W sandomierskim kościele Ducha Świętego w kaplicy Najświętszego Sakramentu znajduje się otaczana kultem figurka Chrystusa Frasobliwego. Niestety, artysta, który ją wykonał, nie jest znany. Specjaliści datują jej powstanie na XVI wiek i jest to jeden z najcenniejszych zabytków znajdujących się w świątyni.
Pojawienie się owego przedstawienia w Sandomierzu związane jest z pewną legendą. Otóż – jak mówią przekazy – sandomierski Chrystus Frasobliwy przypłynął do miasta Wisłą. Wyłowioną figurkę mieszkańcy umieścili w kaplicy Zamku Królewskiego. Nie uległa ona zniszczeniu nawet podczas najazdu tatarskiego. Niemniej jednak w trakcie potopu szwedzkiego, kiedy wyposażenie zamku było grabione i niszczone, a pochodzące z niego przedmioty porozrzucane w okolicy, figurka niemal bezpowrotnie przepadła.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Ocalił ją pewien niewidomy, który – idąc nad Wisłą – nadepnął na coś twardego. Kiedy ponownie dotknął stopą leżącego na ziemi przedmiotu, odzyskał wzrok. Wówczas zobaczył, że dotyka pięknej figurki Chrystusa Frasobliwego. Kiedy zobaczyli ją mieszkańcy miasta, rozpoznali w niej tę z kaplicy zamkowej i umieścili ją w kościele Ducha Świętego. Jak podają różne przekazy, przed sandomierskim Frasobliwym umieszczonym jeszcze w kaplicy zamkowej mieli modlić się królowie i książęta odwiedzający królewski gród.
Przypłynął Wisłą
Reklama
Fascynujące są także dwie legendy o pojawieniu się krzyża w kościele św. Marii Magdaleny w Tarnobrzegu. Jedna z nich mówi o tym, że pewnego dnia służąca z pobliskiego dworu poszła nad Wisłę, aby zrobić pranie. Wystraszyła się, kiedy ubrania, które prała, nagle coś zaczęło wciągać w głębiny. Bojąc się kary od swojego pana, zaczęła prosić Boga o pomoc. Wtedy z rzeki wyłoniła się jasna postać wyglądem przypominająca anioła i pomogła jej wyciągnąć pranie. Jakby tego było mało, na powierzchni wody ukazał się piękny krzyż, który „świetlista” postać przekazała kobiecie.
Z krucyfiksami obecnymi w diecezji sandomierskiej wiąże się wiele legend.
Anioł powiedział również do kobiety, że ma pobiec po wóz zaprzęgnięty w dwa woły i tam, gdzie się one zatrzymają, ma stanąć kościół. Zaprzęg po pokonaniu kilkuset metrów zatrzymał się na najwyższym w okolicy wzgórzu. Wszyscy odczytali to jako znak od Boga, że chce, by tutaj został zbudowany kościół, a w nim umieszczony wyłowiony krzyż.
Druga legenda głosi, że w trakcie powodzi, która nawiedziła Polskę, mieszkańcy Miechocina (dzisiejsza dzielnica Tarnobrzega) poszli nad Wisłę sprawdzić jej poziom. Wtedy jedna z kobiet we wzburzonym nurcie dostrzegła ludzką postać. Zaczęła wołać, aby ratować tonącego; wtórowały jej inne mieszkanki wioski. Jednak kiedy owa postać zbliżała się do brzegu, wszyscy zamilkli, bo okazało się, że to figura Chrystusa przybitego do krzyża, który stał się swego rodzaju tratwą dla rzeźby.
Tak się złożyło, że figura zatrzymała się na wysokości kościoła, więc mieszkańcy postanowili ją umieścić w świątyni.
W dawnych księgach znajdują się zapiski, że krzyż uznawany był za obiekt słynący łaskami. Dowodem na to były liczne wota składane przez wiernych w podzięce za wysłuchane modlitwy.
Chrystus o dwóch obliczach
Reklama
Wśród wielu cennych dzieł znajdujących się w bazylice katedralnej w Sandomierzu na szczególną uwagę w okresie Wielkiego Postu zasługuje gotycki krucyfiks pochodzący z XV wieku. Kiedyś umieszczony był na belce tęczowej nad wejściem do prezbiterium. Później w trakcie prac konserwatorskich w 1934 r. prowadzonych przy freskach bizantyjsko-ruskich postanowiono go umieścić na pierwszym filarze oddzielającym nawę południową od głównej.
Nie ma pewności, jak przed wiekami znalazł się on w ówczesnej kolegiacie sandomierskiej. Urszula Stępień, historyk sztuki, kustosz Muzeum Diecezjalnego w Sandomierzu, w artykule Gotycki krucyfiks w sandomierskiej katedrze, opublikowanym w 16. tomie Studiów Sandomierskich, wskazuje na wzmiankę Jana Długosza pod rokiem 1448 o krzyżu wiszącym w „środku” świątyni, uszkodzonym przez uderzenie pioruna w kolegiatę. Podkreśla jednak, iż brak jednoznacznych przesłanek pozwalających na uznanie wspomnianego przez kronikarza krucyfiksu za tożsamego z umieszczonym na filarze.
Znawcy sztuki zwracają uwagę na inne bardzo interesujące szczegóły. Mianowicie figura Chrystusa wyszła spod dłut dwóch rzeźbiarzy, na co wskazują nierówności artystyczne poszczególnych części. Do partii mniej uzdolnionego lub wyrobionego w fachu artysty należały m.in. stopy oraz dłonie, których palce nie mają zaznaczonych paznokci.
Pielgrzymi i turyści odwiedzający bazylikę katedralną zwracają uwagę na inny szczegół związany z figurą Chrystusa. Otóż w zależności, z której strony spojrzy się na twarz Chrystusa, można ujrzeć Go uradowanego z faktu dokonania dzieła zbawienia, z drugiej zaś przepełnionego cierpieniem. W interesujący kształt została ujęta krew wypływająca z przebitego boku, którą artyści uformowali na wzór winnego grona, symbolu Eucharystii.
Królewski krzyż
W kościele ojców dominikanów w Tarnobrzegu znajduje się krzyż o bardzo ciekawej historii. Do tarnobrzeskiej świątyni trafił w 1817 r. jako dar Jana Feliksa Tarnowskiego, ówczesnego właściciela Dzikowa. Nie wiadomo, w jaki sposób krzyż znalazł się w posiadaniu hrabiego Tarnowskiego. Najprawdopodobniej został przez niego zakupiony, podobnie jak i wiele książek pochodzących z biblioteki królewskiej, która została rozproszona po opuszczeniu Warszawy przez ostatniego króla Polski. Podobny los spotkał również królewskie dzieła sztuki oraz wyposażenie Zamku Królewskiego.
Być może już Jan Długosz wspomina o krzyżu z katedry.
Jeszcze za panowania Stanisława Augusta, przed rozbiorami Polski, kaplica zamkowa została przebudowana. Pełniła ona przede wszystkim funkcję kaplicy domowej, gdzie król mógł oddawać się codziennej modlitwie. Ale bywała również świadkiem publicznych wydarzeń, jak choćby wielkoczwartkowych uroczystości, kiedy polski król, wzorem Chrystusa, obmywał stopy starcom, na znak pokory. Tarnobrzeski krzyż otacza złocona roślinna wić, po bokach zaś w płytkich wnękach umieszczone zostały arma passionis, czyli narzędzia męki Pańskiej.