- Drogi synu, przełożeni i profesorowie, którym zlecono twoje przygotowanie, oraz inni, którzy cię znają, wydali o tobie dobre świadectwo (...) Czy, odpowiadając na Boże wezwanie, chcesz się tak 
przygotować, abyś mógł we właściwym czasie godnie przyjąć święcenia diakonatu i prezbiteratu oraz pełnić w Kościele te posługi? - pytał bp Edward Janiak każdego z 29 alumnów, których wcześniej przedstawił 
rektor MWSD ks. Marian Biskup.
- Ten obrzęd jest zakończeniem pewnego etapu formacji kapłańskiej. Przełożeni przedstawiają wobec biskupa alumnów V roku, ogłaszając ich kandydatami do święceń diakonatu i prezbiteriatu - 
powiedział „Niedzieli” diakon Adrian Kosendiak z VI roku. - Towarzyszą temu wcześniejsze przygotowania duchowe i intelektualne. Te pierwsze to rekolekcje duchowe, które w tym roku dla 
alumnów prowadził o. Kazimierz Wójtowicz, zmartwychwstaniec. Trzeba mieć także pewne przymioty moralne, stąd bada się opinię o każdym kandydacie w jego parafii i w seminarium, gdzie Rada Pedagogiczna 
decyduje o dopuszczeniu do święceń. Kandydat na diakona musi także spełnić formalny wymóg intelektualny: przed świeceniami diakonatu na V roku obronić magisterium. W naszej archidiecezji jest to pewna 
modyfikacja, gdyż dawniej magisterium broniło się na VI roku. Teraz cały VI rok jest poświęcony przygotowaniom pastoralnym - praktykom na parafiach.
O. Kazimierz nazwał to wydarzenie umową o dzieło, która ma charakter umowy wstępnej. Według hierarchii kościelnej kandydat nie jest jeszcze osobą duchowną, ale spełnia warunki, by zostać w odpowiednim 
czasie (decyzją ordynariusza) wyświęconym na diakona, później prezbitera. Kandydat nosi białą szatę. „Dziś w katedrze stanęło 29 mężów Bożych, ubranych w białe szaty” - mówił o. Wójtowicz. 
Tłumaczył, że symbolika szaty starającego się o dany urząd znana jest od starożytności, kiedy każdy, kto pełnił funkcję publiczną, nosił odpowiednią szatę.
Kandydaci - można tak powiedzieć - zajmują symboliczne ostatnie miejsce przy stole. Nikt od nich niczego nie oczekuje, nie są oni jeszcze włączeni w misję Chrystusa, nic od nich nie zależy, 
ale - są już obecni, jest zawarta „umowa o dzieło” i możliwość starania się o wyższe miejsca. Ostatnie miejsca przy tym stole dają poczucie bezpieczeństwa i są dobrym punktem do przyglądania 
się, obserwacji i nauki.
Pomóż w rozwoju naszego portalu

 
              
              
              
                 
             
         
            
     
            
     
            
     
            
     
            
     
            
     
            
     
            
    