Jedną z pierwszych organizacji, które pojawiły się na miejscu tragedii była Redemptoris Missio (RM). – Zaczęliśmy już w niedzielę 15 września. Fala szła i rozdzwoniły się telefony. Od razu uruchomiliśmy zbiórkę pieniężną, od poniedziałku gromadziliśmy rzeczy, które we wtorek zaczęli rozwozić nasi wolontariusze – opowiada prezes Justyna Janiec-Palczewska. Choć główną misją RM jest pomoc w krajach globalnego południa, to po raz drugi od początku swojego istnienia włączyła się ona w akcję na terenie Polski. Pierwszy raz było to podczas powodzi w 1997 r. – Z tamtego czasu mamy doświadczenie, że najważniejsza jest szybkość dotarcia do poszkodowanych, jeszcze zanim wszystko zostanie dokładnie zorganizowane. Dlatego nasi wolontariusze ruszyli teraz do małych miejscowości, do których pomoc jeszcze nie zdążyła dotrzeć. Bardzo długo nie było zresztą łączności z tymi miejscami. Zastali naprawdę dramatyczną sytuację, a trzeba pamiętać, że to ludzie, którzy m.in. pracowali w szpitalach misyjnych i niejedno widzieli. Mówią, że to przerosło ich wyobrażenia. Mieszkańcy zalanych terenów próbowali sami oczyścić jakoś swoje domy, bo niektóre były całe w szlamie. Wolontariusze opowiadali, że praktycznie każdy poszkodowany chciał ich zaprowadzić do siebie i pokazać ogrom zniszczeń. Wielu ludzi w kilka godzin straciło wszystko, są załamani.
Pomóż w rozwoju naszego portalu