Reklama

Marek z Aviano, kapucyn, Legat papieski w dniach odsieczy wiedeńskiej

27 kwietnia 2003 r. Papież Jan Paweł II dokona beatyfikacji o. Marka z Aviano, kapłana Zakonu Braci Mniejszych Kapucynów, legata papieskiego u boku króla Jana III Sobieskiego w dniach odsieczy wiedeńskiej, który przyczynił się do ocalenia chrześcijaństwa i całe życie poświęcił, by zachować jedność ludów chrześcijańskich Europy.

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

Na obrazie Matejki

Jan Matejko w 200. rocznicę odsieczy wiedeńskiej uwiecznił na płótnie zwycięstwo króla Jana III Sobieskiego pod Wiedniem i obraz ten ofiarował papieżowi Leonowi XIII (oglądać go można w Muzeum Watykańskim). Po lewej stronie zwycięzcy spod Wiednia malarz umieścił o. Marka z Aviano. W doskonałej biografii króla Jana III pióra Zbigniewa Wójcika o. Marek nazwany został "jednym z głównych bohaterów epopei wiedeńskiej". Mało kto jednak w Polsce interesował się, kim był ów bohater, jakie były jego życiowe losy, poprzestano na ogólnikowych wzmiankach.

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

Wstąpienie do zakonu

Przyszły legat papieski w dniach odsieczy wiedeńskiej przyszedł na świat 17 listopada 1631 r. w miejscowości Aviano w północnych Włoszech. Uczył się do 16. roku życia w kolegium Jezuitów w Gorycji. Pewnego dnia, nie wiadomo z jakich powodów, chłopiec uciekł z kolegium. Prawdopodobnie chciał wziąć udział w wojnie z Turcją, którą toczyła wówczas Republika Wenecka (1645-69). Udał się do Capodistria, by wsiąść na statek i odbyć podróż. Spotkało go niepowodzenie. Wyrzucony ze statku - jako bezdomny znalazł się przed klasztorem Kapucynów. Przełożony klasztoru zaopiekował się nim i odesłał do rodziców. Kontakt z kapucynami spowodował, że 21 listopada 1648 r. zgłosił się do prowincjała weneckiego Kapucynów, wyrażając wolę wstąpienia do tego zakonu. W kilka dni później rozpoczął nowicjat w Conegliano, przyjmując ku czci swego ojca zakonne imię Marek. W 1649 r. złożył śluby zakonne, zobowiązując się żyć według Reguły św. Franciszka i zachowywać Ewangelię Pana naszego Jezusa Chrystusa. Potem rozpoczął 6-letnie studia teologiczne. Zakonnicy oceniali go jako dobrego współbrata, życzliwego i przyjaznego wszystkim oraz wiernego swym obowiązkom. Święcenia kapłańskie otrzymał 18 listopada 1655 r. W 1664 r., po 9 latach kapłaństwa, otrzymał misję głoszenia słowa Bożego w różnych miastach prowincji weneckiej. Przemawiał z wielkim zapałem i wewnętrznym zaangażowaniem. Na jego kazania adwentowe i wielkopostne zaczęły ściągać rzesze wiernych. Większość kazań głosił o Męce Pańskiej. Zachowała się relacja, że gdy o. Marek razu pewnego nie dostrzegł znaku skruchy na twarzach dwóch swoich słuchaczy, publicznych grzeszników, rzucił w nich krzyżem, który zazwyczaj trzymał w ręku podczas kazań. Czy ci się poprawili, nie wiadomo, ale krzyż się połamał. Stąd nadano mu przydomek "Spezzacristi", co można przetłumaczyć jako "łamiący Chrystusa".
Jako kaznodzieja stał się sławny w całej Republice Weneckiej, a wkrótce niemal w całej Europie. W miarę swoich możliwości drukował kartki z aktem żalu i rozdawał wśród ludzi, aby dopomagać im do nawrócenia. Jego oddziaływanie zataczało coraz szersze kręgi tak w Italii, jak i poza nią. Wierni nazwali go "apostołem aktu żalu".

