Reklama

Sycylijka z posługą w Kielcach

Urodziła się na najpiękniejszej wyspie na świecie, gdzie od czasu do czasu dymi Etna, a wiosną świeci słońce, ogrzewające pola pomarańcz i cytryn. Czuć tu zapach Morza Tyrreńskiego, a niebo naprawdę jest błękitne. Nie można oderwać oczu od starożytnych greckich świątyń stojących na wzgórzach i drzew migdałowych poniżej, obsypanych delikatnym różowym kwieciem, wyglądającym jak puchowy kobierzec. I te upalne powiewy gorącego powietrza rozgrzanego nad Sacharą... Kto nie urodził się na Sycylii - nie zrozumie. Nie zrozumie historii, przyrody i ludzi, którzy przez wieki przechowywali w swoich domach i swoich sercach największy skarb: skarb wiary

Niedziela kielecka 10/2011

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Mieszkali w Palma di Montechiaro - małym miasteczku w krainie świętych. Tak, ta ziemia wydała wielu świętych ludzi: Giuseppe Tomasi di Lampedusa oraz świętą ascetkę, siostrę klauzurową - Marię Crocifissa.

Sycylijka

Mama była prawdziwą Sycylijką. Twardą kobietą, która wraz z mężem musiała zadbać o swoją rodzinę. Nie byli bogaci, żyli zwyczajnie, często z trudem wiązali koniec z końcem, a wszystko zdobywali ciężką pracą i wyrzeczeniem. W domu był rygor, ale też prawdziwa miłość do dzieci. W rodzinie Scopelitti przyszło na świat czworo dzieci, właśnie czekali na następne. Radosne oczekiwanie na piąte dziecko przerwała tragedia - ojciec rodziny, Nazareno, zginął śmiercią tragiczną. Po jego śmierci na świat przyszła dziewczynka. Matka, która tak bardzo kochała swojego męża, dała jej na imię Nazarena, aby przypominała miłość jej życia. Mama miała trzydzieści lat, mogła sobie jeszcze ułożyć życie, jednak wybrała to, co dał jej Bóg, nie wyszła za mąż. - Pan Bóg dał mi tylko jednego męża, zabrał go, a teraz mam drugie powołanie: być wdową. - mówiła. Tak odczytała swoje życie. Swoje nowe powołanie.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Maryjo, pomóż

Nazarena była żywa i energiczna. Co tu dużo mówić, czasem nawet sprawiającą kłopoty matce. Młoda, ładna dziewczyna, myślała o szybkim założeniu rodziny, skończeniu studiów i znalezieniu sobie pracy. Taki miała plan na własne życie. Aby utrzymać rodzinę, matka Nazareny wyjechała do pracy za granicę, w tym czasie, dzieciom pomagały siostry zakonne. Siostry opiekowały się dziećmi z wielu sycylijskich rodzin. Prowadziły przedszkola, ochronki, szkoły. Nazarena widziała jak dbały o młodzież, jak przelewały swoją miłość na nie. Słowa uczą, przykłady pociągają. Tak naprawdę, nie wiadomo dlaczego postanowiła zostać siostrą zakonną, co przeważyło, co było najważniejszą motywacją. Może postawa sióstr zakonnych, a może przykład kochanej mamy, która codziennie pokazywała jej wzór żywej wiary? Ta spracowana Sycylijka, zmęczona życiem wdowa, zawsze znajdowała czas, by się pomodlić, porozmawiać, a nawet „pokłócić” z Panem Bogiem. Często Nazarena widziała ją klęczącą, „dyskutującą” z Maryją. - Gdzie Ty jesteś? Nie widzisz, że potrzebujemy pomocy? Nie widzisz, że mam problem? Kiedy to wszystko się zmieni? - pytała. Wszystko się zmieniło.

Reklama

Nie zmarnować życia

To prawdopodobnie wzór życia i modlitwy matki oraz postawa sióstr zakonnych sprawiła, że Nazarena pewnego dnia powiedziała: - Chcę zostać zakonnicą. Matka nie dowierzała, koledzy i koleżanki uznały tę deklarację za żart. - Jak to? Ty, taka ładna, młoda dziewczyna, będziesz się „marnować” w klasztornych murach? A co z twoimi planami? Mężem, rodziną, dziećmi? Wiedziała, że jej wybór nie jest łatwy, że to wszystko nie takie proste, ale chciała wypełnić słowa Jezusa: Kto chce mnie naśladować, niech weźmie swój krzyż i idzie za mną. Poszła.
Wstąpiła do zakonu w Palermo, miała 17 lat, była jeszcze niepełnoletnia. Mama była pełna obaw, czy nie jest to „fanaberia” młodej dziewczyny? Nazareną też targały obawy: Może jednak to nie ta droga? Może jeszcze się zastanowić, przemyśleć? Mimo iż nie była pełnoletnia, siostry przyjęły ją z otwartymi ramionami. W zakonie skończyła szkołę średnią i zdała maturę. Dlaczego wstąpiła do tego właśnie zakonu? Blisko trzysta lat temu kard. Pietro Marcelino utworzył zakon sióstr, których charyzmatem była opieka i edukacja dzieci i młodzieży. Nazarena chciała być matką. Swoją matczyną miłość przelała na opuszczone i zaniedbane dzieci.

Jak królowa

Kościół w Palermo był wypełniony po brzegi, gdy na głowę Nazareny siostra wkładała wieniec z delikatnych róż, taki jakie panny młode zakładają do ślubu. Tak, Nazarena też szła do ślubu, jej oblubieńcem został Jezus Chrystus. Byli wszyscy znajomi, cała rodzina, mama, kochana mama, której łzy wzruszenia spływały po policzkach. Nie na darmo klękała w swojej izbie i ku Niebu wznosiła spracowane dłonie, krzycząc: - Maryjo, pamiętaj o nas i nie zostawiaj nas w potrzebie!
To był cudowny dzień. A jeszcze nie tak dawno przez głowę Nazareny przelatywały różne myśli: Czy jestem godna? Czy to dobry wybór? Czy wytrwam?
Przypominały się jej lata młodości, kiedy jako dziewczyna patrzyła na ludzi z jej miasteczka. Zwykli, normalni, zapracowani ludzie, którzy mimo swojej biedy, nigdy nie przechodzili obojętnie obok drugiego człowieka. Nawet zupełnie obcego. Pamięta wieczory, kiedy to do ich drzwi pukali uciekinierzy z Afryki, którzy łódkami przemierzali Morze Tyrreńskie, aby dopłynąć do „raju”. Do raju, w którym nikt na nich nie czekał. Czekały ich tylko pot i łzy. Mieszkańcy jej miasteczka od zawsze pomagali tym ludziom i dzielili się tym, co mieli. Bliźni to przecież każdy człowiek - mówili, nie tylko sąsiad, lub członek rodziny. Tak zapamiętała miejsce, w którym się urodziła i w którym się wychowała.

Reklama

Krzyczący Papież

Małą Nazarenę do Valle dei Templi przyprowadziła za rękę matka, był piękny słoneczny dzień. Pamięta greckie świątynie na górze, poniżej papieski ołtarz i setki tysięcy ludzi, a w dali morze. Ludzie płakali, słuchając słów Jana Pawła II, mówił do nich jak ojciec, jak ich bliski. Mówił o mafii, o rodzinnych tragediach, o potrzebie wytrwania w miłości do drugiego człowieka. Ten łagodny Papież, zawsze uśmiechnięty, tym razem nie mówił, ale krzyczał, głośno krzyczał, tak jakby chciał obudzić ludzkie sumienia. - Ludzie mafii mogą uciec przed ludzkimi sądami, ale nie uciekną przed sądem Boga - grzmiał. Zapamiętała tego Papieża, jego ostre słowa i głośne wołanie o sprawiedliwość. Po latach w Polsce w Masłowie znowu go spotkała, znowu krzyczącego: - Ta ziemia to moja matka, ta Ojczyzna! To są moi bracia i siostry! I zrozumcie, wy wszyscy, którzy lekkomyślnie podchodzicie do tych spraw, zrozumcie, że te sprawy nie mogą mnie nie obchodzić, nie mogą mnie nie boleć! - Papież mówił o moralności i o rodzinie. Takiego go zapamiętała, zatroskanego o rodzinę, o godność człowieka.

Reklama

Do dalekiego kraju

Siostra przełożona jechała do Polski na zaproszenie kieleckiego bp. Stanisława Szymeckiego. Biskup zaprosił włoskie siostry do pracy w diecezji. Do Kielc pojechała delegacja Zgromadzenia, wśród nich była młoda, dwudziestoczteroletnia s. Nazarena. Przyjechali do Polski, przywożąc ze sobą łzy Matki Bożej z Syrakuz. Pięćdziesiąt lat temu, gdy kard. Stefan Wyszyński był więziony przez komunistów, miał powiedzieć: - Matka Boża nie płacze tylko dla Sycylii, ale także dla Polski.
Zwiedzali diecezję kielecką, brali udział w Mszach św., w modlitewnych spotkaniach. Zobaczyła prawdziwą Polskę. Rozmodlonych ludzi i pełne kościoły. Była w Częstochowie i w Rabce na oazie. Po dwóch miesiącach pobytu w Polsce wróciła na Sycylię. Nie myślała, że tu wróci i że zostanie tak długo.

Dla dzieci

Siostry kupiły w Kielcach dom. Zaczęły się remonty, praca i problemy. Inna kultura, inny język, sposób życia, inne jedzenie i te paskudne zimy - wszystko inne. Nie było palącego słońca i zapachu pomarańczy. S. Nazarena szybko się aklimatyzowała, prawie z marszu poszła do przedszkola, aby opiekować się dziećmi. Pilnie uczyła się języka i poznawała nowych przyjaciół. Szybko też zorganizowała pierwsze w Kielcach prywatne przedszkole. Zaczęła się praca taka, jak na Sycylii, z dziećmi i dla dzieci. Misją sióstr jest przekazywanie miłości, wychowywanie dzieci na wzór Rodziny z Nazaretu. Z roku na rok coraz więcej osób powierza im swoje potomstwo, widząc ich zaangażowanie i owoce ich wychowania. Właśnie trwa rozbudowa przedszkola, do tej pory dla wielu chętnych brakowało miejsca. Wkrótce ma się to zmienić. Dzieciom trzeba tworzyć warunki, w których mogłyby się rozwijać w miłości i gdzie będą kochane. Dlatego wzorem dla sióstr jest Maryja, która wychowywała Jezusa. - To jest największa inwestycja: dziecko. Dziś często brakuje ludzi, którzy dają wzory do naśladowania, ludzi, którzy są świadkami prawdziwej miłości. My, siostry, dzielimy się z dziećmi i ich rodzinami chlebem i miłością, do tego zostałyśmy powołane.

Reklama

A odwiedziliście mnie...

Gdy przechodziła przez więzienne bramy, bała się, zwyczajnie po ludzku czuła strach. Mieli z nią przyjść znajomi, ale „coś im wypadło” i została sama. Przechodząc przez kolejne siedem bram, modliła się: „Pan moim Pasterzem, niczego mi nie braknie”. Przetrwała. Chociaż to pierwsze spotkanie z aresztantkami nie było przyjemne, przełamała się, postanowiła tu regularnie przychodzić. W rozmowach z osadzonymi kobietami powoli przełamywała ich strach i nieufność. Kobiety otwierały przed nią swoje serca i mówiły o swoich tragediach. Zachęcała je do modlitwy, do przylgnięcia do Pana Boga, do powierzenia właśnie Jemu swojego życia i swoich problemów. Polubiła te spotkania, tę ewangelizację, grę na gitarze, uczenie osadzonych piosenek, przygotowywanie niedzielnych Eucharystii. Mówi im o Bogu i o tym, że bez modlitwy nie da się być lepszym. Mówi im o tym, że Jezus umarł za wszystkich i każdy ma swoją szansę, że nikt nie został odrzucony i każdy ma możliwość powrotu, jeśli tylko chce. - Ja traktuję ich jak braci i siostry, którzy potrzebują miłości, ja ich nie potępiam, to są normalni ludzie, którzy błądzili w życiu. Może w ich rodzinach było za mało miłości? Może wiary i dobroci nie przekazała im ich matka? Teraz od nas potrzebują wsparcia i współczucia, a nie odrzucenia - mówi.

Polka?

Lubi mówić po polsku, podoba jej się ten język. Lubi słuchać ludzi, którzy mówią pięknym literackim językiem. Polski to piękny, wybitny język - podkreśla. Jak sama przyznaje „przestawiła się na ten język” i nawet „myśli” po polsku. Podoba się jej polska literatura, lubi Sienkiewicza, czytała „Quo vadis”. Ceni polską historię. Tłumaczyła z polskiego na włoski „Poezję oświęcimską”. Gdy obchodzone są święta narodowe, jako pierwsza na ulicy wywiesza biało-czerwoną flagę.
Zżyła się z Polską i z Polakami, mieszka w u nas już trzynaście lat. - Nasz dom zakonny w Kielcach jest znakiem czasu, który pokazuje światu, że Bóg potrafi kochać każdego i dla każdego potrafi na nowo umierać na krzyżu, dlatego Siostry przez modlitwę ofiarują swoje życie Panu Bogu w ciszy modlitwy i radosnej posłudze. Nasze przedszkole i nasze serca są zawsze otwarte na wszystkich.
Po latach spędzonych w kraju nad Wisłą może powtórzyć za Ojcem Świętym Janem Pawłem II: - Ta ziemia to moja matka, ta Ojczyzna! To są moi bracia i siostry!

2011-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Św. Florian - patron strażaków

Św. Florianie, miej ten dom w obronie, niechaj płomieniem od ognia nie chłonie! - modlili się niegdyś mieszkańcy Krakowa, których św. Florian jest patronem. W 1700. rocznicę Jego męczeńskiej śmierci, właśnie z Krakowa katedra diecezji warszawsko-praskiej otrzyma relikwie swojego Patrona. Kim był ten Święty, którego za patrona obrali także strażacy, a od którego imienia zapożyczyło swą nazwę ponad 40 miejscowości w Polsce?

Zachowane do dziś źródła zgodnie podają, że był on chrześcijaninem żyjącym podczas prześladowań w czasach cesarza Dioklecjana. Ten wysoki urzędnik rzymski, a według większości źródeł oficer wojsk cesarskich, był dowódcą w naddunajskiej prowincji Norikum. Kiedy rozpoczęło się prześladowanie chrześcijan, udał się do swoich braci w wierze, aby ich pokrzepić i wspomóc. Kiedy dowiedział się o tym Akwilinus, wierny urzędnik Dioklecjana, nakazał aresztowanie Floriana. Nakazano mu wtedy, aby zapalił kadzidło przed bóstwem pogańskim. Kiedy odmówił, groźbami i obietnicami próbowano zmienić jego decyzję. Florian nie zaparł się wiary. Wówczas ubiczowano go, szarpano jego ciało żelaznymi hakami, a następnie umieszczono mu kamień u szyi i zatopiono w rzece Enns. Za jego przykładem śmierć miało ponieść 40 innych chrześcijan.
Ciało męczennika Floriana odnalazła pobożna Waleria i ze czcią pochowała. Według tradycji miał się on jej ukazać we śnie i wskazać gdzie, strzeżone przez orła, spoczywały jego zwłoki. Z czasem w miejscu pochówku powstała kaplica, potem kościół i klasztor najpierw benedyktynów, a potem kanoników laterańskich. Sama zaś miejscowość - położona na terenie dzisiejszej górnej Austrii - otrzymała nazwę St. Florian i stała się jednym z ważniejszych ośrodków życia religijnego. Z czasem relikwie zabrano do Rzymu, by za jego pośrednictwem wyjednać Wiecznemu Miastu pokój w czasach ciągłych napadów Greków.
Do Polski relikwie św. Floriana sprowadził w 1184 książę Kazimierz Sprawiedliwy, syn Bolesława Krzywoustego. Najwybitniejszy polski historyk ks. Jan Długosz, zanotował: „Papież Lucjusz III chcąc się przychylić do ciągłych próśb monarchy polskiego Kazimierza, postanawia dać rzeczonemu księciu i katedrze krakowskiej ciało niezwykłego męczennika św. Floriana. Na większą cześć zarówno świętego, jak i Polaków, posłał kości świętego ciała księciu polskiemu Kazimierzowi i katedrze krakowskiej przez biskupa Modeny Idziego. Ten, przybywszy ze świętymi szczątkami do Krakowa dwudziestego siódmego października, został przyjęty z wielkimi honorami, wśród oznak powszechnej radości i wesela przez księcia Kazimierza, biskupa krakowskiego Gedko, wszystkie bez wyjątku stany i klasztory, które wyszły naprzeciw niego siedem mil. Wszyscy cieszyli się, że Polakom, za zmiłowaniem Bożym, przybył nowy orędownik i opiekun i że katedra krakowska nabrała nowego blasku przez złożenie w niej ciała sławnego męczennika. Tam też złożono wniesione w tłumnej procesji ludu rzeczone ciało, a przez ten zaszczytny depozyt rozeszła się daleko i szeroko jego chwała. Na cześć św. Męczennika biskup krakowski Gedko zbudował poza murami Krakowa, z wielkim nakładem kosztów, kościół kunsztownej roboty, który dzięki łaskawości Bożej przetrwał dotąd. Biskupa zaś Modeny Idziego, obdarowanego hojnie przez księcia Kazimierza i biskupa krakowskiego Gedko, odprawiono do Rzymu. Od tego czasu zaczęli Polacy, zarówno rycerze, jak i mieszczanie i wieśniacy, na cześć i pamiątkę św. Floriana nadawać na chrzcie to imię”.
W delegacji odbierającej relikwie znajdował się bł. Wincenty Kadłubek, późniejszy biskup krakowski, a następnie mnich cysterski.
Relikwie trafiły do katedry na Wawelu; cześć z nich zachowano dla wspomnianego kościoła „poza murami Krakowa”, czyli dla wzniesionej w 1185 r. świątyni na Kleparzu, obecnej bazyliki mniejszej, w której w l. 1949-1951 jako wikariusz służył posługą kapłańską obecny Ojciec Święty.
W 1436 r. św. Florian został ogłoszony przez kard. Zbigniewa Oleśnickiego współpatronem Królestwa Polskiego (obok świętych Wojciecha, Stanisława i Wacława) oraz patronem katedry i diecezji krakowskiej (wraz ze św. Stanisławem). W XVI w. wprowadzono w Krakowie 4 maja, w dniu wspomnienia św. Floriana, doroczną procesję z kolegiaty na Kleparzu do katedry wawelskiej. Natomiast w poniedziałki każdego tygodnia, na Wawelu wystawiano relikwie Świętego. Jego kult wzmógł się po 1528 r., kiedy to wielki pożar strawił Kleparz. Ocalał wtedy jedynie kościół św. Floriana. To właśnie odtąd zaczęto czcić św. Floriana jako patrona od pożogi ognia i opiekuna strażaków. Z biegiem lat zaczęli go czcić nie tylko strażacy, ale wszyscy mający kontakt z ogniem: hutnicy, metalowcy, kominiarze, piekarze. Za swojego patrona obrali go nie tylko mieszkańcy Krakowa, ale także Chorzowa (od 1993 r.).
Ojciec Święty z okazji 800-lecia bliskiej mu parafii na Kleparzu pisał: „Święty Florian stał się dla nas wymownym znakiem (...) szczególnej więzi Kościoła i narodu polskiego z Namiestnikiem Chrystusa i stolicą chrześcijaństwa. (...) Ten, który poniósł męczeństwo, gdy spieszył ze swoim świadectwem wiary, pomocą i pociechą prześladowanym chrześcijanom w Lauriacum, stał się zwycięzcą i obrońcą w wielorakich niebezpieczeństwach, jakie zagrażają materialnemu i duchowemu dobru człowieka. Trzeba także podkreślić, że święty Florian jest od wieków czczony w Polsce i poza nią jako patron strażaków, a więc tych, którzy wierni przykazaniu miłości i chrześcijańskiej tradycji, niosą pomoc bliźniemu w obliczu zagrożenia klęskami żywiołowymi”.

CZYTAJ DALEJ

Bp Andrzej Przybylski: my zrodziliśmy się z Boga, który jest Miłością

2024-05-03 19:56

[ TEMATY ]

rozważania

bp Andrzej Przybylski

Karol Porwich/Niedziela

Każda niedziela, każda niedzielna Eucharystia niesie ze sobą przygotowany przez Kościół do rozważań fragment Pisma Świętego – odpowiednio dobrane czytania ze Starego i Nowego Testamentu. Teksty czytań na kolejne niedziele w rozmowie z Aleksandrą Mieczyńską rozważa bp Andrzej Przybylski.

CZYTAJ DALEJ

Łódź: Wielkanoc u Prawosławnych

2024-05-05 09:40

[ TEMATY ]

archidiecezja łódzka

Piotr Drzewiecki

W trakcie długiego majowego weekendu wierni prawosławni obchodzą Wielki Tydzień i Święta Wielkanocne. W sobotę 4 maja przez cały dzień w cerkwi św. Olgi przy ulicy Piramowicza w Łodzi trwało poświęcenie pokarmów na stół wielkanocny.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję