniej uczących się i bale charytatywne w pobliskim Rzeszowie; pochowana została pod posadzką wspomnianej kaplicy rodowej Szymanowskich. Jedna z kolejnych dziedziczek urokliwej Słociny, Anna Alberta, wyszła za mąż za Maurycego Chłapowskiego. Niestety, koleje losu jej życia nie były proste – zesłana została do Kazachstanu. Jednak z żołnierzami gen. Władysława Andersa dotarła do Anglii... Przebywając już na emigracji w Anglii, Anna Chłapowska miała spotkać grupkę słocinian, andersowskich żołnierzy. Doniesiono o tym hrabinie, która z radością spotkała się przy „angielskiej herbatce z krajanami”. Zmarła w 1958 r. w Londynie.
We dworze nie rozlega się już śmiech zapraszanych gości, nie słychać muzyki z zabytkowego patefonu, a po parku nie przechadzają się piękne arystokratki w bogato zdobionych kapeluszach... Ale „genius loci” tego miejsca trwa nadal...