Reklama

Cudotwórca i apostoł Europy

Przełomową datą w życiu i działalności o. Marka był 1676 r. We wrześniu głosił kazania w Padwie. Podczas jednego z nich uzdrowiona została zakonnica od 13 lat cierpiąca z powodu nieuleczalnej choroby. Fakt ten stał się bardzo głośny. Przełożeni zakonni, zaniepokojeni zbyt wielkim poruszeniem, jakie powstało wokół jego osoby, próbowali go przenosić z jednego klasztoru do drugiego. Wywołało to protesty ludzi i władze zakonne musiały zezwolić na jego dalszą publiczną działalność kaznodziejską. Tymczasem po kazaniach o. Marka poczęły się mnożyć nadzwyczajne wypadki nie tylko nawróceń, ale i uzdrowień. Papież Innocenty XI niebawem nazwał go "cudotwórcą swego wieku - il taumaturgo del secolo". Mianował go misjonarzem apostolskim. W tym charakterze o. Marek zaczął przemierzać całą Europę. Wzywali go biskupi i książęta, zaprosili go książę elektor bawarski Maksymilian Filip i cesarz Leopold I. W 1680 r. udał się do Monachium. Naoczni świadkowie stwierdzali, że kazaniom o. Marka towarzyszyła nadprzyrodzona atmosfera i szczególne działanie Boże.
Z Monachium udał się do Innsbrucka, Salzburga, Pasawy i Linzu, gdzie jako gość cesarza przebywał przez 3 tygodnie. Potem jego droga wiodła przez Regensburg, Neuburg, Ingolstadt, Bamberg do Würzburga, Kolonii, Augsburga. Wróciwszy na krótko do rodzimej prowincji weneckiej, udał się następnie do Francji, Holandii i Szwajcarii.
Marek z Aviano był nadto misjonarzem apostolskim szczególnego rodzaju. Papież Innocenty XI, świadomy zagrożenia Europy przez Turcję, usilnie starał się wskrzesić ideę krucjat i pozyskać dla niej władców chrześcijańskich. Marek z Aviano, również przejęty tą ideą, pracować miał na dworach europejskich nad jej urzeczywistnieniem. Doprowadził najpierw do sojuszu bawarsko-cesarskiego. W 1681 r., na prośbę cesarza Leopolda I, udał się do Ludwika XIV z ofertą zgody i przyjaźni. Został jednak u bram Paryża zatrzymany przez agentów policji, załadowano go na furę siana i odstawiono do granicy. Miał opinię zdecydowanego stronnika Habsburgów, stąd innym razem, gdy chciał pojechać do Hiszpanii, zabroniono mu przejazdu przez Francję.

Reklama

Legat papieski

W 1682 r. na polecenie władz zakonnych udał się do Wiednia na dwór cesarza Leopolda I. Cesarz darzył o. Marka wielkim zaufaniem, zwierzał mu się z różnych problemów. 29 listopada 1682 r. pisał do niego: "Obawiam się, że będziemy mieli wojnę z Turkami. Gdybym mógł odbyć tę kampanię mając Ojca przy sobie, mógłbym powiedzieć - jeśli Bóg jest z nami, któż przeciw nam?". Wkrótce obawy te stały się rzeczywistością. W maju następnego roku armia turecka ruszyła na wyprawę wojenną. Cesarz dwukrotnie pisał do o. Marka, wyrażając życzenie, by przybył do niego. Ten w odpowiedzi z 26 maja 1682 r. stwierdził: "Jestem w Padwie, zawsze gotów służyć Waszej Cesarskiej Mości we wszystkim, co mi rozkaże". 7 lipca 1683 r. Wiedeń został otoczony przez wojska tureckie. Cesarz opuścił miasto, a z nim 60 tys. mieszkańców. Przeniósł się do Linzu, skąd znów pisał: "Ojcze Marku, polegam na Tobie i całe zaufanie pokładam w Twojej modlitwie, a także w Twojej obecności przy armii".
14 sierpnia 1683 r., na prośbę cesarza, o. Marek z Aviano mianowany został przez Innocentego XI legatem papieskim przy cesarzu i jego armii, a 5 września przybył do Linzu. Zaraz dopuszczony został do narad wojskowych. Cesarz ciągle się wahał, czy ma objąć naczelne dowództwo nad wojskami koalicyjnymi. Król polski Jan III stawiał sprawę zdecydowanie, twierdząc, że to on powinien być naczelnym dowódcą, na co z kolei nie chcieli się zgodzić książęta niemieccy, uważając, że dowodzenie armią sprzymierzoną należy się Karolowi Lotaryńskiemu. O. Marek zdawał sobie sprawę z powagi sytuacji. Znał zapewne kwalifikacje i bogate doświadczenie wojenne w wojnach z Turkami króla polskiego. Stanowczo więc opowiedział się za powierzeniem mu naczelnego dowództwa.
Nie ulega wątpliwości, że dzięki zabiegom dyplomatycznym o. Marka z Aviano ostatecznie Jan III objął dowództwo nad wojskami sprzymierzonych. Pertraktacje ciągnęły się niemal do ostatniej chwili. O. Marek w wirze licznych zajęć nie zapomniał o swej istotnej powinności - duchowego przygotowania wojsk chrześcijańskich do walki. Już 8 września, w święto Narodzenia Najświętszej Maryi Panny, odprawił specjalną Mszę św. Jan III w liście do Marysieńki z 9 września 1683 r. tak opisywał to doniosłe wydarzenie: "Myśmy dzień wczorajszy tu strawili na nabożeństwie, gdzie nam dawał padre Marco z Aviano benedykcję, umyślnie tu przysłany imieniem Ojca Świętego. Komunikował nas z rąk swoich: Mszę miał i egzortę niezwyczajnym sposobem, bo pytał: «Jeśli macie ufność w Panu Bogu?» i odpowiadaliśmy mu wszyscy, że mamy. Potem kilka razy kazał za sobą mówić głośno: «Jezus Maryja, Jezus Maryja». Mszę miał z dziwnym nabożeństwem: prawdziwie to jest człowiek złączony z Panem Bogiem, nie prostak i nie bigot". Z tą Mszą św. wiąże się nawet legenda. Autor Diariusza wiedeńskiej okazyji - Mikołaj na Dyakowicach Dyakowski napisał, że o. Marek, kończąc Mszę św., zamiast słów: Ite, missa est - tj. Idźcie, Msza się skończyła, powiedział: Vinces Joannes.
W sam dzień zaplanowanej bitwy, 12 września o świcie, o. Marek odprawił Mszę św. w zrujnowanej kaplicy klasztoru Kamedułów dla króla i dowódców. Jan III z synem Jakubem służyli do Mszy. Wszyscy obecni w kaplicy przyjęli Komunię św. Po Mszy o. Marek odmówił specjalną modlitwę, a następnie udzielił wszystkim obecnym apostolskiego błogosławieństwa na życie i na śmierć.
O. Marek był obecny wśród wojska podczas bitwy. Przebiegał wśród walczących z uniesionym krzyżem w ręku lub stawał na wzniesieniu, by go widziano, krzepiąc żołnierzy swym widokiem i modlitwą. Powtarzał słowa odmawiane w czasie odprawiania egzorcyzmów: Ecce crux Domini, fugite partes adversae - "Oto krzyż Pana, uciekajcie wrogie siły". Gdy pod koniec dnia nastąpiło zwycięstwo, o. Marek nie krył swej radości. "Padre z Aviano, który mnie nacałować nie mógł, powiada, że widział gołębicę białą nad wojskami się naszemi przelatującą" - pisał Jan III do Marii Kazimiery. Nie towarzyszył jednak królowi polskiemu w triumfalnym wjeździe do Wiednia, w swej pokorze usunął się w zacisze kościoła Kapucynów, by przed Najświętszym Sakramentem modlić się, dziękować Bogu za zwycięstwo i polecać mu dusze poległych chrześcijan i muzułmanów. O. Marek, pisząc po zwycięstwie do papieża Innocentego XI, z całą mocą stwierdził, że wyzwolenie Wiednia nastąpiło "w sposób cudowny". Król podczas triumfalnego powrotu z wyprawy wiedeńskiej, witany w kraju m.in. przez przełożonego polskich Kapucynów - o. Jakuba z Rawenny, miał mu powiedzieć: "Poznałem waszego ojca Marka z Awianu. Był on nieodstępnym moim towarzyszem podczas wielkiej bitwy. Uwiadomiłem go o mojem niebezpieczeństwie pod Parkanami i o zwycięstwie pod Strygoniem. Donieś teraz, Szanowny Ojcze, władzy swojej do Rzymu, że mnie wielce cieszą cnoty Marka, które w nim widziałem".
O. Marek pozostał wierny idei zwycięstwa do końca. Po krótkotrwałej chorobie w 1684 r. podejmuje akcję, spotykając się z cesarzem. Otrzymuje przedłużenie pełnomocnictw legata papieskiego przy cesarzu i jego armii na lata 1684-88. Działa na rzecz scementowania ligi antytureckiej, inspirując i wykonując różne poczynania Stolicy Apostolskiej w tej mierze. Przez jakiś czas przebywa z wojskiem cesarskim na Węgrzech. W 1686 r. uczestniczy w wyzwoleniu Budapesztu. W trzy lata później jest przy odbiciu Belgradu. Niestrudzenie krzepi ducha wojsk chrześcijańskich, organizuje wśród żołnierzy wielkie akcje pokutne, połączone z głoszeniem słowa Bożego, spowiedzią i Komunią św. oraz udzielaniem apostolskiego błogosławieństwa. Wraca do Włoch, gdy w 1690 r. Belgrad znów przechodził w ręce tureckie. Jeździ potem raz po raz do cesarza, podtrzymując go na duchu w toczonej wojnie z Turcją, upominając jego książąt, by troszczyli się o walczących żołnierzy i płacili im sprawiedliwie żołd. Przy każdej sposobności stara się budzić sumienia panujących, dowódców i żołnierzy.

Droga do chwały ołtarzy

Po zakończeniu swej misji legata papieskiego o. Marek podejmował dalsze podróże misyjne we Włoszech i w Europie. Rok 1699 był ostatni w życiu o. Marka. Widocznie tracił siły nadwerężone intensywną pracą apostolską i dyplomatyczną. Maria Kazimiera, królowa-wdowa po Janie III Sobieskim, w Wenecji odwiedziła przebywającego "il veneratissimo padre Marco" (najczcigodniejszego o. Marka). Był to z jej strony piękny gest i wyraz sympatii, jaką w stosunku do o. Marka przekazał jej zmarły małżonek. W maju tegoż roku, mimo słabego zdrowia, z polecenia Stolicy Apostolskiej podjął podróż do Wiednia, by być świadkiem zaślubin króla Józefa (późniejszego cesarza Józefa I) z Wilhelminą Amalią hanowerską. Wybierając się w drogę, napisał bilet do swego towarzysza - o. Kosmy: "Poświęcam się dla dobra chrześcijaństwa, ale nigdy nie spotkałem sytuacji tak skomplikowanych jak tutaj". I jeszcze dodał: "Właściwie nie mogę, ale papież poleca, więc winienem to spełnić z największą dokładnością. Niech Bóg sprawi, aby z tego wyszło dobro". Powierzoną mu misję spełnił. W czerwcu ciężko zachorował, cierpiąc na raka. Choroba okazała się śmiertelna. Od 25 lipca nie mógł wstawać. Do jego łoża w klasztorze Kapucynów przybywały różne osobistości. 13 sierpnia przybył cesarz wraz z małżonką, aby złożyć hołd temu, którego uważał za swego kierownika duchowego. Wkrótce po odwiedzinach cesarskich nastąpił zgon.
Z rozporządzenia cesarza, trumna ze zwłokami o. Marka do 17 sierpnia była wystawiona na widok publiczny. Niezliczone tłumy oddawały mu cześć, tak jak świętemu. Uroczysty pogrzeb, któremu przewodniczył arcybiskup Wiednia, odbył się 17 sierpnia. Uczestniczyły w nim też wysokie osobistości kościelne, cała rodzina i dwór cesarski oraz rzesze wiernych... Ubogi i świątobliwy zakonnik miał tak wspaniały pogrzeb. Niektórzy twierdzili, że pogrzeb ów był jakby uprzedzającą kanonizacją. Zwłoki, z polecenia cesarza, złożono w krypcie kościoła Kapucynów obok grobów cesarskich. W 1935 r. wiedeńczycy na jednym z placów Wiednia o. Markowi wystawili pomnik.
O. Marek z Aviano odszedł z tego świata w opinii świętości. Cesarz Leopold I zalecił wszczęcie jego procesu beatyfikacyjnego. Jednak przedwczes-na śmierć monarchy w 1705 r. odsunęła zrealizowanie tego planu. Kapucyni pilnie zachowywali wszystkie pisma i pamiątki. Postarali się też o opracowanie biografii. Sprawa wszczęcia formalnego procesu odwlokła się jednak o blisko 200 lat. Rozpoczął go dopiero w Wiedniu w 1891 r. kard. Antoni Gruska. Dodatkowy proces w Wenecji został przeprowadzony w 1904 r. za rządów patriarchy Wenecji Józefa Sarto, późniejszego św. Piusa X. Wszystkie procesy zostały zakończone w 1904 r. Akta przekazano do Kongregacji Obrzędów. Proces apostolski o heroiczności cnót został rozpoczęty w Wiedniu i w Wenecji w 1912 r., a zakończony w 1920 r. Pozycja historyczna o heroiczności cnót o. Marka została opracowana i złożona w Kongregacji w 1966 r. Kard. Franciszek Koenig, arcybiskup Wiednia, czynił starania o doprowadzenie sprawy beatyfikacji o. Marka do końca. Dopiero 6 lipca 1991 r. Jan Paweł II zatwierdził stosowny dekret. Czytamy w nim cytowane słowa o. Marka: "Bóg wie, że celem wszystkich moich poczynań było jedynie wypełnienie woli Bożej. Nie miałem żadnej innej intencji, jak tylko troskę o chwałę Bożą i zbawienie dusz. Jestem zawsze najposłuszniejszym synem Świętej Matki Kościoła, gotowym przelać krew i oddać życie". W tymże dokumencie dalej czytamy: "Dokąd mu sił starczyło, dążył do doskonałości, dnie i noce spędzał na modlitwie, z największą gorliwością sprawował Najświętszą Ofiarę, wykazywał szczególną cześć dla Eucharystii i płonął żywą miłością do Matki Najświętszej, zwłaszcza tajemnicy Niepokalanego Poczęcia, doskonale zachowywał śluby zakonne i przepisy Reguły św. Franciszka, której nigdy nie sprzeniewierzył się czy to będąc w klasztorze, czy w czasie męczących podróży, czy też znajdując się na dworach możnych tego świata".

2003-12-31 00:00

Oceń: 0 0

Reklama

Wybrane dla Ciebie

Maryja uczy nas waleczności i odwagi

2024-04-15 13:27

[ TEMATY ]

homilia

rozważania

Karol Porwich/Niedziela

Rozważania do Ewangelii J 19, 25-27.

Piątek, 3 maja. Uroczystość Najświętszej Maryi Panny, Królowej Polski

CZYTAJ DALEJ

Św. Florian - patron strażaków

Św. Florianie, miej ten dom w obronie, niechaj płomieniem od ognia nie chłonie! - modlili się niegdyś mieszkańcy Krakowa, których św. Florian jest patronem. W 1700. rocznicę Jego męczeńskiej śmierci, właśnie z Krakowa katedra diecezji warszawsko-praskiej otrzyma relikwie swojego Patrona. Kim był ten Święty, którego za patrona obrali także strażacy, a od którego imienia zapożyczyło swą nazwę ponad 40 miejscowości w Polsce?

Zachowane do dziś źródła zgodnie podają, że był on chrześcijaninem żyjącym podczas prześladowań w czasach cesarza Dioklecjana. Ten wysoki urzędnik rzymski, a według większości źródeł oficer wojsk cesarskich, był dowódcą w naddunajskiej prowincji Norikum. Kiedy rozpoczęło się prześladowanie chrześcijan, udał się do swoich braci w wierze, aby ich pokrzepić i wspomóc. Kiedy dowiedział się o tym Akwilinus, wierny urzędnik Dioklecjana, nakazał aresztowanie Floriana. Nakazano mu wtedy, aby zapalił kadzidło przed bóstwem pogańskim. Kiedy odmówił, groźbami i obietnicami próbowano zmienić jego decyzję. Florian nie zaparł się wiary. Wówczas ubiczowano go, szarpano jego ciało żelaznymi hakami, a następnie umieszczono mu kamień u szyi i zatopiono w rzece Enns. Za jego przykładem śmierć miało ponieść 40 innych chrześcijan.
Ciało męczennika Floriana odnalazła pobożna Waleria i ze czcią pochowała. Według tradycji miał się on jej ukazać we śnie i wskazać gdzie, strzeżone przez orła, spoczywały jego zwłoki. Z czasem w miejscu pochówku powstała kaplica, potem kościół i klasztor najpierw benedyktynów, a potem kanoników laterańskich. Sama zaś miejscowość - położona na terenie dzisiejszej górnej Austrii - otrzymała nazwę St. Florian i stała się jednym z ważniejszych ośrodków życia religijnego. Z czasem relikwie zabrano do Rzymu, by za jego pośrednictwem wyjednać Wiecznemu Miastu pokój w czasach ciągłych napadów Greków.
Do Polski relikwie św. Floriana sprowadził w 1184 książę Kazimierz Sprawiedliwy, syn Bolesława Krzywoustego. Najwybitniejszy polski historyk ks. Jan Długosz, zanotował: „Papież Lucjusz III chcąc się przychylić do ciągłych próśb monarchy polskiego Kazimierza, postanawia dać rzeczonemu księciu i katedrze krakowskiej ciało niezwykłego męczennika św. Floriana. Na większą cześć zarówno świętego, jak i Polaków, posłał kości świętego ciała księciu polskiemu Kazimierzowi i katedrze krakowskiej przez biskupa Modeny Idziego. Ten, przybywszy ze świętymi szczątkami do Krakowa dwudziestego siódmego października, został przyjęty z wielkimi honorami, wśród oznak powszechnej radości i wesela przez księcia Kazimierza, biskupa krakowskiego Gedko, wszystkie bez wyjątku stany i klasztory, które wyszły naprzeciw niego siedem mil. Wszyscy cieszyli się, że Polakom, za zmiłowaniem Bożym, przybył nowy orędownik i opiekun i że katedra krakowska nabrała nowego blasku przez złożenie w niej ciała sławnego męczennika. Tam też złożono wniesione w tłumnej procesji ludu rzeczone ciało, a przez ten zaszczytny depozyt rozeszła się daleko i szeroko jego chwała. Na cześć św. Męczennika biskup krakowski Gedko zbudował poza murami Krakowa, z wielkim nakładem kosztów, kościół kunsztownej roboty, który dzięki łaskawości Bożej przetrwał dotąd. Biskupa zaś Modeny Idziego, obdarowanego hojnie przez księcia Kazimierza i biskupa krakowskiego Gedko, odprawiono do Rzymu. Od tego czasu zaczęli Polacy, zarówno rycerze, jak i mieszczanie i wieśniacy, na cześć i pamiątkę św. Floriana nadawać na chrzcie to imię”.
W delegacji odbierającej relikwie znajdował się bł. Wincenty Kadłubek, późniejszy biskup krakowski, a następnie mnich cysterski.
Relikwie trafiły do katedry na Wawelu; cześć z nich zachowano dla wspomnianego kościoła „poza murami Krakowa”, czyli dla wzniesionej w 1185 r. świątyni na Kleparzu, obecnej bazyliki mniejszej, w której w l. 1949-1951 jako wikariusz służył posługą kapłańską obecny Ojciec Święty.
W 1436 r. św. Florian został ogłoszony przez kard. Zbigniewa Oleśnickiego współpatronem Królestwa Polskiego (obok świętych Wojciecha, Stanisława i Wacława) oraz patronem katedry i diecezji krakowskiej (wraz ze św. Stanisławem). W XVI w. wprowadzono w Krakowie 4 maja, w dniu wspomnienia św. Floriana, doroczną procesję z kolegiaty na Kleparzu do katedry wawelskiej. Natomiast w poniedziałki każdego tygodnia, na Wawelu wystawiano relikwie Świętego. Jego kult wzmógł się po 1528 r., kiedy to wielki pożar strawił Kleparz. Ocalał wtedy jedynie kościół św. Floriana. To właśnie odtąd zaczęto czcić św. Floriana jako patrona od pożogi ognia i opiekuna strażaków. Z biegiem lat zaczęli go czcić nie tylko strażacy, ale wszyscy mający kontakt z ogniem: hutnicy, metalowcy, kominiarze, piekarze. Za swojego patrona obrali go nie tylko mieszkańcy Krakowa, ale także Chorzowa (od 1993 r.).
Ojciec Święty z okazji 800-lecia bliskiej mu parafii na Kleparzu pisał: „Święty Florian stał się dla nas wymownym znakiem (...) szczególnej więzi Kościoła i narodu polskiego z Namiestnikiem Chrystusa i stolicą chrześcijaństwa. (...) Ten, który poniósł męczeństwo, gdy spieszył ze swoim świadectwem wiary, pomocą i pociechą prześladowanym chrześcijanom w Lauriacum, stał się zwycięzcą i obrońcą w wielorakich niebezpieczeństwach, jakie zagrażają materialnemu i duchowemu dobru człowieka. Trzeba także podkreślić, że święty Florian jest od wieków czczony w Polsce i poza nią jako patron strażaków, a więc tych, którzy wierni przykazaniu miłości i chrześcijańskiej tradycji, niosą pomoc bliźniemu w obliczu zagrożenia klęskami żywiołowymi”.

CZYTAJ DALEJ

Nosić obraz Maryi w oczach i sercu

2024-05-03 21:22

ks. Tomasz Gospodaryk

Kościół w Zwanowicach

Kościół w Zwanowicach

Mieszkańcy Zwanowic obchodzili dziś coroczny odpust ku czci Najświętszej Maryi Panny Królowej Polski. Sumie odpustowej przewodniczył ks. Łukasz Romańczuk, odpowiedzialny za edycję wrocławską TK “Niedziela”.

Licznie zgromadzeni wierni mieli okazję wysłuchać homilii poświęconą polskiej pobożności maryjnej. Podkreślone zostały ważne wydarzenia z historii Polski, które miały wpływ na świadomość religijną Polaków i przyczyniły się do wzrostu maryjnej pobożności. Przywołane zostały m.in. ślubu króla Jana Kazimierza z 1 kwietnia 1656 roku, czy 8 grudnia 1953, czyli data wprowadzenia codziennych Apeli Jasnogórskich. I to właśnie do słów apelowych: Jestem, Pamiętam, Czuwam nawiązywał kapłan przywołując słowa papieża św. Jana Pawła II z 18 czerwca 1983 roku. - Wypowiadając swoje “Jestem” podkreślam, że jestem przy osobie, którą miłuję. Słowo “Pamiętam” określa nas, jako tych, którzy noszą obraz osoby umiłowanej w oczach i sercu, a “Czuwam” wskazuję, że troszczę się o swoje sumienie i jestem człowiekiem sumienia, formuje je, nie zniekształcam ani zagłuszam, nazywam po imieniu dobro i zło, stawiam sobie wymagania, dostrzegam drugiego człowieka i staram się czynić względem niego dobro - wskazał kapłan.

CZYTAJ DALEJ

Reklama

W związku z tym, iż od dnia 25 maja 2018 roku obowiązuje Rozporządzenie Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2016/679 z dnia 27 kwietnia 2016r. w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych i w sprawie swobodnego przepływu takich danych oraz uchylenia Dyrektywy 95/46/WE (ogólne rozporządzenie o ochronie danych) uprzejmie Państwa informujemy, iż nasza organizacja, mając szczególnie na względzie bezpieczeństwo danych osobowych, które przetwarza, wdrożyła System Zarządzania Bezpieczeństwem Informacji w rozumieniu odpowiednich polityk ochrony danych (zgodnie z art. 24 ust. 2 przedmiotowego rozporządzenia ogólnego). W celu dochowania należytej staranności w kontekście ochrony danych osobowych, Zarząd Instytutu NIEDZIELA wyznaczył w organizacji Inspektora Ochrony Danych.
Więcej o polityce prywatności czytaj TUTAJ.

Akceptuję