Alumni: - Czas formacji seminaryjnej Księdza Arcybiskupa to lata wielu trudnych wydarzeń w Kościele katolickim w Polsce, m.in. internowania Prymasa Wyszyńskiego, odwołania Administratorów Apostolskich. Jak te wydarzenia wpływały na życie seminaryjne?
Reklama
Abp Zygmunt Kamiński: - Sytuacja Polski w tym czasie nie napawała optymizmem. Trudno sobie wyobrazić ten okres historii, jeśli nie było się naocznym jej świadkiem. Po wojnie biskupem lubelskim był Stefan Wyszyński. Stąd został powołany na Stolicę Prymasowską. Internowanie kard. Wyszyńskiego w 1953 r. wstrząsnęło Kościołem w Polsce. Z Komańczy, przez pośrednictwo bp. Tomasza Wilczyńskiego i ks. Bronisława Dąbrowskiego, napływały do nas wiadomości o warunkach i klimacie uwięzienia. Paradoksalnie informacje te napawały nas nadzieją, mieliśmy przekonanie że wkrótce prześladowanie Prymasa się skończy, że nastąpią lepsze czasy. W 1956 r. kard. Stefan Wyszyński został uwolniony i powrócił do Warszawy. Niedługo później odwiedził Lublin i spotkał się ze studentami w auli uniwersyteckiej Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego. Pamiętam entuzjazm i radość tamtej chwili… Klerycy pomagali Prymasowi przedostać się poprzez wiwatujący tłum do katedry lubelskiej.
Dobrze zapamiętałem także rewizję, która dotknęła nasze seminarium duchowne. Wtedy funkcjonariusze SB skonfiskowali i zniszczyli cenne dokumenty Kościoła greckokatolickiego, znajdujące się w naszej bibliotece.
- W ostatnim czasie uczestniczyliśmy w kilku pięknych jubileuszach związanych z kapłaństwem Księdza Arcybiskupa. Jak Ksiądz Arcybiskup wspomina lata seminaryjne?
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Reklama
- Przed wstąpieniem do seminarium uczęszczałem do Liceum Biskupiego w Lublinie, któremu patronował biskup lubelski. Posługę biskupią pełnił wówczas Stefan Wyszyński, którego niejednokrotnie spotykałem na uroczystościach i podczas rekolekcji szkolnych przez niego prowadzonych. Podczas pożegnania bp. Wyszyńskiego, przed wyjazdem do Warszawy, w imieniu rodziców uczniów Liceum Biskupiego żegnał go mój ojciec.
Po zakończeniu liceum, w 1951 r., postanowiłem wstąpić do seminarium duchownego. W tym czasie rektorem seminarium lubelskiego był ks. dr Tomasz Wilczyński (rok później został biskupem pomocniczym bp. Piotra Kałwy, a od 1956 r. był ordynariuszem diecezji warmińskiej), z którym wcześniej spotkałem się w mojej rodzinnej parafii. Ks. Wilczyński był w czasie wojny proboszczem w Bełżycach. Nieraz miałem, jako ministrant, okazję służyć mu do Mszy św. Przyjmując mnie do seminarium, ks. rektor Wilczyński oznajmił, że za kilka dni będę miał obłóczyny. Zaskoczony odpowiedziałem, że nie mam sutanny. Usłyszałem wtedy radę, abym pożyczył sutannę od jakiegoś księdza. Tak też się stało.
Lata studiów i formacji seminaryjnej upływały w atmosferze życzliwości i braterstwa. Działo się to jakby wbrew natarczywej propagandzie antyreligijnej i planowym działaniom wymierzonym przeciwko Kościołowi. Wraz ze mną w seminarium formowało się ok. 240 alumnów pod opieką trzech moderatorów: rektora, wicerektora i ojca duchownego.
- Czas seminarium to wiele radości, a także trosk. Czy Ksiądz Arcybiskup mógłby podzielić się z nami wydarzeniem z czasów seminarium, które wpisało się w pamięć Księdza Arcybiskupa?
- Pamiętam egzamin z apologetyki. Prowadził go profesor, który był wpierw asystentem na Politechnice Lwowskiej. Wyznaczył on każdemu pytanemu trzy minuty na odpowiedź, z zegarkiem w ręku. Gdy wszedłem na egzamin, dostałem pytanie o misterium stricte dictum - misterium w sensie ścisłym. Swoją wypowiedź opierałem na wiadomościach z podręcznika. Wykładowca powtórzył pytanie i poprosił o krótką odpowiedź. Niestety, nie udało mi się w trzy minuty streścić tego tematu i dostałem wtedy jedyną dwóję w czasie swoich studiów. Ścisły sens misterium stricte dictum polega na tym, że znamy podmiot i orzeczenie, a nie znamy relacji między nimi - tak powinna brzmieć wtedy moja odpowiedź. Pamiętam ją do dziś.
- Co Ksiądz Arcybiskup powiedziałby młodym ludziom, którzy wahają się odpowiedzieć na głos powołania do służby Bogu i człowiekowi?
- Kapłaństwo jest trudne i wymagające, ale również przynosi wiele radości i szczęścia osobistego. W rozeznaniu powołania trzeba przypatrzyć się intencji, która jest w człowieku. W pójściu za Chrystusem ważna jest uczciwość, pójście za Mistrzem ze względu na Niego samego. Na drogę powołania należy spoglądać w duchu wiary. Nie można patrzeć tylko na siebie, ale trzeba z pokorą przyjąć to, co Bóg mówi, co ofiarowuje. A w tym wszystkim należy być odważnym i pełnym ufności wobec Jezusa.