Ewangelia czytana w pierwszą niedzielę czterdziestodniowego postu ukazuje kuszenie Jezusa. Opowiadanie o tym niezwykłym doświadczeniu Jezusa sąsiaduje z poprzedzającym go fragmentem mówiącym o Jego chrzcie. To przejście od objawienia tajemnicy umiłowanego Syna Bożego podczas inauguracji publicznej posługi do najgłębszego upokorzenia, jakim było kuszenie, jest bardzo gwałtowne. Jezus, drugi Adam, który przyszedł po to, aby naprawić ruinę spowodowaną przez pierwszego Adama, spotyka władcę ciemności, tak jak spotkał go na początku tamten Adam - reprezentant wszystkich ludzi.
Co to znaczy, że Jezus był kuszony? Nie chodzi o to, że nęciły Go - tak jak nęcą każdego innego człowieka - pokusy i pożądliwości. Jezus idzie na pustynię nie z jakiegoś własnego, ludzkiego impulsu; zostaje tam wyprowadzony przez Ducha, który zstąpił na Niego właśnie podczas chrztu. To wszystko, co ma miejsce na pustyni, jest włączone w Boży plan, który odnosi się do naszego zbawienia. Kuszenie Jezusa to próba ze względu na nas, potrzebna po to, aby mógł „przyjść z pomocą tym, którzy jej podlegają” (Hbr 2,18). Pierwszy Adam kuszony upada. Drugi Adam wchodzi na arenę kuszenia, aby wykazać swoją wyższość nad pierwszym: „Nie takiego bowiem mamy arcykapłana, który by nie mógł współczuć naszym słabościom, lecz poddanego próbie pod każdym względem [jak my] - z wyjątkiem grzechu” (Hbr 4,15).
Pierwsza pokusa: „Jeśli jesteś Synem Bożym, powiedz, żeby te kamienie stały się chlebem” (Mt 4,3) miała zrodzić w duszy Jezusa nieufność wobec Boga, wobec Jego opatrzności i sprowokować Go do dokonania cudownego znaku w chwili głodu. Odpędzając tę pokusę słowami Pisma: „Nie samym chlebem żyje człowiek, ale każdym słowem, które pochodzi z ust Bożych” (Mt 4,4), Jezus nie podkreśla przeciwstawienia pomiędzy pokarmem materialnym a duchowym, co raczej pomiędzy pokarmem zwyczajnym, czyli chlebem a pokarmem, który Bóg dawał w sposób niezwykły, tak jak mannę na pustyni. Jezus dokonując cudownego znaku dla samego siebie wpadłby w ten sam grzech, który popełnili Izraelici na pustyni wątpiąc w opiekę Boga. Jezus nie uważa, aby to, kim jest, pozwalało Mu szukać pomocy Boga na nadzwyczajnej, spektakularnej drodze.
Druga pokusa ma miejsce na szczycie narożnika świątyni. Chodzi tu jednak najprawdopodobniej o szczyt królewskiego krużganku Heroda zawieszonego nad wąwozem doliny Cedronu. Józef Flawiusz pisze, że krużganek miał tak olbrzymią wysokość, iż jeśli ktoś z jego szczytu spojrzał w dół, doznawał zawrotu głowy, gdyż wzrokiem nie sięgał dna niezmierzonej przepaści (Antiquitates Iudaicae 15,11,4). Pokusa druga: „Jeśli jesteś Synem Bożym, rzuć się w dół” (Mt 4, 6) jest przeciwstawna do pierwszej. Tam chodziło o brak zaufania do Boga; w tej pokusie dochodzi do głosu zarozumiałość. Jeśli Bóg opiekował się swoim narodem, to przecież tym bardziej - mówi kusieciel - ocali swojego Syna, aby skacząc z narożnika nic złego sobie nie zrobił. Jezus odpiera pokusę przywołując wersety Pisma. Wie, że Ojciec gwarantuje Mu swoją opiekę i dlatego tym bardziej nie może nadużyć żadnych swoich praw ani przywilejów.
Pokusa trzecia ma miejsce na wysokiej górze. Oczywiście nie ma takiej góry, z której można byłoby obejrzeć wszystkie królestwa świata, ale Jezus ma w jednej chwili przed oczami cały świat, który jawi się przed nim jak fatamorgana przed umęczonym podróżnikiem na pustyni. Szatan chce Mu podarować wszystko za cenę jednego pokłonu: „Dam Ci to wszystko...” (Mt 4,9). Mówiąc to jakby ma rację, bo przecież sam Jezus nazwie go kiedyś władcą tego świata (J 12,31; 14,30; 16,11). Tym razem kusiciel nie cytuje Pisma Świętego, nie może znaleźć żadnego słowa na potwierdzenie swych roszczeń. Jezus odpędza go z całą siłą przywołując po raz trzeci werset z Powtórzonego Prawa. Wie, że otrzyma to wszystko, ale nie w ten sposób. To Ojciec da Mu władzę nad wszystkim. I tak oto kusiciel po raz pierwszy ponosi całkowitą klęskę. Przyszedł na pustynię, aby skłonić do upadku drugiego Adama, tak jak uczynił to w ogrodzie Eden, ale tym razem musiał się wycofać.
Pokusy wrócą jeszcze w innych chwilach życia Jezusa. Kiedy pierwszy raz zapowie swoją mękę, szatan przemówi do Niego słowami samego Piotra: „Panie, niech Cię Bóg broni! Nie przyjdzie to nigdy na Ciebie” (Mt 16,22), a gdy będzie umierał na krzyżu - głosem wiszącego obok towarzysza śmierci: „Czyż ty nie jesteś Mesjaszem? Wybaw więc siebie i nas” (Łk 23,39). Jezus zwycięży wszystkie pokusy, nie uczyni żadnego spektakularnego znaku, aby w ten sposób zbawić świat, łatwiej pociągnąć za sobą tłumy, pociągnąć ludzi do wiary. Po co więc Jezus był kuszony? Był kuszony ze względu na nas. Jego kuszenie jest naszym kuszeniem. Dziś także kusiciel mówi: takie są reguły życia, tak funkcjonuje świat, pomyśl przede wszystkim o sobie. I my myślimy, że lepiej byłoby, gdyby można było powiedzieć tak: uwierz w Jezusa, a nie będziesz głodny, nie będziesz bezrobotny, będziesz miał dużo pieniędzy; uwierz w Jezusa, a nigdy nie umrzesz. I my wolelibyśmy zbawiciela potężnego, mesjasza sukcesu, zwycięzcę - nie zaś cierpiącego, głodnego, znużonego, ukrzyżowanego jak złoczyńca. I my wolelibyśmy Boga, który byłby bardziej aktywny w tym świecie, mniej nieśmiały wobec jego wielkich problemów, wojen, dzieci umierających z głodu... Nie ufamy Bogu, chcemy prędkich i łatwych rozwiązań; chcemy być ważniejsi niż inni, chcemy innymi rządzić, niż raczej służyć. Nasza wolność polega na tym, że odczuwamy pokusę pójścia własną drogą, niżeli drogą Bożą. Dlatego musimy prosić Boga o to, abyśmy w sytuacji tego rodzaju pokus byli bardziej ufni i bardziej cierpliwi. Dlatego w Wielkim Poście razem z Jezusem mamy się wybrać duchowo na pustynię. On nas poprowadzi przez pustynię wielką i straszną, chcąc nas utrapić i wypróbować, aby nam w przyszłości wyświadczyć dobro (por. Pwt 8,15). Na pustyni są jeszcze świeże ślady Chrystusa. On sam przez nią przeszedł i czeka na nas po drugiej stronie, aby z nami świętować Paschę.
Pomóż w rozwoju naszego portalu