Z utęsknieniem czekaliśmy na decyzję o audiencji u Papieża Jana Pawła II. W sali, gdzie spaliśmy na materacach, było nas ponad 40 osób. Każdy na swój sposób marzył o spotkaniu Ojca Świętego. Wiadomość o audiencji dla naszej grupy dotarła o godz. 2 w nocy.
Wyczekiwanie zamieniło się w radosne przygotowanie do spotkania. W sercu rozważaliśmy, co się może wydarzyć. Czy Papież powie coś do nas? Czy zapyta? A jeśli zapyta, to o co? Miliony myśli cisnęły się do głowy.
Zaprowadzono nas do prywatnej kaplicy Papieża. Tam modliliśmy się. Następnie przeszliśmy do prywatnej biblioteki papieskiej. Ustawiliśmy się w czworokąt, by Ojciec Święty mógł swobodnie podejść do każdego. Czułam wielkie napięcie. Nadzieję. Niepokój mieszał się z radością. Ojciec Święty przyszedł do nas i z wszystkimi się przywitał.
Czekałam na moment, kiedy podejdzie do mnie. Najpierw podszedł do mojego śp. męża Bernarda. Zapytał, ile mamy dzieci. Mąż odparł, że trzech synów, jednego w seminarium. Papież powiedział, że cieszy się, że mamy syna w seminarium, po czym podał dłoń mężowi. Podszedł do mnie, popatrzył w oczy, uścisnął dłoń i ofiarował różaniec. Moment uściśnięcia dłoni Papieża był dla mnie jak spotkanie z wiecznością, światłością, która napawa nadzieją. Jak spotkanie anioła. Kiedy Papież odszedł - rozpłakałam się.
Zdjęcie z Papieżem towarzyszy moim codziennym modlitwom. Po spotkaniu zostały wspomnienia, poczucie ciepła w sercu i przekonanie, że Bóg zsyła nam aniołów, którzy pomagają w wędrówce do nieba. On był jednym z nich.
Pomóż w rozwoju naszego portalu