Reklama

Aspekty

Słowo, które przenika

Z ks. prof. Andrzejem Dragułą rozmawia Marta Wiatrzyk-Iwaniec

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Marta Wiatrzyk-Iwaniec: – Książka „Słowo, które przenika” to zbiór minihomilii. Czy są to teksty wygłoszone, czy spisane do szuflady, a następnie opublikowane? Skąd się zrodziły: z nadmiaru słowa, z medytacji modlitewnej czy z niedosytu, że coś zostało niedopowiedziane?

Ks. Prof. Andrzej Draguła: – Nie publikuję kazań niewygłoszonych. Nie publikuję kazań, które byłyby napisane in abstracto, tzn. bez aktualnego kontekstu. One wszystkie wynikają z bardzo określonych okoliczności, są komentarzem do rzeczywistości. Książka ta zbiera teksty już wygłoszne i w dużej mierze opublikowane, bo były już do przeczytania w Internecie. Te homilie powstają, powiedziałbym, nieustannie. Rodzą się w samochodzie, w pociągu. Nie idę do kościoła, by tam pisać homilie. Refleksja i modlitwa są dla mnie czymś łącznym.

– A tytuł?

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Reklama

– Tytuł nie jest mój, tytuł jest redaktorski. Nie miałem autorskiego pomysłu, jakiejś idei łączącej teksty. Często punktem wyjścia w moich tekstach jest jedno słowo i tego uchwycił się redaktor, a ja się z tym zgodziłem. Tytuł można interpretować wielorako. Można to rozumieć jako Słowo Boże, które przenika, jest jak „miecz obosieczny”, który, ujmując to metaforycznie, „rozcina” człowieka. Ale myślę także o słowie w takim bardziej, nie chcę powiedzieć, przyziemnym znaczeniu, o słowie naturalnym, ludzkim, które też ma moc przenikającą. Może nie taką jak Słowo Boże, ale też przenikającą człowieka.

– W tekstach jest dużo odwołań filozoficznych, kontekstów teologicznych, cytuje Ksiądz świętch, sięga do semantyki, etymologii, bawi się słowem. Kim jest zatem założony odbiorca-czytelnik?

– Ten odbiorca jest konkretny, bo kazania zostały wygłoszone w określonych miejscach. Często jest to moja rodzinna parafia. Ktoś może powiedzieć, że są to zbyt trudne homilie. Nie zgadzam się z taką tezą. Kazanie powinno być zawsze trochę „ponad głowę” słuchaczy, to znaczy musi mieć pewną wartość dydaktyczną, intelektualną, powinno też czegoś uczyć, więc informacje o charakterze naukowym również są potrzebne. Owszem, dzielę się sobą w homilii, ale mam jednocześnie głęboką świadomość, że wiele rzeczy, które chcę powiedzieć, zostało już powiedzianych. Ktoś mnie kiedyś spytał, dlaczego czytam książki. Czytam książki, ponieważ chcę znaleźć język dla tego, co chcę powiedzieć. Dlatego nie boję się cytowania w kazaniu innych autorów, bo przede mną były już wieki myślenia i wydaje mi się, że my mamy obowiązek z tych wieków myślenia skorzystać. Wiele zdań już zostało sformułowanych celniej, niż byśmy sami próbowali. Chętnie odwołuję się do autorytetów, nie chcę, żeby słuchacz miał wrażenie, że historia zbawienia czy interpretacja teologiczna zaczęły się ode mnie. Za mną jest jakaś tradycja myślowa.

Reklama

– Pisze Ksiądz, że Hostia i adoracja są nie po to, byśmy mogli się w Niego wpatrywać, ale byśmy Jemu pozwolili patrzeć na nas.

Reklama

– Ta refleksja wynika i z doświadczenia osobistego, i naukowego, ponieważ zajmuję się także teologią obrazu. Istnieją bardzo ciekawe rozważania porównujące wschodni kult ikony z zachodnim kultem eucharystycznym. Wydaje mi się, że można by zastosować pewne teologiczne pomysły właśnie z teologii Wschodu, gdzie w gruncie rzeczy przychodzimy do cerkwii nie po to, by patrzeć na ikony, ale żeby ikony patrzyły na nas. Ikona jest oczami wieczności, które na nas spoglądają. Zastosowałem ten model, by powiedzieć o adoracji Najświętszego Sakramentu, żeby trochę odwrócić porządek, ponieważ jeśli żyjemy w świecie, który nazywamy „społeczeństwem spektaklu” skoncentrowanym na patrzeniu, to chciałbym zaproponować zupełnie inny model adoracji. Nie przez oglądanie Najświętszego Sakramentu, ale przez trwanie wobec Najświętszego Sakramentu, który – w cudzysłowie – spogląda na nas. Oczywiście Hostia nie spogląda na nas w sensie ścisłym, ale przecież można powiedzieć, że Pan na nas patrzy. Bardzo często powracam do mojego doświadczenia z czasów seminaryjnych – w seminarium była praktykowana adoracja Najświętszego Sakramentu w puszce. Nikt nie oglądał Hostii. Puszka była wystawiona w welonie po to, by poskromić nasz wzrok. Ważna była obecność, a nie oglądanie. A dzisiaj jakby skupiamy się na oglądzie. To jest takie typowe dla współczesnej kultury, która jest kulturą wizualną. Poskromienie oczu jest nam potrzebne.

– W innym miejscu Ksiądz właśnie propaguje „bycie ślepym” w wierze, co to znaczy?

– Wzrok jest czymś bardzo, nie chę powiedzieć: niebezpiecznym, ale czymś, co ma niezwykłą potęgę, z której sobie nie zdajemy sprawy. W tradycji teologicznej wciąż się rozważa napięcie między słowem a obrazem. Jestem raczej z tej szkoły, która mówi, że obraz jest silniejszy, bardziej uwodzący, obraz szybciej nas absorbuje i pochłania, dajemy się obrazowi uwieść. W języku polskim może to nie jest takie oczywiste, ale w angielskim, kiedy się pytamy kogoś, czy rozumie, on odpowiada: „I see” – widzę. Wydaje mi się, że bardzo często dajemy się uwieść różnego typu obrazom jeszcze przed ich interpretacją, analizą. Dzisiejsze wiadomości telewizyjne czy portalowe to w dużej mierze obrazy foto i wideo. Słowo jest czymś wtórnym, to obraz, zdjęcie mają nas o czymś przekonać. Słowo jest łatwiej zanegować niż obraz. Dlatego jestem takim umiarkowanym ikonoklastą, ciągle apeluję, by powstrzymać wzrok.

– Porozmawiajmy o nienasyceniu, o którym Ksiądz pisze, że może być imieniem Boga.

Reklama

– W pewnym sensie wydaje mi się, że taki głód jest konieczny w wierze, bo wiara, która karmi się nasyceniem, niczego więcej nie potrzebuje. Człowiek, który jest nasycony, nie pragnie. Oczywiście ten głód czy pragnienie nie może być poniżej pewnego poziomu. Choć z drugiej strony, gdybyśmy chcieli zastosować ten model z przypowieści o synu marnotrawnym, to przecież jego do domu sprowadził głód, i to krańcowy, głód, który go doprowadził do upodlenia. Myślę, że takie poczucie braku jest konieczne w wierze, bo chyba nasycenie nas uspokaja, zadowala, rozleniwia, już nie każe poszukiwać, odnajdywać. Bóg jest ciągłym nienasyceniem człowieka.

– Wolniej – niżej – słabiej – oto przepis na świętość według Jezusa, który podaje Ksiądz w jednej z homilii.

– To jest z homilii na Wszystkich Świętych. Myślę, że wynika to z optyki, nazwałbym ją, optyką kontrkulturową. Zwłaszcza dzisiaj, kiedy żyjemy w świecie sukcesu. Zawsze myślenie Jezusa na temat świętości jest myśleniem kontrkulturowym. Nie widzę w tym zanegowania rzeczywistości, także w odniesieniu do sukcesu, bogactwa czy pomyślności, ale widzę u Jezusa pewną metodę brania tego w krytyczny nawias. To jest pytanie: co ono z tobą robi, co robi z tobą bogactwo, sukces, troska o zdrowie, dzisiaj mówimy wellness. Wydaje mi się, że w tej perspektywie ci wszyscy święci, o których mówi Jezus w błogosławieństwach, są takim nieustannym wyrzutem sumienia. Pokazują, że istnieje możliwość innego modelu życia. On jest oczywiście bardziej pewnym horyzontem, do którego dążymy, niż bliską metą, którą łatwo jest osiągnąć. Ale jak to ktoś kiedyś słusznie powiedział, ludzie, którzy piszą utopie, są bardzo ważni, bo oni wyznaczają nam bardzo dalekie kierunki. Myślę, że jeśli chcemy mówić o świętości rozmumianej tak jak Jezus przedstawia ją w błogosławieństwach, nawet w kategoriach utopii, czegoś nieosiągalnego, to jedak musimy myśleć o tym jako o pewnym kierunku, wzorze, modelu, do którego się zbliżamy.

Reklama

– W innej homilii pojawia się refleksja, że w niejednym doświadczeniu trudno nam rozpoznać Boga. Czy naszą rolą jest zgadzanie się na to „duchowe niezrozumienie”?

– Mówienie „tak” w przypadku rozumienia to żadna zasługa. Wiara nie polega na mówieniu „tak”, które jest konsekwencją zrozumienia. Kiedy byłem jeszcze w seminarium, sługa Boży bp Wilhelm Pluta uczył nas bardzo prostej modlitwy: „Panie Boże, ja Ciebie chcę”. Wydaje mi się, że to chcenie Boga jest bardzo ważne. To chcenie, które musi być silniejsze od zrozumienia i niezrozumienia, od doświadczenia pozytywnego i negatywnego, nawet od tego pozytywnego, które może być złudne. Chcenie Boga to jest owo „tak” dawane Bogu, chcenie, które się dokonuje wbrew różnym okolicznościom.

– Jezus odniósł sukces?

– Sukces w znaczeniu misji to tak. On zakończył swoją misję z powodzeniem. Jeśli Jego misją było zbawienie człowieka, to zakończył ją sukcesem, ale jeśli mielibyśmy przypisać Mu sukces w znaczeniu osiągnięcia popularności... Jezus odniósł sukces nierozpoznany w kategoriach ludzkich. No bo trudno w kategoriach ludzkich za sukces uznać to, że został skazany na okrutną śmierć. Może to też jest podpowiedź dla nas, że sukces człowieka może wyglądać zupełnie inaczej, niż oczekuje go świat. Być może ludzie, którzy w oczach świata nie odnieśli sukcesu, odnieśli go we własnym przekonaniu albo w oczach Boga, albo w porządku wiary.

2019-01-08 12:01

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Wizjonerzy i mistycy

Objawienia Jezusa są nam niemal zupełnie obce, a szkoda, bo zawarta w nich treść zmienia w nas wszystko – do takiego wniosku dochodzi Wincenty Łaszewski w swojej najnowszej książce.

O objawieniach Maryi wiele mówi się w Kościele. Zapytani o nie jednym tchem wymieniamy Fatimę, Lourdes, Guadalupe, Gietrzwałd i wiele innych miejsc, w których Matka Boża zostawiła swoje przesłanie. Dla wielu są one kamieniami milowymi w historii Kościoła i świata, kształtującymi naszą duchowość. W przypadku objawień Jezusa nasza wiedza nie jest już tak rozległa, a to zaskakujące, bo objawień Jezusa jest wiele, każde z nich jest skierowane do ludzi i o nich mówi, każde jest w stanie zmienić nasze życie na lepsze i każde jest tak samo aktualne jak przed wiekami. Wincenty Łaszewski w książce Historia Objawień Jezusa stara się przedstawić czytelnikom wielki świat objawień Syna Bożego. „W objawieniach Jezusa Bóg sam przekazuje nam swoje słowo” – zauważa autor.
CZYTAJ DALEJ

Mężczyzna Nadziei. Czas na męskie poruszenie

2025-08-30 08:26

[ TEMATY ]

Męskie Oblężenie

Materiał prasowy

W czasach niepewności, społecznych napięć i kryzysu tożsamości wielu mężczyzn pyta, kim naprawdę mają być. Odrzuceni przez kulturę indywidualizmu, oskarżani o przemoc systemową, ale i zagubieni w relacjach, odcięci duchowo od źródła życia – potrzebują czegoś więcej niż jeszcze jednej konferencji czy poradnika o tym, „jak być lepszym facetem”. Potrzebują spotkania z Bogiem żywym. Potrzebują nadziei.

Właśnie z tej potrzeby narodziło się w 2017 roku „Męskie Oblężenie Jasnej Góry”. To nie była strategia, ale odruch serca – mężczyzn, którzy zapragnęli zebrać się razem u stóp Maryi, aby na nowo usłyszeć wezwanie do odwagi, odpowiedzialności i wiary. W pierwszym roku przyjechało ich kilka tysięcy. Dziś to wydarzenie, które gromadzi dziesiątki tysięcy uczestników – nie tylko na Jasnej Górze, ale i online oraz w lokalnych wspólnotach.
CZYTAJ DALEJ

Spotkanie z Bogiem i człowiekiem

Ostatniego dnia sierpnia parafia św. Józefa Rzemieślnika w Częstochowie stała się miejscem Powakacyjnego Dnia Wspólnoty Ruchu Światło-Życie Archidiecezji Częstochowskiej.

Takie spotkania są zawsze dobrym momentem, by wrócić do doświadczeń z rekolekcji wakacyjnych, odnowić lub umocnić relacje, a przede wszystkim – spotkać żywego Boga podczas Eucharystii.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję