Włodzimierz Rędzioch: - Co oznaczało dla Ciebie uczestnictwo w ŚDM w Krakowie?
Paolo Fucili: - Mam to szczęście, ze dzięki pracy, którą wykonuję dużo podróżuję po świecie. Ale w Polsce czuję się jak w domu, bo w tym kraju urodził się i wychował mój „ojciec” w wierze Karol Wojtyła. Z wyjazdów do Polski pamiętam przede wszystkim ŚDM w Krakowie 2016. Każdy Światowy Dzień Młodzieży ma swój specyficzny „smak”, swoją atmosferę, swoje krajobrazy. Ale Kraków 2016 nie mógł być i nie był jednym z wielu ŚDM obchodzonych do tej pory w 12 krajach, m.in. w Europie, Ameryce, Azji i Australii.
Reklama
- Jako dziennikarz śledziłeś wiele ŚDM. Co one mają ze sobą wspólnego?
- Zmieniają się kontynenty i szerokości geograficzne, klimat, środowisko i historia miasta-gospodarza. Jednak główny składnik tego „świętowania wiary” jest zawsze ten sam - doświadczanie radości bycia chrześcijanami i dzielenie się tym darem z rówieśnikami ze wszystkich środowisk. Pracując przez dwadzieścia lat jako reporter telewizyjny, przywykłem do komunikowania obrazami, bardziej nawet niż słowami. To jest mój profesjonalny sposób myślenia. A obrazem który najbardziej mnie fascynuje podczas każdego Światowego Dnia Młodzieży, są tysiące flag narodowych powiewających nad tłumem młodych. Szacuje się, że dwadzieścia milionów młodych ludzi doświadczyło na ŚDM mocy Ducha, co jednoczy młodzież różnych krajów, języków, ras i kultur we wspólnocie wiary.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
- Wspomniałeś, że ŚDM w Krakowie był szczególny. Czy różnił się od pozostałych?
- Wcześniej żadne ŚDM nie były obchodzone w mieście papieża, który miał genialną intuicję, by je zainicjować. Z tamtych słonecznych dni w Krakowie pamiętam przede wszystkim spacery, w przerwach od pracy, ulicami miasta, wokół Wawelu i Rynku wypełnionego radosnymi tłumami. Tych młodych ludzi nie byłoby, gdyby nie człowiek, który 70 lat wcześniej chodził tymi samymi drogami, obserwował te same krajobrazy, pogrążony w myślach, modląc się, opierając się próbom, których życie mu nie oszczędziło: utrata bliskich, wojna, prześladowania. Karol Wojtyła, mimo wielu trudności, intensywnie przeżył swoją młodość. Inaczej nie byłby w stanie przyciągnąć do siebie, jak to robił, ogromnych rzesz młodych ludzi. Nawet pod bolesnym ciężarem wieku i choroby pozostawał w duszy młody zmagając się z pytaniami, wątpliwościami, nadziejami i lękami, które pojawiają się w najcenniejszym i najdelikatniejszym wieku życia, młodości. A młodzi ludzie wiedzieli to instynktownie.
- Ty, jako młody dziennikarz, również widziałeś i przeżyłeś szczególne ŚDM obchodzone w Roku Świętym 2000…
- ŚDM w Rzymie w 2000 r. to chyba najbardziej wyrazista propozycja papieska, oparta na słowach hymnu, który rozpalił miliony obecnych: „Zza horyzontu wielka światłość wciela się w historię i zwyciężając mroki czasu staje się Pamiątką. Oświecając nasze życie jasno nam objawia, że tylko poszukując Prawdy życie ma sens. Horyzontu wielkie światło… jasno nam objawia, że nie można żyć, jeśli nie szukasz prawdy". Gdybym miał skondensować duchowy testament św. Jana Pawła II w jednym zdaniu, nie byłbym w stanie dobrać równie przekonywujących słów.
- ŚDM to jeden z największych „darów” św. Jana Pawła II dla Kościoła, który podjęli jego następcy...
- To prawda. ŚDM miały już dwóch następnych „przewodników” - Benedykta XVI i Franciszka. Ale mimo upływu czasu nie zatraciły one „tajemnicy” swojego sukcesu. Chyba nie ma na świecie innego cyklicznego spotkania młodzieży tak sprawdzonego i uczęszczanego jak ŚDM – to uprzywilejowany czasu na poszukiwanie prawdy o życiu, o nas samych i o Bogu, ponieważ jest to prawda, której młodzi ludzie szukają, nawet jeśli jej nie znają. A każdy, kto tłumi w nich to dążenie namawiając, by zadowolili się czymś innym, żałośnie zdradza dziedzictwo „Papieża młodych”.