Wszystkim zawsze dawał całego siebie, aż po ofiarę z życia, a wraz z sobą - jak mówią świadkowie - dawał ludziom Boga
Bp Józef Szamocki
Dnia 11 września 1939 r. księża z parafii Mariackiej zostali aresztowani. Zwolniono ich następnego dnia, z wyjątkiem ks. Frelichowskiego „szczególnie podejrzanego - zdaniem Krystyny Podlaszewskiej - ze względu na swoją działalność harcerską i wielki wpływ na młodzież”. Po kilku dniach i on wyszedł z „Okrąglaka”. Choć w jego uszach nadal brzmiał „krzyk, płacz męczonych, bieganie oprawców”, nie bacząc na liczne namowy do wyjazdu, „pozostał w parafii, oddawszy się woli Bożej oraz wypełnianiu swojej kapłańskiej służby” - pisze Robert Zadura (R. Zadura, „Błogosławiony ks. Stefan Wincenty Frelichowski (1913-1945)”, TWD, Toruń 2006; dla autora artykułu nieocenione źródło wiedzy o Błogosławionym).
I wówczas przyszło to nieszczęście*
17 października na plebanii czekali na niego gestapowcy. Wspominał później „to nieszczęście” w liście z Dachau. Wyczuwa się nutę żalu, że „ci dwaj tak szybko wyzdrowieli”, a on sam „musi jeszcze leżeć w łóżku” (podkreślenia - W.W.). Wyjaśnijmy, że księżom Mykowskiemu i Mantheyowi po kilkudniowym uwięzieniu w toruńskim Forcie VII Niemcy pozwolili wrócić do pracy duszpasterskiej; Księdza Wicka czekała obozowa gehenna. Nie byłby jednak sobą, gdyby tej sytuacji nie zinterpretował jako „dobrej szkoły cierpienia”.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Patrzeć śmierci w oczy
Reklama
W Forcie VII rozpoczął się pierwszy etap jego męczeńskiej drogi. Nazwy kolejnych do dziś budzą grozę: Nowy Port Gdański (styczeń, luty 1940 r.), Stutthof (luty - kwiecień 1940 r.), Grenzdorf (kwiecień 1940 r.), Sachsenhausen (kwiecień - grudzień 1940 r.) i Dachau (14 grudnia 1940 r. - 23 lutego 1945 r.). Wszędzie zetknął się z bestialstwem blokowych i esesmanów, skierowanym szczególnie wobec księży, wyniszczającą pracą ponad siły, upokorzeniami, biciem i chłostami, bydlęcymi warunkami bytu, eksperymentami medycznymi, wszami i wrzodami, zimnem, głodem, wielogodzinnym wystawaniem na placu apelowym na mrozie czy w słocie. A wszystko w nieustannym stresie wobec grożącej w każdej chwili śmierci i doraźnych egzekucji pod błahym pretekstem. Ze szczególnym okrucieństwem traktowano Żydów i księży. Nie zwracano uwagi ani na wiek, ani na rangę duchownych, np. bł. bp Michał Kozal w styczniu 1943 r. w Dachau został podczas przenoszenia kotłów z jedzeniem skatowany i dobity zastrzykiem. Ks. Frelichowski doświadczył bicia do krwi jeszcze w Forcie VII. W Stutthofie był chłostany bykowcem przez esesmana tak długo, aż ten się zmęczył, w Dachau - boleśnie spoliczkowany za przyznanie się do winy popełnionej przez innego więźnia.
Aby słońce zechciało zaświecić
Reklama
„…teraz są rzeczywiście trudne godziny losu. Ale w żadnym wypadku położenie nie jest beznadziejne. Tylko przez ofiarę codziennego życia i modlitwy możemy pomóc, aby słońce zechciało zaświecić” - napisał w dniu swoich 31. urodzin, trzynaście miesięcy przed śmiercią. „Przygnębienie, apatia, melancholia i szara beznadziejność”, o których pisał bp. Bernard Czapliński (jego sylwetka w „Głosie z Torunia nr 51-52/2007) jako o najgroźniejszych chorobach obozowych, ominęły ks. Frelichowskiego dzięki zawierzeniu Opatrzności Bożej. „Boża Opatrzność troszczy się o każdego, kto Jej zaufa i nie zamartwia się o przyszłość” - pocieszał Ksiądz Wicek rodziców i siostry w liście napisanym w styczniu 1942 r. w samym „jądrze ciemności”. „Myślę o (…) ostatnim wierszu na obrazku prymicyjnym” („Przez krzyż cierpień i życia szarego - z Chrystusem - do chwały zmartwychwstania”). Dlatego (…) mimo wszystko naprzeciw losowi i jeszcze głębiej wierzy Opatrzności Bożej - pisał o sobie, dodając: „To jest dobre i dodaje siły”. Wokół triumfowało zło, on zaś prowadził zza drutów obozu rekolekcje dla swoich bliskich i dla nas, czytających ten tekst: „Bóg jest przecież z Wami jako Siła i Pomoc. Jego Wola i Jego rozkazy mają być wykonywane nie tylko w pokorze, ale też z głęboką wewnętrzną radością”. Ksiądz Stefan Wincenty podtrzymywał na duchu współwięźniów, bronił ich przed rozpaczą, wzbudzał ich wolę życia, pomagał przetrzymywać chwile słabości, przywracał nadzieję na zobaczenie się z rodziną. Według świadectw więźniów dzięki takiemu „uodpornieniu na wszystkie ciężkie chwile obozowe” doczekali końca wojny.
Bożej łaski chciałbym użyczyć
Reklama
W Wielki Czwartek 1940 r. ks. Frelichowski odprawił konspiracyjnie liturgię w Stutthofie. Następną Mszę św. mógł odprawić „znowu po czterech latach tylko jeden raz. Ale to wystarcza, aby przeżyć głęboką radość” - poinformował rodziców w liście z 19 marca 1944 r., wcześniej dziękując im za „sok jagodowy «de Vita»” (wino mszalne). Ze względu na obozową cenzurę ks. Frelichowski posługiwał się szczególnym językiem, by przekazywać bliskim zakazane informacje i nie narażać osób wymienianych w listach. Obóz był dla niego olbrzymią parafią. Robert Zadura przytoczył opinię, że księża uznawali młodego wikarego z Torunia za przodownika życia religijnego. Ten zaś inicjował w barakach wspólne modlitwy, chwile skupienia, nabożeństwa, odmawianie Różańca i odprawianie Drogi Krzyżowej. Katechizował. W jednym z listów prosił o „owoce” gatunku „Okonie’s Katech” (katechizm wydany w 1938 r. za pozwoleniem bp. Okoniewskiego). Współtworzył tajną organizację kapłanów i kleryków „Legion Chrystusa”. Razem z ks. Czaplińskim założył obozowy Caritas. „Chleba potrzeba dużo, zawsze dużo. Jeżeli możecie - pisał poza cenzurą do rodziców w styczniu 1944 r. - bo wielu głodnych zagląda tu przez okno. A my wiemy nadto dobrze, co znaczy głód. Tylko paczki są tu utrzymaniem”. Wbrew surowym zakazom spowiadał. Gdy w listopadzie 1944 r. wybuchła epidemia tyfusu, mimo niebezpieczeństwa zarażenia się, zanosił Chrystusa śmiertelnie chorym. Nie bacząc na słowa tych, którzy radzili, by nie narażać się i doczekać zbliżającego się końca wojny, niósł ostatnią posługę, choć tak bardzo pragnął powrócić do domu. Jeszcze w 1941 r. przyjął z nadzieją starania swojej matki, która zabiegała u ks. Karla Knopa, komisarza biskupiego w Wejherowie i proboszcza tamtejszej parafii Świętej Trójcy, o jego uwolnienie. Tęsknił i pragnął wrócić do swoich, także do posługi w parafii: „Jak chętnie chciałbym w Toruniu pracować z Szefem, Mig’iem i Zygfrydem. Nie ze względu na zewnętrzne warunki życia, tylko ze względu na pracę” (mowa o proboszczu Janku i księżach Mykowskim i Kowalskim). W jednym z listów prosił o fotografię „widoku od województwa”, aby patrzeć na dom, w którym mieszkali jego rodzice. „Ale jeszcze jakie trudne chwile mogą być” - napisał proroczo w swoje urodziny w 1944 r.
Każda ofiara ma swój sens
Reklama
„Przeprowadziłem z nim właśnie taką serdeczną rozmowę. Nawet nie spostrzegłem, jak się wyspowiadałem i przyjąłem Pana Jezusa. Dlatego teraz jestem taki spokojny. Pogodziłem się z tą myślą, że wkrótce umrę. Żal mi jednak tego księdza, głęboką wdzięczność czuję do niego. Przecież on również sam niedługo zachoruje na tyfus” - powiedział o ks. Frelichowskim zmarły w Dachau 6 lutego 1945 r. Jan Chmura. Ksiądz Wicek jeszcze jako alumn napisał w Wielki Piątek 1936 r. w swoim „Pamiętniku”: „Dla Ciebie chcę cierpieć, bym wypełnił moje zadanie na ziemi”. Jednym z jego zadań miało się okazać przekonywanie towarzyszy obozowej udręki, że ich cierpienia nie pójdą na marne. Niespełna dwa tygodnie przed śmiercią znalazł się w szpitalu obozowym. Zabijał go nie tylko tyfus, lecz także zapalenie płuc. Leżąc z wysoką gorączką, czuł się osamotniony. Jedyne oparcie znalazł w modlitwie. Szeptał, ściskając krzyżyk z Chrystusem: „Jezus, Maryjo, ratujcie mnie”.
Urodził się dla nieba wcześnie rano 23 lutego 1945 r. Nie tylko więźniowie mieli świadomość, że odszedł ktoś niezwykły. Władze obozu zgodziły się, aby przed spaleniem jego ciało zostało wystawione w kostnicy. Przed trumną ozdobioną kwiatami przyniesionymi z tzw. Plantacji, w której Zmarły niegdyś pracował, „w przedziwnej ciszy i spokoju” modlili się świadkowie jego życia i posługi w Dachau. Zanim zwłoki przekazano do krematorium, ks. Władysław Sarnik naszkicował podobiznę ks. Frelichowskiego, a Władysław Bieńka, student medycyny, wykonał maskę pośmiertną i wyjął kostki z palców. Obecni przy tej czynności już wtedy byli przekonani o tym, że są to relikwie.
Po wojnie ocaleni więźniowie opowiadali o obozowym życiu i świętości ks. Frelichowskiego. Szczególnym orędownikiem wyniesienia na ołtarze tego niezwykłego więźnia z numerem obozowym 22492 był towarzysz jego męczeńskiej drogi, bp Bernard Czapliński. 28 kwietnia 1964 r. rozpoczęła się w Pelplinie pierwsza sesja publiczna związana z procesem beatyfikacji. Po utworzeniu diecezji toruńskiej w 1992 r. z prośbą o przejęcie prac procesowych wystąpił jej ordynariusz bp Andrzej Suski. 7 czerwca 1999 r. w Toruniu Jan Paweł II dokonał beatyfikacji ks. Stefana Wincentego Frelichowskiego. Ojciec Święty zawierzył dar tej beatyfikacji „w sposób szczególny Kościołowi toruńskiemu, aby strzegł i rozszerzał pamięć dzieł Boga, jakie dokonały się w krótkim życiu tego kapłana”.
*Podtytuły pochodzą z „Listów obozowych” ks. S. W. Frelichowskiego w tłumaczeniu i opracowaniu Marii Nędzewicz (TWD, Toruń 2005)
Modlitwa o łaski za wstawiennictwem bł. ks. Stefana Wincentego Frelichowskiego oraz o kanonizację
Wszechmogący miłosierny Boże, Ty nam dajesz pasterzy według Serca swego, uzdalniając ich do ofiarnej miłości na wzór Jezusa Chrystusa, Dobrego Pasterza. Napełniony taką miłością, Ksiądz Stefan Wincenty Frelichowski, uczestnik cierpień Chrystusowych, poniósł męczeńską śmierć w służbie braciom, którzy doznali ogromu krzywd, bólu i opuszczenia. Idąc ciemną doliną, zła się nie uląkł, lecz mężnie zło dobrem zwyciężał.
Racz, Panie, za wstawiennictwem błogosławionego Stefana Wincentego, udzielić mi łaski…, o którą pokornie Cię proszę. Spraw również w swej dobroci, aby ten heroiczny świadek miłości pasterskiej rychło dostąpił chwały Świętych. Który żyjesz i królujesz na wieki wieków. Amen.
O łaskach otrzymanych za wstawiennictwem bł. ks. Stefana Wincentego Frelichowskiego należy poinformować Kurię Diecezjalną Toruńską, ul. Łazienna 18, 87-100 Toruń
Za tydzień przypomnimy postać ks. Feliksa Banieckiego (1884-1938), wychowawcy młodzieży, mistrza i opiekuna bł. ks. S. W. Frelichowskiego w chełmżyńskim okresie jego życia