Bycie Polakiem w Związku Sowieckim bywało zbrodnią. Trudno było znaleźć w ZSRS choćby jedną polską rodzinę, choćby jednego Polaka, których nie dotknęłaby tzw. operacja polska NKWD – jedna z tzw. operacji narodowościowych wymierzonych w końcu lat 30. XX wieku w przedstawicieli narodów i grup etnicznych zamieszkujących państwo Stalina. W wyniku jej przeprowadzenia zginęło ponad 200 tys. Polaków, a ponad 100 tys. deportowano m.in. do Kazachstanu. Wiemy o tej zbrodni coraz więcej, ale wciąż za mało, i wiedza ta nie jest zbyt rozpowszechniona. Lukę tę stara się wypełnić publikacja IPN, zawierająca teksty wybitnych historyków z Polski, a także z Rosji, Ukrainy, Białorusi, Gruzji i USA, ukazujące – z różnych stron i w wielu aspektach – represje wymierzone w obywateli ZSRS, w tym mechanizmy sowieckiego terroru i ich lokalny, grupowy i indywidualny wymiar. Skąd wzięła się ta „operacja”? Polacy najlepiej nadawali się do uzasadnienia wielkiego terroru, a Polska wydawała się jedynym krajem, który mógł zagrozić wtedy Sowietom – pisze prof. Nikołaj Iwanow, polsko-białoruski historyk. W ZSRS uznawani byli za niepoprawnych zdrajców, nielubiących Rosjan. „Zagrożenie” ze strony Polaków było idealnym pretekstem do rozpętania wielkiego terroru. Swoją rolę odegrała niegojąca się rana u Stalina, spowodowana wojną 1920 r. Pamiętał to, że nie wykonał wtedy rozkazu Lenina, nie przerzucił wojska, i wśród elit sowieckich wiedziano, że prawdopodobnie to on był winny porażki bolszewików pod Warszawą. /w.d.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
