Boże Ciało po raz kolejny może być dobrą okazją do tego, by nie tylko zamanifestować naszą wiarę na ulicach miast, miasteczek i wiosek, ale także ją pogłębić. Raz w roku Chrystus w znaku Chleba przechodzi obok naszych domów, jakby chciał być jeszcze bliżej naszej, czasem bardzo trudnej, codzienności. To z tego kontaktu z Nim płyną nasza siła do mierzenia się z przeciwnościami losu oraz odporność na całe zło tego świata. Z tej mocy może skorzystać każdy, potrzeba tylko naszej otwartości i wiary – prawdziwej wiary. Jaka jest nasza wiara w obecność Chrystusa w Eucharystii? Nie warto ulegać opiniom, że prawda o obecności Chrystusa w chlebie i winie jest zbyt skomplikowana. Jezus jest obecny w Eucharystii w sposób wyjątkowy. Obecność Jego Ciała i Krwi w tym sakramencie „można pojąć nie zmysłami, lecz jedynie przez wiarę, która opiera się na autorytecie Bożym” – uczył św. Tomasz z Akwinu. Pamiętajmy o tej mądrości, gdy za kilka dni wyjdziemy na ulice w procesjach, by wyznać wiarę w żywą obecność Boga wśród nas.
Reklama
Pamiętam dobrze moją rozmowę z kard. Gerhardem L. Müllerem, byłym prefektem Kongregacji Nauki Wiary (wywiad w numerze 24/2023). Ten wybitny dogmatyk wyjaśnił, jak zrozumieć realną i fizyczną obecność Boga, który „jest nie tylko intencjonalnie bliski nam jako duch i prawda, ale jest też obecny w naszej cielesno-duchowej naturze, we wszystkich wymiarach naszej rzeczywistości. My, chrześcijanie, nie wierzymy w mitologicznego Boga w ludzkim przebraniu. Wiara w Chrystusa, Boga-Człowieka, nie jest religijnym symbolem czy metafizyczną spekulacją”. Kardynał chciał przez to powiedzieć, że nie możemy bagatelizować rozumienia i wyjaśniania prawdy o rzeczywistej obecności Boga w Eucharystii. Wiara zawsze szuka zrozumienia. Nie boi się rozumu. Choć wiara jest łaską, jest darem, to natura tego daru domaga się troski, pielęgnacji, by nie tylko jej nie zmarnować, lecz również nieustannie ją rozwijać i w niej wzrastać. Dlatego tak ważna jest nasza współpraca z łaską Bożą. Bez niej bowiem wyznanie: „jestem wierzący”, może się stać pustym słowem. Wiara chrześcijańska, jeśli ma być autentycznym poznaniem Boga i przylgnięciem do Niego, musi szukać zrozumienia. Inaczej będzie tylko zwyczajem, mglistym uczuciem religijnym lub co gorsza – zabobonem.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Stąd hasło na okładce bieżącego numeru Niedzieli: „Zrozumieć – docenić – pokochać”. Warto wciąż kształtować świadomość wiary, tak by moje wyznanie: „wierzę”, nie przerodziło się w subiektywne: „wierzę po swojemu”, w to, co mi odpowiada, lecz było przeżywane i doświadczane w zgodzie z nauczaniem Kościoła. Ono nie jest teorią, ale opiera się na wierności słowu Bożemu. Zgodnie z tym nauczaniem – o czym warto przypomnieć, choć zapewne dla wielu z nas jest to oczywiste – warunkiem pełnego uczestniczenia w Eucharystii jest wcześniejsze pojednanie się z ludźmi, a przez to i z Bogiem. Osoba przystępująca do Komunii św. nie może być w stanie grzechu ciężkiego. Osoby pozostające w stanie grzechu ciężkiego muszą najpierw pojednać się z Bogiem i z Kościołem w sakramencie pokuty i pojednania. Trzeba być w stanie łaski uświęcającej, żeby otrzymać Komunię św. Jednym słowem – pojednanie przez spowiedź jest niezbędne, stanowi ono warunek więzi z Chrystusem.
Wiedza o tym jest szczególnie ważna, gdyż coraz częściej zauważamy zjawisko „samorozgrzeszania”, co przyczynia się do upowszechniania praktyki Komunii św. bez spowiedzi. Genezę tego trendu, bardzo wyraźnego zwłaszcza w Europie Zachodniej, wyjaśnia prof. Eugeniusz Sakowicz (s. 10-11). Czy pod tym względem w Polsce jest inaczej? Czy jesteśmy oazą na tle innych państw? Doświadczenie i opinie duszpasterzy wydają się jednoznaczne, mówią oni, że wcale nie jest tak źle. „W podejściu do przyjmowania Komunii św. naszych wiernych cechuje raczej nadmierna ostrożność niż przesadna nonszalancja” – pisze ks. Andrzej Cieślik (s. 12-13). Jeśli mamy wątpliwość, czy jesteśmy w stanie łaski uświęcającej, raczej powstrzymujemy się od przystąpienia do Komunii św. aż do czasu spowiedzi. Czy wynika to z wrażliwości sumienia? Odpowiedź zapewne nie jest jednoznaczna. Jedno natomiast jest pewne: wiary chrześcijańskiej nie da się zamknąć w ciasnych ramkach ludzkich poglądów czy oczekiwań. Bycie prawdziwie wierzącym to nie jest kwestia własnego widzimisię, subiektywnych odczuć czy decyzji woli; to sprawa przekonania, że wiara wyznawana, manifestowana, praktykowana prowadzi do przemiany życia.