Redakcja: - Ksiądz pochodzi z Wrocławia, dokładnie z Psiego Pola. Dlaczego zdecydował się wstąpić do Zgromadzenia Misjonarzy Werbistów?
Ks. Krzysztof Kopeć: - Może zacznę od tego, że bardzo długo byłem ministrantem, później lektorem, starałem się być blisko Kościoła. Miałem okazję poznać Zgromadzenie Werbistów dzięki działaczce misyjnej, która pracowała w naszej parafii, byłem również na rekolekcjach dla młodzieży, na takich wakacjach z misjami w Pieniężnie, gdzie znajduje się centrum Werbistów. To spotkanie zapadło mi głęboko w pamięć, więc kiedy skończyłem edukację i poczułem w sobie powołanie misyjne, pomyślałem o Werbistach i tam się udałem.
- Jak doszło do tego, że wyjechał Ksiądz na misje właśnie do Amazonii?
Pomóż w rozwoju naszego portalu
- Nasze zgromadzenie jest typowo misyjne, pracujemy obecnie w ponad 60 krajach na całym świecie. Mnie zawsze fascynowały kultury indiańskie, dżungla, nawet pracę magisterską pisałem z etnologii. Od pierwszego roku w seminarium u Werbistów byłem praktycznie zdecydowany na Amazonię i przez lata przygotowywałem się, pogłębiałem swoje wiadomości, utwierdzałem się w chęci i zapale, aby tam właśnie wyjechać na misje.
- A jak długo Ksiądz jest już w Amazonii?
Reklama
- Dwa lata na praktyce misyjnej w czasie seminarium, a od święceń kapłańskich jestem już sześć lat w Amazonii, więc w sumie będzie już osiem lat.
- Jak udało się Księdzu przystosować się do trudnych warunków klimatycznych panujących w Amazonii, do ogromnej wilgotności?
- Pierwsze dwa lata były bardzo trudne, zacząłem normalnie funkcjonować i pracować dopiero po 3 latach. Gdy pierwszy raz przyleciałem do Amazonii, do Santarém, poczułem się jak w szklarni, w ogóle nie mogłem spać i jeszcze męczące komary. Dopiero po jakimś czasie zacząłem się do wszystkiego przyzwyczajać, wszedłem w klimat i kulturę tego miejsca.Teraz jestem w miejscowości zwanej Alenquer w Brazylii Północnej, w Amazonii. Miasteczko leży niedaleko większego miasta Santarém, gdzie znajduje się port lotniczy. Aby przybyć na misje do Alenquer przylatuje się właśnie do Santarém, a stamtąd jeszcze pięć godzin płynie się barkami rzecznymi. Nasza parafia jest ogromna, liczy 140 kościołów: 12 w samym miasteczku, pozostałe w terenie, na rozlewiskach bądź na twardej ziemi. Aby do nich dotrzeć mamy dwa samochody, a po rozlewiskach poruszamy się dużą barką, do najdalej położonych kaplic płyniemy nawet 8 godzin. Odprawiamy Mszę św., jemy wspólny obiad, rozmawiamy, przebywamy z całą wspólnotą, a potem wracamy do miasteczka.
- Czy mieszkańcy Amazonii mają łatwy dostęp do kościoła, do wiary i religii rzymskokatolickiej?
Reklama
- Dużym utrudnieniem jest na pewno przyroda, warunki klimatyczne, poszczególne pory roku - są takie okresy, kiedy do pewnych miejsc nie można dotrzeć. Kiedy opada woda, na rozlewiskach tworzą się niedostępne rejony - do wspólnot najdalszych możemy dotrzeć tylko w pewnym czasie, gdy woda jest wysoka. Poza miasteczkiem, w którym mamy 12 kościołów, wszystkie pozostałe wspólnoty, a jest ich ponad 100, wizytujemy trzy lub cztery razy do roku. Ale poza tym ludzie w najdalszych zakątkach spotykają się co niedziele na nabożeństwach słowa, liturgii prowadzonej przez wcześniej przygotowanego w naszym centrum katechetycznym lidera.
- Czy ta liczba kościołów i duchownych w tym rejonie wystarcza?
- Oczywiście, że nie. Jest nas bardzo mało, czterech księży, praca jest bardzo męcząca. Same dojazdy w porze suchej, gdy przez ogromny kurz praktycznie nic nie widać, w porze deszczowej, gdy jest ślisko, samochody zakopują się w błocie - i 140 kościołów, kaplic, gdzie ludzie czekają na Eucharystię. Przejeżdżają nieraz wiele kilometrów na dwukółce przez błota, pokonują wszystkie utrudnienia, aby tylko uczestniczyć w Mszy św., być na spotkaniu. To jest naprawdę piękne i budujące, jak widzę ten zapał ludzi, determinację, aby dojechać na czas, wspólnie się modlić, śpiewać, spotkać.
- A jak Ksiądz łączy elementy kultury katolickiej z elementami kultury Amazonii?
- Ja akurat znajduję się w tym regionie Amazonii, gdzie mieszka ludność mieszana - oprócz Indian są osoby pochodzenia afrykańskiego, europejskiego, są też Azjaci - w większości są to chrześcijanie. Nie mam więc kontaktu z zupełnie odmiennymi kulturami. Jest oczywiście w mieście kilku uzdrowicieli, są różne zabobony i ludowe wierzenia, ale to nie ma wielkiego wpływu na całe społeczeństwo.
- Czy na misjach wykorzystuje się w czasie Eucharystii elementy kultury tradycyjnej, czy jest ona może zbliżona do Mszy św. odprawianych w Polsce, we Wrocławiu?
Reklama
- Msza św. w Brazylii musi być bardzo żywa, wręcz żywiołowa, tam ludzie klaskają, śpiewają, wymachują śpiewnikami. Kazanie absolutnie nie może być z kartki, musi być żywe, najlepiej, aby ksiądz zszedł z ambony i wszedł między wiernych. Eucharystia jest oczywiście śpiewana, recytowana w ogóle nie wchodzi w rachubę - wierni przygotowują oprawę muzyczną, są bębenki, grzechotki.
- Jaki jest model rodziny panuje w tamtym rejonie świata?
- Przede wszystkim są to rodziny wielodzietne - trudno spotkać rodzinę z jednym bądź dwójką dzieci, zazwyczaj jest ich 8, 9, a spotkałem już rodziny z 15 i 20 dzieci. Zupełnie inny model rodziny niż w Europie, ludzie bardzo wartościują tam każde dziecko, żenią się, wychodzą za mąż z myślą o dużej rodzinie. No niestety pojawia się tam problem ekonomiczny utrzymania tak dużej rodziny, wielu bieda zagląda w oczy.
- A jak spędza się wolny czas w Amazonii?
- Młodzież to oczywiście piłka nożna i siatkówka. Od 6.00 rano, kiedy tylko się rozjaśnia, są już zajęte wszystkie boiska. Grają mniej więcej do 8.00, bo później idą do szkoły, robi się też wtedy straszny upał. Wracają do gry po południu. Ludzie tam bardzo lubią fiestę - świętowanie. Odpust nie trwa jeden dzień, tak jak w Polsce, ale dwa tygodnie, a że mamy w mieście 12 kościołów, to proszę zobaczyć, ile to świętowania. Oprócz Mszy św. i procesji oczywiście mnóstwo kramów, kramików, jedzenie, spotkania towarzyskie, głośna muzyka i sztuczne ognie.
No i główna rozrywka kobiet i dzieci to tzw. „tasiemce” brazylijskie - telenowele filmowe oglądane codziennie.
- Mieszkańcy Brazylii są gorącymi i żywiołowymi katolikami. Jaką rolę spełniają dla nich misjonarze?
Reklama
- Ta wiara jest rzeczywiście bardzo żywa, ekspresyjna, ale w wielu wypadkach powierzchowna. Często w kościele dotykają figurę świętego, całują, płaczą, składają śluby, a na zewnątrz kryzys rodzin, kłótnie, przemoc w rodzinie zwłaszcza ze strony dominujących tam mężczyzn, zdrady małżeńskie. Dlatego utworzyliśmy ruch rodzin „Spotkanie małżeństw w Chrystusie”, którego jestem dyrektorem. Staramy się pracować z małżeństwami, spotykać się, organizujemy rekolekcje, przekonujemy o trwałości małżeństwa, wierności, wzajemnym szacunku.
- Jako doświadczony misjonarz, czy widzi Ksiądz potrzebę wyjeżdżania w tak odległe zakątki świata i głoszenia tam Chrystusa?
- Jak najbardziej tak. Nasza obecność jest bardzo potrzebna - ci ludzie nie mają szansy na inną opiekę duchową, są wykorzystywani przez różne sekty. Ważne są także wartości moralne, które przynosimy ze sobą, które Chrystus przynosi - szacunek dla drugiego człowieka, godność ludzka. Bronimy ludzi najbiedniejszych, angażujemy się w pomoc socjalną, walczymy również o opiekę nad przyrodą, o zaprzestanie drapieżnej eksploatacji Amazonii.
- Czy życie w Amazonii zmieniło Księdza postrzeganie świata?
- Myślę, że tak. Nauczyłem się prostoty, cieszenia się tym, co jest. Ludzie w Amazonii mają bardzo mało, ale nie skarżą się, nie narzekają. Kiedy wracam do Polski, ze wszystkich stron słyszę jakieś utyskiwania, biadolenia. A tam ludzie nie mają prawie nic - domek zrobiony z liści palmy, klepisko, jakiś prymitywny piec z gliny, trzy stare, wyginane garnki. Ale nie narzekają, śmieją się, cieszą się życiem, są otwarci, dzielą się wszystkim, czym mają, rozmawiają, mają czas dla drugiego człowieka.