Początek września i przekroczenie progu szkoły to nie lada wydarzenie. Dla pierwszaka wszystko jest nowe, starsi uczniowie pamiętają być może jakieś trudne sytuacje, do których nie chcieliby już wracać, nie mówiąc już o tym, jak przejmują się rodzice, zwłaszcza przyprowadzający dziecko do szkoły po raz pierwszy.
- Z doświadczenia wiem, że często to rodzice są bardziej zestresowani niż ich dziecko. Najlepszą radą jest po prostu samemu się nie denerwować, bo nasze złe emocje udzielają się dziecku - tłumaczy Małgorzata Sowa, nauczycielka ze Szkoły Podstawowej im. Jana Pawła II w Lubczynie. - Przez 25 lat oglądałam różne rzeczy. Nadopiekuńcza mama, kiedy coś jej się nie spodoba, coś jest nie po jej myśli, zaczyna np. krzyczeć i dziecko jest wtedy jeszcze bardziej przestraszone. Dlatego doradzam spokój.
Zbadać teren wcześniej
Reklama
Mimo wszystko również dla dziecka pierwszy dzień w szkole jest wielkim przeżyciem, szczególnie gdy dopiero zaczyna naukę albo niedawno się przeprowadziło z innej miejscowości. W takich sytuacjach warto rozpocząć przygotowania trochę wcześniej. - Rodzice, najlepiej oboje, mogą dowiedzieć się, kiedy w szkole organizowane są dni otwarte i wtedy przyjść z dzieckiem. Ono ma szansę poznać nowych kolegów, a także zaznajomić się z budynkiem. I nie chodzi tu tylko o to, żeby wiedziało, gdzie co się znajduje. Dla małego dziecka największym szokiem jest hałas, który panuje szczególnie w dużych szkołach, na początku może być ono tym przerażone. Również schody mogą sprawiać niektórym dzieciom trudność - mówi p. Małgorzata. - Oczywiście nauczyciel pierwszaków i tak oprowadzi klasę po szkole, ale naprawdę lepiej spróbować zrobić to wcześniej.
Wiele dzieci nie ma problemu w kontaktach z rówieśnikami, bo znają się już z przedszkola albo zerówki. Są jednak i takie, którymi zajmowały się babcie albo opiekunki, więc przychodząc do nowej klasy, nie znają nikogo. Bywają też dzieci nieśmiałe, z trudem nawiązujące relacje. Co wtedy? - Dobrze jest zapoznać się z rodzicem, którego dziecko też idzie do tej klasy albo nawet z kilkoma takimi rodzicami. Jeśli dzieci będą znały się wcześniej i na rozpoczęcie roku szkolnego przyjdą w takiej grupie, będzie im o wiele łatwiej. Te rozwiązania są proste i naprawdę skuteczne, wystarczy poszukać - radzi Sowa.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Bez parasola
Z filmów, książek i… autopsji znamy takie obrazki - dziecko prowadzone za rączkę pod samą klasę, odbierane równo z dzwonkiem, a nawet kontrolowane telefonami. Sceny budzące uśmiech i żarty u wszystkich poza uczestniczącymi w nich dorosłymi. - Należy dbać o bezpieczeństwo dziecka, ale też pamiętać, że ono potrzebuje swobody. Nie trzeba wszędzie chodzić za rączkę, a jeśli dziecko zna drogę do klasy, wystarczy doprowadzić je tylko do szkoły. Niech ono nie czuje tego parasola nad sobą, bo to wcale mu nie służy - tłumaczy nauczycielka. - Znam sytuacje, kiedy mama lub babcia warują wręcz pod drzwiami klasy z kanapeczką i podczas przerwy dziecko zamiast bawić się z rówieśnikami, leci w ramiona babci i jest przez nią karmione. Pamiętajmy, że pierwsza klasa jest bezpieczna dla dziecka. Nauczyciele są przygotowani, można im zaufać.
Niech dziecko czuje się ważne
Reklama
Rozpoczęcie roku szkolnego zawsze wiąże się z wydatkami i to wcale niemałymi. Nie trzeba jednak dać się zwariować, szczególnie że wystarczy robić zakupy z głową. - Widzę np. że dziecko sąsiadki ma plecaczek z jakimś modnym nadrukiem i zaraz uruchamia się we mnie myślenie, że moje dziecko musi mieć jeszcze lepszy. Tymczasem dzieci nie myślą w ten sposób. Ich upodobania nie są podyktowane ceną - wyjaśnia p. Małgorzata. - Zabierzmy dziecko na zakupy, pozwólmy pokazać to, co mu się najbardziej podoba, bo może się okazać, że wcale nie modna postać z Hello Kitty, ale np. pasikonik. Jako dorośli możemy podpowiadać, że tym ołówkiem będzie się lepiej pisać, ale niech dziecko wybierze sobie jego kolor. Tak potraktowane dziecko poczuje się ważne, będzie się cieszyć rozpoczęciem szkoły, będzie też bardziej szanować rzeczy, które samo wybrało.
Szaleństwo wydatków można też powstrzymać w bardzo prosty sposób - nie kupować od razu całego wyposażenia, ale uzupełniać je w miarę potrzeb. Wielu nauczycieli gromadzi też różne przybory w klasie (np. po poprzednich rocznikach) i dzieci korzystają z nich podczas lekcji - tego wszystkiego można przecież dowiedzieć się wcześniej.
Do szkoły z poświęconym tornistrem
Bez względu na to, ile czasu zostanie przeznaczone na przygotowanie dziecka do szkoły, wierzący rodzice nie mogą zapomnieć o duchowym przygotowaniu, które jest równie ważne. W wielu parafiach tuż przed rozpoczęciem nauki odbywa się poświęcenie tornistrów i przyborów szkolnych dla pierwszaków. Wszyscy uczniowie zapraszani są na Mszę św. rozpoczynającą rok szkolny. - U nas święcenie tornistrów jest wieloletnią tradycją, którą przejąłem po moim poprzedniku - mówi ks. kan. Marian Bumbul z parafii pw. Nawiedzenia Najświętszej Maryi Panny w Lubsku. - W tym roku kapłan będzie też błogosławił dłońmi każde dziecko z osobna. Co roku widzę, że dla dzieci jest to wielkie przeżycie i naprawdę warto przypilnować, żeby w tym uczestniczyły.
Ale - choć to nieco zapomniany zwyczaj - błogosławić dzieci mogą również rodzice. Często niestety o tym nie wiedzą lub wydaje im się to mało ważne. Tymczasem prosty gest i krótka modlitwa mogą znaczyć dużo więcej niż wiele godzin katechezy, bo jasno pokazują dziecku, że rodzice wszystko, co w ich życiu ważne, powierzają Panu Bogu. Błogosławić można własnymi słowami lub poszukać propozycji w książeczkach do nabożeństwa, modlitewnikach albo na stronach internetowych (np.
Angielski i oaza
Nie należy do rzadkości stwierdzenie: „Miałbym większe możliwości zawodowe, gdybym znał języki obce. Dlatego swojemu dziecku zapewnię prywatne lekcje”. Można mnożyć przykłady przelewania na dzieci własnych ambicji i organizowania im dużej ilości zajęć dodatkowych. Pedagodzy podkreślają, że zajęcia pozalekcyjne mogą przynieść dziecku ogromne korzyści, pod warunkiem, że będą zgodne z jego zainteresowaniami i ich nadmiar go nie przytłoczy. Sytuacja, kiedy dziecko popołudniami wożone jest z zajęć na zajęcia i nie ma czasu ani na zabawę z rówieśnikami na podwórku, ani na kontakty z rodziną, nie jest zdrowa - żeby to stwierdzić, nie trzeba autorytetu psychologa, wystarczy trochę zdrowego rozsądku.
A ilu wierzących rodziców wybierając dziecku zajęcia dodatkowe, zastanawia się nad tym, które z nich wpłynęłyby pozytywnie na duchowy rozwój ich pociechy? Może by tak więc raz w tygodniu angielski i raz w tygodniu spotkanie Oazy Dzieci Bożych albo Eucharystycznego Ruchu Młodych? Albo śpiewanie w parafialnej scholi? - Dobrze prowadzona oaza jest świetnym urozmaiceniem czasu dla dziecka i okazją, by poznało wartości inne od tych, które być może poznaje z telewizji albo na podwórku - mówi Martyna Wojciechowska, moderatorka wspólnot Dzieci Bożych naszej diecezji. - Takie spotkania bardzo często odbywają się w soboty, u mnie w parafii w godzinach przedpołudniowych. Rodzice w tym czasie mogą iść na zakupy lub zrobić cokolwiek innego, a dziecko jest pod dobrą opieką.