Reklama

Historia

Cud z Auschwitz

Na czarno-białej fotografii z 1962 r. piękna dziewczyna. Delikatne rysy twarzy, mocne kreski brwi, wyraźne usta. Uroda modelki, twarz z żurnala. I tylko oczy patrzą daleko poza ściany atelier fotografa. To Stefania Piekarz. Ma 18 lat i robi zdjęcie do pierwszego dowodu. Urodziła się w Auschwitz.

Niedziela Ogólnopolska 4/2020, str. 62-63

[ TEMATY ]

Auschwitz

obóz

Adobe.stock.pl

Stefania i Jan Wernikowie mieszkają w Osieku k. Olkusza. Ich dzieciństwo to tematy na dwa osobne filmy o tragedii Polaków w czasie II wojny światowej

Stefania i Jan Wernikowie mieszkają w Osieku k. Olkusza. Ich dzieciństwo
to tematy na dwa osobne filmy o tragedii Polaków w czasie II wojny światowej

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Nazywam się Stefania Wernik, po mężu, bo z domu Piekarz. Urodziłam się w piekle, tzn. w Auschwitz. Bóg uczynił cud i przeżyłam. Wiem, że to On mnie ocalił, bo po ludzku nie da się wytłumaczyć tego, co tam się stało. Mama trafiła do obozu, gdy była w drugim miesiącu ciąży. Na początku to ukrywała, ale gdy w sierpniu Niemcy chcieli ją wywieźć do Ravensbrück, współwięźniarka namówiła ją, żeby się przyznała. I mama, już w ciężarówce do transportu, powiedziała. Niemka kazała jej zejść na dół i wrócić do obozu. Wtedy przenieśli ją z baraku 11. do 15., dostawała tam nawet zupę z zabielanej wody, a nie wywar z cuchnącej, zgniłej brukwi – wspomina pani Stefania, która cztery miesiące później przyjdzie na świat. Siedzimy przy rodzinnym stole w domu państwa Werników. Ściany pełne fotografii uśmiechniętych dzieci, wnuków i prawnuków. – Razem jest nas trzydzieścioro czworo – mówi pan Jan, a jego niebieskie oczy, pełne łagodnego spokoju, spotykają mój wzrok.

– Żona zaraz wszystko opowie, ale niech Pani spróbuje babki, to wnuczka upiekła. U nas wszystko robi się razem i dla innych. Jak jednemu dzieje się bieda, to robimy rodzinną naradę i zastanawiamy się, jak pomóc. Rodzina jest najważniejsza. My z żoną już 57 lat jesteśmy razem, a łatwo nie było...

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Reklama

Stukamy talerzykami, brzęczą łyżeczki. Wybieram sypaną kawę z mlekiem, ale słucham i zapominam, że przede mną stoi filiżanka, i beżowy płyn szybko stygnie. Historia, która słowo po słowie kapie z ust pani Stefanii, paraliżuje mnie i tracę smak. Po chwili próbuję ukryć płynące po policzkach łzy. Niepotrzebnie. Pan Jan też ma mokre oczy.

Wyjdziesz przez komin

Był maj 1944 r., Anna Piekarz oczekiwała na narodziny pierwszego dziecka. W wojennej biedzie co rusz czegoś brakowało i – ulegając ciążowej zachciance – wybrała się do rodziców, którzy mieszkali w Osieku k. Olkusza. Z Czubrowic, gdzie mieszkała z mężem, do rodzinnego domu było prawie 10 km, ale pokonywała tę trasę wielokrotnie, więc wyruszyła bez obaw. Tyle że Osiek należał do Rzeszy, a Czubrowice do Generalnej Guberni. By odwiedzić rodziców, Anna musiała przekroczyć granicę. – Złapali ją w czasie obławy na szmuglerki i razem z nimi aresztowano. Mama nic przy sobie nie miała, ale dla Niemców to było bez znaczenia – opowiada pani Stefania. Złapane kobiety zawieźli do Olkusza, stamtąd, po jednodniowym uwięzieniu, pojechały do Auschwitz. Nikt w ciężarówce nie wiedział, że Anna boi się za dwie osoby i drżą w niej ze strachu dwa serca. Kiedy dojechały, na rampie czekała Niemka: „Wiecie, gdzie trafiłyście, zugangi?! Tu jest obóz śmierci! Stąd możecie wyjść tylko przez komin!”. Potem wzięli je do łaźni, ogolili i kazali włożyć pasiaki. – Woda cuchnęła, ubranie było sztywne od brudu, drewniane chodaki raniły gołe stopy i były ciężkie – mówiła mi mama. Ale przecież to był dopiero początek... – pani Stefania zawiesza głos. W dokumentach obozu zapisano: Piekarz Anna, numer 79414, urodzona 13 lipca 1918 r. Do KL Auschwitz przybyła 14 maja 1944 r.

Reklama

A właściwie: przybyły, bo przecież obie. Maleńka Stefcia, ukryta pod serem mamy, przekroczyła koszmarną bramę z napisem: „Arbeit macht frei” razem z nią.

Nie pytaj, żyj

Zaczęła się dramatyczna walka o przetrwanie. Najpierw szok, potem próba ratowania resztek nadziei. I ciągły lęk o dziecko. – Mama nie chciała mówić o obozie. Byłyśmy tam razem dwa razy, ale niewiele opowiadała. Dopiero niedługo przed śmiercią, gdy traciła kontakt z rzeczywistością, często krzyczała przez sen: że stoi po kolana w wodzie, że oni idą, że strasznie bolą ją nogi, że jest zimno, że on zabierze jej Stefcię... – mówi pani Stefania. – Kto? Kto miał panią zabrać? – ośmielam się zapytać.

– Mengele. Po urodzeniu zabierał mnie na swoje eksperymenty, ale na szczęście niczego nie pamiętam. Mama mówiła, że gdy mnie stamtąd przynosili, to płakałam przez wiele godzin i nikt nie mógł mnie uspokoić – szepcze. Pani Anna miała do końca życia numer wytatuowany na lewej ręce, poniżej łokcia. Stefci wytatuowano numer na udzie, ale teraz pozostał tylko siniak. – Mama bardzo płakała, gdy mnie przynieśli z tym numerem – dodaje. Stefania Piekarz, numer obozowy 89136. Cała dokumentacja dotycząca jej narodzin i pobytu w obozie spłonęła.

Narodziny w piekle

Poród trwał 3 dni. Anna była tak słaba, że nie miała siły rodzić. Żeby przeć i wydać dziecko na świat, trzeba mieć siłę oddychać, napinać mięśnie i walczyć z bólem. A ona nie miała! Trawiona głodem od wielu miesięcy, wychudzona i zziębnięta leżała w obozowym szpitalu. Nie pamiętała, by ktoś przy niej był. Nie pamiętała ani tego, co myślała, ani tego, co czuła. Panicznie bała się, jak każda matka, o los dziecka. Czy się modliła? Co czuła w jednej z najważniejszych chwil w życiu kobiety? Urodzić dziecko w obozie koncentracyjnym i nie oszaleć, nie stracić nadziei, nie rzucić się na druty z bezsilności... „Do maja 1943 r. dzieci urodzone w obozie były w okrutny sposób mordowane: topiono je w beczułce. Po każdym porodzie (...) dochodził do uszu położnic głośny bulgot i długo się niekiedy utrzymujący plusk wody. Wkrótce po tym matka mogła ujrzeć ciało swojego dziecka rzucone przed blok i szarpane przez szczury” – zanotowała w Raporcie położnej z Oświęcimia obozowa położna Stanisława Leszczyńska. Nie było pieluch, środków opatrunkowych, przeciwbólowych ani dezynfekujących. Nie było nawet wody. Stanisława Leszczyńska podaje, że zbierała z kubków niewypite przez więźniarki resztki gorzkich ziół i w tych resztkach obmywała noworodki, a pępowinę odcinała zardzewiałymi nożyczkami.

Z dostępnych dokumentów wiemy, że w obozie Auschwitz-Birkenau urodziło się co najmniej 700 dzieci.

Podziel się cytatem

„Zamiast opatrunków miałam brudny koc, który aż trząsł się od wszy. Kobiety suszyły pieluszki na brzuchu lub udach – wieszanie ich w baraku karane było śmiercią”. Co zrobiła po porodzie Anna? – Mama chorowała 2 tygodnie, miała dużo mleka, choć nie wiadomo dlaczego, bo ważyła tylko 28 kg – mówi pani Stefania. – Więźniarki uszyły dla mnie jakieś ubranka z pasiaków. Gdy przyszło wyzwolenie obozu, mama wyniosła mnie, ukrytą w taborecie, który ciągnęła po śniegu, aż do Libiąża, a tam jacyś dobrzy ludzie udzielili nam schronienia. Potem ktoś zawiadomił tatę, ale on nie uwierzył! Wreszcie przyjechał i zabrał nas do domu. Zlecieli się wszyscy z okolicy, jakby jakiś cud się wydarzył... – mówi pani Stefania, a w jej oczach zapala się światło i rozjaśnia mroczne wspomnienia duszy, których nie sposób słuchać, a co dopiero nosić wdrukowane w ciało, serce i duszę. Patrzę na nią – żywy cud z Auschwitz. Leciutko drżą jej usta, a ja już nie wstydzę się płakać.

2020-01-21 09:37

Ocena: +37 -9

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Nie zapomnimy „Małego Auschwitz”

Niedziela Ogólnopolska 40/2021, str. 60-61

[ TEMATY ]

Auschwitz

Żródło IPN

Dziewczęta na tle budynku podobozu dziewczęcego w niemieckim obozie koncentracyjnym dla polskich dzieci przy ul. Przemysłowej w Łodzi, w drzwiach stoi nadzorczyni Eugenia Pol vel Pohl

Dziewczęta na tle budynku podobozu dziewczęcego w niemieckim obozie koncentracyjnym dla polskich dzieci przy ul. Przemysłowej w Łodzi, w drzwiach stoi nadzorczyni Eugenia Pol vel Pohl

Przy ul. Przemysłowej w Łodzi istniał w czasie II wojny światowej niemiecki obóz koncentracyjny wyłącznie dla polskich dzieci. Mogło tam zginąć co najmniej kilkuset małych więźniów. – Jest coś złowieszczego w tym, że przez tyle lat, także w wolnej Polsce, ten obóz był zapomniany – mówi dr Ireneusz Maj, dyrektor łódzkiego Muzeum Dzieci Polskich – ofiar totalitaryzmu.

Od zakończenia II wojny światowej minęło tyle lat. Skąd więc teraz myśl o wybudowaniu w Łodzi Muzeum Dzieci Polskich? Dr Ireneusz Maj: Marszałek Józef Piłsudski powiedział kiedyś, że „naród, który traci pamięć, przestaje być narodem”. My, Polacy, dobrze wiemy, jak łatwo świat zapomina o historii, jak łatwo z ofiar uczynić sprawców. I gdy coraz częściej słyszymy o „polskich obozach zagłady”, musimy temu kłamstwu przeciwdziałać. Naszym obowiązkiem jest pamiętać, pilnować, by kolejne pokolenia nie zapomniały, jak wygląda prawda, by znały naszą prawdziwą historię. Takim właśnie miejscem pamięci jest Muzeum Dzieci Polskich – ofiar totalitaryzmu. Idea jego budowy narodziła się podczas prac Rady Programowej ds. Upamiętnienia Dzieci Polskich z Obozu w Łodzi, którą 22 grudnia 2020 r. powołał rzecznik praw dziecka Mikołaj Pawlak. Inicjatywę budowy muzeum poparł Instytut Pamięci Narodowej, którego łódzki oddział dokumentuje historię obozu, a przedsięwzięcie swoim patronatem objął Prezydent Rzeczypospolitej Polskiej Andrzej Duda. Do prac nad powołaniem muzeum włączyło się Ministerstwo Kultury, Dziedzictwa Narodowego i Sportu. W efekcie tych działań minister kultury prof. Piotr Gliński podjął decyzję o sfinansowaniu przez ministerstwo budowy i działalności nowego muzeum. 
CZYTAJ DALEJ

Klinika Gemelli: niepokojące pogorszenie stanu układu oddechowego u papieża

2025-02-28 19:34

[ TEMATY ]

zdrowie

papież Franciszek

klinika Gemelli

Vatican Media

Klinika Gemelli

Klinika Gemelli

O niepokojącym pogorszeniu układu oddechowego Ojca Świętego mówi dzisiejszy wieczorny komunikat Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej.

Wczesnym popołudniem dzisiejszego dnia, po poranku spędzonym na przemian z fizjoterapią oddechową i modlitwą w kaplicy, u Ojca Świętego wystąpił pojedynczy skurcz oskrzeli, który jednak doprowadził do wymiotów z wdechem i nagłego pogorszenia obrazu oddechowego.
CZYTAJ DALEJ

Chełm. Modlitwa za papieża Franciszka

2025-03-02 13:00

Tadeusz Boniecki

W Święto Katedry Świętego Piotra w bazylice Narodzenia Najświętszej Maryi w Chełmie odbyły się uroczystości odpustowe.

Wieczornej Eucharystii z udziałem kanoników Kapituły Chełmskiej przewodniczył bp Józef Wróbel. Do grona kanoników gremialnych zostali włączeni ks. kan. Mirosław Bończoszek i ks. kan. Dariusz Tkaczyk. Medalem Lumen Mundi został odznaczony Adam Wójcik, który przez 45 lat był organistą w chełmskiej bazylice.
CZYTAJ DALEJ
Przejdź teraz
REKLAMA: Artykuł wyświetli się za 15 sekund

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję