Reklama

Owoce Roku Kapłańskiego

Niedziela wrocławska 25/2010

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Marta Pietkiewicz: - Benedykt XVI w swoim liście na inaugurację Roku Kapłańskiego zachęcał księży do naśladowania św. Jana Marii Vianneya oraz do tego, by odnowić w sobie ideał zawierzenia się Bogu i Kościołowi bez reszty. Patrząc z perspektywy tego roku - duchownym była potrzebna taka świeżość?

Abp Marian Gołębiewski: - Taka inicjatywa ogólnoświatowa, duszpasterska, jak Rok Kapłański, jest naprawdę błogosławiona. Była okazją do przypomnienia wspaniałej postaci francuskiego proboszcza, św. Jana Marii Vianneya. Ale trzeba pamiętać także o tym, ile na całym świecie popłynęło w tym czasie modlitwy, ile różnych sympozjów, ile wydanych książek, ile artykułów, ile refleksji, medytacji na temat życia kapłańskiego i kapłanów. To z pewnością jest wielkie dobro, które się tworzyło i które jeszcze się tworzy. Sądzę, że dobrze się stało, że Benedykt XVI taką inicjatywę podjął, bo w tym świecie, w jakim żyjemy - pluralistycznym i skażonym relatywizmem, czy laicyzmem, potrzeba jasnych wzorów osobowych, potrzeba wyrazistych świadków wiary i zmartwychwstania. To jest wyzwanie i zadanie dla współczesnego kapłana.

- Na jakie najmocniejsze akcenty Roku Kapłańskiego zwróciłby Ksiądz Arcybiskup uwagę?

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

- Samo hasło „Wierność Chrystusa, wierność kapłana” mówi samo za siebie. Trzeba tylko tutaj odpowiednio rozkładać akcenty, żeby wydobyć wszystkie treści, które w tym haśle są zawarte. Dla nas, żyjących między Odrą, Wisłą i Bugiem, jest to przesłanie, by być zawsze bardzo blisko swoich wiernych, bardzo blisko ludu Bożego. Na tym polegała siła Kościoła w Polsce przez wieki. Nawet kiedy znikła państwowość, Kościół był z narodem. Stąd też u nas nie było bohaterów antyklerykalnych, antypapieskich, jak to się działo choćby we Włoszech, czy we Francji. U nas byli ludzie, którzy byli bohaterami narodowymi i byli dziećmi Kościoła. Myślę, że to było coś pięknego. Wrócę do bardzo ciężkich przeżyć okresu wojennego, kiedy kapłani poszli do obozów koncentracyjnych, kiedy siostry zakonne usługiwały powstańcom warszawskim. Po wojnie ci kapłani, którzy zaangażowali się w sprawy Ojczyzny bardzo często szli do więzienia, czy byli sądzeni w procesach publicznych. Myślę, że to jest ten trwały owoc duchowości kapłańskiej, który w takich postawach się wyrażał. Ta ścisła więź z ludem pozostaje jako wyzwanie bardzo aktualne.

- Także Benedykt XVI wzywał kapłanów do współpracy z laikatem. Bardzo dużo mówiło się i mówi nadal o Roku Kapłańskim wśród samych kapłanów. Pojawia się tu jednak pytanie: czy nie zapomniano nieco o świeckich? Czy można w tym kontekście mówić o straconych szansach tego czasu?

- Myślę, że nasi wierni dobrze zrozumieli ideę tej inicjatywy. Przypominam sobie posiedzenie Rady Duszpasterskiej Archidiecezji Wrocławskiej. Mówiliśmy wtedy o programie duszpasterskim. To właśnie świeccy członkowie Rady zaproponowali, żeby publicznie, po głównych Mszach Świętych w naszych kościołach w Roku Kapłańskim modlić się za kapłanów. To oni pierwsi wyszli z tą inicjatywą. Sądzę, że w dobrze funkcjonującej wspólnocie parafialnej ten rezonans między kapłanem a wiernymi jest bardzo spójny i harmonijny. Uważam, że podczas Roku Kapłańskiego mogli zyskać i duchowo podnieść się na wyższy poziom nie tylko kapłani, ale wszyscy wierni.

- Ten Rok zaowocował m.in. Ogólnopolską Pielgrzymką kapłanów na Jasną Górę - takich wydarzeń było więcej. Które z nich najbardziej utkwiły Księdzu Arcybiskupowi w pamięci?

- Chciałbym tu wspomnieć o wydarzeniach, jakie miały miejsce w naszej archidiecezji. Wrocławskie Dni Duszpasterskie, wyraźnie nawiązujące do tematyki kapłaństwa i Roku Kapłańskiego. Szczególną wymowę miał także Wielki Czwartek. Zawsze tego dnia towarzyszy nam odnowienie przyrzeczeń kapłańskich. W tym roku ten akcent był bardzo wyraźny. Ponadto należy wspomnieć archidiecezjalną pielgrzymkę duchowieństwa i wiernych na Jasną Górę we wrześniu 2009 r. z intencją dziękczynną za dar kapłaństwa oraz udział reprezentacji kapłanów AW w zakończeniu RK w Rzymie 11 czerwca 2010 r.

- Wśród wszystkich niezwykle pozytywnych wydarzeń i owoców pogłębionej refleksji nad kapłaństwem nie da się pominąć tych niechlubnych, które w Roku Kapłańskim wybrzmiały dość mocno. Chodzi mi o sprawy molestowania przez księży oraz o kwestie innych skandali. Przyzna Ksiądz Arcybiskup, że w ciągu tego Roku było ich naprawdę wiele.

- Nie chcę specjalnie rozwijać tego problemu, bo postawa Benedykta XVI jest bardzo jasna, jeśli chodzi o nadużycia. Dał temu wyraz w liście skierowanym do biskupów irlandzkich. Można szukać przyczyn, dlaczego tak się dzieje. Ja zwróciłbym również uwagę na fakt, że kraje takie jak Irlandia miały ogromną ilość szkół katolickich, nieporównywalnie większą niż w Polsce. Dlatego może tam wyraźniej ujawniło się to zło. Trzeba też dla równowagi powiedzieć, że było dużo przesady w mediach. Pojawiały się takie insynuacje, jakoby wszyscy kapłani tak postępowali. To nie jest pocieszanie się, ale trzeba mówić obiektywnie i zgodnie z prawdą: procentowo to jednak nie była tak wielka ilość księży. Jestem też zdania, żeby te sprawy załatwiać zdecydowanie i dążyć do tego, żeby nie miały one miejsca.

- Dziś wierni mają co do kapłanów konkretne, aczkolwiek niezwykle zróżnicowane oczekiwania. Na przykład o księdzu, który ma samochód mówi się, że jest bogaty. Jednak jeśli ksiądz samochodu nie posiada, niezwłocznie pojawia się pytanie: co on robi z pieniędzmi? Jaki ma być kapłan na miarę naszych czasów?

- Myślę, że nikt rozsądny nie będzie robił afery z tego powodu, że ksiądz ma samochód, a ma do obsługi dwa czy trzy kościoły filialne. Z resztą przeciętny obywatel też ma już samochód, także trzeba to oceniać spokojnie. Oczywiście nie jestem za bogaceniem się księży, bo nie taki jest cel kapłaństwa. Kapłaństwo to służba Bogu i ludziom, służba Chrystusowi, to żywe świadectwo wiary - to jest najważniejsze. A wszystkie inne rzeczy są kwestią drugorzędną, która może być pomocna w pracy ewangelizacyjnej, ale jeśli zagubimy hierarchę wartości, to może również stać się przeszkodą.

- Kapłan musi też trwać w konkretnych warunkach społecznych oraz, co widać szczególnie na przykładzie aktualnej sytuacji w Polsce, także w warunkach politycznych. Czy kapłan może formować swoich wiernych także pod względem poglądów politycznych?

- Musi uczyć również w polityce moralności i zasad etycznych. To jest nasz obowiązek. Natomiast nie powinien opowiadać się bezpośrednio publicznie za tym, czy innym kandydatem, ponieważ kapłan służy wszystkim. Kościół jest dla wszystkich i kapłan też. W swojej parafii może mieć zwolenników różnych opcji i dlatego nie może stanąć im na przeszkodzie. Ma jednoczyć. A sumienie chrześcijanina, czy jego świadomość polityczna podyktuje, za jakim kandydatem się opowiedzieć. Polecałbym nawet przy końcu tej kampanii wyborczej, żeby zachować duży dystans i unikać wielkich emocji, które związane są z katastrofą smoleńską i wielką powodzią. Apelowałbym, żeby zachować umiar i dokonać rozsądnego wyboru prezydenta.

- Podczas jednego z kazań mówił Ksiądz Arcybiskup, że kapłan musi pamiętać, że gdy sprawuje posługę, staje in persona Christi

Reklama

- Szczególnie mocno zostało to podkreślone w dokumentach Soboru Watykańskiego II. Myślę, że jest to prawda dla samego kapłana, ale i dla wiernych. Żeby wierny, który klęka przy konfesjonale wiedział, że nie jest najważniejszy bardziej lub mniej znajomy ksiądz, ale to, że ten ksiądz działa in persona Christi. To znaczy, że rozgrzesza mnie w tym konfesjonale sam Chrystus; chrzci Chrystus, bierzmuje sam Chrystus. Kapłan jest narzędziem działającym w Osobie Jezusa Chrystusa.

- Ks. Jan Twardowski napisał w jednym ze swoich wierszy: Własnego kapłaństwa się boję, własnego kapłaństwa się lękam. I przed kapłaństwem w proch padam, i przed kapłaństwem klękam. Podpisałby się Ksiądz Arcybiskup pod tymi słowami?

- To jest piękne sformułowanie i wielka prawda. Gdybyśmy na co dzień uświadamiali sobie, czym jest kapłaństwo, to, jak powiedział św. Jan Maria Vianney, można by z przerażenia umrzeć na miejscu. O tej prawdzie kapłaństwa trzeba sobie przypominać.

- Skończył się już Rok Kapłański, ale nie skończyła się wraz nim pamięć o kapłanach.

- Pamiętajmy o kapłanach, a przede wszystkim módlmy się za nich, by sprostali swoim obowiązkom.

2010-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

#NiezbędnikMaryjny: Litania Loretańska - wezwania

[ TEMATY ]

litania loretańska

Adobe Stock

Litania Loretańska to jeden z symboli miesiąca Maja. Jest ona także nazywana „modlitwą szturmową”. Klamrą kończąca litanię są wezwania rozpoczynające się od słowa ,,Królowo”. Czy to nie powinno nam przypominać kim dla nas jest Matka Boża, jaką ważną rolę odgrywa w naszym życiu?

KRÓLOWO ANIOŁÓW

CZYTAJ DALEJ

Św. Florian - patron strażaków

Św. Florianie, miej ten dom w obronie, niechaj płomieniem od ognia nie chłonie! - modlili się niegdyś mieszkańcy Krakowa, których św. Florian jest patronem. W 1700. rocznicę Jego męczeńskiej śmierci, właśnie z Krakowa katedra diecezji warszawsko-praskiej otrzyma relikwie swojego Patrona. Kim był ten Święty, którego za patrona obrali także strażacy, a od którego imienia zapożyczyło swą nazwę ponad 40 miejscowości w Polsce?

Zachowane do dziś źródła zgodnie podają, że był on chrześcijaninem żyjącym podczas prześladowań w czasach cesarza Dioklecjana. Ten wysoki urzędnik rzymski, a według większości źródeł oficer wojsk cesarskich, był dowódcą w naddunajskiej prowincji Norikum. Kiedy rozpoczęło się prześladowanie chrześcijan, udał się do swoich braci w wierze, aby ich pokrzepić i wspomóc. Kiedy dowiedział się o tym Akwilinus, wierny urzędnik Dioklecjana, nakazał aresztowanie Floriana. Nakazano mu wtedy, aby zapalił kadzidło przed bóstwem pogańskim. Kiedy odmówił, groźbami i obietnicami próbowano zmienić jego decyzję. Florian nie zaparł się wiary. Wówczas ubiczowano go, szarpano jego ciało żelaznymi hakami, a następnie umieszczono mu kamień u szyi i zatopiono w rzece Enns. Za jego przykładem śmierć miało ponieść 40 innych chrześcijan.
Ciało męczennika Floriana odnalazła pobożna Waleria i ze czcią pochowała. Według tradycji miał się on jej ukazać we śnie i wskazać gdzie, strzeżone przez orła, spoczywały jego zwłoki. Z czasem w miejscu pochówku powstała kaplica, potem kościół i klasztor najpierw benedyktynów, a potem kanoników laterańskich. Sama zaś miejscowość - położona na terenie dzisiejszej górnej Austrii - otrzymała nazwę St. Florian i stała się jednym z ważniejszych ośrodków życia religijnego. Z czasem relikwie zabrano do Rzymu, by za jego pośrednictwem wyjednać Wiecznemu Miastu pokój w czasach ciągłych napadów Greków.
Do Polski relikwie św. Floriana sprowadził w 1184 książę Kazimierz Sprawiedliwy, syn Bolesława Krzywoustego. Najwybitniejszy polski historyk ks. Jan Długosz, zanotował: „Papież Lucjusz III chcąc się przychylić do ciągłych próśb monarchy polskiego Kazimierza, postanawia dać rzeczonemu księciu i katedrze krakowskiej ciało niezwykłego męczennika św. Floriana. Na większą cześć zarówno świętego, jak i Polaków, posłał kości świętego ciała księciu polskiemu Kazimierzowi i katedrze krakowskiej przez biskupa Modeny Idziego. Ten, przybywszy ze świętymi szczątkami do Krakowa dwudziestego siódmego października, został przyjęty z wielkimi honorami, wśród oznak powszechnej radości i wesela przez księcia Kazimierza, biskupa krakowskiego Gedko, wszystkie bez wyjątku stany i klasztory, które wyszły naprzeciw niego siedem mil. Wszyscy cieszyli się, że Polakom, za zmiłowaniem Bożym, przybył nowy orędownik i opiekun i że katedra krakowska nabrała nowego blasku przez złożenie w niej ciała sławnego męczennika. Tam też złożono wniesione w tłumnej procesji ludu rzeczone ciało, a przez ten zaszczytny depozyt rozeszła się daleko i szeroko jego chwała. Na cześć św. Męczennika biskup krakowski Gedko zbudował poza murami Krakowa, z wielkim nakładem kosztów, kościół kunsztownej roboty, który dzięki łaskawości Bożej przetrwał dotąd. Biskupa zaś Modeny Idziego, obdarowanego hojnie przez księcia Kazimierza i biskupa krakowskiego Gedko, odprawiono do Rzymu. Od tego czasu zaczęli Polacy, zarówno rycerze, jak i mieszczanie i wieśniacy, na cześć i pamiątkę św. Floriana nadawać na chrzcie to imię”.
W delegacji odbierającej relikwie znajdował się bł. Wincenty Kadłubek, późniejszy biskup krakowski, a następnie mnich cysterski.
Relikwie trafiły do katedry na Wawelu; cześć z nich zachowano dla wspomnianego kościoła „poza murami Krakowa”, czyli dla wzniesionej w 1185 r. świątyni na Kleparzu, obecnej bazyliki mniejszej, w której w l. 1949-1951 jako wikariusz służył posługą kapłańską obecny Ojciec Święty.
W 1436 r. św. Florian został ogłoszony przez kard. Zbigniewa Oleśnickiego współpatronem Królestwa Polskiego (obok świętych Wojciecha, Stanisława i Wacława) oraz patronem katedry i diecezji krakowskiej (wraz ze św. Stanisławem). W XVI w. wprowadzono w Krakowie 4 maja, w dniu wspomnienia św. Floriana, doroczną procesję z kolegiaty na Kleparzu do katedry wawelskiej. Natomiast w poniedziałki każdego tygodnia, na Wawelu wystawiano relikwie Świętego. Jego kult wzmógł się po 1528 r., kiedy to wielki pożar strawił Kleparz. Ocalał wtedy jedynie kościół św. Floriana. To właśnie odtąd zaczęto czcić św. Floriana jako patrona od pożogi ognia i opiekuna strażaków. Z biegiem lat zaczęli go czcić nie tylko strażacy, ale wszyscy mający kontakt z ogniem: hutnicy, metalowcy, kominiarze, piekarze. Za swojego patrona obrali go nie tylko mieszkańcy Krakowa, ale także Chorzowa (od 1993 r.).
Ojciec Święty z okazji 800-lecia bliskiej mu parafii na Kleparzu pisał: „Święty Florian stał się dla nas wymownym znakiem (...) szczególnej więzi Kościoła i narodu polskiego z Namiestnikiem Chrystusa i stolicą chrześcijaństwa. (...) Ten, który poniósł męczeństwo, gdy spieszył ze swoim świadectwem wiary, pomocą i pociechą prześladowanym chrześcijanom w Lauriacum, stał się zwycięzcą i obrońcą w wielorakich niebezpieczeństwach, jakie zagrażają materialnemu i duchowemu dobru człowieka. Trzeba także podkreślić, że święty Florian jest od wieków czczony w Polsce i poza nią jako patron strażaków, a więc tych, którzy wierni przykazaniu miłości i chrześcijańskiej tradycji, niosą pomoc bliźniemu w obliczu zagrożenia klęskami żywiołowymi”.

CZYTAJ DALEJ

Wytrwajcie w miłości mojej!

2024-05-03 22:24

[ TEMATY ]

rozważania

O. prof. Zdzisław Kijas

Agata Kowalska

Wytrwajcie w miłości mojej! – mówi jeszcze Jezus. O miłość czy przyjaźń trzeba zabiegać, a kiedy się je otrzymuje, trzeba starać się, by ich nie spłoszyć, nie zmarnować, nie zniszczyć. Trzeba podjąć wysiłek, by w nich wytrwać. Rzeczy cenne nie przychodzą łatwo. Pojawiają się też niezmiernie rzadko, dlatego cenić je trzeba, kiedy się wreszcie je osiągnie, trzeba podjąć starania, by w nich wytrwać.

Ewangelia (J 15, 9-17)

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję