Reklama

Wiadomości

Upojeni wojennym narkotykiem

Żyjemy w drastycznie niespokojnych, pełnych konfliktów czasach. Od ponad 2 lat tkwimy w mackach narkotyku wojennego. Mówi się nieustannie o broni, wojownikach, bitwach oraz o bohaterstwie i największych ofiarach.

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Morale żołnierzy podnosi wystrzelenie rakiety, której przeciwnik nie jest w stanie przechwycić. Liczą się ultranowoczesna artyleria samobieżna i torpeda morska, której nie może się oprzeć żaden pancerz. Myśliwce są bardziej topowe, a czołgi są nowej generacji. Propaganda z dumą podkreśla, że nasze armaty strzelają dalej, miny są subtelniejsze, a rakiety niszczą nawet nieujarzmione bunkry. Wołodymyr Zełenski wzywa, aby bezzwłocznie przekazać Ukrainie wszystkie ogłoszone do tej pory pakiety wsparcia wojskowego, a w międzyczasie ukraiński minister po raz kolejny kategorycznie żąda: „Musicie dać broń, dużo broni!”.

Reklama

Utwierdzamy się w przekonaniu, że współczesny wojownik jest coraz bardziej precyzyjny w likwidacji przeciwnika. Drony, które według niektórych, powinny być zakazane jako broń nielegalna i przestępcza, ponieważ ułatwiają wojnę i nie powodują żadnego ryzyka, stały się ultranowoczesnym wynalazkiem. Przemysł wojenny, o którym wcześniej rzadko się mówiło, stał się teraz dumą, koniecznością, bezpieczeństwem narodowym. Jednym z najwłaściwszych środków zwalczania bierności wobec najeźdźcy zawsze było głoszenie moralnego obowiązku odwagi i walki z bronią w ręku. Wydaje się, że idziemy niebezpiecznie dalej, kładąc podwaliny pod militarystyczne upojenie. Nie zbudowaliśmy do tej pory solidnej kultury pokoju, można natomiast odnieść wrażenie, że przyczyniliśmy się do ukształtowania kultu wojowniczej moralności. Frustracja, gniew czy lęk sprawiają, że człowiek zachowuje się coraz bardziej agresywnie. Tylko dureń mógłby powiedzieć, że opowiada się za wojną, i tylko ignorant zaprzeczyłby, że konflikty zbrojne zawsze były częścią naszego DNA i stanowiły nieodłączny element ludzkiej egzystencji.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Pytania sokratejskie oparte na ukierunkowanych dociekaniach, które zachęcają do głębszej refleksji, rzucają światło na niezliczone wspomnienia z frontów, listy żołnierzy, analizy strategów lub przemyślenia psychologów i filozofów czy relacje korespondentów wojennych, którzy nie skrywają, że doznają zadowolenia za każdym razem, kiedy redakcja wysyłała ich w miejsce, gdzie rozpętała się jakaś nowa zawierucha. Wszyscy oni, zanurzeni w otchłani okrucieństwa, obnażają szokujący fenomen równoczesnej fascynacji i awersji, które wzbudza w nas wojna. Dostrzegają, że mająca coś z odrealnionego snu, siejąca spustoszenie pożoga wojenna nie tylko na swój sposób przyciąga, nawet cieszy w głębi duszy, ale też, jednocześnie, staje się obsesją i przekleństwem, odurzającym eliksirem, który potrafi ująć swoją nikczemną zjawiskowością. Dodają przy tym, że tę przemoc zaspokaja głęboki popęd libidynalny, leżący w dwoistej naturze człowieka.

Reklama

Tomasz z Inowrocławia już na pierwszej zmianie w Iraku poznał smak dławiącego strachu, bo był świadkiem zgonu szeregu swoich towarzyszy broni. Zdawał sobie sprawę, że mógł zginąć, jednak zasmakował w bakcylu wojny. Po powrocie do domu nie potrafił pozbyć się nostalgii za wojskową rzeczywistością i zgłosił się na VII zmianę w Afganistanie. I wcale nie miał zamiaru usprawiedliwiać się z drzemiących w nim atawistycznych odruchów i irracjonalnych impulsów ani przepraszać za odzierającą z godności postawę, przekraczającą przyjęte standardy człowieczeństwa.

Brytyjska historyk Joanna Bourke w swojej prowokacyjnej książce Uwodzenia wojny prowadzi nas do najbardziej ukrytych i niepokojących zakamarków doświadczenia konfliktu zbrojnego, aby odkryć mechanizmy psychologiczne, społeczne i kulturowe przeradzające normalnych, zdaje się, ludzi w brutalnych oprawców, operujących często z dużą dozą ukojenia. Pewien oficer artylerii z I wojny światowej napisał: „Któregoś dnia uderzyliśmy w obóz wroga, widziałem części ciał wyrzucane w powietrze i słyszałem rozpaczliwe krzyki rannych i uciekinierów. Przyznaję się, że była to jedna z najbardziej triumfalnych chwil mojego życia”. Te słowa nie są odosobnionym szaleństwem. Bourke pokazuje, jak normalni ludzie potrafią wpadać w stan zachwytu z powodu odebrania komuś życia. Z pewnością katapultowanie się z domowego środowiska w wymiar przemocy, przeniknięty ciągłą obecnością śmierci, stanowi wystarczający powód do osłabienia ograniczeń moralnych i religijnych.

Reklama

Z eseju Bourke dowiadujemy się, że szczęk oręża skłania człowieka do zawieszenia oceny etyczności własnych działań i znalezienia zachowań, których nigdy by nie zaakceptował w życiu cywilnym. Tylko w ten sposób możemy wyjaśnić bardzo dużą liczbę gwałtów i masakr ludności cywilnej popełnianych w Wietnamie, gdzie epizod w My Lai, gdzie zginęło kilkuset nieuzbrojonych cywilów, stanowił wierzchołek góry lodowej. Żołdacy zarażeni namiętnością wojenną nie potrafią uniknąć emocjonalnego uzależnienia od adrenaliny, która zadomawia się w organizmach chemicznie zmodyfikowanych po długim pobycie na froncie. Łamią oni wszelkie zasady moralności i sprawiedliwości, działania wojenne wywierają na nich hipnotyczny wpływ, powodując „intensywne uniesienie”. Podczas batalii trzeba zabijać, kraść, równać z ziemią miasta. Nie od rzeczy Hiszpańska Legia Cudzoziemska walczyła pod flagą Viva la muerte.

Film W pułapce wojny, w podtytule nazywany: „wojna to narkotyk”, pokazuje, co ona robi z człowiekiem, który w każdej chwili mógł zginąć na misji w Iraku i dla którego zgiełk bitwy był silnym, często śmiertelnym nałogiem. Po powrocie do domu żołnierz z elitarnej jednostki saperów zauważa, że cokolwiek jeszcze zrobi ze swoim życiem – zbuduje dom, pokocha kobietę, zmieni dziecku pieluchę – to odcięty od militarnej rzeczywistości popada w samotność. Z powodu braku niewytłumaczalnych emocji, moralnie osierocony, zaczyna marzyć o wyłamaniu się z monotonii egzystencji i powrocie na bitewne pole. Zagubienie bohatera w świecie bez wojowania doskonale ilustruje scena, w której stoi on w hipermarkecie przed olbrzymią półką wypełnioną najprzeróżniejszymi odmianami płatków śniadaniowych. Prozaiczna czynność, jaką jest wybór chrupkiej przekąski, wydaje się dla niego bardziej skomplikowana niż przecięcie właściwego kabla w zaimprowizowanej bombie.

Reklama

Widziałem z bliska pole bitwy w Iraku, gdzie podglądałem „otępienie sumienia” spowodowane życiem wojskowym. Stykałem się z żołnierzami wydrenowanymi z wrażliwości, którzy zdawali sobie sprawę ze swojej pasji brudnej wojny i z przyjemności wynikającej z silnego impulsu agresji. Igranie ze śmiercią stało się nałogiem, od którego nie potrafili się już uwolnić. Sierżant Jurek z Opola był na pierwszej linii frontu i nauczył się funkcjonować na wysokiej adrenalinie, akceptując nową sytuację życiową, bo w kraju żył w nudnej, szarej rzeczywistości. W domu nie wytrzymał długo, brakowało mu silnych przeżyć i wkrótce wyjechał na kolejną misję.

Niektórzy żołnierze czują się w swoim żywiole, bo odpowiada to ich temperamentom. Dla innych to rodzaj ucieczki do przodu, na froncie bowiem zapominają o troskach i zobowiązaniach. Żyją czasem teraźniejszym, przyszłość się nie liczy, przeszłość straciła znaczenie. Nie wszyscy potrafią powrócić do normalnego życia. Frédéric, wysłannik dziennika Libération do Czeczenii, po powrocie do Paryża myślami wciąż był na linii frontu i nie mógł się od tego uwolnić.

Bycie reporterem wojennym to ciężki kawałek chleba. Ale też bardzo usidlający. Arturo Pérez-Reverte, który przez 20 lat był korespondentem wojennym, w Terytorium Komanczów, zmusza do refleksji nad etyką na granicy życia i śmierci. Pisze też o kumplu, który nie mógł obyć się bez wojen – „fatalnie czuł się pośród bomb, ale jeszcze gorzej czuł się, kiedy pośród bomb nie był”. Przytacza przykład operatora hiszpańskiej telewizji, który po 3 tygodniach spędzonych w zaciszu domowym stał się tak nieznośny, że rodzina poradziła mu wsiąść do samolotu i jechać na jakąś tam burzę wojenną. O syndromie uzależnienia od ryzyka mówił też francuski freelancer Paul Marchand, który z czasem popadł w depresję i popełnił samobójstwo. W Iraku zginęło tylu dziennikarzy, ilu podczas całej II wojny światowej.

2024-10-01 13:39

Oceń: +2 -1

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Maria z Mariupola: Grzebano ich jak koty czy psy...

[ TEMATY ]

wojna

PAP/EPA/OLEG PETRASYUK

- Ludzie, którzy ginęli od bomb, leżeli na ulicach. Jeśli ktoś ich znał, to zabierał, by krewni mogli ich godnie pochować, pisali nazwiska i umieszczali krzyż zrobiony z patyków. Pozostałych zakopywano jak koty czy psy… gdzie tylko się dało. Mariupol – to jedno cmentarzysko, grób przy grobie, na ulicach, podwórkach… Nikt się nigdy nie dowie, ilu ludzi dokładnie zginęło – wspomina Maria z Mariupola, której udało się uciec do Lwowa i schronić w zakonnym domu salezjanów. Rozmowa została przeprowadzona 30 marca.

Ks. Jacek Zdzieborski SDB: Jak wyglądał początek wojny w Mariupolu?
CZYTAJ DALEJ

Klucz do otrzymania łaski

2025-04-01 17:21

Niedziela Ogólnopolska 14/2025, str. 22

[ TEMATY ]

homilia

Adobe Stock

Liturgia Słowa z dzisiejszego dnia przypomina nam, kim jest Ten, który do nas przemawia. Zwraca ona naszą uwagę na to, że Bóg jest wszechpotężny, że jest Tym, który ma moc zniszczyć naszego wroga, abyśmy mogli być wolni. A co to za wróg? Bynajmniej nie jest to opcja polityczna przeciwna moim poglądom, nie jest to złośliwy sąsiad ani bezwzględny pracodawca, który wydawałoby się, pozbawiony jest ludzkich uczuć. Moim wrogiem jest wszelkie zło, które siedzi we mnie, zaczyn wszelkiego grzechu, mój nieprzemieniony jeszcze przez łaskę Chrystusa sposób myślenia i postępowania. Mówiąc językiem biblijnym – jest to stary człowiek we mnie, którego nie ukrzyżowałem w sobie, aby mieć prawdziwe życie w sobie – życie, które daje Bóg.
CZYTAJ DALEJ

Głos Boga jest pierwszym źródłem życia

„Córka Głosu” – pod takim hasłem w sanktuarium w Otyniu odbyło się wielkopostne czuwanie dla kobiet.

Był czas na konferencję, modlitwę wstawienniczą, adorację Najświętszego Sakramentu i oczywiście Eucharystię. Czuwanie, które odbyło się 5 kwietnia, poprowadziła Wspólnota Ewangelizacyjna „Syjon” wraz z zespołem, a konferencję skierowaną do pań, które wyjątkowo licznie przybyły tego dnia na spotkanie, wygłosiła Justyna Wojtaszewska. Liderka wspólnoty podzieliła się w nim osobistym doświadczeniem swojego życia. – Konferencja jest zbudowana na moim świadectwie życia kobiety, która doświadczyła nawrócenia przez słowo Boże i która każdego dnia, kiedy to słowo otwiera, zmienia przez to swoją rzeczywistość. Składając swoje świadectwo chciałam zaprosić kobiety naszego Kościoła katolickiego do wejścia na tą drogę, żeby nauczyć się życia ze słowem Bożym i tak to spotkanie dzisiaj przygotowaliśmy, żeby kobiety poszły dalej i dały się zaprosić w tą zamianę: przestały analizować, zamartwiać się, tylko, żeby uczyły się tego, że głos Boga jest pierwszym źródłem życia, z którego czerpiemy każdego dnia. Taki jest zamysł tego spotkania, dlatego nazywa się ono „Córka Głosu” – mówi liderka Wspólnoty Ewangelizacyjnej „Syjon”.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję