Reklama

„Chcę być dla nich matką”

S. Helena Wojno, pasterzanka kierująca od 22 lat Domem Samotnej Matki w Wiernej Rzece, wierzy, że to miejsce jest znakiem Miłosierdzia Bożego. - Wbrew wszelkim przeciwnościom przyszło tutaj na świat ponad 100 dzieci - mówi

Niedziela kielecka 18/2011

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

- Czasem słyszę: po co ten dom, skoro stoi pusty? A on spełnia swoją misję, jest bardzo potrzebny. My jesteśmy tutaj jak na posterunku - przekonuje s. Helena. Dla wątpiących kilka faktów. Przez 22 lata urodziło się tutaj 109 maluchów, na miejscu ochrzczonych zostało - 24 dzieci, zmarło dwoje dzieci, do adopcji trafiło 38 dzieci. 313 matek - ofiar przemocy domowej i rodzinnej i 124 dzieci znalazło w Wiernej schronienie i wielorakie wsparcie.

Jej dom rodzinny mieści się w miejscowości Bajki Stare na Białostocczyźnie. Urodziła się 1 stycznia 1951 r. Wychowała się wraz z sześciorgiem rodzeństwa (s. Helena ma trzy siostry i trzech braci) w kochającej, prostej rodzinie rolników. Tato Daniel i mama Wanda nauczyli swoje dzieci najlepiej jak tylko potrafili uczciwej pracy, wiary i szacunku do drugiego człowieka. Ona i siostra wstąpiły do klasztoru. Tatuś modlił się o powołanie dla nas - przyznaje.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Za młoda na śluby

Reklama

W rodzie Wojnów były już cztery siostry zakonne w różnych zgromadzeniach i dwóch księży. Helena obserwowała ich pracę i posługę w kościele parafialnym. Dorastała naturalnie do powołania.
- W dzieciństwie nakładałam na głowę granatową chustę mojej mamy i mówiłam do niej: „zobacz, jaką jestem ładną zakonniczką”.
Miała piętnaście lat jak wstąpiła do zakonu. Wybrała Służebniczki Matki Dobrego Pasterza bł. Honorata Koźmińskiego, potocznie nazywane pasterzankami. Tutaj przełożoną była jej dalsza krewna. W postulacie spędziła rok - była za młoda na śluby. Pierwsze śluby zakonne przyjęła w wieku 18 lat. Potem był dwuletni nowicjat w Piasecznie koło Warszawy. - Od Zgromadzenia dostałam samo dobro - podkreśla s. Helena. Charyzmat pasterzanek skupia się na posłudze i pomocy młodym dziewczętom zaniedbanym moralnie, zagrożonym demoralizacją oraz prostytucją. Siostry prowadzą ośrodki socjoterapii oraz placówki szkolno-opiekuńcze. Nie noszą habitu, chcąc być przez pracę apostolską ukrytym znakiem Bożej obecności w świecie.

Z kucharki na kierowniczkę

Reklama

Po pięcioletnim junioracie w Konstancinie-Jeziornie i ślubach wieczystych zgromadzenie skierowało s. Helenę do szkoły średniej, którą zakończyła maturą. Pracowała jako zakrystianka w Piasecznie przez jedenaście lat i pracę w zakrystii kocha do dziś. Po maturze pogłębiała wykształcenie na Studium Życia Wewnętrznego na ATK w Warszawie. Wykłady dały jej podstawy pedagogiki, psychologii, co w niedalekiej przyszłości miało się bardzo przydać. Trzy lata pracowała w kuchni zakonnej w Konstancinie. W 1989 r. przełożona skierowała ją do diecezji kieleckiej. Pasterzanki przybyły na zaproszenie ks. prof. Jana Śledzianowskiego, prezesa Towarzystwa Pomocy św. Brata Alberta w Kielcach, który wyszedł z inicjatywą powołania Domu Samotnej Matki w Wiernej Rzece. Była to jedna z pierwszych tego typu placówek w Polsce i bardzo potrzebne miejsce dla matek spodziewających się dziecka, porzuconych przez partnera, nieakceptowanych przez rodziców, ubogich i bez środków do życia. Od początku Dom jest pod opiekę Towarzystwa Pomocy św. Brata Alberta w Kielcach. Uroczyste wprowadzenie sióstr odbyło się 17 maja.
- Bałam się tej Wiernej. Jak to będzie, jak sobie poradzę? Taka wielka odpowiedzialność - mówi. Z czasem zdobywała doświadczenie i wprawę. Obserwacje, rozmowy, kilka sytuacji, w których musiała zachować zimną krew i szybko reagować, nauczyły ją bardzo dużo. Początkowo warunki były skromne. Drewniany dom przeznaczony na placówkę trzeba było przygotować na przyjęcie matek. Wygospodarowano więc miejsca na pokoje oraz na kaplicę dla sióstr. Z pomocą ks. Stanisława Słowika - prezesa Towarzystwa od 1993 r., ks. Śledzianowskiego i ludzi dobrej woli siostra zaczęła urządzać dom. Szyła firanki, aranżowała skromne pokoje, w których znalazło się niezbędne minimum wyposażenia potrzebne dla matek i niemowlaków. Teren otaczający dom przeznaczyła na ogród warzywny. Jak przystało na dobrą gospodynię, jesienią zaczęła przyrządzać konfitury, robić wszelakie przetwory - w sam raz na zimowe dni, kiedy zjawi się niespodziewanie głodna matka z dzieckiem. Z czasem zagościła tu domowa atmosfera.

Każda historia jest inna

Reklama

Pamięta każdą kobietę. Imiona i nazwiska, adresy zostawia tylko dla siebie. Wszystkie są w moim sercu - mówi. Już szóstego czerwca zgłosiła się pierwsza matka spod Częstochowy - przypomina sobie.
Usłyszała szczekanie psa. Wyszła na zewnątrz przy bramie stała zaniedbana kobieta. Trudno określić w jakim wieku. Była już w wysokiej ciąży. Nic nie mówiła. - Skąd pani jest? Jak się pani tutaj znalazła? Jedyne co powiedziała to: „ludzie kazali”. Zaprosiłam ją szybko do środka. - Umyj ręce, zaraz coś zjesz -powiedziałam i dałam jej czyste ubrania. Usiadła do stołu. Milczała. - Połóż się, odpocznij - mówiłam do niej, a ona nagle: ja nie chcę tego dziecka. - Za dwie godziny dostała silnych bólów porodowych. Wezwałam pogotowie. Urodziła zdrowe dziecko - opowiada siostra. Po chwili słyszę następną opowieść. - Przed furtką stała matka z maleńkim dzieckiem, które trzymała w zawiniątku dosłownie pod pachą. Wzięłyśmy z siostrą kobietę, dziecko położyłyśmy szybciutko do wanienki, umyłyśmy, przewinęły, dałyśmy mu jeść. Czyściutkie, świeżutkie, w nowiutkich kaftanikach i czapeczce wyglądało jak aniołeczek. Po dłuższym czasie kobieta odezwała się: „siostro, jestem w ciąży, chcę urodzić...”. Po porodzie matka zdecydowała, że nie może wychować dziecka. Załatwiłyśmy szybko formalności adopcyjne. To są właśnie znaki Opatrzności. Co stałoby się z nimi i dziećmi bez Domu? - pyta.
Kobiety przyjeżdżały niemal z całej Polski. Zdarzało się, że w Domu przebywało jednocześnie osiem ciężarnych. Rodziły jedna po drugiej. Po tygodniu były tutaj już z dziećmi. - Jedno płacze, drugie przewijam… Kąpiele, przygotowanie butelki, pranie, prasowanie i tak w koło… Czasem bywało gorąco. - Stoję w kuchni i słyszę: „chyba odeszły mi wody”. Dzwonię na pogotowie, odgarniam śnieg na wjeździe, żeby dojechała karetka. Wtedy zjawia się moja współsiostra i pyta: „siostro, czy będą dziś nieszpory?”
Raz mało brakowało, a musiałby sama przyjąć poród. - Byłam przygotowana, ale karetka przyjechała na czas - opowiada. S. Helena musi zadbać o wszystko - począwszy od dokumentów matek, wizyty lekarskie, skończywszy na formalnościach adopcyjnych, jeśli to konieczne. Odwiedza ciężarne w szpitalu przed i po porodzie.

Było blisko

- Nieraz kobiety mówiły, że chciały zabić dziecko, że namawiał je do tego partner, że same też go nie chciały. Było blisko, jednak zadziała łaska Boża, bo jak inaczej można to pojąć, kiedy odchodziły sprzed drzwi gabinetów? - pyta s. Helena.
- Chcę być dla nich matką z sercem i duszą. Owszem, czasem krzyknę i przywołam do porządku. W Domu obowiązuje regulamin, jako przełożona jestem za nie odpowiedzialna, dlatego muszę być stanowcza - przekonuje siostra. A bywa różnie. Są kobiety z tak zwanych dobrych domów, wykształcone, świadome macierzyństwa, chętnie włączają się do prac kuchennych, pomagają jak potrafią, dobrze zajmują się dzieckiem. Są też takie, które należy cierpliwie krok po kroku wprowadzić w opiekę nad dzieckiem, nauczyć higieny. Najtrudniej jest z ciężarnymi z zaburzeniami psychicznymi. Trzeba być bardzo czujnym. Niektóre nie potrafią ocenić czy to już moment rozpoczęcia akcji porodowej czy tylko lekkie skurcze.

Babcia Helenka

Reklama

Bardzo zależy jej na tym, aby samotne matki moment narodzin dziecka mogły wspominać miło, ciepło, godnie, aby od początku czuły się ze swoim maluchem kochane i akceptowane. - Kiedy odwiedzam matkę po porodzie, nie mogę iść z gołą ręką. Jestem przecież babcią! Przywożę wyprasowane nowiutkie, czyściutkie ubranka dla maluszka, pampersy, odżywki. Mogę zakasować niejedną babcię - śmieje się siostra. Niejedno już widziała w swojej pracy. Niechęć, odrzucenie. Czasem rodzice na wiadomość o ciąży córki potrafią się od niej odwrócić, wyrzucają ją z domu, nie chcą jej znać. Młoda dziewczyna w ciąży uciekła z domu, znalazła adres, przyjechała do Wiernej. Po porodzie napisała do rodziców i zaprosiła ich do siebie. Stresowała się jak to będzie. - Widziałam, że jak tylko matka zobaczyła wnuczkę, oczy jej zwilgotniały. Z pochmurnej twarzy znikła złość. Jeszcze tego samego dnia zabrała córkę i wnuczkę do domu - opowiada.
Inna z dziewcząt, ze Śląska, nie miała jeszcze osiemnastu lat, kiedy zaszła w ciążę. - Trafiła do nas w wakacje. Tutaj urodziła. Jej matka, pracująca w Hiszpanii, o niczym nie widziała. Pewnego dnia przyjechali rodzice. Bardzo podobała mi się stanowczość matki. - Trudno, stało się, a teraz pakuj się, zabieram cię do domu - powiedziała. Siostra nie ewangelizuje na siłę, ale zawsze jest do dyspozycji kobiet, gdyby któraś chciała porozmawiać. Jest kaplica, gdzie siostry spędzają każdą wolną chwilę. - Dom przeżył niejedne chrzciny. Było skromnie, ale godnie. Pięknie nakryte, uroczysty obiad, tak żeby matka zapamiętała tę chwilę - tłumaczy.

Z pomocą

Z inicjatywy bp. Kazimierza Gurdy kapłani i parafie diecezji kieleckiej podczas zakończenia Peregrynacji Kopii Obrazu Matki Bożej Częstochowskiej w Piotrkowicach przekazali ofiarę na Dom Samotnej Matki w Wiernej Rzece. To było wielkie wsparcie. Budynek przeszedł generalny remont. Wymieniono stary dach, ocieplono styropianem, wykonano nową elewację. Teraz mamy i niemowlaki mogą cieszyć się z dobrych warunków i ciepła.
Do Wiernej Rzeki przyjeżdżają czasem całe rodziny z Kielc, okolic, przywożą wózki dziecięce, ubranka dla niemowlaków, wyprawki, koce. Panie oddają swoje ciążowe ubrania. - Niech siostra weźmie, może komuś się przyda - mówią. Regularnie odwiedzają Dom wychowankowie i nauczyciele Szkoły Integracyjnej z Kielc. Organizują zbiórki żywności oraz środków czystości. To ważna pomoc dla samotnych matek - mówi wzruszona s. Helena.

Czuwa w dzień i w nocy

Od dłuższego czasu siostry są tylko we dwie w Domu. Czasem pęknie rura, czasem cieknie kran. - Dobrze, że pod ręką jest ks. Wiktor Walocha - wspaniały człowiek, który nam wiele pomaga, mówią o proboszczu z Wiernej. - Staram mu się odwdzięczyć, pójdę do kościoła, upiorę bieliznę kielichową, wyprasuję - mówi s. Helena.
S. Helena nie spała kilka nocy, kiedy dowiedziała się w lutym o tragedii w pobliskim Bławatkowie. Jak to możliwe?! Przecież Dom jest tak blisko, czy nie wiedziała, czy nikt jej nie powiedział? Serce ściska, że nic nie mogła zrobić. Dziewczyna urodziła w domu. Dzieciątko jeszcze żyło. Kobiecie są postawione zarzuty prokuratorskie. O ciąży nic nie wiedzieli rodzice. Dziś są zrozpaczeni. - My czuwamy w dzień i w nocy. Kiedy tylko zaszczeka pies, wyglądam. Może ktoś idzie od stacji - mówi siostra.
- Tutaj przysłało mnie zgromadzenie. Chcę pomagać tym biednym dziewczynom, pokrzywdzonym przez los, odrzuconym. Przez 22 lata spełniłam się jako kobieta, jako zakonnica i jako człowiek - mówi o swojej pracy. Narodziny dziecka i to, że może spojrzeć w jego oczy są najlepszym podziękowaniem. Czasem dostaje też takie listy: „Dziewczyny nie martwcie się. Jest Dom w Wiernej. Siostry wam pomogą”.

2011-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Św. Jan Maria Vianney

Niedziela legnicka 12/2010

[ TEMATY ]

święty

św. Jan Maria Vianney

KS. SŁAWOMIR MAREK

Urodził się 8 maja 1786 r. we Francji, w miejscowości Dardilly, niedaleko Lionu. Był jednym z siedmiorga dzieci państwa Mateusza i Marii Vianney, prostych rolników, posiadających dwunastohektarowe gospodarstwo. Jan już od wczesnych lat ukochał modlitwę. Przykładem i zachętą byli dla niego rodzice, którzy codziennie wieczorem wraz ze swoimi dziećmi modlili się wspólnie. Po latach powiedział: „W domu rodzinnym byłem bardzo szczęśliwy mogąc paść owce i osiołka. Miałem wtedy czas na modlitwę, rozmyślania i zajmowanie się własną duszą. Podczas przerw w pracy udawałem, że odpoczywam lub śpię jak inni, tymczasem gorąco modliłem się do Boga. Jakież to były piękne czasy i jakiż ja byłem szczęśliwy”. Należy pamiętać, iż lata młodości Jana Vianneya, to okres bardzo trudny w historii Francji. W tym czasie bowiem szalała rewolucja, która w dużej mierze przyczyniła się do pogłębienia kryzysu między duchowieństwem a państwem. Walka z Kościołem sprawiła, że wielu księży odeszło od tradycji, składając przysięgę na Konstytucję Cywilną Kleru. Wzrost laicyzacji i głęboko posunięte antagonizmy to tylko główne problemy ówczesnej francuskiej rzeczywistości. Mimo tak trudnych warunków nie zaprzestano sprawowania sakramentów i katechizacji dzieci. Przygotowania do Pierwszej Komunii trwały 2 lata. Spotkania odbywały się w prywatnych domach, zawsze nocą i jedynie przy świecy. Jan przyjął Pierwszą Komunię w szopie zamienionej na prowizoryczną kaplicę, do której wejście dla ostrożności zasłonięto furą siana. Miał on wówczas 13 lat. Od czasu wybuchu Rewolucji w Dardilly nie było nauczyciela. Z pomocą zarządu gminnego otwarto szkołę, w której uczyły się nie tylko dzieci, ale i starsza młodzież, a wśród niej Jan Maria. Przez dwie zimy uczył się czytać, pisać i poprawnie mówić w ojczystym języku. Stał się bliską osobą miejscowego proboszcza i stopniowo dojrzewało w nim pragnienie zostania księdzem. Ojciec początkowo zdecydowanie sprzeciwiał się, bowiem gospodarstwo potrzebowało silnych rąk do pracy, a poza tym brakowało pieniędzy na opłacenie studiów i utrzymanie młodzieńca. Jednak pod wpływem nalegań syna, ojciec ustąpił.
CZYTAJ DALEJ

Apostoł konfesjonału

Niedziela Ogólnopolska 31/2020, str. VIII

[ TEMATY ]

św. Jan Maria Vianney

xTZ

Wizerunek św. Jana Vianneya autorstwa Marka Gajewskiego w sanktuarium św. Jana Vianneya w Czeladzi

Wizerunek św. Jana Vianneya autorstwa Marka Gajewskiego w sanktuarium św. Jana Vianneya w Czeladzi

Święty Jan Maria Vianney był wzorem ewangelicznego ubóstwa i czystości oraz gorliwym apostołem konfesjonału. Jako prosty i pokorny kapłan dokonał duchowej rewolucji we Francji.

Najpiękniejsze radości, które obficie towarzyszyły początkom naszego kapłaństwa, są na zawsze związane w naszych wspomnieniach z głębokim przeżyciem, jakiego doświadczyliśmy 8 stycznia 1905 r. w Bazylice Watykańskiej, z okazji pełnej chwały beatyfikacji tego pokornego kapłana Francji, którym był Jan Maria Chrzciciel Vianney” – napisał św. Jan XXIII w encyklice Sacerdotii nostri primordia. Postać św. Jana Marii Vianneya stała się przykładem do naśladowania dla wielu kapłanów.
CZYTAJ DALEJ

Papież Leon XIV: lokalne Kościoły Afryki znakami nadziei dla wszystkich

2025-08-04 14:48

[ TEMATY ]

Papież Leon XIV

lokalne Kościoły Afryki

znaki nadziei

PAP/EPA

Papież Leon XIV

Papież Leon XIV

Papież Leon XIV zachęcił biskupów katolickich w Afryce i na Madagaskarze do wzmocnienia zaangażowania w budowanie lokalnych Kościołów, które są widocznym i konkretnym wyrazem chrześcijańskiej nadziei, jedności i pojednania na kontynencie.

W przesłaniu do kardynała Fridolina Ambongo, przewodniczącego Sympozjum Konferencji Episkopatów Afryki i Madagaskaru (SECAM), Leon XIV przekazał „serdeczne pozdrowienia” wszystkim zgromadzonym w stolicy Rwandy, Kigali, na XX Zgromadzeniu Plenarnym SECAM, poinformował portal Vatican News 3 sierpnia. W spotkaniu uczestniczy również kardynał Michael Czerny, prefekt watykańskiej Dykasterii ds. Integralnego Rozwoju Człowieka.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję