Reklama

Z krzyżem przez tułaczkę

Minęło ponad 70 lat od chwili, kiedy Władysława Janina Orlikowska z domu Pałka jako szesnastoletnia dziewczyna została zesłana z matką i bratem na nieludzką ziemię, do Kazachstanu w Związku Sowieckim. Niepewność jutra, strach, ciężkie warunki życia, głód, choroby i tułaczka przez niemal pół świata - taka była codzienność zesłanych. W jej domu we Włoszczowie, w pokoju, nad komodą wisi krzyż, który towarzyszył im przez okres całej tułaczki.Przed nim modliła się z rodziną o powrót do Polski. Obok - fotografie z afrykańskiej ziemi, która dała schronienie tysiącom Polaków oczekującym na powrót do Ojczyzny

Niedziela kielecka 11/2012

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Rodzinne korzenie Władysławy Janiny Orlikowskiej sięgają Szczekocin i okolicy, skąd pochodzili jej rodzice: ojciec - Ignacy Pałka urodził się we wsi Kaszczor koło Rokitna, matka - Helena z Wierzbowskich-Pałka pochodzi ze Szczekocin. Po zawarciu małżeństwa w 1923 r. w Szczekocinach zamieszkali w Przemyślu.
Ojciec Janiny od 21 roku życia służył w wojsku. Najpierw - w czasie zaborów - w armii rosyjskiej, potem 1 stycznia 1918 r. zaciągnął się do 1. Pułku Wojska Polskiego im. Bartosza Głowackiego w Moskwie. Kiedy powrócił z frontu, w listopadzie 1918 r. wstąpił do Polskiej Organizacji Wojskowej w Rokitnie, następnie służył jako podoficer w 6. Pułku Saperów w Przemyślu, przemianowanym w 1933 r. na 4. Batalion Saperów.

Dom w wojskowej i patriotycznej atmosferze

Reklama

W Przemyślu, 19 maja 1924 r. urodziła się Władysława Janina Pałka (powszechnie zwana Janeczką). Została ochrzczona w parafialnym kościele salezjanów na Zasaniu. Rok później przyszła na świat jej siostra Antonina, która zmarła w wieku czternastu miesięcy. W 1928 r. urodził się brat Zygmunt. Przemyśl, położony malowniczo nad rzeką San, otoczony wzgórzami, był przed wojną ważnym ośrodkiem komunikacyjnym i wojskowym. Mieszkanie Pałków znajdowało się w koszarach wojskowych na Zasaniu, w pobliżu kościoła salezjanów. Janka i jej brat Zygmuś dorastali w atmosferze defilad wojskowych, ćwiczeń i uroczystości patriotycznych i kościelnych. W niedzielę po Mszy św. udawali się na piknik albo na spacery, zimą zjeżdżali na sankach z pobliskich pagórków. Janka uczęszczała do Siedmioklasowej Szkoły Ćwiczeń przy Prywatnym Seminarium Nauczycielskim Żeńskim PP. Benedyktynek w Przemyślu, gdzie uczyły siostry i świeckie nauczycielki. Szkoła, oparta na wartościach katolickich, dawała solidne podstawy wychowania i edukacji. Janka należała także do harcerstwa, razem z koleżankami uczestniczyła w zbiórkach i ćwiczeniach w terenie. Jesienią dziewczęta pomagały w gospodarstwie sióstr. W Przemyślu ukończyła pierwszą klasę gimnazjum. W 1937 r. rodzina Pałków przeprowadziła się do Stryja i tam Janka kontynuowała naukę. W Stryju mieszkały obok siebie różne narodowości: Żydzi, Ukraińcy i Niemcy, Polacy stanowili tutaj mniejszość. Ojciec Janki służył w Ośrodku Sapersko-Pionierskim przy 53. Pułku Kresowym Piechoty, będącym częścią 11. Karpackiej Dywizji Piechoty w Stanisławowie. Janina chodziła do renomowanego Prywatnego Gimnazjum Żeńskiego Związku Rodzicielskiego. Miała tutaj swoje środowisko i grupę koleżanek. Oprócz podstawowych przedmiotów uczennice poznawały język łaciński i francuski. Janka z utęsknieniem czekała na wakacje, by razem z rodzicami wybrać się do dziadków na Kielecczyznę. Podróż ze Stryja do Lwowa odbywała słynnym pociągiem Lux-Torpeda. W rodzinnych Szczekocinach oraz Kaszczorze, Janeczka i Zygmuś wśród najbliższej rodziny spędzali ciekawie czas, korzystając z uroków natury. To były piękne chwile.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Deportacja

Reklama

Wybuch wojny we wrześniu 1939 r. przerwał beztroskie dzieciństwo i rozdzielił na długie lata rodzinę. Ojciec Janiny razem ze swoim 53. Pułkiem Piechoty Strzelców Kresowych walczył w zgrupowaniu Armii Karpaty, a po zawieszeniu działań zbrojnych, razem ze współtowarzyszami broni przedostał się na Węgry, gdzie został rozbrojony i osadzony w obozie internowania. Przez cały okres wojny przeszedł kilka obozów.
W Stryju, po krótkim pobycie Niemców, do miasta wkroczyli czerwonoarmiści. Rozpoczęła się sowiecka okupacja. Dla rodziny Janiny i wielu Polaków oznaczała przeprowadzki i ciągłe nękanie przez NKWD. Rosjanie zaczęli przejmować polskie mieszkania, robili ciągłe rewizje, w końcu w nocy, z piątku na sobotę, z 12 na 13 kwietnia 1940 r. wtargnęli do mieszkania z nakazem wysiedlenia w nieznane miejsce. Janka w pośpiechu z matką i bratem zapakowała spore tobołki: żywność, odzież, cenniejsze i wartościowsze przedmioty, wśród nich - podarowany przez znajomą krzyż z internatu, który towarzyszył im odtąd przez całą tułaczkę. W zaryglowanych, bydlęcych wagonach zrozpaczeni, niepewni swego losu Polacy zostali wywiezieni do Kazachstanu. W ciężkich warunkach, pilnowani na każdym kroku przez enkawudzistów, jechali przez Kijów, Saratów, Czkałow, Ufę, Czelebańsk, Trock. Ze statutem „spiecpieresiedlieńców” znaleźli się w końcu w Kumtiube. Ich los okazał się nieco lżejszy niż życie tych, którzy trafili w głąb Kazachstanu i na Syberię.

Codzienność na zesłaniu

Reklama

W Kazachstanie Janina wraz z matką i bratem zamieszkała wśród miejscowej ludności w Kumtiube, potem w Iwanówce. Sami musieli zatroszczyć się o pożywienie i byt. W drewnianej chacie Kazachów Pałkowie zajmowali jedną izbę razem z dwiema innymi rodzinami. Doskwierało im zimno i głód. Dzień rozpoczynali od pacierza, następnie wspólnie odmawiali litanię, potem opowiadali sobie, co się komu przyśniło - byle tylko opóźnić śniadanie. Na skromny całodzienny posiłek składały się kluski z mąki zabranej z rodzinnego Stryja, lepioszki, rzadziej z trudem zdobywane masło, wyrabiane palcami przez tutejsze kobiety. W Iwanówce mama Janiny wynajęła kąt u Rosjanki (jej mąż został skazany na 10 lat łagrów za kradzież zboża w czasie wielkiego głodu) w lepiance z komorą, w której hodowano krowę-żywicielkę, izbą z piecem chlebowym i zwykłym klepiskiem. Nieoceniony okazał się tutaj talent krawiecki mamy Janiny, która szyła Kazaszkom i Rosjankom sukienki, przeszywała ze starych ubrań nowe, robiąc prawdziwe krawieckie cuda. - Pewnego razu do naszej mamy przyszedł przewodniczący kołchozu. Zapytał, czy nie przerobiłaby mu damskiego kostiumu na garnitur. Z damskiej spódnicy wyszły zgrabne bryczesy, klient był zadowolony i zapłacił jakąś żywnością - mówi Janina. Przedsiębiorczość matki uchroniła Jankę i Zygmusia od głodu, którym przymierało wówczas wielu mieszkańców Iwanówki. Przed tęgimi zimami zabezpieczał ich nazbierany w okolicznych lasach chrust, a jagody, grzyby i poziomki - urozmaicały ich ubogą dietę. Zimą, kiedy temperatury dochodziły do minus 40 stopni, spod śniegu ledwie wystawały dachy. Na zewnątrz przedostawali się wykopanymi w śniegu tunelami. Bez światła, przy nikłym płomyku świec mijały im ciężkie, zimowe wieczory. - Matka szyła, a my opowiadaliśmy sobie różne historie, modliliśmy się przed zabranym ze Stryja krzyżem o szybki koniec zesłania i szczęśliwe spotkanie z ojcem. Listy od ojca, które dochodziły do dalekiego Kazachstanu, dodawały nam otuchy i nadziei na spotkanie - opowiada. „Kochanie, dokąd tak muszę się męczyć, ach Boże czy dasz mi to szczęście, żebym się mogła z Tobą zobaczyć kochanie i ujrzeć rodzinę i to wszystko, co jest nam drogie i miłe (…) - pisała Helena do swojego męża przenoszonego z obozu do obozu na Węgrzech. Do Janeczki pisały też stęsknione koleżanki ze Stryja, ona odpisywała im na korze brzozowej. O dziwo, niektóre listy z zesłania przetrwały wojenną zawieruchę. W czerwcu 1941 r. Niemcy napadły na Związek Radziecki. Po zawarciu układu Sikorski-Majski w dniu 30 lipca 1941 r. i dekretu z dnia 12 sierpnia 1941 r. zesłanym Polakom zabrano sowieckie paszporty i dano „wriemiennyje udostowierienja” - tymczasowe dowody tożsamości, w których zaznaczono akt amnestiowania. Dokumenty te, uznające amnestionowanych za obywateli polskich, pozwalały im na opuszczenie dotychczasowych miejsc przymusowego pobytu. Na terenie Związku Radzieckiego zaczęła się tworzyć Armia Polska gen. Andersa. Rodzina Janiny, podobnie jak wiele innych Polaków wyjechała z Iwanówki szukać wojska polskiego. Podróż była bardzo długa. Udali się na południe - najpierw do Kustanaju, potem przez Aktiubińsk, Aralsk, Pustynię Kuzył-Kum, Taszkient, Samarkandę, Bucharę do Guzaru. Tam koczowali kilka dni i dalej w podróż do Farab nad Amudarią. Przed Bożym Narodzeniem 1941 r. dotarli do Mirza-Aki w Kotlinie Fergańskiej. Tu, wycieńczeni, brat i matka zachorowali na tyfus i zapalenie płuc. Janka cudem uniknęła choroby i mogła się nimi opiekować. Kiedy pierwsze transporty wojska gen. Andersa w marcu i kwietniu opuszczały Związek Radziecki, matka i brat Janiny byli jeszcze bardzo chorzy. Dopiero w czerwcu rodzina Pałków wyjechała z Mirza-Aki do Dżałał-Abad w Republice Kirgiskiej. Tu dołączyli do 5.Kresowej Dywizji Piechoty, oczekując na transport do Krasnowodzka. Stamtąd Janka zapamiętała pierwszą po dwóch latach tułaczki Mszę św., sprawowaną przez biskupa polowego Armii Andersa - Józefa Gawlinę. Oswobodzeni młodzi ludzie chcieli pomagać na froncie. Janka także. - Byłam patriotką, chciałam walczyć - mówi. Zgłosiła się do Pomocniczej Służby Kobiet, jednak z powodu złego stanu zdrowia spotkała się z odmową.
Z nieludzkiej ziemi mama Janiny i brat wyjechali 6 sierpnia 1942 r., a ona dopiero 14 sierpnia, przedostatnim transportem do Krasnowodzka. Z Krasnowodzka przez Morze Kaspijskie Polacy wyjeżdżali do portu Pahlevi w Iranie. Z Pahlevi szły transporty do Teheranu, a następnie do Ahwazu. Stamtąd, z końcem stycznia 1943 r. Janina, jej mama i brat wyjechali do Afryki.

Na afrykańskiej ziemi

Po długiej podróży statkiem przez Ocean Indyjski do portu Beira w Mozambiku, a następnie koleją do Marandellas w Rodezji Południowej, Janina z rodziną wraz tysiącami innych oswobodzonych Polaków znalazła się w Osiedlu Uchodźców Polskich w Marandellas. Zorganizowano tutaj również polskie szkolnictwo. Matka Janiny pracowała jako kierowniczka Damskiego Warsztatu Krawieckiego. Jej talent doceniały także Angielki, którym szyła suknie. Janina została osiedlową sekcyjną, a z czasem sekretarką kierownika osiedla. W Afryce ona i brat kontynuowali naukę. Janka uczyła się w polskim ośrodku szkolnym w Digglefold. Najpierw w Państwowym Żeńskim Gimnazjum Ogólnokształcącym, a następnie w Państwowym Żeńskim Liceum Humanistycznym, w którym w grudniu 1946 r. uzyskała świadectwo dojrzałości. Młodzież polska zdobywała solidne wykształcenie, ponieważ kadrę tworzyli przedstawiciele przedwojennej inteligencji rekrutujący się z „grupy cypryjskiej” emigracji. Janina działała w harcerstwie. Była zastępową II Drużyny Wędrowniczek im. Królowej Jadwigi.
Kiedy zaczęto likwidować w 1947 r. osiedla polskie w Rodezji Południowej, należało podjąć decyzję: zostać czy wracać do Polski? Na rodzinę Janiny czekał już w Szczekocinach stęskniony i schorowany ojciec. Decyzja musiała być jedna - powrót do Polski. Niestety tej szczęśliwej chwili nie doczekał Zygmunt. Załamany klęską Powstania Warszawskiego i osłabiony tułaczką, po ciężkiej chorobie płuc zmarł w szpitalu Salisbury 9 czerwca 1945 r.

Do Polski

26 czerwca 1947 r. Janina wraz z matką statkiem z Beiry wyruszyła w długą podroż do Polski, by 30 lipca 1947 r., po ośmiu latach rozłąki, w końcu, w Szczekocinach połączyć się z ojcem, który już wcześniej powrócił z Węgier.
6 kwietnia 1953 r. Janina wyszła za mąż za Konstantego Orlikowskiego. Po dwóch latach zamieszkali we Włoszczowie. Wychowali czworo dzieci: Andrzeja, Marię, Teresę i Tadeusza. - Mama jest osobą rodzinną, ciepłą, otwartą, skupiającą wokół siebie ludzi, zarówno z najbliższego otoczenia - sąsiadów, koleżanki z dawnej pracy, jak i odnalezionych często po latach przyjaciół z młodości. Swoją codzienną postawą i zachowaniem mama przekazała nam podstawowy chrześcijański dekalog: wiarę, miłość do Boga i ludzi, otwartość na ich potrzeby, odwagę w podejmowaniu decyzji, niekoniecznie będących na topie współczesnego życia. Krzyż, który był drogowskazem jej życia, stał się w naturalny sposób drogowskazem dla nas. Podczas włoszczowskiego strajku o krzyże cała nasza czwórka miała swój udział w wspieraniu walczącej młodzieży i walce o obecność krzyża w życiu - mówi jej córka Teresa Orlikowska. Orlikowscy dochowali się dwójki wnuków: Katarzyny i Norberta. Syn Andrzej wybrał kapłaństwo. Jest proboszczem w Goszczy. Janina, już po śmierci męża, doczekała się dwóch prawnuków: Mikołaja i Ani.
Całe życie ceniła sobie więzi rodzinne. Ze wzruszeniem uczestniczyła w 2010 r. w zjeździe Rodziny Wierzbowskich w Szczekocinach, na który przybyło ponad 150 osób. Rodzinny zjazd był pretekstem do napisania wspomnień o losach rodziny Pałków podczas wojennej zawieruchy, o tułaczce, tęsknocie za ojczyzną, woli przetrwania i sile więzów rodzinnych. Książka Władysławy Janiny Orlikowskiej „Z Polski do Polski” spotkała się z żywym zainteresowaniem wśród czytelników, także młodzieży. Pytana o to, co dawało jej i towarzyszom niedoli siłę i nadzieję na wygnaniu - mówi, że głównie wiara w Boga. Bez niej byśmy nie przetrwali - podkreśla.

2012-12-31 00:00

Ocena: +1 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Sandomierz - 35. OTK. Najlepszy młody teolog to Miłosz Piotrowski z diecezji świdnickiej

2025-03-29 11:30

[ TEMATY ]

diecezja świdnicka

olimpiada teologii katolickiej

OTK

Bartosz Pietrzak

Miłosz Piotrowski z Wałbrzycha odbiera nagrodę za 1. miejsce w 35. OTK

Miłosz Piotrowski z Wałbrzycha odbiera nagrodę za 1. miejsce w 35. OTK

Reprezentanci diecezji świdnickiej odnieśli spektakularny sukces w ogólnopolskim finale XXXV Olimpiady Teologii Katolickiej, który odbył się od 27 do 29 marca w Sandomierzu pod hasłem „Świętowanie i odpusty w Kościele katolickim”.

Miłosz Piotrowski z II Liceum Ogólnokształcącego w Wałbrzychu, przygotowywany przez katechetę Bartosza Pietrzaka, zajął 1. miejsce i tytuł najlepszego młodego teologa w Polsce. Łucja Sobolewska z II Liceum Ogólnokształcącego w Świdnicy, którą opiekowała się katechetka Jolanta Mączyńska, zdobyła 7. miejsce. Doskonały wynik osiągnęła także Maja Przysucha z I LO w Wałbrzychu, pracująca pod kierunkiem katechetki Anny Walendzik.
CZYTAJ DALEJ

Panie! Ucz mnie wychodzić naprzeciw potrzebom bliźnich!

2025-03-27 09:40

[ TEMATY ]

rozważania

O. prof. Zdzisław Kijas

Adobe Stock

Prawdziwym grzechem jest żyć przekonaniem, że gdzie indziej żyje się lepiej, wygodniej, przyjemniej. Przekonanie, jakoby „wszędzie było dobrze tylko nie we własnym domu”.

W owym czasie przybliżali się do Jezusa wszyscy celnicy i grzesznicy, aby Go słuchać. Na to szemrali faryzeusze i uczeni w Piśmie, mówiąc: «Ten przyjmuje grzeszników i jada z nimi». Opowiedział im wtedy następującą przypowieść: «Pewien człowiek miał dwóch synów. Młodszy z nich rzekł do ojca: „Ojcze, daj mi część własności, która na mnie przypada”. Podzielił więc majątek między nich. Niedługo potem młodszy syn, zabrawszy wszystko, odjechał w dalekie strony i tam roztrwonił swoją własność, żyjąc rozrzutnie. A gdy wszystko wydał, nastał ciężki głód w owej krainie, i on sam zaczął cierpieć niedostatek. Poszedł i przystał na służbę do jednego z obywateli owej krainy, a ten posłał go na swoje pola, żeby pasł świnie. Pragnął on napełnić swój żołądek strąkami, którymi żywiły się świnie, lecz nikt mu ich nie dawał. Wtedy zastanowił się i rzekł: „Iluż to najemników mojego ojca ma pod dostatkiem chleba, a ja tu przymieram głodem. Zabiorę się i pójdę do mego ojca, i powiem mu: Ojcze, zgrzeszyłem przeciw Niebu i względem ciebie; już nie jestem godzien nazywać się twoim synem: uczyń mnie choćby jednym z twoich najemników”. Zabrał się więc i poszedł do swojego ojca. A gdy był jeszcze daleko, ujrzał go jego ojciec i wzruszył się głęboko; wybiegł naprzeciw niego, rzucił mu się na szyję i ucałował go. A syn rzekł do niego: „Ojcze, zgrzeszyłem przeciw Niebu i wobec ciebie, już nie jestem godzien nazywać się twoim synem”. Lecz ojciec powiedział do swoich sług: „Przynieście szybko najlepszą szatę i ubierzcie go; dajcie mu też pierścień na rękę i sandały na nogi! Przyprowadźcie utuczone cielę i zabijcie: będziemy ucztować i weselić się, ponieważ ten syn mój był umarły, a znów ożył; zaginął, a odnalazł się”. I zaczęli się weselić. Tymczasem starszy jego syn przebywał na polu. Gdy wracał i był blisko domu, usłyszał muzykę i tańce. Przywołał jednego ze sług i pytał go, co to ma znaczyć. Ten mu rzekł: „Twój brat powrócił, a ojciec twój kazał zabić utuczone cielę, ponieważ odzyskał go zdrowego”. Rozgniewał się na to i nie chciał wejść; wtedy ojciec jego wyszedł i tłumaczył mu. Lecz on odpowiedział ojcu: „Oto tyle lat ci służę i nie przekroczyłem nigdy twojego nakazu; ale mnie nigdy nie dałeś koźlęcia, żebym się zabawił z przyjaciółmi. Skoro jednak wrócił ten syn twój, który roztrwonił twój majątek z nierządnicami, kazałeś zabić dla niego utuczone cielę”. Lecz on mu odpowiedział: „Moje dziecko, ty zawsze jesteś ze mną i wszystko, co moje, do ciebie należy. A trzeba było weselić się i cieszyć z tego, że ten brat twój był umarły, a znów ożył; zaginął, a odnalazł się”».
CZYTAJ DALEJ

Eksperci z KUL będą pomagać ofiarom handlu ludźmi

2025-03-30 05:51

Archiwum prywatne

Dr Mariusz Wołońciej już pracował w Afryce

Dr Mariusz Wołońciej już pracował w Afryce

Naukowcy z Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego będą pomagać ofiarom handlu ludźmi w Kenii.

KUL podpisał umowę o współpracy w tej sprawie. - To jest hańba, żeby w czasach, w których tyle mówimy o godności, było więcej niewolników niż po czasach konkwisty. Handel ludźmi dzieje się obok nas, więc postanowiliśmy pomóc w rozwiązaniu realnego problemu, który dotyczy także Polski – mówi dr Mariusz Wołońciej z Katedry Psychologii Emocji i Motywacji KUL. Umowa o współpracy między KUL a fundacjami: HAART Poland i HAART Kenya została podpisana 27 marca. - To porozumienie będzie służyło dowartościowaniu każdego człowieka, a przede wszystkim tego poszkodowanego, dotkniętego przez los, naznaczonego przez biedę – nie ma wątpliwości ks. prof. Mirosław Kalinowski, rektor Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego.
CZYTAJ DALEJ
Przejdź teraz
REKLAMA: Artykuł wyświetli się za 15 sekund

Reklama

Najczęściej czytane

REKLAMA

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję