Reklama

Muzyka przynosząca świętość

Niedziela warszawska 11/2002

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Telewizja Puls wyemitowała kilka tygodni temu program poświęcony muzyce w polskich kościołach. Listy przychodzące potem do Jana Pospieszalskiego świadczą, że dotknięto bardzo drażliwego tematu.

JAN OŚKO: - Widziałem kiedyś, jak w kościele wystawiono głośniki dużej mocy i zaczęto podczas Mszy św. grać na gitarach elektrycznych. Słychać było jedynie hałas...

JAN POSPIESZALSKI: - W jednym z kościołów w Przemyślu słyszałem coś tak wstrząsającego muzycznie, że może to nawiedzać jako koszmar nocny. Grano na głośnych gitarach elektrycznych i puszczano dźwięki z klawisza z sekwencerem. Było to niby przeznaczone dla dzieci, aby i one śpiewały. Byłem tam z moimi dziećmi, nudziły się, uciekły do bocznych naw, siadły tyłem do prezbiterium i nie były się w stanie zupełnie w to włączyć. Patrząc na moje dzieci, widzę, że kiedy Kościół nie umizguje się, nie próbuje ich zagłaskać i infantylizować, a jest dostojny, poważny, skupiony - to jest to dla nich ciekawe. To fascynuje bardziej niż szkoła i telewizja.

- Czy zanika świadomość tego, czym jest muzyka w Kościele? Czy przestajemy odróżniać brzydotę od piękna?

- Powiem o dwóch rzeczach, które mną wstrząsnęły. W jednym z kościołów w Warszawie, w ubiegłym roku, podczas adoracji krzyża w Wielki Piątek, w godzinie śmierci Chrystusa, młody ksiądz z gitarą wyśpiewywał dziarską piosenkę eucharystyczną Idzie mój Pan... Jeżeli milkną dzwony i organy, przejmująco stukoczą kołatki, a gitary nie milkną, i to nie w jakieś małej miejscowości, ale w stołecznym kościele, to najlepiej świadczy o sytuacji, w jakiej się znaleźliśmy.

Druga rzecz to wykorzystywanie multimedialnych urządzeń. Na Roratach w pewnej parafii zostało przygotowane widowisko słowno-muzyczne. Zamiast homilii pokazywano dzieciom historię angażującą aktorów i taśmę magnetofonową. Takie widowisko byłoby super jako suplement do Rorat, ale w czasie liturgii wsłuchiwanie się w muzykę z magnetofonu i oglądanie aktora zamiast księdza nie jest najlepszym rozwiązaniem. Te Roraty były przygotowane, jakby jedynymi ich uczestnikami były dzieci. Tymczasem cały kościół, około trzysta osób, to byli dorośli.

Nie składam donosu do mediów, wystarczy pójść do swojej parafii i zobaczyć, co się dzieje. Jeżeli my, ludzie Kościoła, nie rozpoznamy tego zagrożenia i nie zaczniemy pracować, aby tę sytuację zmienić, to być może za chwilę będzie za późno. Jest to ostatni moment, by podjąć starania, żeby w żywej praktyce stare pieśni przetrwały.

- Ale czy nie jest tak, że każdy czas ma swoją muzykę?

- A gdyby ktoś zaczął nawoływać, żeby rozebrać barokowe kościoły, gdyż nie odpowiadają duchowi posoborowemu? Dlaczego więc nie podnosimy krzyku, kiedy na naszych oczach, bez racjonalnych powodów, następuje uśmiercanie starego repertuaru. Przecież jest to równie cenne dziedzictwo naszej kultury, co zabytki architektury. Dziś w Wielkim Poście coraz rzadziej słychać pieśni wielkopostne, pojawia się inny repertuar. Często np. wspólnota młodzieżowa czy duszpasterstwo akademickie śpiewa pieśni z TaizeM - to jeszcze jest jak na garbatego dobrze skrojony garnitur, ta muzyka ma jeszcze pewne dostojeństwo, powagę.

Następuje jednak coś dużo gorszego - wierni milczą, jakby uczestniczyli w spektaklu. Jest to koncert: jest ksiądz przy ołtarzu i my, którzy w tym nie uczestniczymy, po prostu jesteśmy i słuchamy. Nie o to chodzi, powinniśmy spróbować na nowo, na ile to jest możliwe, potrząsnąć ludźmi i wprowadzić ich w stan uczestnictwa.

- Może wierni biernie uczestniczą, gdyż nie mają niezbędnej edukacji muzycznej?

- Nie, na pewno nie. Nie chcę rozszerzać problemu na programy wprowadzane przez Ministerstwo Edukacji Narodowej, gdyż zaczniemy szukać winnych wszędzie, tylko nie u siebie. Uważam, że my, ludzie Kościoła, powinniśmy uderzyć się w piersi i zrobić rachunek sumienia. Kościół ma instytuty i wykwalifikowaną kadrę, istnieją szkoły organistowskie i wydziały muzyczne, które zajmują się z urzędu muzyką liturgiczną. Na ten temat powstają opracowania naukowe, ludzie piszą magisteria, doktoraty, habilitują się. Myślę, że praktyka oderwała się od tego, co dzieje się na nobliwych wydziałach muzycznych. Mamy do czynienia z dryfowaniem. Tam, gdzie jest dobry organista i świadomy proboszcz albo grupa entuzjastów, którzy szanują stary repertuar i widzą w nim wartość, jest jeszcze nieźle. Jeżeli nie ma tam kogoś, kto pielęgnuje stary repertuar, to Kościół milczy, Kościół nie śpiewa.

- Dlaczego tak Pan się upiera przy starym repertuarze?

- Po pierwsze: ten repertuar jest powszechny. Jest też dostępny we wszystkich śpiewnikach, książeczkach do nabożeństwa.

Po drugie: ma on swoją wartość i patynę. Jest to rzecz gustu, dla mnie ten repertuar jest piękny. Przez lata zostały w nim rzeczy najbardziej wartościowe. Praktyka pokoleń odsiewa niepotrzebny balast, zostają tylko naturalne rozwiązania, które są przez wszystkich akceptowane. Każde pokolenie dodaje coś nowego, ale jest też naturalne sito, które odsiewa rzeczy genialne od zdecydowanie słabszych, które odchodzą w zapomnienie.

Rzecz trzecia: ludzie przez to, że mają szanse włączyć się we wspólny śpiew, uczestniczą żywo w liturgii. Ofiara jest rzeczywiście ofiarą wspólnoty. Liturgia nie powinna być ekspresją danej wspólnoty i jej świadomości w danym momencie. Wspólnoty się zmieniają, a liturgia trwa. Każda wspólnota, która jest dzisiaj zgromadzona wokół Stołu Pańskiego - w Gdańsku, Szczecinie czy w Małkini - to jest także wspólnota Kościoła powszechnego, która modli się według podobnego rytu i w ten sam sposób wielbi Pana. Ale jest to też wspólnota rozpięta w pokoleniach, jest Ofiara moja sprawowana wspólnie z Kościołem sprzed stu lat, który modlił się podobnie, śpiewał podobnie i wielbił Pana podobnie. Jest wspólnota z pokoleniami, które odeszły, z wieloma anonimowymi świętymi, którzy tworzyli Kościół przez wiele wieków. To bardzo ważna rzecz.

- Niedzisiejszość liturgii nie musi być jest wadą?

- Niedzisiejszość starej liturgii jest jej zaletą. Ponieważ nie umizguje się do współczesnych gustów, do tego, co nam proponują media, szkoła, dom kultury, telewizja, zsekularyzowany świat. Właśnie przez tę swoją inność i dostojeństwo, właśnie przez tę niedzisiejszość może być ona dla nas tak fascynująca, ciekawa i uduchowiona.

- Czy nie należy być wyrozumiałym dla grup, które co prawda byle jak i byle co grają na gitarach, lecz autentycznie przeżywają swoją wiarę?

- Nie chodzi o poziom wtajemniczenia na konkretnym instrumencie. Stare pieśni można przecież zaśpiewać przy gitarze i przy niewielkim opanowaniu instrumentu. Chodzi o rzecz podstawową, żeby to nie był występ, a służba Kościołowi. Niech sobie ci młodzi ludzie, którzy przynoszą gitarę do kościoła zadadzą kilka pytań: Czym jest to moje granie w kościele? Czy jest służbą dla wspólnoty? Czy tak gram, żeby ludzie, którzy przyjdą na Mszę św., mogli wspólnie zaśpiewać? Czy moje granie ma związek z czasem liturgicznym i czytaniami?

- Słowa pieśni mają ogromne znaczenie...

- To jest niezwykle ważna rzecz. Śpiewamy posługując się słowem, nie możemy bezkarnie, nonszalancko czy bezwiednie wprowadzać tekstów pieśni, które są być może zacne lub piękne, ale zupełnie oderwane od liturgii. Przecież czytania mają głęboką katechezę, teologię. Należy je zrozumieć i dostosować do nich pieśni z przebogatego tradycyjnego repertuaru. Jeżeli tego się nie potrafi, to lepiej nie śpiewać. Zdarza się tak, że niewłaściwą pieśnią zmienia się zupełnie przekaz zawarty w czytaniach.

Pieśni powinny być zgodne z rokiem liturgicznym. Do młodych wspólnot, czy to z Neokatechumentu, czy z Odnowy w Duchu Świętym, przedostało się dużo pieśni uwielbienia. I przez cały rok słuchać - Alleluja! Czy to Boże Narodzenie czy Wielki Post. Tak, te pieśni uwielbienia są piękne, ale, na miłość Boską, uwzględniajmy rok liturgiczny!

- Czy nie postuluje Pan pewnego elitaryzmu muzycznego?

- Wręcz przeciwnie, postuluję powszechność, to znaczy, że gdy pojadę do kościoła np. w Międzyrzeczu Podlaskim, jestem w stanie w czterech miejscach Mszy św. - na wejście, na ofiarowanie, na Komunię i na rozesłanie - zaśpiewać ze zgromadzonymi tam wiernymi. Ponieważ oni będą posługiwali się tymi pieśniami, które Kościół przez stulecia stworzył, a które ks. Siedlecki zebrał w jeden kilkusetstronicowy śpiewnik. Postuluję powszechność oraz dostępność tego repertuaru.

- Dawniej muzyką powszechną muzyką Kościoła był chorał gregoriański. Dzisiaj wydaje się, że ze względu na łacinę jest on niedostępny dla wiernych...

- Nie proponuję wszędzie wprowadzenia chorału gregoriańskiego, choć jest on bardzo piękny. Ale też uważam, że powinny być miejsca i takie kościoły, żeby wierni, którzy chcą, mogli pójść i uczestniczyć we Mszy rzymskiej. Jeśli jestem za granicą, mogę uczestniczyć we Mszy łacińskiej, nawet nie znając miejscowego języka. Byłem piętnaście lat ministrantem, zaczynałem jeszcze przed Soborem. Wiem, jakie są części Mszy św., znam modlitwy łacińskie.

Dochodzimy znowu do powszechności Kościoła. Msza rzymska jest czymś absolutnie wspaniałym, gdyż pokazuje uniwersum naszego Kościoła i jego powszechność w skali globalnej. A jednocześnie jest pięknym ukłonem w stronę tradycji, soboru trydenckiego i pięćsetletniej praktyki.

- Czy ideałem byłoby, gdyby w każdej parafii był chór kościelny?

- Oczywiście, byłoby to ideałem, ale tam, gdzie nie ma chóru, dobrze by było, żeby przynajmniej był przytomny organista, który jest w stanie ustalić z celebransem repertuar pieśni albo skorzystać z materiałów, które kurie wysyłają do parafii, gdzie są zaproponowane pieśni na każdą niedzielę. Istnieją takie materiały, wystarczy z nich skorzystać.

Nie jest to możliwe, aby w każdej parafii był chór, ale gdy istnieje, jest wspaniałym miejscem tworzenia się wspólnoty parafialnej. Dzisiaj ludzie są zabiegani, ale ci, którzy mogliby poświęcić dwie godziny w tygodniu na spotkanie chóru, mogliby stworzyć w parafii zupełnie nowy klimat. Jak pięknie mogą wyglądać wszystkie pierwsze Komunie św., śluby, święta, odpusty w parafii, gdzie śpiewa chór! Jak może to wzbogacić niedzielne uczestnictwo we Mszy św.! Chór musi pełnić służebną rolę dla parafii, powinien rozśpiewać wszystkich zgromadzonych.

- Bardzo ważną osobą powinien być organista, który obecnie spychany jest na margines życia parafialnego...

- Rozmawiałem z wieloma organistami. Niestety, często narzekają na słabe uposażenie. Jest to ciężka praca, jest to niewdzięczna służba. Coraz trudniej o dobrego organistę. Jeżeli organista w warszawskim kościele, od lat bez podwyżki, ma 600 zł zapłaty, bez ubezpieczenia medycznego i emerytalnego, to należy podziwiać, że pracuje. Należy zaapelować nie tylko do proboszczów, ale także do wiernych. Dopóki my, wierni, będziemy kładli złotówkę na tacę tygodniowo, to sytuacja nie może się zmienić. Księża nie mają pieniędzy, aby zapłacić dobrze organiście.

Dzisiaj, w czasach kryzysu, wielu katolików mających przygotowanie muzyczne, po odpowiednim przeszkoleniu, przyjęłoby pracę w kościele jako organista. Obawiam się, że nie rozpatrują takiej ewentualności, gdyż zarobki są naprawdę groszowe. Brak pieniędzy powoduje, że proboszcz woli skorzystać z usług amatora-entuzjasty, który często gra dziwne rzeczy.

- Dziękuję za rozmowę.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

2002-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Przyjeżdżają turyści, wyjeżdżają pielgrzymi

2025-04-08 15:22

Niedziela Ogólnopolska 15/2025, str. 24-26

[ TEMATY ]

wiara

Kalwaria Zebrzydowska

Karol Porwich/Niedziela

Jeżeli człowiek naprawdę chce spotkać Boga i szuka ciszy w dzisiejszym świecie, to Kalwaria Zebrzydowska jest do tego idealnym miejscem – mówi Mateusz Wałach, który na własne oczy zobaczył tutaj cud uzdrowienia.

Kalwaria Zebrzydowska to nie tylko bazylika i Cudowny Obraz, ale również dróżki, na których są upamiętnione najważniejsze wydarzenia zbawcze. Sanktuarium należy dzisiaj do najciekawszych w Polsce założeń krajobrazowo-architektonicznych i jest zaraz po Częstochowie drugim najchętniej wybieranym kierunkiem pielgrzymkowym.
CZYTAJ DALEJ

Niedziela Palmowa

Szósta niedziela Wielkiego Postu nazywana jest Niedzielą Palmową, czyli Męki Pańskiej, i rozpoczyna obchody Wielkiego Tygodnia.

W ciągu wieków otrzymywała różne określenia: Dominica in palmis, Hebdomada VI die Dominica, Dominica indulgentiae, Dominica Hosanna, Mała Pascha, Dominica in autentica. Niemniej, była zawsze niedzielą przygotowującą do Paschy Pana. Liturgia Kościoła wspomina tego dnia uroczysty wjazd Pana Jezusa do Jerozolimy, o którym mówią wszyscy czterej Ewangeliści ( por. Mt 21, 1-10; Mk 11, 1-11; Łk 19, 29-40; J 12, 12-19), a także rozważa Jego Mękę. To właśnie w Niedzielę Palmową ma miejsce obrzęd poświęcenia palm i uroczysta procesja do kościoła. Zwyczaj święcenia palm pojawił się ok. VII w. na terenach dzisiejszej Francji. Z kolei procesja wzięła swój początek z Ziemi Świętej. To właśnie Kościół w Jerozolimie starał się jak najdokładniej "powtarzać" wydarzenia z życia Pana Jezusa. W IV w. istniała już procesja z Betanii do Jerozolimy, co poświadcza Egeria. Według jej wspomnień patriarcha wsiadał na oślicę i wjeżdżał do Świętego Miasta, zaś zgromadzeni wierni, witając go w radości i w uniesieniu, ścielili przed nim swoje płaszcze i palmy. Następnie wszyscy udawali się do bazyliki Anastasis (Zmartwychwstania), gdzie sprawowano uroczystą liturgię. Owa procesja rozpowszechniła się w całym Kościele mniej więcej do XI w. W Rzymie szósta niedziela Przygotowania Paschalnego była początkowo wyłącznie Niedzielą Męki Pańskiej, kiedy to uroczyście śpiewano Pasję. Dopiero w IX w. do liturgii rzymskiej wszedł jerozolimski zwyczaj procesji upamiętniającej wjazd Pana Jezusa do Jerusalem. Obie tradycje szybko się połączyły, dając liturgii Niedzieli Palmowej podwójny charakter (wjazd i Męka) . Przy czym, w różnych Kościołach lokalnych owe procesje przyjmowały rozmaite formy: biskup szedł piechotą lub jechał na osiołku, niesiono ozdobiony palmami krzyż, księgę Ewangelii, a nawet i Najświętszy Sakrament. Pierwszą udokumentowaną wzmiankę o procesji w Niedzielę Palmową przekazuje nam Teodulf z Orleanu (+ 821). Niektóre też przekazy zaświadczają, że tego dnia biskupom przysługiwało prawo uwalniania więźniów (czyżby nawiązanie do gestu Piłata?). Dzisiaj odnowiona liturgia zaleca, aby wierni w Niedzielę Męki Pańskiej zgromadzili się przed kościołem (zaleca, nie nakazuje), gdzie powinno odbyć się poświęcenie palm, odczytanie perykopy ewangelicznej o wjeździe Pana Jezusa do Jerozolimy i uroczysta procesja do kościoła. Podczas każdej Mszy św., zgodnie z wielowiekową tradycją czyta się opis Męki Pańskiej (według relacji Mateusza, Marka lub Łukasza - Ewangelię św. Jana odczytuje się w Wielki Piątek). W Polsce istniał kiedyś zwyczaj, że kapłan idący na czele procesji trzykrotnie pukał do zamkniętych drzwi kościoła, aż mu otworzono. Miało to symbolizować, iż Męka Zbawiciela na krzyżu otwarła nam bramy nieba. Inne źródła przekazują, że celebrans uderzał poświęconą palmą leżący na ziemi w kościele krzyż, po czym unosił go do góry i śpiewał: "Witaj krzyżu, nadziejo nasza!". Niegdyś Niedzielę Palmową na naszych ziemiach nazywano Kwietnią. W Krakowie (od XVI w.) urządzano uroczystą centralną procesję do kościoła Mariackiego z figurką Pana Jezusa przymocowaną do osiołka. Oto jak wspomina to Mikołaj Rey: "W Kwietnią kto bagniątka (bazi) nie połknął, a będowego (dębowego) Chrystusa do miasta nie doprowadził, to już dusznego zbawienia nie otrzymał (...). Uderzano się także gałązkami palmowymi (wierzbowymi), by rozkwitająca, pulsująca życiem wiosny witka udzieliła mocy, siły i nowej młodości". Zresztą do dnia dzisiejszego najlepszym lekarstwem na wszelkie choroby gardła według naszych dziadków jest właśnie bazia z poświęconej palmy, którą należy połknąć. Owe poświęcone palmy zanoszą dziś wierni do domów i zawieszają najczęściej pod krzyżem. Ma to z jednej strony przypominać zwycięstwo Chrystusa, a z drugiej wypraszać Boże błogosławieństwo dla domowników. Popiół zaś z tych palm w następnym roku zostanie poświęcony i użyty w obrzędzie Środy Popielcowej. Niedziela Palmowa, czyli Męki Pańskiej, wprowadza nas coraz bardziej w nastrój Świąt Paschalnych. Kościół zachęca, aby nie ograniczać się tylko do radosnego wymachiwania palmami i krzyku: " Hosanna Synowi Dawidowemu!", ale wskazuje drogę jeszcze dalszą - ku Wieczernikowi, gdzie "chleb z nieba zstąpił". Potem wprowadza w ciemny ogród Getsemani, pozwala odczuć dramat Jezusa uwięzionego i opuszczonego, daje zasmakować Jego cierpienie w pretorium Piłata i odrzucenie przez człowieka. Wreszcie zachęca, aby pójść dalej, aż na sam szczyt Golgoty i wytrwać do końca. Chrześcijanin nie może obojętnie przejść wobec wiszącego na krzyżu Chrystusa, musi zostać do końca, aż się wszystko wypełni... Musi potem pomóc zdjąć Go z krzyża i mieć odwagę spojrzeć w oczy Matce trzymającej na rękach ciało Syna, by na końcu wreszcie zatoczyć ciężki kamień na Grób. A potem już tylko pozostaje mu czekać na tę Wielką Noc... To właśnie daje nam Wielki Tydzień, rozpoczynający się Niedzielą Palmową. Wejdźmy zatem uczciwie w Misterium naszego Pana Jezusa Chrystusa...
CZYTAJ DALEJ

Iść całym sercem za Chrystusem

2025-04-13 17:31

Ks. Wojciech Kania/Niedziela

Z sandomierskiego Rynku Starego Miasta wyruszyła uroczysta procesja z palmami, rozpoczynając obchody Niedzieli Palmowej.

Wierni zgromadzili się pod figurą Matki Bożej, gdzie Biskup Krzysztof Nitkiewicz poświęcił przyniesione palmy, a następnie odczytany został fragment Ewangelii o wjeździe Jezusa do Jerozolimy. Po modlitwie uformowała się procesja, która przeszła do bazyliki katedralnej, gdzie celebrowana była Msza świętą pod przewodnictwem Biskupa Ordynariusza.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję