Reklama

Pół miliona kilometrów dla „Niedzieli”

To już prawie dziesięć lat Mariusz Dyraga mieszkający z żoną Urszulą w Leszczynach jest kolporterem „Niedzieli” (jednym z trzech). Edycja kielecka doczekała się już pięćsetnego wydania. Dewizą kolporterów jest hasło: „ Na czas, na miejsce i na pewno”. - W mojej pracy widać zupełnie inny obraz parafii i Kościoła od tego lansowanego przez komercyjne media. To żywy organizm, a życie parafialne mieni się tysiącem odcieni i barw - podkreśla. A ponadto Mariusz to: społecznik i prezes Stowarzyszenia „Św. Jacek” w Leszczynach, człowiek Oazy, biznesmen katolicki, chórzysta, prywatnie także członek Grupy Artystycznej „Golica” z Mąchocic Kapitulnych

Niedziela kielecka 35/2012

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Urodził się i mieszkał z rodzicami i starszym bratem na Szydłówku w Kielcach. Uczęszczał do Szkoły Podstawowej nr 16. Wtedy właściwie na Szydłówku kończyło się miasto. Dalej były pola i łąki. Kiedy uczył się jeździć na rowerze, tam gdzie teraz jest osiedle Uroczysko, wpadał w polne zagony.

Do kościoła zawsze było blisko

Rósł razem z murami kościoła św. Józefa. Pamięta tamto zaangażowanie. - To było pospolite ruszenie, na każde zaproszenie ks. Kudelskiego zgłaszały się zastępy ludzi, tak że czasem brakowało łopat. Pracowały nawet dzieci. Sam jak jako mały chłopak ubijałem beton w fundamentach kościoła - opowiada. Do Kościoła zawsze było mu blisko, dosłownie i w tym głębszym rozumieniu. Obaj z bratem służyli od dziewiątego roku życia jako ministranci. - Takich chłopaków w parafii na Szydłówku były całe zastępy. Zaszczytna służba przy ołtarzu (pierwszym sprawdzianem była Msza o 6.30), wyznaczał ks. Gałka. Zasady były czytelne. Zawaliłeś, nie dopuszczono cię potem do ołtarza. Mróz, śnieg, deszcz, a ja szedłem i uczyłem się obowiązkowości i odpowiedzialności - opowiada. Długi czas był lektorem, jak jego brat. Potem zaczęła się przygoda z Oazą. Odbył całą formację łącznie z KODA i został animatorem, później także muzycznym.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Oaza i katecheza - tym się żyło

Reklama

Do Oazy wciągnął go ks. Gałka, opiekun ministrantów. Wtedy w parafii powstało aż osiem kręgów Oazy. Pierwsza Oaza, na którą pojechał, odbyła się w Krośnicy. Była to Oaza z Centrum w Krościenku. Organizował ją, obecnie już sługa Boży, ks. Franciszek Blachnicki. W amfiteatrze w Krościenku odbyło się spotkanie młodzieży z ówczesnym kard. Wojtyłą. Oaza stała się całym jego życiem. - Czekało się na liturgie, spotkania, na wyjazdy. Tym się żyło - mówi. Uczestniczył m.in. w spotkaniach i formacji ewangelizacyjnej razem z Amerykanami. Ruch Światło-Życie kształtował jego kręgosłup moralny, a formacja oazowa przekładała się na życie parafii, zwłaszcza jeśli chodzi o młodzież. W ramach Oazy powstał pierwszy młodzieżowy zespół muzyczny pod opieką ks. Wojsy, który zapewniał oprawę liturgiczną podczas Mszy św. o godz. 9.30, kiedy przychodziły tłumy młodzieży.
Bardzo wiele zawdzięcza katechezie u salezjanów w szkole średniej (ukończył Technikum Mechaniczne). - Było po prostu ciekawie. Salezjanie odpowiednio przygotowani do pracy z młodzieżą przyciągali ją do siebie. - Nawet jak ktoś nie chodził, to po naszych opowieściach zmieniał zdanie. I tak przez cztery lata co tydzień trzydziestu chłopa z „Mechanika” nie z przymusu, ale dobrowolnie i z ochotą pokonywało pieszo trasę z Jagiellońskiej na 1 Maja na religię - opowiada. Aż przyszła matura, a po niej duchowe dylematy. Czy ja aby nie mam powołania do kapłaństwa? - zastanawiał się. Wyjechał na oazę i tam można powiedzieć otrzymał odpowiedź - poznał Urszulę, uczestniczkę rekolekcji oazowych, przyszłą żonę. Od 25 lat są wspierającym się i zgranym małżeństwem.

Pytania o poglądy

Na razie jednak po wakacjach otrzymał powołanie do wojska na Stadion. Nie była to „bułka z masłem”. Nie dość, że w ciągu dwóch lat odbył prawie trzysta wart i służb, to był to czas jałowy. A niedziela bez Mszy św. jest dniem pustym. Ot, siermiężna służba. Początkowo z wojskiem wiązał swoją przyszłość; miał maturę upodobania i predyspozycje. Chciał iść na studia, aby zostać oficerem zawodowym. Armia potrzebowała takich. Pod koniec służby odbył rozmowę z oficerem politycznym - ten zapytał go o światopogląd. Mariusz bez wahania powiedział, że wierzy w Boga. Oficer na to, że „dla takich nie ma miejsca w Armii Ludowego Wojska Polskiego”. - Ze stratą dla armii - odpowiedział mu Mariusz. Do dziś spotyka tych oficerów na ulicy.

To było wszystko dla niej

Reklama

Po ślubie zamieszkali z żoną na Osiedlu na Stoku, znowu w parafii, gdzie kościół był w budowie. W parafii Świętego Ducha czuł się bardzo dobrze. Razem z żoną mieli tutaj swoich oazowych przyjaciół księży - pierwszego proboszcza ks. Adama Pawlika oraz prefekta ks. Leszka Łuszcza, a także ks. Dońca, proboszcza, który podjął trud budowy obecnego kościoła. Wspólnie z żoną angażowali się w sprawy parafialne. Ula jako plastyk, on jako animator muzyczny i nie tylko. Tutaj w parafii urodziła się ich córeczka Milenka.
Dziesięć lat temu kupili z Ulą dom i przeprowadzili się do Leszczyn, do parafii św. Jacka. To wszystko było dla córki. Była sensem życia. Dla niej trudzili się. Zginęła tragicznie w 2009 r. Po śmierci córki wszystko runęło. - Po ludzku to niemożliwe, by pozbierać się z takiej tragedii. Gdyby nie wiara, nie wsparcie szerokiego grona przyjaciół księży i naszych przyjaciół z chóru oraz rodziny i sąsiadów nie bylibyśmy w tym miejscu, w którym jesteśmy - mówi.

Dla parafii

Oboje z żoną także w Leszczynach zaangażowali się społecznie w życie Kościoła. Impulsem był zbliżający się jubileusz 400-lecia kościoła. - Wiedziałem, że musi być wyjątkowy, przecież to wielka historia. Miałem kilka pomysłów - wspomina. Razem z innymi parafianami zawiązali Stowarzyszenie św. Jacek. Mariusz został jego prezesem, pomaga mu Zarząd, w którego skład wchodzą: Andrzej Gołąbek, Norbert Radek, Stanisław Kaczmarczyk, Alicja Staszewska, Joanna Iwańska i Czesław Piotrowski. Zaangażowanych jest łącznie 25 osób - zatem różne profesje, zawody, zdolności i predyspozycje, razem zespół, który potrafi bardzo wiele. - Łączy nas Kościół i wiara w Boga. Czujemy się gospodarzami tej parafii i chcemy ożywiać naszą wspólnotę parafialną - tłumaczy Mariusz. - Stowarzyszenie św. Jacek ma za sobą wiele udanych projektów: charytatywnych, dla dzieci, w zakresie ochrony i propagowania małej ojczyzny, ochrony zabytków, kultury i historii, a w niedalekich planach są kolejne - mówi proboszcz ks. kan. Ryszard Zaborek, podkreślając że docenia to zaangażowanie i pracę Mariusza na rzecz parafii, również jego wkład i wysiłek przy okazji organizacji jubileuszu.

Zawsze ktoś czeka na „Niedzielę”

Reklama

Mariusz kilka lat pracował w KZWM, potem przez 15 lat jako taksówkarz, do momentu kiedy uległ poważnemu wypadkowi, z którego cudem wyszedł cało. Samochód był do kasacji, a on pół roku był bez pracy. W styczniu 2003 r. weszła do diecezji „Niedziela”. - Szukali właśnie ludzi do kolportażu, księża mnie znali i polecili. Początkowo pracowali we dwóch z Grzegorzem Piekutowskim. Potem ze Zbigniewem Skórą i Michałem Nobisem. Teraz to zgrany team - mogą na sobie zawsze polegać. Każdy z nich co tydzień obsługuje ponad sto parafii. - Startujemy w każdych warunkach, jak piloci myśliwców - mówi. A spotykając się, zawsze (podobnie jak redaktorzy „Niedzieli Kieleckiej”) opowiadają sobie i żartują o przygodach „z trasy”.
Co tydzień przerzucają kilka ton papieru. Gazety należy odebrać w środę rano z drukarni w Starachowicach i załadować na samochód. Czwartek, piątek, sobota - to czas kiedy tygodnik jest rozwożony. - Kiedy ze Starachowic dojeżdżamy do Kielc, znamy już całą zawartość - czytamy sobie na głos, zwracając uwagę na materiały z parafii. Potem gazety trzeba przeładować na samochody.

Przygody, czyli … jak anioł z nieba

Reklama

W czwartek rankiem Mariusz wyjeżdża na trasę. Po drodze odbiera materiały z Kurii. - Jesteśmy trochę jak kurierzy - bo zabrane ważne komunikaty, materiały na pewno będą dostarczone najszybciej przez nas - mówi. Obsługuje w uproszczeniu „środkowy pas diecezji”. W trasie co dzień jest około 12 godzin, zimą - nawet 14 i 16 godzin. Przez ten okres przejechał już pół miliona kilometrów dla „Niedzieli.” - Znam wszystkie drogi i skróty, nie daj Boże jednak skrótem jechać zimą - wtedy kłopoty murowane. W ciągu dziesięciu lat nie dojechałem jedynie raz do parafii, ale ze względów technicznych. Ugrzęzłem w śniegu między wioskami. Zapada noc, a ja stoję. Samochód obciążony, nie dam rady nic zrobić. Wtedy z oddalonego domostwa zobaczyłem nadjeżdżający samochód. Okazało się, że to kościelny z Brzostkowa z żoną podjechał do mnie z liną. Był jako anioł z nieba. Kiedyś popsuł mi się samochód, zdołałem dojechać jedynie do najbliższej parafii w Dobrakowie. Proboszcz zobaczył i powiedział: „Masz, przepakuj do mojego gazety, bo ty musisz dojechać”. Trzy dni woziłem jego samochodem „Niedziele”, mój tymczasem był u mechanika. Było i tak, że na ostatnim gazie do domu się jechało. Kiedyś wlałem 30 litrów wody do chłodnicy przez 70 km. Codziennie mogą zdarzyć się takie sytuacje, ale mogę powiedzieć, że Pan Bóg prowadzi nas szczęśliwie po drogach. Proboszczowie są dla nas bardzo otwarci, podzielą się tym, co jest w lodówce; zimą możemy się ogrzać, wypić kubek ciepłej herbaty.

Kolory życia parafialnego

W tej pracy siłą rzeczy jesteśmy obserwatorami przemian na parafii. I z perspektywy tych niemal dziesięciu lat widać, jak wielkie zamiany zaszyły w diecezji. Zmieniło się wszystko: wsie, drogi, otoczenie, kościoły. Remonty, renowacje, powstające nowe świątynie, zabytkowe wnętrza odzyskują dawny splendor… To wszystko jest chlubą parafian, proboszczów i samorządów. Gołym okiem widać pracę i zaangażowanie ludzi. Patrzę na to z podziwem, bo czy mnie w wieku 74 lat chciałoby się np. kryć dach kościoła miedzią i bawić się w budowniczego? A jednemu proboszczowi się chce. Nie wszyscy oczywiście są budowniczymi, ale za to potrafią świetnie rozwijać duszpasterstwo, czego efektem są potem powołania zakonne i kapłańskie. Znam wiele takich parafii - mówi.
- Mam także okazję bywać na różnych uroczystościach, odpustach, misjach, rekolekcjach, Oktawie Bożego Ciała, procesjach… Obserwuję duszpasterstwo, różne oryginalne inicjatywy, witam pielgrzymki idące na Jasną Górę… To są różne kolory i odcienie życia parafialnego, które tworzą bogactwo Kościoła, jego siłę - opowiada. W tej pracy nie ma urlopu. Od dziesięciu lat po raz pierwszy byłem w Wielki Czwartek i Piątek u siebie w parafii. W Wigilię rodzina zawsze na mnie czeka. Sylwester, wiadomo - impreza dopiero po 22. Ale to właśnie jest służba.

Ale księdza opisali… czyli marketing

Mariusz z żoną przyznają, że tygodnik bardzo zmienił się w ostatnich latach. Czytelnik znajdzie relacje z życia Kościoła, publicystykę, gorące tematy społeczne, komentarze, problemy moralne - człowiek przecież szuka odpowiedzi - mówią. Nasza edycja z kolei to cała mozaika życia diecezji, kultura, duszpasterstwo. - Proboszczowie czytali z zainteresowaniem kolejne odsłony parafii, przydałby się może nowy cykl - sugeruje. - Wiem, że zawsze ktoś czeka na „Niedzielę”. Księża pozytywnie przyjmują tygodnik. „Księże, opisali was w gazecie” - żartuję czasem. Proboszcz robi duże oczy, uśmiecha się i wiem, że z ciekawością przeczyta. Zachęcamy proboszczów konkretnymi artykułami i musimy znać ich treść. Ważne, że proboszczowie także wskazują z ambony swoim parafianom konkretne artykuły - wtedy gazeta się rozchodzi. Czasem muszę dowieźć „Niedzielę”, bo zabraknie, ale to jest sama radość. Dla takich chwil warto żyć!
- Najtrudniejsze w pracy są zimy, szybko robi się ciemno, śnieg, ślisko, zimno; latem z kolei, z samochodu wysiadam „jak z żelazka”. Ale za to po drodze można zawsze obserwować przyrodę… Nieraz miałem spotkanie z jeleniem, sarnami. I gdzie zobaczyłbym jednocześnie 29 bocianów na jednej łące?
Mariusz Dyraga przez te lata zdobył zaufanie u proboszczów i księży, dlatego na ich sugestię i podpowiedź założył wraz z kolegą Grzegorzem Pawelcem hurtownię „Emaus” na Barwniku, gdzie są wszelkie dostępne artykułu liturgiczne i dewocjonalia. Bogaty asortyment, możliwość dowozu, przystępne ceny - to wszystko sprawia, że proboszczowie chętnie korzystają z jego oferty. Został takim katolickim biznesmenem.

Z zamiłowaniem do muzyki

Mimo wielu rożnych obowiązków i absorbującej pracy, znajduje czas na swoją pasję, czyli na muzykę. W każdą niedzielę Mariusz z żoną śpiewa w kościelnym chórze pod batutą organisty Tomasza Liszki. - W kwestii muzyki i nie tylko zawdzięczam mu bardzo wiele, przede wszystkim moje amatorskie śpiewanie zamienił na bardziej profesjonalne. Z żoną sporo czasu spędzają także w „redakcji” - czyli miejscu przygotowań zespołu „Golica” w prywatnym mieszkaniu rodziny Gołąbków. - Nasi przyjaciele nas wciągnęli do zespołu i tak już to trwa kolejny rok - mówi. Zespół pod dyrekcją Zygmunta Służewskiego to formacja kilkunastu nieprofesjonalnych muzyków, którzy swoją pasję śpiewania uczynili także stylem spędzania wolnego czasu i dzielą się nią z innymi.
Zarówno z chórem, jak i z „Golicą” nie raz już zdobywali nagrody i wyróżnienia na Festiwalu Pieśni Wielkopostnych, występowali na uroczystościach patriotycznych i religijnych w parafii i gościnnie.
Mariusz nie zniósłby monotonii i pracy za biurkiem, lubi robić coś dla innych. W tym działaniu odnajduje siłę. Jest domatorem i najlepiej odpoczywa u boku żony w domu, gdy wspólnie zajmują się pięknym ogrodem, a on próbuje fachu budowlańca, gdy może popatrzeć jak spod pędzla Uli z wykształcenia plastyczki wychodzi np. wizerunek Matki Bożej Zielenickiej czy akwarela z prowansalskimi klimatami, która potem ozdobi przedpokój. To wszystko jest życie.

W następnym numerze sylwetka ks. Walerego Kozłowskiego zamordowanego w Majdanku

2012-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Niebezpieczny powrót rosyjskiego kłamstwa

2024-12-11 10:03

[ TEMATY ]

felieton

Samuel Pereira

Materiały własne autora

Samuel Pereira

Samuel Pereira

Miesięcznice smoleńskie od nowa wzbudzają żywe zainteresowanie mediów. Głównie z powodu zmiany nastawienia polskiego państwa do tego, co tam się dzieje.

Kiedyś polska policja (zgodnie z wolą polskich władz) nie dopuszczała do szerzenia rosyjskich kłamstw przez przeciwników obchodów smoleńskich, dziś staje po ich stronie. Za służbami, media rządowe i prorządowe stają po stronie zakłócających zadymiarzy i problemem nie są nawet poglądy tych ludzi i szefów tych mediów, które zapewniają wsparcie, ale wpajanie Polakom starych, dawno już sprostowanych kłamstw. Uczestniczą w tym, nieświadomie najpewniej również ci, co comiesięczne wspominanie i modlitwę za zmarłych 10. kwietnia 2010 roku stawiają na równi z tych, co ich (ostatnio przy wsparciu aparatu państwa) zakrzykują i obrażają. Gubią się tu dwie podstawowe rzeczy, jedna wybrzmiewa bardziej, druga mniej i to jej chciałbym poświęcić więcej uwagi w moim felietonie.
CZYTAJ DALEJ

Czego najbardziej dziś potrzebuję?

2024-12-03 20:50

[ TEMATY ]

adwent

rozważania

św. Ojciec Pio

Adwent z o. Pio

Red.

Nawet jeśli mam mało, a oddam to Jezusowi, On może dokonać cudu… On pomnaża wszystko, co jest Mu ofiarowane z miłością.

„Ile macie chlebów? Odpowiedzieli: Siedem i parę rybek”. Lecz cóż to jest dla tak wielu?... Nie raz w życiu mamy podobne doświadczenie: wobec ogromu wyzwań, przed jakimi stoimy, czujemy się całkowicie niekompetentni i nieprzygotowani… Brak nam wszystkiego. Mamy tak mało, podczas gdy potrzeba nieporównywalnie więcej. Na szczęście Jezus nie zostawia nas samych, sam daje nam wszystko, czego potrzebujemy, jeśli tylko otworzymy swe serce i rękę… Jeśli nie zaciśniemy w niej zazdrośnie dla samych siebie tego niewiele, które mamy.
CZYTAJ DALEJ

Na konferencji o Jubileuszu 2025

2024-12-11 15:18

ks. Waldemar Wesołowski

Biskup legnicki Andrzej Siemieniewski zapoznał dziennikarzy mediów lokalnych i katolickich ze znaczeniem słowa „jubileusz”, które sięga czasów biblijnych.

To nazwa roku łaski, okazja do odnowy relacji między człowiekiem a Bogiem oraz między ludźmi. – To będzie czas doświadczenia szczególnej łaski i miłosierdzia Pana – podkreślił. Przypomniał też, że jubileusze były obchodzone co 100 lat, następnie co 50, a obecnie co 25 lat.
CZYTAJ DALEJ

Reklama

Najczęściej czytane

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję