Z Karolem Wojtyłą zetknąłem się w 1932 r., a ściśle mówiąc
- 1 września 1932 r., kiedy znalazłem się razem z nim w III klasie
Państwowego Gimnazjum im. Marcina Wadowity w Wadowicach. Uprzednio
mieszkałem przez wiele lat w Toruniu, a gdy rodzice moi przenieśli
się do Wadowic, los związał mnie z klasą, do której uczęszczał późniejszy
Papież Jan Paweł II. Byliśmy w pełnym tego słowa znaczeniu równolatkami.
Karol Wojtyła urodził się bowiem 18 maja 1920 r., a ja jestem młodszy
od niego o... jeden dzień! Jako nowy uczeń zostałem szybko wprowadzony
przez kolegów w życie naszej klasy, no i - oczywiście - powiedziano
mi, kto jest u nas prymusem. A był nim od początku nauki w gimnazjum
aż do matury Karol Wojtyła! Zawsze miał "monotonne" świadectwa, z
góry na dół "bardzo dobrze!" (...).
Był zawsze świetnie przygotowany z każdego przedmiotu. (
...) Pozycja prymusa w klasie była wynikiem nie tylko uzdolnień Lolka,
ale bardzo solidnej pracy, która zawsze go cechowała.
Należałem do tych, którzy razem z nim siedzieli w jednej
ławce. Pozostała mi najlepiej w pamięci VIII klasa. Siedzieliśmy
wówczas w środkowym rzędzie, chyba w czwartej ławce od tablicy. Ja
siedziałem po lewej stronie Lolka, naprzeciw niego - Jaś Wolczko,
a obok Jasia - Staszek Jura.
Fakt, że siedzieliśmy razem w niektórych latach, powodował,
że odrabialiśmy razem lekcje, zawsze w domu Lolka, w kuchni, do której
wchodziło się z wewnętrznego balkonu na I piętrze. Skromne mieszkanie
państwa Wojtyłów składało się z 3 izb, poza kuchnią w amfiladzie
była sypialnia, a trzeciego pokoju w czasach, gdy tam bywałem, nie
używano. Nie było tak, że uczyliśmy się stale razem, to było różnie,
w zależności od sytuacji. Ta wspólna praca dawała mi osobiście bardzo
dużo. Lolek był niezwykle solidny i systematyczny w nauce, i to udzielało
mi się w pewnym sensie, choć muszę uczciwie stwierdzić, że daleko
mi było w tym względzie do niego. Oczywiście, odrabialiśmy wszystkie
lekcje na następny dzień, i te ważne, i te mniej ważne. Zawsze przepracowywaliśmy
ostatnią lekcję. Jeśli profesor wskazywał na dodatkowe informacje
źródłowe, staraliśmy się je wyszukiwać. Niekiedy zapoznawaliśmy się
także z tematyką następnej lekcji. Dotyczyło to np. historii, a było
możliwe dlatego, że profesor trzymał się ściśle obowiązującego podręcznika.
Po przepracowaniu każdego przedmiotu Lolek wychodził
do drugiego pokoju i stamtąd wracał po chwili. Kiedyś drzwi były
niedomknięte i zauważyłem, że Lolek modlił się na klęczniku... Nie
zdarzyło się chyba nigdy, aby mógł przyjść na lekcje nieprzygotowany,
jak to bywało niekiedy naszym udziałem. Ponieważ każdy przedmiot
znał doskonale na bieżąco, nie miał więc żadnych problemów przy odpytywaniu,
a także przy pisemnych klasówkach. Oczywiście, nie używał żadnych
niedozwolonych pomocy, tzw. ściągaczek, bo to było przeciwne jego
zasadom! Tej swej wyższości nigdy nie okazywał. Podpowiadania i odpisywania
nie uznawał, ale był tolerancyjny, gdy ktoś z sąsiadów "zapuszczał
oko" do jego klasówki. Widać było zawsze smutek na jego twarzy czy
zakłopotanie, gdy koledze nie udawało się odpowiedzieć poprawnie
i dostawał "dwójkę!". W klasie był zawsze poważny, nie brał udziału
nigdy w różnych wybrykach, jakie miały miejsce np. przed lekcjami
profesora języka greckiego Tadeusza Szeliskiego. (...)
Nie byłem przyjacielem Lolka, a jedynie dobrym kolegą.
Chyba wówczas w gimnazjum nikt nim nie był. Mianem przyjaciela w
tych latach można nazwać jedynie Ojca Lolka, który był dla niego
wszystkim! Prowadził cały dom, robił zakupy, gotował, wykonywał wszystkie
potrzebne prace domowe. Wieczorem po kolacji Ojciec z Synem udawali
się zawsze na spacer. (...)
Pisząc o życiu szkolnym, nie można nie wspomnieć o naszych
profesorach. Oni to bowiem w zasadniczy sposób wpływali na kształt
naszej osobowości, co wielokrotnie podkreślał w rozmowach z nami
Ojciec Święty Jan Paweł II. (...)
Jakie miejsce w naszym życiu zajmował sport? Działalność
sportowa pozaszkolna była zależna prawie wyłącznie od samego ucznia.
Ci, którzy grali w piłkę do późnego popołudnia, robili to kosztem
odrabianych lekcji. Lolek, będąc najlepszym uczniem w klasie, nie
mógł sobie na to pozwolić. Pamiętam, że kiedyś graliśmy mecz na łące
za torami dworca kolejowego, Lolek występował wówczas jako bramkarz,
ale to był sporadyczny przypadek. To samo z narciarstwem. Właściwie
na sport pozostawały nam sobotnie i niedzielne popołudnia. (...)
W ostatnich latach gimnazjalnych zdarzyło się coś, co
zabrało Lolkowi resztki wolnego czasu. Zjawił się w jego życiu Mieczysław
Kotlarczyk, w gimnazjum powstał teatr dramatyczny amatorski, który
zawładnął nim bez reszty. Nastąpiła zmiana w jego planach życiowych.
Odtąd każdą wolną chwilę poświęcał sztuce teatralnej. (...)
Na koniec o sprawach, które od wczesnej młodości w sposób
decydujący kształtowały osobowość Lolka, o jego życiu religijnym.
Gdy w 1932 r. los mnie z nim zetknął, uderzyła mnie ogromna jego
pobożność, nie spotykana w takim wymiarze na ogół u młodych ludzi.
Nie chodzi tu tylko o to, że zaczynał każdy dzień z Bogiem w kościele,
że modlił się w ciągu dnia, przed i po jedzeniu, w czasie odrabiania
lekcji..., że w każdy pierwszy piątek miesiąca, i nie tylko, przystępował
do Komunii św., że był czynny w Sodalicji Mariańskiej jako jej sekretarz.
To nie był zwykły stosunek do religii przeciętnych ludzi wierzących.
Lolek modlił się żarliwie w pełnym tego słowa znaczeniu, potrafił
już wówczas odrywać się całkowicie od rzeczywistości ziemskiej, oddawać
myślami całkowicie Bogu. To zaczęło się już za młodu, ta wielka umiejętność
bycia sam na sam z Bogiem. Jest słowo, które to tłumaczy - charyzma
- tak bardzo rzadki przymiot człowieka. Lolek był niewątpliwie obdarzony
charyzmą, ale my, jego rówieśnicy, nie rozumieliśmy tego wówczas...
W pierwszych latach mojego obcowania z Lolkiem byłem
przekonany, że zostanie księdzem. I zdawało się, że tak będzie, gdy
nagle teatr stanął na drodze jego życia... Teatr zmienił decyzję
co do jego przyszłych losów, stąd wynikły studia polonistyczne na
UJ, ale nic nie zmieniło się w jego żarliwym stosunku do Boga i religii.
W tym względzie pozostał zawsze taki sam, aż wreszcie w czasie wojny
wkroczył ostatecznie na drogę powołania kapłańskiego, które tkwiło
w nim z różnym natężeniem od wczesnej młodości i stało się jego przeznaczeniem!
Pomóż w rozwoju naszego portalu