Sowieci przeciw Powstaniu Warszawskiemu
W Gazecie Polskiej z 1 sierpnia w tekście pt.: Rozkazuję: akowców aresztować Paweł Stroiłow z Moskwy publikuje jeden z najhaniebniejszych dowodów cynizmu władz sowieckich w stosunku do Powstania Warszawskiego. Jest to ściśle tajny rozkaz generała NKWD Liubyja z 28 sierpnia 1944 r., ostrzegający przed przemarszem oddziałów Armii Krajowej, idących na pomoc powstańczej Warszawie. Świadomie pomagając Niemcom walczącym z powstańcami w Warszawie, rozkaz nakazywał rozbrajać i brać do niewoli " wszelkie grupy ´krajowców´", które będą usiłowały się przedrzeć z pomocą dla Warszawy".
W obronie krzyża
Reklama
W Tygodniku Solidarność - jakże ważne przypomnienie bojów w
obronie wiary i milicyjnych represji w Kraśniku Fabrycznym w dniu
26 czerwca 1959 r. Autor tekstu W obronie krzyża - Marcin Dąbrowski
przypomina przyczyny konfliktu: Kraśnik Fabryczny, jak również Nowa
Huta i inne powstające ośrodki robotnicze w PRL-u "miały być na wzór
sowiecki socjalistycznymi blokowiskami bez Boga i kościołów". W Kraśniku
już w 1939 r. powstały fundamenty planowanej tam świątyni. Po wojnie
uznano jednak, pod rządami komunistycznymi, że nie ma w ogóle mowy
o budowaniu kościoła w przyfabrycznej osadzie. W 1957 r. pod wpływem
nacisku społecznego Urząd ds. Wyznań udzielił jednak zgody na budowę
obiektu sakralnego w Kraśniku Fabrycznym. Postawiono krzyż, później
wzniesiono obok niego prowizoryczny ołtarz. Stopniowo okazało się
jednak, że władze komunistyczne nie chcą dotrzymać złożonej wcześniej
obietnicy, a nawet doszło do skonfiskowania przedmiotów kultu (26
czerwca 1959 r.). I to właśnie wywołało wielkie zajścia uliczne w
Kraśniku, starcia tłumów wiernych z milicją, ORMO i ZOMO. Zajścia
bezwzględnie spacyfikowano, a w późniejszym procesie liczne osoby
skazano na więzienie. Wierni musieli czekać aż do 1977 r. na ponowną
zgodę na kościół. Autor tekstu przypomina inne podobne konflikty,
powstałe na skutek działań władzy dla wyeliminowania z życia społecznego
religii rzymskokatolickiej. Pisze: "W latach 1959-63 zarzewia konfliktów
na tle religijnym wybuchały w Otwocku, Mszczonowie, Głuchołazach,
Nowej Hucie, Zielonej Górze, Gliwicach, Toruniu i Przemyślu. Największą
skalę i najbardziej dramatyczny przebieg, ze strzelaniem do tłumu,
miały wydarzenia 27 kwietnia 1960 r. w Nowej Hucie". Sam pisałem
o tym szerzej w książce Walka z Kościołem wczoraj i dziś (Szczecinek
1999).
Jedno jest pewne, że bardzo duża część Polaków, zwłaszcza
z młodszych pokoleń, bardzo mało wie, do jakich represji posuwały
się komunistyczne władze w PRL-u w szykanowaniu wiary katolickiej.
Znamienne, że dziś coraz chętniej nawiązujący do tradycji PRL-u postkomuniści
z SLD nigdy nie zdobyli się na przeproszenie milionów Polaków za
te represje. I za to, że - jak mocno zaakcentował bp Adam Lepa w
lipcu 1994 r. - "przez ponad 40 lat katolicy w Polsce byli obywatelami
drugiej kategorii (...) za praktyki represjonowani byli utratą awansu,
a nawet pracy". Bp Adam Lepa dodał: "W miejsce przeprosin katolicy
słyszą inwektywy, kierowane pod adresem swego Kościoła, i widzą dalsze
próby do ograniczenia jego praw". Przypomnę, że szczególnie wiele
inwektyw pod adresem Kościoła znajdowaliśmy w ostatnich latach na
łamach dzienników i czasopism postkomunistycznych, począwszy od Trybuny (
choćby osławiona, barbarzyńska wręcz napaść na Ojca Świętego), po
Politykę, Wprost, Nie i rzucające kalumnie na Kościół i religię dosłownie
w każdym numerze Dziś b. premiera komunistycznego Mieczysława F.
Rakowskiego. Sami SLD-owcy przyznawali w chwilach szczerości, że
bardzo wiele swego kapitału politycznego zdobywali na atakach na
Kościół (głównie na prymitywnych antykościelnych oszczerstwach, wykorzystujących
posiadanie przez postkomunistów dominującej pozycji w telewizji,
etc.). Dość przypomnieć choćby swego rodzaju stachanowca w tej walce
z Kościołem - tak bliską postkomunistów i nagrodzoną orderem przez
Kwaśniewskiego Olgę Lipińską z jej coraz agresywniejszym i coraz
prymitywniejszym kabaretem. Na jakiej podstawie opierają się więc
pełne hipokryzji zapewnienia z ostatnich dni przywódcy SLD Leszka
Millera o tym, jak bardzo dziś SLD jest bliski Kościołowi?
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Kwaśniewski bił się w cudze piersi
Reklama
W znakomitym artykule Nie uświadomiony antysemityzm w Tygodniku
Solidarność z 3 sierpnia prof. Tomasz Strzembosz zwraca uwagę na
różne absurdy obrzędu przeprosin w Jedwabnem 10 lipca, "w którym
wiodącą rolę odegrał prezydent Aleksander Kwaśniewski". Strzembosz
pisze m.in.: "Dlaczego przepraszali? Gdyż zamordowanych w Jedwabnem,
może podświadomie, a może i nie podświadomie, uznano za innych obywateli
II Rzeczypospolitej. Bo potraktowano ich, jakby byli niejako poza
polską społecznością, jakby byli tu OBCY.
Dlaczego w tym akcie brali udział wysocy przedstawiciele
społeczności państwa Izrael (Żydzi z USA) i znakomici przedstawiciele
społeczności żydowskiej w Polsce? Wszak gdyby z jakichkolwiek powodów
- politycznych, ideowych, klasowych itp. - tysiąc Kowalskich zamordowało
tysiąc Brzezińskich, nikt by za to nie przepraszał, bo byliby to
wszak POLACY. Założono milcząco, że zamordowani w Jedwabnem Żydzi,
których nikt nie zapytał o ich stosunek do państwa i narodu polskiego (
mogli wśród nich być także tacy, którzy - całkiem słusznie - uważali
się za Polaków!), to nie Polacy, a Żydzi. Nikt przy tym nie wyjaśnił,
na jakiej podstawie tak założono. Religijnej? Rasowej? Opcji państwowej
czy narodowej? Stosunku do polskiej, zniszczonej przez wojnę państwowości?
Nie wyjaśniono także do końca, z jakich przyczyn zostali oni zamordowani:
rasowych i religijnych - właśnie jako Żydzi? Politycznych - np. za
kolaborację z okupantem sowieckim, w celach rabunkowych? Ani badania
historyczne, ani nie zakończone śledztwo nie wyjaśniło jeszcze, z
jakich przyczyn obywatele polscy w Jedwabnem wzięli udział w mordowaniu (
czy nawet tylko spędzaniu na rynek) innych obywateli polskich z Jadwabnego.
Przyjęto więc, że ´nasi´ zamordowali ´obcych´, a nie innych ´naszych´.
I stąd udział reprezentantów Izraela, i stąd przeprosiny wstrząśniętego
prezydenta RP. Dlaczego fakt ten zwraca moją uwagę? Ano, m.in. dlatego,
że prezydent Kwaśniewski nie przepraszał równie gorąco żadnych innych
obywateli państwa polskiego, nawet zamordowanych przez funkcjonariuszy
tej formacji politycznej, której wysokim działaczem był przez długie
lata i po której spadek - finansowy i moralny - przejęła partia polityczna,
którą przez lat parę kierował. A z rąk tej formacji i jej sojuszników
ze Wschodu zginęło kilkaset razy więcej obywateli II Rzeczypospolitej
niż w Jedwabnem i Radziłowie. (...) Przepraszał jedynie Żydów, za
mord dokonany pod auspicjami innego, niemieckiego państwa, bez udziału
państwa polskiego. Dlaczego? Nie mam na to jasnej odpowiedzi. Może
właśnie dlatego, że jest owym podświadomym antysemitą, dla którego
Żyd - to Żyd i nikt się Żyda nie pyta, za kogo się uważa. A przecież
mogli ci ludzie uważać się np. za obywateli państwa sowieckiego.
Nie za Żydów - a Sowietów. Mogli się uważać za Polaków pochodzenia
żydowskiego. Za kogokolwiek (...) O, jakże łatwo bić się w cudze
piersi, w piersi biednych i prostych ludzi z Jedwabnego, chroniąc
jednocześnie swą własną pierś członka komunistycznej nomenklatury.
Jakże łatwo! (...) jeszcze do tego dwie uwagi, nie dotyczące już
prezydenta, a naszych gości z Izraela, Stanów Zjednoczonych itp.
Dlaczego to 60., okrągła rocznica spalenia w synagodze białostockiej
27 czerwca przez Niemców ok. 800 Żydów polskich, tak bliska czasowo
10 lipca, nie spotkała się z analogicznym uszanowaniem? Dlaczego
tu także nie odmówiono modłów, nie położono kamyków? Czyżby Żydzi
z Białegostoku byli mniej ważni lub mniej umęczeni? Nie pojmuję!!!
Czy dlatego, że tutaj oprawcami byli niewątpliwie funkcjonariusze
III Rzeszy? I druga. Dlaczego w
Izraelu nie płaczą równie głośno
nad dziećmi semickimi rozstrzeliwanymi z broni ręcznej i maszynowej
na ziemiach przyznanych Palestyńczykom? Przecież zginęły tam setki
dzieci! I chyba nigdzie na świecie obecnie już nikt nie strzela z
broni, ostrą amunicją do dzieci semickich tak łatwo i tak bez litości?
Czyżby to też była forma swoistego antysemityzmu?
Wzywam tych, co płaczą nad dziećmi żydowskimi w Jedwabnem
i Radziłowie, rozumiejąc dobrze ich ból i podzielając ich ból, by
zapłakali równie krwawo nad dziećmi semickimi na własnej ziemi i
ziemi swych najbliższych sąsiadów. I by spowodowali, by przestała
się lać krew dziecięca. Wszak od nich to zależy. Są tutaj suwerenni,
a nie w kraju okupowanym. Mogą. Wszystko mogą. Niechże więc mają
sumienie".
Czterech zbrodniczych premierów
Prof. Strzembosz wyraził zdziwienie, że w Izraelu nie płaczą
równie głośno jak nad ofiarami sprzed 60 lat w Jedwabnem nad dziś
zabijanymi kulami izraelskimi dziećmi Palestyńczyków. Ja zaś zapytuję
konkretnie po imieniu, dlaczego ambasador Izraela w Warszawie Szewach
Weiss wciąż przy każdej okazji poucza nas na temat Jedwabnego, negując
jakąkolwiek potrzebę ekspiacji Żydów za zbrodnie komunistów żydowskich
na Polakach i milcząc o tym, co wyrabiają jego rodacy wobec okupowanych
przez nich Palestyńczyków. Tej właśnie sprawie poświęciłem bardzo
obszerny tekst w Tygodniku Głos pt. Zbrodnie i fałsz (nr z 4 sierpnia). Wyrażałem tam zdziwienie, że tak mentorsko pouczający Polaków o
domniemanych zbrodniach polskich "antysemitów" na Żydach ambasador
Szewach Weiss jakoś nigdy nie zastanowił się, że sam dziś reprezentuje
w Warszawie premiera-zbrodniarza Ariela Szarona, generała nazywanego "
rzeźnikiem Libanu". Odpowiedzialnego za umożliwienie falangistom
libańskim zamordowania ponad 1000 kobiet, starców i dzieci w obozach
w Sabrze i Szatili w 1982 r. i zdjętego za to z dowództwa, lecz nigdy
nie ukaranego sądowo za rolę w masakrze Arabów. Tak jak nigdy nie
został ukarany za wcześniejszą zbrodnię, gdy jako 25-letni dowódca
kierował rajdem izraelskiego komanda, które "zabiło grupę niewinnych
Jordańczyków". Wspomina o tym b. agent Mossadu V. Ostrovski w pisanej
wspólnie z C. Hay książce By Way of Deception (New York 1990, s.
317).
Dlaczego Szewach Weiss i inni tak "wrażliwi" Izraelczycy
nie biją się w piersi ani za zbrodnie Szarona, ani za zbrodnie trzech
innych premierów Izraela: Menachima Begina, Yicchaka Szamira i Icchaka
Rabina? Ben Gurion był przecież dowódcą terrorystycznej grupy Irgunu,
która w 1948 r. wymordowała bestialsko 254 Arabów, w tym wiele kobiet
i dzieci w pokojowo nastawionej arabskiej wsi Deir Yassin. Begina
nigdy nie ukarano za tę zbrodnię, którą pysznił się po latach, bo
spowodowała ucieczkę setek tysięcy Arabów. Nie ukarano, lecz przeciwnie,
zrobiono go premierem. Gdzież izraelski wstyd, gdzie przeprosiny
za zbrodnię w Deir Yassin? Za zbrodnię tę odpowiadał również inny
późniejszy premier Izraela Yicchak Szamir, dowodzący terrorystami
Stern Gangu, którzy także uczestniczyli w masakrze bezbronnych wieśniaków
arabskich z Deir Yassin. I wreszcie czwarty zbrodniczy premier -
Icchak Rabin, który był jednym z odpowiedzialnych za wymordowanie
w 1956 r. kilkunastu jeńców egipskich (był wówczas szefem sztabu).
BBC oskarża Szarona
Adam Adler pisze w Przekroju (numer z 15 lipca) w korespondencji
z Izraela pt. Niewolnik własnej legendy o ciężarze przeszłości przygniatającym
premiera Szarona. Zdaniem Adlera, jest szansa, że Szaron "stanie
przed Trybunałem Międzynarodowym w Hadze, zgodnie z oskarżeniem wysuniętym
przed dwoma tygodniami w popularnym programie telewizyjnym Panorama
brytyjskiej BBC". Zarzuty BBC dotyczą roli Szarona w umożliwieniu
krwawego zmasakrowania obozów w Sabrze i Szatili w 1982 r. Według
Adlera: "W Izraelu starannie przemilczano oskarżenia BBC, apelującej
o postawienie Szarona przed Trybunałem Międzynarodowym w Hadze, ale
oskarżenia Brytyjczyków zaważyły na chłodnym przyjęciu premiera w
Waszyngtonie i nakłoniły Palestyńczyków ocalonych z zagłady w Sabrze
i Szatili do wytoczenia Szaronowi procesu przed sądem w Brukseli.
Belgijskie prawo karne umożliwia karanie zbrodniarzy
wojennych bez względu na ich narodowość i miejsce popełnienia przestępstwa".
Co ciekawsze, Szaron ma coraz gorszą prasę w samym Izraelu.
Nie tyle jednak za swe zbrodnie z przeszłości, co za skrajną niezręczność
na arenie międzynarodowej, gdzie coraz mocniej przegrywa w prezentowaniu
polityki Izraela na tle o wiele zręczniejszego Arafata. Adler cytuje
komentarz jednego z najpoważniejszych dzienników izraelskich Haaretz: "
Premier Izraela Ariel Szaron jest przy przewodniczącym Autonomii
Palestyńskiej Jaserze Arafacie rekrutem politycznym i niedołęgą".